Adam Mickiewicz
Ostatnio czuję, że Mickiewicz mnie oblazł jak mrówki Telimenę.
Nigdy go nie lubiłam.
Sonety przeczytałam z dużą ulgą, że jednak coś jego twórczości mi się spodobało.
Ale później przyszły inne WIELKIE arcydzieła poza Panem Tadziem, Kondziem Wallenrodem i padłam na pysk.
Nie znoszę.
Nie, nie, nie.
I powiedzcie mi dlaczego wszystkie moje polonistki zawsze patrzyły na mnie z pewnym takim ... strachem w oczach, gdy wyrażałam otwarcie swoje zdanie?
Kiedy oponowałam za Norwidowskim wyzywaniem Pana Adama.
Jasne. Wiem, że taka rola Polaka - znać epopeje.
WIem, że to poniekąd mój obowiązek.
Przeczytałam.
Chce mi się płakać jak pomyślę, że moje dzieci i ich dzieci też będą musiały słuchać nużących wywodów o Największym Polskim Wieszczu.
Może w swojej epoce - Największy.
Może mnie nikt nie nauczył się kochać Tadeusza i płakać nad jego (Mickiewicza) grobem, że już drugiego takiego nie będzie.
Czemu w erze telewizji mam się zachwycać przydługawymi opisami przyrody?
Nie wiem.
Ale dla własnego dobra - zmuszę się po raz wtóry.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą