< > wszystkie blogi

Powiało nudą

Od dziś zawsze będę kończył, to co zacz...

Każdy orze, tak jak może

3 września 2008
    Czasem na niektórych filmach, zwłaszcza tych sprzed kilku lat można zaobserwować „bujających się czarnuchów*” w takt dźwięków sączących się im do ucha z odtwarzacza, który niosą na ramieniu. Ta moda dotarła także i do kraju kwitnącego ziemniaka. A że taki boombox drogi, mało poręczny no i zużyte baterie degradują środowisko naturalne, to Polaki, jako naród zaradny wymyślił swoje własne rozwiązanie. Bardziej ekologiczne, bardziej mobilne i poręczniejsze.

    Od pewnego czasu na ulicach miast, choć pewnie nie tylko, można zaobserwować (głównie) szczeniaków, niosących skrzeczące telefony komórkowe. Piszę skrzeczące z kilku powodów. Pierwszym z nich jest ten, że mimo moich usilnych starań nie udało mi się w większości przypadków usłyszeć nic więcej poza czymś, co opisałbym jako wrzask kilku zwierząt zamkniętych w płóciennym worku i uderzanych co jakiś czas przegniłą sztachetą od płotu sołtysa, dla podniesienia dramaturgii i efektów dźwiękowo-wizualnych. Pominąwszy fakt, że wnioskując po stroju słuchającego, który świadczy, bardzo często, o typie dźwięków, które mogą się wydobywać z podręcznego grajka, uważałbym je za całkiem zmyślne, acz mało humanitarne, narzędzie tortur, to jakość tego co drze się z tego biednego telefonu, ubliża nawet osobom z poważnymi wadami słuchu. A to ze względu na rozmiar i jakość głośniczka. Jednak mimo, iż mały, to jednak strasznie głośny.

    Jestem wyrozumiały i jak już kiedyś wspominałem, „agresywność – jeden”, ale kiedy jestem zmuszony słuchać czegoś takiego przez dwadzieścia minut jazdy autobusem, moje gruczoły dokrewne postanawiają całkowicie rozkręcić zawór oznaczony czerwonożółtą tabliczką ostrzegawczą, z trzema wykrzyknikami, z napisem „Nie dotykać – adrenalina”.

    Któregoś razu nie wytrzymałem i mało delikatnie zasugerowałem przyciszenie telefonu na dwa sposoby. Łatwy i trudny. Łatwy polegał na tym, że amator wysłuchiwania dźwięków wypadających garnków z szafek kuchennych sam przyciszy telefon do poziomu ogólnie akceptowanego przez społeczeństwo reprezentowane, w tym przypadku, przeze mnie. Cieszę się, że nie wybrał sposobu trudniejszego, który zważywszy na ilość hormonu „walcz albo uciekaj” wypełniającego mój układ krwionośny, skończyłby się pewnie oskarżeniem o zniszczenie mienia albo nawet o napaść.

    Nie jestem zbyt dumny ze swojej reakcji, choć cel osiągnąłem. Kiedy natomiast zadałem sobie pytanie, czy mogłem to rozwiązać inaczej, nie udało mi się znaleźć lepszego sposobu. Ja byłem sam przeciwko kilku wyrostkom i grzeczna prośba wywołała by tylko lekceważący śmiech (sprawdzone). Późniejsza ewentualna groźba brzmiałaby raczej niepoważnie (również sprawdzone).

    Najbardziej irytujące jest to, że byłem jedyną osobą, która zareagowała w jakikolwiek sposób, choć nie byłem jedyny, któremu przeszkadzała sytuacja. Skąd to wiem? Mogę się mylić, ale wydedukowałem to po nerwowych i pełnych dezaprobaty spojrzeniach w kierunku autobusowych muzyków. Ludzie, może należałoby skończyć ze społecznym przyzwoleniem na wszystko i na każdy wybryk tłumacząc to "młodość musi się wyszumieć". Jak nie, to jako społeczeństwo staniemy się nauczycielem angielskiego w toruńskim technikum, któremu można bezkarnie ubliżać i zakładać kosz na śmieci, na głowę (sznurek1, sznurek2).

* Ludzie nocy, którzy są tak nazywani nie ze względu na kolor skóry** czy uprzedzenia rasowe, ale ze względu na fakt pracy w warunkach bardzo skromnego oświetlenia***
** który jednak jest w tym przypadku dość pomocny.
*** Z niejasnych przyczyn nocne plądrowanie zazwyczaj odbywa się nocą.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi