Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Magia i psychologia w jednym, czyli czego (nie) dowiedziałem się z kart tarota

42 380  
109   22  
„Jeśli układasz karty tarota, wiedz, że coś się dzieje i diabeł się tobą interesuję” – grzmiał w podobnym stylu kilka lat temu ksiądz Natanek. I o ile w tych ładnych, nieco przypominających Dixita, kartach raczej trudno dopatrywać się dzieła szatana, to jednak wrodzony racjonalizm sprawił też, że nigdy nie byłem w stanie uwierzyć w jakąkolwiek możliwość odczytywania przyszłości. Nie przekonał mnie do tego ani memogenny wróżbita Maciej, ani nawet szczera do bólu wróżka Oriana.


Kiedy pojawiła się możliwość porozmawiania z wróżką i przekonania się o jej supermocach, mój sceptycyzm był ogromny. Jednak już po kilku minutach luźnego gadania, muszę przyznać, byłem całkiem zaciekawiony dalszym przebiegiem tej akcji. Moja rozmówczyni – prosząca o anonimowość tarocistka (Historie są uniwersalne i nie chcę, żeby któryś z moich klientów wiedział, że to o nim opowiadam) średnio wpisała się w standardowy obraz „wiedźmy”. Co prawda ubrana była całkiem na czarno, a jej przedramiona pokrywały liczne dziary, to jednak przytulne mieszkanie, do którego mnie zaprosiła, zupełnie nie pasowało do pokrytej pajęczynami chatki pełnej czaszek, w której w centralnym miejscu znajduje się szklana kula. Nawet kot, który w trakcie wywiadu kręcił się między nogami, wydawał się zupełnie pozbawiony diabelskich instynktów. No i unoszący się aromat tostów to też raczej nie jest zapach, którego spodziewałbym się w przedsionku piekieł.

Stawiamy tarota? Spytała na samym początku spotkania. Uśmiechnąłem się pod nosem – mój racjonalizm mógł szykować się na niezłą pożywkę. Przed wróżbą poprosiłem jeszcze o szybki rzut oka na talię. Przerzuciłem kilkanaście obrazków: małe akcenty z Biblii Szatana, coś kojarzącego się z twórczością Zdzisława Beksińskiego czy okładkami metalowych płyt – byłem naprawdę pozytywnie zaskoczony estetycznością kart, a moją szczególną uwagę zwrócił skierowany głową ku dołowi wisielec. Spojrzałem też na leżącą na półce książkę „Tarok wróżebny i wizyjny”. Czegoś tu nie rozumiem – „tarok”? Dlaczego więc wszyscy mówią „tarot”?

Tarok to nazwa dawnej włoskiej gry karcianej, z której wywodzi się ten dzisiejszy tarot, czyli nazwa, którą znamy. Jeśli ktoś chce bardzo wkręcić się w szczegóły, odsyłam właśnie do wspomnianej wcześniej książki Wojciecha Jóźwiaka. Warto poczytać też co nieco Aleistera Crowleya, który dołączył do Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku tworzącego talię kart wywodzących się z oryginalnego taroka, choć z drobnymi modyfikacjami.

Na sam początek, pół żartem, spytałem: „Jesteś wiedźmą?”. Wywołało to dość sporą wesołość tarocistki, która po raz pierwszy w trakcie naszego spotkania wybuchła tak szczerym śmiechem.

To zależy, co rozumiesz pod pojęciem wiedźmy. W obecnych czasach to dość negatywne pojęcie, jednak w dawnych słowiańskich kulturach słowo wiedźma opisywało kobietę, która dużo wie.

A kiedy pojawiło się jej zamiłowanie do magii?

Zawsze lubiłam bawić się kartami i przeróżne talie towarzyszyły mi od dziecka. Mój pierwszy kontakt ze światem magii miał miejsce poprzez sąsiadów pochodzenia cygańskiego, którzy czasami zajmowali się mną podczas nieobecności rodziców. Nestorka ich rodu zaproponowała mi kiedyś wróżbę. To była prosta przekładanka na zasadzie pasjansa, ale bardzo mi się spodobała i postanowiłam się jej nauczyć – zaczęłam wróżyć koleżankom już w przedszkolu. Magiczne fascynacje towarzyszą mi praktycznie przez całe życie – w następnej kolejności naturalnym krokiem było kupno kart tarota, a pomysł na dorabianie w ten sposób pojawił się na studiach, kiedy to każdy dodatkowy grosz do budżetu był na wagę złota.

Z racji, że moja wiedza o możliwości przepowiadania przyszłych wydarzeń jest raczej niewielka, postanowiłem dowiedzieć się, jak precyzyjny jest tarot. Czy karty rozwieją moje wątpliwości i pokażą, na kupno jakiego samochodu zdecyduję się w najbliższym czasie?

Możemy mniej więcej to przewidzieć, ale nie będzie to nic konkretnego w stylu marki czy koloru. Jedyne co mogę zrobić, to zinterpretować obrazki. To oczywiście bardzo luźna interpretacja, ale jestem w stanie powiedzieć, jak to auto będzie się sprawować czy jakie przeżyjesz w nim przygody. W tarocie masz cztery figury – miecze, puchary, monety i buławy. Każda z nich dotyczy innych sfer i każda numeracja ma też swoje znaczenie. O, zobacz, z tej strony masz Arkana Wielkie – czyli te najmocniejsze karty, mające największe znaczenie. To w gruncie rzeczy opowiadanie historii.

W tym momencie musiałem wykazać się nieprofesjonalizmem i przerwać. Kątem oka zobaczyłem na jednej z kart kozła – dokładnie takiego, jakiego nosiłem na koszulkach w czasie największej fazy na metal. Czyli jednak mamy jakiś okultyzm! „Szatan” – wypaliłem, zupełnie niczym statystyczna słuchaczka Radia Maryja w trakcie przemówienia Donalda Tuska. Po raz kolejny moja rozmówczyni wybuchła śmiechem.

To diabeł. Ale patrz dalej, tutaj masz jeszcze papieża, nazywanego też kapłanem, symbolizującego duchowego przywódcę i męską siłę. Nie należy tego jednak łączyć z jakimkolwiek kościołem, ponieważ w tarocie występuje również papieżyca, odpowiedzialna bardziej za sferę emocjonalną. W talii jest 78 kart, więc i symbolika postaci jest różna.

Zanim moja rozmówczyni rozłożyła karty, postanowiłem upewnić się, ile czasu zajmie taka wróżba.

To wszystko uzależnione jest od ilości pytań i stopnia ich złożoności. Czasami ludzie drążą aż za bardzo. Są też różne sposoby rozkładania talii – niektóre tarocistki przekładają ją lewą ręką, inne rozrzucają karty i to ty wybierasz te odpowiadające na zadane przed chwilą pytanie. Może to zabobonne, ale ja robię to w krzyżyk – tak, jak nauczyła mnie ta stara Cyganka i statystycznie nad taką wróżbą siedzę około godziny. To zależy też, czy ktoś jest obecny przy rozkładaniu kart, czy wystarczy mu tarot rozłożony przez internet czy telefon. Kontakt z drugim człowiekiem zawsze przedłuża sesję.



Po kilku kolejnych minutach rozmowy tarocistka wydała mi się na tyle wyluzowana i zdroworozsądkowa, że nie mogłem powstrzymać się przed pytaniem, które nurtowało mnie od samego początku. „Wierzysz w to w ogóle?” – wypaliłem, czym po raz kolejny wywołałem uśmiech na jej twarzy.

Nie wiem. Ale tak często zaskakują mnie te karty, że lubię z nimi obcować. Czasami jak mam jakiś problem, to sama stawiam sobie tarota. Traktuję to jako czas medytacyjny, w trakcie którego obrazy mogą mi podpowiedzieć jakąś drogę. Moim zdaniem bardziej chodzi tu o pewnego rodzaju terapię – ludzie często sami w sobie mają odpowiedź, jednak nadal jej szukają. Kiedy zaczęłam się tym zajmować, na swojej drodze nagle zaczęłam też poznawać ludzi wkręconych w tarota, których wcześniej nie miałam możliwości spotkać. Nigdy nie zgłębiałam światka ezoterycznego, jednak – chcąc nie chcąc – pojawił się on w moim życiu.

Postanowiłem dalej ciągnąć za język. Czy w takim razie choć trochę w tych kartach okultyzmu? Może rzeczywiście ten cały ezoteryczny PR to świetny zabieg marketingowy? Ludzie przecież są w stanie uwierzyć w przeróżne paranormalne dziwactwa.

Tarot to coś więcej niż gra w karty. Ale co, to dokładnie nie wiem (śmiech). To magia i psychologia w jednym, rozmowa z drugim człowiekiem, jednak owocująca przepowiednią. I za każdym razem, kiedy coś dość szczegółowo się sprawdzi – a sprawdza się wyjątkowo często – jestem zdziwiona. Staram się do tego podchodzić sceptycznie, ale czasami trudno mi uwierzyć w taki zbieg okoliczności. Może to kwestia podświadomości, nie wiem. Lubię rozkładać karty i cieszę się, że mogę dawać to innym – i jeszcze dostawać za to kasę.

Z racji, że to mój całkowicie pierwszy kontakt ze światem ezoterycznym, głośno zacząłem zastanawiać się nad powodami, dla których ludzie swoją przyszłość konsultują z wróżką.

Zdecydowanie najczęściej chodzi o sprawy miłosne. „Kiedy znajdę partnera?” – to kwestia numer jeden. Zawsze staram się odpowiadać, że to bardzo źle zadane pytanie – zdecydowanie należy skierować się nie w stronę czasu a tego, co trzeba zrobić, żeby kogoś poznać. Karty nie są na tyle konkretne, żeby powiedzieć, że będzie to – przykładowo – pierwszego października, kiedy wyjdziesz na ulicę i nagle trafi cię strzała Amora. To bardziej nakierowanie na konkretne działanie – co robić czy gdzie bywać. Niedawno miałam sytuację, że jedna z moich, nie najmłodszych już, klientek, której poradziłam inwestycję w siebie, poszła na studia, o których myślała od dawna i ostatnio pytała mnie już o perspektywy na pierwszą sesję (śmiech). Fajnie jest dawać ludziom – zazwyczaj nieszczęśliwym – nadzieję i zachęcać ich do wychodzenia z domu. Dzwonią do mnie najczęściej starsze kobiety, choć nierzadko zdarzają się też młodsze dziewczyny. Faceci odzywają się znacznie rzadziej i pytają głównie o konkretne rzeczy typu praca czy studia.

Temat miłości wiąże się nierozerwalnie z seksem. Jak się okazuje, ludzie chętnie dzielą się z tarocistką dość intymnymi szczegółami.

Pewien pan odzywał się głównie po to, żeby pochwalić się swoimi osiągnięciami. Oczywiście, pytał też o przyszłość, ale najczęściej dotyczyła ona perspektyw dominacji w łóżku. Tak malowniczo opisywał swoje życie erotyczne, że w końcu powiedziałam mu, że aż takich szczegółowych informacji nie potrzebuję. Ale wcześniej miałam okazję posłuchać co nieco o imprezach swingersów (śmiech).

Zaciekawiło mnie też, czy kiedykolwiek zdarzyły się jakieś niebezpieczne sytuacje związane z rozkładaniem tarota. I choć wróżka na to pytanie odpowiedziała twierdząco, to jednak liczyłem na większe fajerwerki.

Trafił mi się kiedyś przypadkowo poznany klient, który strasznie się przejął opowiadaną przeze mnie jego historią dotyczącą podróży i przemiany z tym związanej – nie będę wdawać się w szczegóły. W każdym razie gość wpadł w normalną panikę – zaczął płakać i krzyczeć, że to niemożliwe, że znam jego życie. Nieco się przestraszyłam i teraz staram się nie wróżyć całkiem nieznajomym osobom. Teraz działam z rekomendacji, ale wcześniej ogłaszałam się w sieci – sporo zleceń miałam nawet z Allegro. Zdarzało mi się też rozkładać karty w knajpie czy na festiwalach. Szczególnie w otoczeniu muzyki i dużej ilości alkoholu ludzie chcieli poznawać przyszłość.

Chciałem podrążyć jeszcze dalej. A co, jeśli karty pokazują coś naprawdę złego? Da się zinterpretować przyszłość całkowicie w ciemnych barwach? I jak odpowiedzieć komuś, kto spyta chociażby o wynik operacji?

Jestem miłą wróżką i nie podchodzę w ten sposób do interpretacji tarota – przede wszystkim staram się pomóc. Nawet karta śmierci nie symbolizuje śmierci dosłownie – należy się w tym doszukiwać raczej zakończenia pewnego etapu. Koniec zawsze jest początkiem czegoś nowego i ja bardziej utożsamiam to z buddyzmem. Nikomu nie mówię „umrzesz za chwilę”. Zdarza się, że radykalne przemiany związane są choćby z wypadkiem, ale w pewnych kontekstach równie dobrze może dotyczyć to chociażby nagłego odejścia z pracy.

A co z pytaniami, które przerastają kompetencję świadomej swojej misji wróżki?

Na stronie miałam informację, że nie udzielam odpowiedzi na głupie pytania typu numery totolotka, ale zawsze starałam się sprawdzić swoje siły. Na szczęście klienci nigdy nie chcieli poruszać kwestii, z którymi musiałabym odsyłać ich chociażby do lekarza. Ale zdarzało mi się wywróżyć na przykład datę poczęcia. Muszę przyznać, że sama byłam pod wrażeniem tej precyzji. Nie zmienia to jednak faktu, że nie lubię odpowiadać na pytanie „kiedy”.



Pogadaliśmy, więc nadszedł czas na danie główne. Na sam początek tarocistka poprosiła mnie o podanie daty urodzenia. Zaciekawiło mnie, po co jej aż tak dokładna informacja.

To przeogromnie ważne, żeby uniknąć wtopy. Jeśli pojawi się karta symbolizująca płodność, wcale nie trzeba łączyć tego z dzieckiem. Historie pojawiające się w kartach trzeba dopasować do konkretnej osoby i, co za tym idzie, jej wieku. Jest też coś takiego jak przypisana do daty urodzenia Karta Życia – zaraz sprawdzimy, jaka jest twoja. To też pomaga w dalszej interpretacji kart i przeanalizowania osobowości. Czasami ludzie nie chcą – a może boją się – myśleć samodzielnie i potrzebują wskazówki. Czym wiara w karty różni się od wiary w jakieś księgi? Nie zdarzyło się, żebym miała jakąkolwiek reklamację.

Ze zsumowania wszystkich cyfr w mojej dacie urodzenia wyszło 34. Od takiej liczby odejmuje się 22 – ilość kart z Wielkimi Arkanami i okazało się, że przynależącą do mnie Kartą Życia jest... wisielec – dokładnie ten sam, który zwrócił moją uwagę na samym początku! Tym razem to ja roześmiałem się w głos, w pierwszym odruchu wydało mi się to bardzo dziwnym zbiegiem okoliczności. „Ciekawe, kurwa” – rzuciłem z lekkim niedowierzaniem. Wróżka szybko mnie uspokoiła, choć wcale nie czułem się źle z tym wyborem:

Wisielec to wcale nie jest zła karta – symbolizuje kogoś, kto jest w zawieszeniu, nie może podjąć decyzji. Niektórzy myślą, że jak wypadnie właśnie ten wisielec, czy diabeł lub śmierć, to czekają nas plagi egipskie, dramat i pożoga.

Po zapoznaniu się z Kartą Życia mogliśmy przejść do dalszej części wróżby. Do planowania najbliższych miesięcy mam podejście raczej racjonalne – nie zadałem żadnych szczegółowych pytań i poprosiłem o ogólne spojrzenie w najbliższą przyszłość. Po pojawieniu się pierwszych kart i zobaczeniu miny tarocistki, choć przecież w to nie wierzę, zacząłem trochę żałować podjęcia się tego eksperymentu.

Pierwsze trzy karty opisują twoją obecną sytuację, zagrożenia i jak postępować. Na początku jest wieża – coś się może posypać na łeb, na szyję. Dość dziwna historia się tu układa – straty i potrzeba odbudowy. Możliwe, że zszedłeś z dobrej drogi i konieczna jest całkowita zmiana postępowania – wtedy unikniesz strat i klęsk.

Całkowicie nie zgodziłem się, z tym co pokazała mi karta. Czego, jak czego, ale swoich wyborów jestem egoistycznie pewny. Okej, ze stratami (w uzębieniu) może wiązać się co najwyżej moja paniczna niechęć do dentystów. Ale żarty na bok, tym bardziej zaciekawiłem się, jaką historyjkę przygotował dla mnie tarot.

Druga karta to kochankowie – zagrożenie w sferze miłosnej. Twój związek może ci ciążyć i staje się przeszkodą.

„Pierdolenie” – dopiero podczas spisywania rozmowy zdałem sobie sprawę ze swojej zdecydowanej reakcji. Jedynym, co ciąży w moim związku, są trzy cyfry, które wnoszę na wagę.

Jak postępować? W tym przypadku mówi o tym szóstka buław – karta każe postawić na maksimum dyplomacji i ugody. Przydadzą się też protektorzy i sponsorzy.

Na stole pojawiają się kolejne trzy karty – obciążenia z przeszłości, osoba z otoczenia i najbliższa przyszłość.

Jeśli pojawia się jakiś problem, uciekasz od niego. Niektórych spraw nie doprowadzasz do końca. W bliskim otoczeniu masz osobę w typie królowej kijów – dość łatwo się zapala i pokazuje swoje emocje. Ta karta może znaczyć, że ktoś kocha cię miłością ognistą. Ostatnia karta pokazuje ciekawe pomysły, intelektualne wyzwania, niekoniecznie sprawdzające się w praktycznym życiu.

Chwila zastanowienia się i... bingo – rzeczywiście, te historie są bardzo uniwersalne. Od jakiegoś czasu męczę się z rozpoczętymi dawno studiami i pracą, którą powinienem już skończyć. Po krótkiej rozmowie wróżka wiedziała już, w którą stronę pójść.

Można to zinterpretować w kontekście zawodowym. Skoro masz problem ze skończeniem studiów, może powinieneś komuś bardziej posmarować. Bagażem doświadczeń będzie właśnie ta praca, ale jest ktoś, kto ci żarliwie kibicuje. W najbliższej przyszłości będziesz po prostu musiał to domknąć, bo w przeciwnym wypadku mogą nastąpić niespodziewane komplikacje – widzę, że w ostateczności może to nawet skończyć się rezygnacją. Kartę kochanków można natomiast interpretować jako ciążący od dłuższego czasu związek z nierozliczonymi obowiązkami. Ale karta cesarzowej wskazuje, że w finalnym rozrachunku powinieneś pozytywnie podomykać swoje sprawy.

Czy zostałem zmotywowany do pracy? Na pewno trochę tak – w podobnym stopniu, jakbym gadał o tym przy piwie z kolegą. I choć w żadnym stopniu nie zostałem przekonany, że tarot to coś więcej niż zwykła karcianka, to skłamałbym, gdybym powiedział, że nie bawiłem się całkiem dobrze. Trzeba jednak przyznać, że im lepiej wróżka kogoś zna, tym trafniej może skomentować rzeczywisty problem. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że choć był to mój pierwszy i ostatni kontakt z tym „dziełem szatana”, to będę wspominał sesję z tarotem zdecydowanie z uśmiechem na twarzy, a jeśli ktoś rzeczywiście chciałby poczuć się lepiej przez ten specyficzny coaching, to z pewnością karty mu nie zaszkodzą.
48

Oglądany: 42380x | Komentarzy: 22 | Okejek: 109 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało