< > wszystkie blogi

Powiało nudą

Od dziś zawsze będę kończył, to co zacz...

A ty też nienawidzisz swojego psa?

16 września 2009
No dobrze, psów nie lubię. Uważam, że są głupie, śmierdzą i dla kawałka chleba z szynką są gotowe zapomnieć o swojej godności i płaszczyć się przed jeszcze głupszymi ich właścicielami, którzy uważają, że służalczość i brak charakteru jest przejawem ich ogromnej miłości. Ale to, że ich nie lubię nie jest tożsame z tym, że chciałbym im zrobić krzywdę. Większości ludzi też nie lubię, a jeszcze nikogo nie zabiłem. Może dlatego, że mam utrudniony dostęp do broni.

Jestem świadom bezmiaru ludzkiej głupoty i jako taka już dawno przestała mnie ruszać. Natomiast chyba nigdy nie przestaną mnie zadziwiać jej przejawy. To co innym przychodzi z niejaką wrodzoną naturalnością, mnie nie przyszłoby do głowy, nawet w czasie mojej największej kreatywności.

Pomysłu władz miasta Wrocławia o zmianach w rozkładach jazdy komentował nie będę, bo już i tak chyba wszystko zostało powiedziane, a z pomysłu się wycofano. Dodam tylko, że utwierdziło mnie to w tym, że rower jest najlepszym środkiem transportu do i z pracy. Zwłaszcza, kiedy nie jest strasznie daleko, a nawierzchnia uniemożliwia zebranie próbek błota z całej długości trasy.

Kilka dni temu pogoda... No... Przynajmniej nie zniechęcała do inkrementowania liczby kilometrów, pokonanych na dwóch kółkach, przy sporym udziale własnych mięśni, więc radośnie wsiadłem na swój, mocno wysłużony już rower, i jak co rano pognałem w kierunku pracy. Jako, że już rozpoczął się wrzesień, kiedy ja ruszam do pracy, pierwsza gównażeria, maszeruje w przeciwnym kierunku. Ponieważ dzieciaka, wkręconego w szprychy, ciężko się usuwa, a dodatkowo może uszkodzić rower, nie wspominając już o tym, że bankowo bym się spóźnił, pierwszą część drogi pokonuję stosunkowo wolniej. Powiedzmy, że staram się nie przekraczać 20km/h, chyba że dzieciaków akurat na horyzoncie niet.

I właśnie tego, średnio pięknego, poranka chodnik - tak, jeżdżę po chodniku, bo muszę jakoś dojechać do drogi/ścieżki dla rowerów - był pusty. Toteż radośnie, na tyle, na ile pozwalała pora dnia i świadomość utknięcia na osiem godzin w pracy, uprawiałem poranną gimnastykę. W pewnym momencie, pięćdziesiąt metrów przede mną, na horyzoncie zobaczyłem pieska, radośnie wypróżniającego się na trawnik, tuż obok chodnika. Po drugiej stronie, pod bramą stała sobie kobieta. Zdecydowanie niespecjalnie szczęśliwa, że musiała zwlec tyłek wcześniej z wyra, żeby wyprowadzić pupilka. Choć jej radość i poziom samozadowolenia, z całą pewnością, podnosił fakt, że piesek okazał się na tyle samowystarczalny, że nie musi z nim daleko chodzić, bo pięknie się wysra na trawniczek pomiędzy chodnikiem, a placem zabaw i wszyscy będą zadowoleni. Dobrze, że nie na chodnik, bo pewnie jakiś gbur (z całą pewnością tym gburem okazał bym się ja), jeszcze by się przypieprzył i kazał posprzątać. Podsumowując, mamy następujący obrazek: ja na rowerze, z coraz wyższym ciśnieniem, że znów tępy i leniwy właściciel psa pozwala srać swojemu pupilkowi w miejscu najmniej do tego przeznaczonym; właścicielka, stojąca pod bramą, zadowolona że na parę godzin ma pieska z głowy; no i oczywiście sam piesek. Ponieważ kundelek lżejszy o swojego kupsztala, mógłby wpaść na genialny pomysł, żeby radośnie merdając ogonkiem podbiec do właścicielki i radosnym "hauuu" oznajmić, "popatrz, jakiego zasadziłem pięknego kloca! Powąchasz mój zadek?", postanowiłem przyhamować. Pomysł był dobry. Z wykonaniem trochę gorzej. Jakieś trzy metry przed pieskiem dostrzegłem, że właścicielka pupilka jest nie tylko cholernie leniwa, ale jej lenistwo tylko odrobinę ustępuje głupocie. Kobieta wzięła sobie poważnie do serca, że pies musi być na smyczy. A piesek drobny, to i smyczka też może być cieniutka, żeby się biedactwo nie przedźwigało. Moja wyobraźnia okazała się mniejsza niż jej, która wpadła na to, że smycz jest na tyle długa, że stojąc pod bramą może wyprowadzać (sic!) jednocześnie kundelka.

Kto kiedykolwiek próbował wyhamować rowerem do zera, nawet z tych piętnastu kilometrów na godzinę, wie że jest to możliwe jedynie, kiedy mamy wspomaganie hamowania w postaci stałej przeszkody. Efekt był taki, że właścicielka i tak zaliczyła spacer. Choć nie lubię psów, cieszę się, że zwierzakowi nic się nie stało. Upewniwszy się, że jest cały, nawet nie chciało mi się opieprzać tępego babsztyla za brak wyobraźni. Wystarczył mi fakt, że zaliczyła odrobinę ruchu, bo przyspieszyła niczym lekkoatleta w biegu na "setkę", gdy się zorientowała, co się święci. Wystarczyło mi, że najadła się strachu i przynajmniej do następnego dnia, nie popełniła tego samego błędu. Wystarczyło mi też, że zaczęła mnie gorąco przepraszać od świata zewnętrznego. Przynajmniej zdała sobie sprawę z głupoty jaką strzeliła.

A żeby zachować pozory uczciwości i obiektywizmu nie twierdzę, że jestem całkiem bez winy i już wyciągnąłem odpowiednie wnioski. Koło dzieci w wieku szkolno-gimnazjalnym oraz zwierząt można spokojnie przejechać z pełną prędkością, o ile cię widzą. Jeśli natomiast mijasz dorosłego, zachowaj szczególną ostrożność, bo nigdy nie wiesz na jaki genialny pomysł wpadnie.

Uprzedzając Wasze święte oburzenie dotyczące jazdy na rowerze po chodniku, z którym się całkowicie zgadzam, postaram się na ten temat napisać następną razą.

Kliknij jeśli chcesz mi nawtykać w komentarzu, a nie masz konta na JM
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi