< > wszystkie blogi

Powiało nudą

Od dziś zawsze będę kończył, to co zacz...

Frejr też potrafi kopnąć z półobrotu

29 października 2012
Frejr założył sobie konto w banku. Następnie to konto zlikwidował. Jeśli w tej chwili, szanowny Czytelniku, pomyślałeś sobie coś w stylu "no i co z tego. Nie ty jeden", to miło mi Cię powitać po raz pierwszy na moim blogu. Życie Frejra jest nudne, ale nie można o nim powiedzieć, że jest takie proste, jak być powinno.
Może nieco przez litość Frejr nie pomni nazwy rzeczonego banku, bo trochę mu ich żal. W końcu sporo się wykosztowali ostatnio na gwiazdę zza Oceanu, żeby reklamowała ich produkty. Ale wróćmy do samego początku. Hej, czemu tu się zrobiło tak ciemno? Może nie aż do takiego samego początku. Przesuńmy się w czasie do początku historii z bankiem, który lada co chwilę wcześniej był dwoma bankami, jednakże ktoś doszedł do wniosku, że każdy z tych banków ma dość długą nazwę, i jeśli by się dobrze zakręcić, to można ją skrócić do pięciu liter. Z grubsza chwilę później Frejr wpadł na pomysł, że może by tam otworzyć konto. Dawali kartę płatniczą, dostęp przez internet, całkiem sporo darmowych bankomatów i jeszcze jakiś tam procent. Frejra nie zraził fakt, że nie miał ani złamanego grosza przy duszy. Ważne, że dla studenta, jakim Frejr wszakże był, konto było całkowicie darmowe. Może konta w bankach działają podobnie jak lodówki w domu rodzinnym. Jeśli jest pusta, to przy odrobinie wytrwałości, dostatecznie długo do niej zaglądając, w końcu się napełni. Frejra nie zraziła do siebie nawet obsługa podczas otwierania konta, kiedy przedstawiciel banku widząc Frejra na pół godziny przed zamknięciem oddziału, ciężko i ostentacyjnie westchnął, bo chciał już mieć na tamten dzień święty spokój. Tym samym liczył, że Frejr zrozumie dyskretną aluzję i sobie pójdzie być gdzie indziej. Frejr, patrząc z perspektywy czasu, powinien jednak faktycznie odpuścić sobie ten bank, jednak pokusa spsucia komuś popołudnia, w nagrodę za bezczelne lekceważenie jego samego, była zbyt wielka i Frejr bardzo dokładnie przeczytał umowę. W prawdzie zawsze czyta umowy. Często, jeśli są dostępne publicznie, to sporo czasu wcześniej, zaznaczając sobie zakreślaczem fragmenty, gdzie będzie pewien, że zagnie obsługę, ale tym razem postanowił przeczytać ją drugi raz przy pracowniku banku, któremu widocznie był mocno nie na rękę. Oczywiście, całą procedurę można było załatwić w piętnaście minut, ale im bardziej pracownik banku chciał Frejra zniechęcić do otwarcia tego dnia konta, tym bardziej Frejr chciał je otworzyć. I w ten sposób na 5 minut przed planowym zamknięciem oddziału, sprzedawca nie umiał już sobie znaleźć wymówki, żeby nie obsłużyć Frejra, który w poczekalni spędził ponad kwadrans i chcąc nie chcąc, spytał tę młodą wredotę czego chce. Tym samym sposobem, miast załatwić to jak cywilizowani ludzie, bądź jak cywilizowany człowiek i Frejr, niektórym się poszczęściło i dorobili do pensji nadgodzinami. W ten oto prosty sposób Frejr stał się posiadaczem konta, jeśli go pamięć nie myli "<30" czy coś w tym stylu. Owszem. Frejr dokładnie przeczytał regulamin i zdawał sobie sprawę, że tak zupełnie darmowe to to konto będzie tylko do pewnego czasu. To, że wiedział, nie oznaczało, że pamiętał. I tu zaczyna się robić ciekawiej. Po kilku latach, odsetki od całej złotówki, którą Frejr w pocie czoła, odbierając sobie piwo i precle od ust, zbierając grosiki, które powypadały staruszkom przy kasach w Biedronkach, uciułał, zaczęły wynosić okrągłą wartość. Chyba bank trochę się rozpędził w obietnicach konta za "0", bo dokładnie tyle zaczęły wynosić odsetki. Frejr jak każdy lojalny klient, wziął do ręki kalkulator i wstukał "71830". Obrócił do góry nogami i się uśmiechnął. Po chwili stwierdził, że dość tych żartów i wpisał "70150". Obrócił i zarechotał rubasznie, jaki to sobie świetny numer wywinął. Później rzucił kalkulator w kąt, podrapał się po czaszce i stwierdził, że jeśli weźmie tę swoją złotówkę, wrzuci do banku, gdzie dają mu 5%, co jest większe niż 0%, to za jakieś czterdzieści lat będzie mógł iść na piwo z kolegami. Oczywiście, jeśli oni sobie sami kupią. Frejr znalazł bank, który chciał mu dać 5% od jego oszczędności, więc zabrał swoje grosze, a było tego coś koło setki, do innego banku. O pięcio literowym wyzyskiwaczu zapomniał. Cóż, skoro konto jest za darmo, to nie będzie sobie zawracał głowy jego zamykaniem. Może jeszcze do czegoś mu się przyda, a jeść nie woła. Oczywiście, to był błąd. Chociaż Frejr czytać ze zrozumieniem umie, to z pamięcią już gorzej. Z resztą, kto by pamiętał, że kiedy Frejr się postarzeje, to będzie musiał regularnie wpłacać pieniądze na konto. Poza tym, skąd niby miałby je brać? No to kiedy zrobił się debet na jego "a niech będzie, bo jeść nie woła" koncie, bank delikatnie szturchnął Frejra, mówiąc: płać. Jesteś nam winny 13,49*. Frejr uderzył się chochlą do nalewania zupy w pierś. "Faktycznie, jestem idiotą", pomyślał. Co prawda, zgodnie z regulaminem, ale jednakowoż Frejr doznał jakiegoś wewnętrznego poczucia krzywdy. Tym bardziej, że misterny plan oszczędzania przez czterdzieści lat na "browara", właśnie szlag trafił. A mogli przypomnieć... Rozgoryczony Frejr poszedł czym prędzej do oddziału z gorącym postanowieniem skończenia z podłym kapitalistą - wyzyskiwaczem. Z taką sprawą nie można zwlekać. Wszak odsetki codziennie rosną, a wizja chłodnego złocistego napoju odwrotnie proporcjonalnie do rosnących odsetek maleje. - Hmmm... - zaczął się zastanawiać się Frejr. - Żeby zamknąć konto, muszę zapłacić odsetki. Jeśli te odsetki jeszcze urosną pomiędzy czasem kiedy powiedzieli mi ile mam zapłacić, a zaksięgowaniem? W ten sposób... No dobra, trochę to naciągane... Bardziej ciekawi mnie, co zrobią z nadwyżką, jeśli dajmy na to, na koncie, w chwili zamykania konta będzie jeden grosz? Frejr udał się do kasy banku i uzupełnił swoje konto o 13,50, z czego 13,49 zostało wzięte na pokrycie dziur w pamięci i głupoty Frejra. Frejr otrzymał papier, że konto zostanie zamknięte w przeciągu 30 dni**. W domu sprawdził, że internety mówią, że nie ma dostępu do konta, więc nawet nie może sprawdzić, czy mu tego grosza zaksięgowali. No cóż, grosz został zapisany po stronie "strat na działalności operacyjnej". Od czasu rozwodu z bankiem, Frejr otrzymywał jeszcze od czasu do czasu jakąś korespondencję. Ponieważ Frejr nie ma przyjaciół, cieszył się chociaż z takiej poczty. Co prawda oczyma wyobraźni widział te mordowane tysiącletnie sekwoje, ale co tam. Po chwili radości, z otrzymanej korespondencji, koperta bez otwierania lądowała w koszu. Frejr się przeprowadził, ale bank chyba bardzo pokochał Frejra, bo wciąż słał do niego liściki. Któregoś deszczowego popołudnia, kiedy Frejra znów zaczęła łapać jesienna depresja, otrzymał wiadomość, że kolejna przesyłka z zielonym logiem czeka na niego do odbioru. - Tego już za wiele - rzekł do samego siebie, oburzony niczym były prezydent, któremu zarzucano kłopoty z alkoholem. - Niedaleko pracy jest oddział, to pójdę i im wygarnę, że... No dobra, co będę wygarniał, to wymyślę później. Póki co początek planu jest dobry i tego się będę trzymał. Kilka dni później... - Mogę w czymś pomóc? - spytała urocza pani z oddziału. - Mam nadzieję, że tak - odparł Frejr, już widząc, jak miażdży przeciwniczkę intelektualnie. - Czy może mi pani powiedzieć, czy jestem państwa klientem? - Tak, poproszę dowód osobisty. - pani z obsługi najwidoczniej nie tak głupie pytania już w swoim życiu słyszała. - Tak, jest pan naszym klientem. I w dodatku ma pan ujemne saldo na rachunku. No i szlag trafił misterny plan pojechania po banku jak po łysej kobyle. Ponieważ wpis robi się już dość obszerny, a niewyczerpane grafomańskie zapędy Frejra jeszcze nie zostały zaspokojone, to jednak czuje on, że wypadałoby przyspieszyć, żeby nie stracić reszty czytelników, jeśli jeszcze jacyś pozostali. W skrócie, Frejr znalazł lukę w systemie, a dodatkowo miał niesamowite szczęście. W momencie zamykania konta, prosi się klienta, po zablokowaniu rachunku, o numer innego, gdzie należy przelać pozostałe środki. Frejra nie spytano o takie rzeczy ponieważ miał "mniej niż zeroooooo ooo". Rachunku nie zablokowali, bo musiał na niego wpłacić 13,49. Jak wpłacił, zablokowali, ale żaden idiota nie zorientował się, że tam jest jeden grosz więcej. Z Frejrem kontakt się urwał na około pięć lat, kiedy ten przypadkiem dowiedział się, że wciąż jest klientem banku, z którym wziął rozwód. Niemniej po blisko miesiącu użerania się udało się... Chyba. Frejr aż boi się udać do oddziału, żeby zapytać, czy mogą mu powiedzieć, czy dalej jest ich klientem. Frejra zastanawia jedno. Bank skasował Frejra na circa piętnaście złotych, za jego głupotę, ale raczej w mało elegancki sposób. Ciekawe ile kosztowało bank wysyłanie całej sterty papieru, do klienta, który nawet nie wiedział, że klientem był, później uruchomienie całej machiny bankowej, zapłacenie pracownikom za rozpatrywanie reklamacji, której nie powinno być... Wredny Frejr kopnął bank z półobrotu, niczym Chuck Norris, bo jak mawiał Don Corleone:"krzywd wyrządzonych rodzinie się nie wybacza".
* - Kwota zmyślona, a raczej przywołana z pamięci, ale rząd wielkości się zgadza. ** - Podobnie jak poprzednio. Wszak Frejr ma dziurawą pamięć...
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi