Poziom usług

6 kwietnia 2011
Poziom, bo leży.

Oj dawno, dawno nie zabierałem się za wypełnianie przestrzeni wirtualnej kolejnymi zlepkami znaków.
(- Tak dawno, że ja już na przykład nie pamiętam - westchnęła cicho klawiatura.
- Nie możesz pamiętać, bo nowa jesteś. Jeszcze bez okruszków pod klawiszami.
- A to dlatego nie pamiętam? - zapytała.
- Tak - odrzekłem.
- Wygłupiłam się?
- Trochę.
- To już będę grzeczna - zaśmiała się szyderczo.)
 
Co to ja... acha... przepraszam za te nieplanowane przerwy, ale chwilowo udało się spacyfikować sprzęt. Pewnie odwdzięczy się kilkoma literówkami. Tak jej złośliwie z diodek patrzy ("Mhihihi" dobiegło spod klawiszy). Dawno nie zabierałem się do pisania, a tematów wcale nie ubywało, wręcz przeciwnie. Odkładałem je na półeczkę, gdzie kurzyły się razem z innymi rzeczami odłożonymi "na później".
 
Dość tego przydługiego wstępu. Czas na meritum, a tym dziś są usługi, a w zasadzie ich poziom, czy raczej jego brak w... nie, nie w Polsce... w Wielkiej Brytanii. Okazuje się, że rozwój kraju jako takiego nie musi wcale mieć przełożenia na poziom usług dla ludności. Wydawałoby się, że, jak by nie patrzeć, jedna z potęg gospodarczych świata, powinna oferować usługi dość wysokiej jakości. Otóż nic bardziej mylnego (lub to ja mam pecha).
 
Internetu mi się zachciało w mieszkaniu. Własnego. Jakbym od sąsiadów nie mógł ukr... ehkm... pożyczyć. Nie. Chciałem mieć swój na wyłączność. Postanowiłem więc zadzwonić do BT (taka lokalna tepsa, tylko bardziej) i zamówić. I tak musieli mi podpiąć linię telefoniczną, więc stwierdziłem, że i internet od nich wezmę. Będzie szybciej. Życie miało mocno zweryfikować moje założenie.
 
Telefon numer jeden. Połowa lipca, dwa dni po wprowadzeniu się do mieszkania i "jedyne" dwadzieścia pięć minut po wykręceniu numeru infolinii:
- Dzień dobry, chciałbym zamówić linię telefoniczną na adres taki i taki.
- Dobrze, proszę podać swoje dane.
- (podaję)
- Czy chciałby pan zamówić także internet, bo mamy teraz takie a takie pakiety.
- No właśnie chciałbym. Poproszę pakiet XYZ.
- To się świetnie składa, bo w tym pakiecie...
- (W myślach: daruj, koleś, waszą stronę internetową na pamięć znam.)
- ...a to wszystko za jedyne AA funtów miesięcznie.
- No tak, właśnie ten pakiet poproszę. Kiedy mogą państwo zainstalować? Zależy mi na jak najszybszym podłączeniu.
- Proszę poczekać, sprawdzę.
- (ziew, chrr, ziew)
- Przepraszam, że musiał pan czekać. Możemy wysłać technika za trzy tygodnie w piątek.
- Słucham? Za trzy tygodnie? Naprawdę nie da się szybciej?
- Niestety. Technik musi przyjść i podpiąć linię w pana mieszkaniu, a chwilowo nie mamy nikogo wolnego.
- Chwilowo przez trzy tygodnie.
- No tak.
- I nic się nie da zrobić?
- Nic.
- No trudno.
- Dobrze, to technik będzie u pana między ósmą rano a dwunastą dnia takiego i takiego.
- Wie pan, ja pracuję, a rozstrzał godzin jest dość spory. Nie da się umówić na konkretną godzinę? Na przykład na tę ósmą?
- Niestety nie ma takiej możliwości.
- Rozumiem.
- Tego samego dnia, kiedy przyjdzie do pana technik otrzyma pan również zestaw do połączenia się z internetem.
- Czy przyniesie go technik i podłączy?
- Nie. Zestaw zostanie dostarczony przez kuriera z poczty.
- Wiem, że to pytanie nie ma sensu, ale trudno  - czy wiadomo o której kurier dostarczy przesyłkę?
- Niestety nie. Będzie między ósmą a osiemnastą.
- No tak. (Pytanie było z góry skazane na porażkę.)
- Czy mogę w czymś jeszcze pomóc?
- Dziękuję. To wszystko.
- Dziękujemy za skorzystanie z usług BT. Wzajemna przyjaźń i zaufanie podstawą prawidłowego funkcjonowania podstawowej komórki społecznej - rodziny.
 
Telefon drugi. Jakieś dwa tygodnie później. BT dzwoni do mnie.
- Witam. Dzwonię z BT w sprawie pańskiego zamówienia numer jakiśtam.
- Słucham.
- Niestety nie będziemy mogli panu podłączyć usługi w przewidzianym terminie. Centrala telefoniczna nie jest gotowa.
- (Suuuper...) Rozumiem. A kiedy będą mogli państwo ją podłączyć?
- Najbliższy możliwy termin to dwa i pół tygodnia później.
- Zaraz, zaraz. Żebym dobrze zrozumiał. Każą mi państwo czekać na podłączenie linii telefonicznej ponad pięć tygodni?
- Bardzo przepraszamy.
- Przecież poprzedni lokatorzy używali BT, a wyprowadzili się niedawno. Czemu ponowne podłączenie zajmuje tyle czasu?
- Naprawdę przepraszam.
- A nie można tego przyspieszyć? Dodatkowe dwa tygodnie to trochę dużo.
- Naprawdę mi przykro, ale w centrali telefonicznej muszą skonfigurować połączenie.
- No trudno.
- Czy mam umówić wizytę na wspomniany termin?
- A są inne opcje? Proszę nie odpowiadać. Tak, proszę umówić.
- Rozumiem. Czy mogę jeszcze w czymś pomóc?
- Nie, dziękuję.
- Dziękujemy za skorzystanie z usług BT. Wzajemna przyjaźń i zaufanie podstawą prawidłowego funkcjonowania podstawowej komórki społecznej - rodziny.
 
Tydzień później. Dzień w którym pierwotnie miał się zjawić technik. Piątek. Kwadrans po siódmej. Dzwonek do drzwi.
- (Zaraz, dzwonek do drzwi?) Chwileczkę. (Kto dzwoni do drzwi o 7:15?! Mleczarza nie zamawiałem...)
Szybka ewakuacja z łóżka, odzież wierzchnia założona, otwieramy drzwi.
- Tak?
- Dzień dobry. Jestem z poczty. Mam dla pana przesyłkę od BT. Proszę podpisać. Dziękuję.
Otwieram przesyłkę, a w środku modem, który ma mnie połączyć z internetem, którego nie będę miał podłączonego jeszcze przez co najmniej dwa tygodnie. Po co wysyłali? Żeby dodatkowo zdenerwować klienta? To im się udało. I kto wpadł na pomysł, żeby dostarczać to chwilę po siódmej rano?!
 
Telefon trzeci. Coś mnie podkusiło i na dzień przed przełożonym już podłączeniem zadzwoniłem do BT, żeby upewnić się, czy technik raczy się zjawić następnego dnia. Tym bardziej, że komunikat na stronie internetowej był niejednoznaczny, no i szkoda tracić dzień urlopu. Kolejne urocze 30 minut na infolinii BT i próby znalezienia odpowiedniego działu, który odpowie na moje pytania. Ciekawostka - łatwo jest zamówić usługę i łatwo z niej zrezygnować, ale za cholerę nie da się dowiedzieć o status zamówienia.
- No wreszcie. Dzień Dobry. Chciałbym się dowiedzieć o status zamówienia numer jakiśtam.
- W systemie widnieje dzień taki a taki.
- Czyli jutro. Rozumiem, że technik zjawi się jutro między godziną ósmą a dwunastą, tak? Czy może to pani potwierdzić?
- Tak mam tutaj zapisane. Proszę oczekiwać wizyty w tych godzinach.
- Dziękuję bardzo za informację.
- Czy mogę jeszcze w czymś pomóc?
- Nie, dziękuję.
- Dziękujemy za skorzystanie z usług BT. Wzajemna przyjaźń i zaufanie...
- (klik!)
 
Nareszcie nastał ten dzień! Po pięciu tygodniach oczekiwania miałem wrócić do społeczeństwa dwudziestego pierwszego wieku. Miałem siedzieć na fejsie, rozmawiać na czacie, sprawdzać mejla, oglądać słit focie i gadać na skajpie. Miałem odzyskać dostęp do tego cyfrowego tlenu. Tylko pięć tygodni zajęło BT podłączenie linii telefonicznej w dość centralnym Londynie.
Jakże cudownie było wstać tamtego dnia chwilę po siódmej z wizją, że już być może za godzinę do mych drzwi zapuka technik i radośnie oświadczy "przyszedłem panu podłączyć linię telefoniczną." (Tylko bez skojarzeń, ja Was proszę!) Fantastyczne uczucie! Obudziłem się przed budzikiem, dokonałem porannych rytuałów i czekałem, jak dziecko na wizytę w Disneylandzie. Wybiła ósma! To już za moment. Za chwilę! Prawie już!
 
Z tym że niekoniecznie...
 
Bo potem wybiła dziewiąta. Chwilę później dziesiąta. O jedenastej zacząłem się nieco niepokoić, a pół godziny później złapałem za telefon i zadzwoniłem na infolinię. O dziwo odebrali dość szybko.
- Dzień dobry. Dzwonię w sprawie zamówienia jakiegośtam. Od trzech godzin czekam na technika i zaczynam się nieco niepokoić, czy w ogóle się zjawi.
- To może ja sprawdzę, co się dzieje z pana zamówieniem. Mówi pan, że technik miał się zjawić dzisiaj?
- Tak, dzwoniłem wczoraj na infolinię, żeby specjalnie potwierdzić datę i godzinę instalacji. Powiedziano mi, że nastąpi to dziś.
- Proszę chwilę poczekać. Sprawdzę.
- (Grrr...)
- Przepraszam, że musiał pan czekać. Niestety nie mam dla pana dobrych wieści.
- (Piękny wstęp, piękny.)
- W systemie mam napisane, że wizyta technika została przesunięta o dwa tygodnie.
- CO?! (Ku*wa!)
- No tak, dwa tygodnie.
- Chce pani powiedzieć, że po raz kolejny przesuwacie podłączenie?! To razem będzie ponad siedem tygodni!
- Bardzo przepraszam.
- Proszę mi wyjaśnić, jakim cudem to zajmuje aż siedem tygodni?!
- Naprawdę mi przykro. Są kłopoty w centrali i...
- O kłopotach w centrali to ja słyszę już kolejny raz. Nie potraficie ich rozwiązać od dłuższego czasu. Ludzie w bloku mają internet od BT. Czy moje mieszkanie jest jakieś szczególne? Macie jakąś wewnętrzną instrukcję, żeby nie instalować pod numerem 60? Już pięć tygodni temu ściągnęliście pieniądze z mojego konta, a podłączenia jak nie było tak nie ma!
- Bardzo przepraszam...
- Wie pani, zastanawiam się, czy nie skasować całego zamówienia, bo skoro nie potraficie go podłączyć, to ciekawe, jak będzie z jakością...
- Naprawdę mi przykro...
Przyznam szczerze, że dawno nie byłem tak zdenerwowany, jak wtedy. Najgorsze jest to, że sytuacja była nieco bez wyjścia, bo jedyną alternatywą są dostawcy kablówki, a ponieważ telewizora nie posiadam, to tak naprawdę alternatywą nie byli. Owszem, sam internet można wziąć od innego operatora, ale linia telefoniczna musi być od BT. Pokląłem na czym świat stoi, po czym włączył się etap akceptacji i pogodzenia z sytuacją.
- Dobra, niech będą dwa dodatkowe tygodnie. I tak nie mam wyboru, prawda? To jest ostatnia szansa. Jak nie, to kasuję zamówienie.
- Naprawdę mi przykro. Rozumiem pana i bardzo przepraszam za zaistniałą sytuację.
Bylem bliski anulowania zamówienia na internet. Nie zrobiłem tego. Jak się później okazało słusznie, bo konkurencyjna firma, o której myślałem, chwilowo nie podłączała nowych klientów. Nie podłączali, żeby utrzymać jakość połączeń, a nie gonić za zyskiem. Wzorowe podejście...
- Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić?
- Pyta pani serio?
- No tak, przepraszam. I naprawdę mi przykro z powodu zaistniałej sytuacji. Mimo wszystko życzę miłego dnia.
 
Żeby jeszcze bardziej zirytować klienta, to popołudniu przyszedł list od BT ze szczegółami mojej usługi - numer telefonu, adres IP i inne bzdety, które są dość ważne, kiedy ma się działającą linię telefoniczną. W mojej ówczesnej sytuacji ważne nie były.
 
Dzień później napomknąłem o swoich kłopotach z BT osobie, która też w tej firmie pracuje, choć w zupełnie innym dziale i w innym kraju. Wypytała mnie o szczegóły. I stał się cud! Skontaktowała się bowiem ze mną kobieta z centrali, która od tej pory miała się wszystkim zająć - ktoś z nazwiskiem, bezpośrednim numerem telefonu i adresem e-mail. Pa pa, infolinio! Wydawało mi się, że to już koniec moich przeżyć z BT. No i prawie tak było. Prawie...
 
Faktycznie, dwa tygodnie po poprzednim terminie, a ponad siedem po zamówieniu usługi, zjawił się pan technik. Przyszedł z rana, podpiął co miał podpiąć, skonfigurował linię, usłyszałem tak wyczekiwany sygnał w słuchawce telefonu. Od razu podłączyłem modem i... nic. Internetu nadal nie było.
- Przepraszam, czy wie pan, dlaczego internet nadal nie odbiera? Miał być dziś włączony.
- Ja się na internecie nie znam, ja tylko linie instaluję.
- (Niech żyje specjalizacja.) Acha.
- Pan zadzwoni na infolinię, tam panu wszystko powiedzą.
- (Jasne... Wszystko... Ciekawe, czy koleś sam kiedyś dzwonił na tę infolinię?) Rozumiem.
 
No to dzwonię. Poczekałem swoje.
- Dzwonię w sprawie zamówienia jakiegośtam.
- Tak, o co chodzi?
- Był technik, podłączył linię, ale internetu jak nie było tak nie ma.
- Usługa jest aktywowana o północy, ale czasami to zajmuje nieco czasu zanim faktycznie się włączy.
- (Nie ma jak przewidywalność rozwiązań.)
- Proszę poczekać i spróbować ponownie później.
- No tak.
- Czy w czymś...
- ... jeszcze może pan pomóc? Nie, dziękuję.
 
Dzień minął, internetu nie było. Następnego dnia napisałem do mojego "kontaktu", ale "kontakt" odpowiedział pięknym "out of office". Nastał wieczór, internetu oczywiście nie było. Dzwonię na infolinię.
- Dobry wieczór. Dzwonię w sprawie (itd.)
- Dobry wieczór. W czym mogę pomóc?
- Wczoraj miał być włączony internet. Jest już dziś, za moment będzie jutro, a internetu jak nie było tak nie ma. Co się dzieje?
- Proszę poczekać, sprawdzę.
- (Przeczytałem Tom 1 Władcy Pierścieni.)
- Przepraszam, że musiał pan czekać. Wydaje się, że jest jakiś problem z linią. Przełączę pana do działu technicznego.
- (Zaczyna się...)
- Dobry wieczór. Podobno ma pan problem z łączem i nie może pan uzyskać dostępu do internetu.
- No tak.
- Proszę poczekać, sprawdzimy.
- (Przeczytałem Tom 2.)
- No faktycznie, jest pewien problem, ale linia działa poprawnie. Tylko ja mam tu napisane, że usługa internetu nie została aktywowana.
- Czy może pan to powtórzyć?
- Usługa nie została aktywowana.
- Słucham?!
- Usługa...
- Wiem, co pan powiedział. Tylko nie mogę w to uwierzyć! Ponad siedem tygodni temu zamawiałem linię telefoniczna i internet. Co tu się wyrabia? To już dawno przestało być śmieszne!
- Przepraszam, ale my z tym nic nie możemy zrobić. Przełączę pana z powrotem do agenta i proszę z nim wyjaśnić.
Rozłączyłem się. Miałem dość.
 
Następnego dnia napisałem do swojego "kontaktu." Odpisała niemal od razu; treść mojego e-maila do niej dość mocno sugerowała szybką reakcję. Ponoć wszystko miało działać i grać, stepować i zmywać jeszcze tego samego dnia. Liczyłem, że mój "szpieg" zadziała, magiczne przełączniki zostaną ustawione w pozycji ON i wieczorem wszystko będzie działać.
 
"Ponoć..." Takie piękne słowo... I jakże trafne... Coś jak "prawie..."
 
Wieczorem oczywiście sygnału nie było nadal. Znów telefon do infolinii. Naprawdę starałem się zachować spokój... Przysięgam, starałem się...
- (Pamiętaj, jesteś jak Pacyfik za Magellana, Pacyfik za Magellana...) Dobry wieczór. Dzwonię w sprawie zamówienia jakiegośtam. Ponoć jeszcze dziś wieczorem miała być włączona w moim mieszkaniu usługa szerokopasmowego dostępu do internetu. Przed chwilą sprawdziłem, czy tak jest faktycznie. Niestety nie zadziałało. Nie, to nie jest wina komputera, bo sprawdziłem na dwóch różnych urządzeniach. Tak, zresetowałem modem i to parę razy. Chciałbym zatem delikatnie się zapytać CO SIĘ DO CHOLERY DZIEJE?! (i po Pacyfiku...)
- Proszę poczekać, sprawdzę.
- (What else?)
- Przepraszam, że musiał pan tak długo czekać. Według moich zapisków usługa dostępu do internetu będzie aktywowana dnia takiego i takiego.
- Czyli za półtorej tygodnia?!
- No tak.
- Zdaje pan sobie sprawę, że to oznacza dziewięć tygodni od dnia oryginalnego zamówienia?
- Słucham?
- Tak, dziewięć tygodni. Poza tym pani taka i taka z centrali zapewniała mnie, że usługa będzie włączona dziś. Domagam się, żebyście zrobili tak, żeby to faktycznie dziś działało.
- Zamówienie zostało przyjęte. Modem dostarczymy do pana za tydzień i wtedy aktywujemy usługę.
- Zaraz, zaraz. Modem?
- No tak, potrzebny panu będzie modem.
- Jasne, niech pan przysyła drugi. Ja z chęcią jeden wystawię na ebay. Jestem pewien, że około stu funtów za niego wyciągnę.
- Przepraszam, ale nie rozumiem. Co pan ma na myśli, mówiąc drugi?
- A to, że ja od sześciu tygodni posiadam już jeden. Dostałem go w dniu, w którym pierwotnie mieliście włączyć tę usługę. Ja już naprawdę wszystko u siebie mam. Włączcie ten cholerny internet!
- Przepraszam, ale nadal nie rozumiem. Połączę pana z moim przełożonym.
- (Czego tu można nie rozumieć?!) Dobry pomysł.
 
Nawet szybko się połączyłem. Oczywiście musiałem powtórzyć całą historię.
- Proszę poczekać, sprawdzę.
- (Dobre roboty, dobre. Nic tylko przepraszają, żałują i ciągle sprawdzają.)
- Przepraszam, że musiał pan czekać.
- (Pan się nie martwi, przywykłem.)
- U nas w systemie widnieje zamówienie złożone dziś.
- (To wiem!)
- Ale sprawdziłem i faktycznie było już jakieś zamówienie w przeszłości.
- (No co też pan nie powie?)
- Tylko że tamto zamówienie zostało anulowane.
- (Fakt, myślałem o tym, ale tego nie zrobiłem. Telepaci pieprzeni?) Przez kogo?
- W terminie aktywacji usługi dostępu do internetu nie miał pan linii telefonicznej, więc zamówienie na internet zostało anulowane.
- (Że co? To jakiś absurd przecież. Połączone siły "Monty Pythona" i "Za chwilę dalszy ciąg programu" by tego nie wymyśliły!) Dobrze. Podsumujmy. Zamówienie na internet od BT zostało anulowane, ponieważ nie miałem linii telefonicznej od BT, a linii telefonicznej od BT nie miałem, ponieważ od siedmiu tygodni BT nie było mi jej w stanie podłączyć. W tymże samym BT ktoś uznał, że w tej sytuacji lepiej anulować usługę dostępu do internetu zamiast ją przesunąć nieco w czasie tak żeby zgrała się z instalacją linii telefonicznej (od BT). Czy tak?
- No tak.
- (Znaczące milczenie z mojej strony. Dajmy mu chwilę, niech to do niego dotrze...)
- Wie pan co? To faktycznie nieco dziwne.
- (Dotarło.) No faktycznie, faktycznie. I co z tym zrobimy?
 
Tu należy przerwać opowieść. Bujałem się z nimi jeszcze przez parę dni, ale odpuściłem już sobie infolinię. Zresztą, cały proces był udekorowany znacznie większą liczbą rozmów telefonicznych, a dodatkowo w grę weszły jeszcze e-maile, ale esencję opowieści macie powyżej.
 
Cały proces zajął "drobne" dziewięć tygodni. Oczywiście prędkość łącza jest daleka od obiecywanej, ale ja już nie miałem ani sił, ani chęci, żeby dalej się z nimi bawić. Sytuacja w BT jest absurdalna. Nikt nie jest Wam w stanie powiedzieć, co się dzieje. Działy nie rozmawiają ze sobą wewnętrznie. Nikt nie ogrania całości. To jest jeden wielki burdel organizacyjny przy którym stajnia Augiasza jawi się niczym sterylne fabryki Intela. Nigdy więcej BT!
 
A o przejściach z innymi usługami napiszę w kolejnym odcinku.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi