Dzień św. Patryka

14 marca 2010
Mówiłem już kiedyś, że Japończycy zapożyczają na potęgę od innych kultur. No to mamy kolejny dowód.


Zanim jednak przejdziemy do pokazu fotek z przemarszu zielonej kompanii to chciałbym oznajmić, że „Wiosna, panie sierżancie!” Tak, tak. Dochodzą do mnie informacje z Polski, że cały czas pokrywa Was warstwa niejakiego białego puchu, a tutaj w sobotę mieliśmy ponad 20 stopni! Piękne słońce! W sam raz żeby wybrać się na spacer wokół pałacu cesarza. Widać już nawet pierwsze objawy kwiatów wiśni! To już niedługo. Ponoć 21 marca mają się pąki zacząć otwierać. Nie mogę się doczekać. Może nawet uda się wydobyć jakiś dzień wolnego, żeby objechać parki w Tokio. Żeby tylko nie padało.












Ale to dopiero za czas jakiś. Wróćmy do dnia św. Patryka. Owszem, teoretycznie wypada on dopiero 17 marca, ale paradę zorganizowali nieco wcześniej. Przywykłem do wielkich tłumów na jakichkolwiek pokazach czy innych przemarszach. Tymczasem tutaj było względnie spokojnie. Widać Irlandczycy nie są aż tak popularni jak Halloween i Walentynki. W sumie nie dziwię się. Oczywiście po raz kolejny wyszła perfekcyjna organizacja Japończyków. Wszystko zabezpieczone, tłumy obsługi, megafony... Zaczyna mnie to męczyć. Ja chcę odrobinę wolności, ja chcę móc przekroczyć ten skubany krawężnik! Ledwo zszedłem na moment na ulicę od razu wyganiano mnie na chodnik, bo a nuż samochód będzie przejeżdżał. Szanowna obsługo – wiem! Naprawdę widzę, co się dookoła mnie dzieje. Nie musicie myśleć za mnie. Nie musicie mnie pouczać. Nie wpadnę pod koła samochodu. I dla waszej informacji, kierowca zapewne też zdąży mnie zauważyć i się zatrzymać, bo jedzie wolno ze względu na ludzi dookoła. Darujcie sobie więc ciągłe pouczanie ludzi. Się zeźliłem...

Zresztą to całkiem osobna kwestia – Japonia zaczyna mnie męczyć. Tutaj nie można po prostu coś załatwić. Wszystko zorganizowane, są procedury, których trzeba postrzegać, ale podjęcie decyzje graniczy z cudem. A już przygotowanie czegoś niestandardowego to wydarzenie na miarę wynalezienia napędu na antymaterię. Nie da się! Ile razy ostatnimi czasy natrafiałem na różnego rodzaju bariery to już nawet nie zliczę. Tłumaczenia czy argumenty nie pomagają. Nieważne, że proponuje się coś bardziej efektywnego, skoro procedura przewiduje zupełnie inne działanie. Naprawdę przestaję się dziwić, że ten kraj od dawna drepcze gospodarczo w miejscu. Nowych pomysłów brak, a podjęcie jakiejkolwiek decyzji zajmuje równowartość wieku dębu Bartek.



Zdjęcia niestety nie oddają w pełni klimatu tej parady. Kapele grały w najlepsze. Dudziarze się nie oszczędzali. Swoją drogą ciekawy widok – Azjaci grający kocią muzykę. Lokalny odział fanów U2 się naprawdę ładnie zmobilizował, wystawili całkiem prężną reprezentację. Szkoda tylko, że fałszowali jak Enrique Iglesias w najlepszych czasach. Chyba każda nieco choćby irlandzka instytucja wystawiła swoich przedstawicieli. Uniwersytety, kapele, zespoły taneczne, no i oczywiście puby, których w Tokio jest naprawdę sporo. Nawet klub miłośników seterów wystawił mocną czworonożną reprezentację!
















































A teraz

nie pozostało nic innego, jak wychylić kufel Guinessa. Wasze zdrowie.

 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi