< > wszystkie blogi

Nic specjalnego.

Jesteś, kim jesteś.

Tenis - tydzień 1

26 kwietnia 2009
Doszedłem do wniosku, że trzeba coś ze sobą zrobić. Najlepiej byłoby biegać, ale do biegania nigdy nie mogłem się zmusić. Trzeba było coś innego wymyślić. No i wymyśliłem.

Myślę sobie "a pójdę zapytam". Idę do kumpla i pytam:
- Co robisz jutro o 6 rano?
- Biegam.
- Gramy w tenisa?
- No pewnie.
I po tej krótkiej rozmowie byliśmy umówieni. Kumpel gra w tenisa, ja nie.

Czemu tenis? Bo nie lubię biegać bez celu, a w tenisie biegam za piłką, poza tym nauczę się czegoś nowego. Biegać każdy potrafi, no może prócz niektórych pokemonów, a grać w tenisa nie każdy :D.

Czemu taka godzina? A dlatego, iż o tej godzinie są puste korty, nie ma wstydu:D, oraz dlatego, że wtedy tylko mam czas. Nie ma zajęć, nikt na gadu nie siedzi i nic ciekawego się nie dzieje. Ale cóż wstanie o takiej porze nie jest rzeczą trywialną. Trzeba tu nadmienić, iż raczej nocny tryb życia preferuję. Siedzenie do 2, 3 w nocy to normalka. Wstaję z reguły ok godziny 10. tzn wstawałem :]. Jak mi wychodzi wstawanie przed 6? Na razie całkiem nieźle na 4 planowane wyjścia 4 się udały:D. Można powiedzieć pełen sukces.

Teraz może trochę o postępach. Ja uważam że jest kiepsko, pojedyncze dobre uderzenia, kiepski serwis. Ale to 4 dni dopiero więc się nie poddaję, zwłaszcza że ponoć idzie mi nieźle, o czym dowiedziałem się przed drugim dniem, kiedy to kumpel mówi:
- No Krzychu idzie ci nieźle.
- Ja tam jakoś tego nie widzę.
- Uwierz mi mam porównanie.
(i w tym momencie damski głos)
- Słyszałam.
Tak oto kumpel podpadł dziewczynie, którą to kilka dni wcześniej próbował nauczyć grać. Jak można wywnioskować poniósł klęskę.
Miałem więc świeżutką motywację na dzień drugi, który ponoć jest dniem kryzysu. Okazał się umiarkowany, bez gwałtownych postępów.

Trzeci dzień był wielce interesujący. Przez ok 40 minut gra była beznadziejna. Wtedy usłyszałem od kumpla: "Krzychu musisz bardziej nie móc się doczekać na piłkę". Lol był wielki, ale cóż POSKUTKOWAŁO. Grałem jakbym skoczyły mi ze 3 levele.

I kolejnego dnia nastąpił kryzys. Ręka mnie bolała już po kilku minutach gry tak, że bałem się uderzać piłkę. Ale wytrzymałem planowaną godzinę.

Co dalej? Zobaczymy.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi