< > wszystkie blogi

Przypadki i wpadki

...historii takich jak te jest mnóstwo...

O tym co robi kulturalny człowiek w sobotę

21 marca 2015
Nie pamiętam swojej pierwszej wizyty w teatrze. I to nie dlatego, że byłam jeszcze w łonie Królowej Matki. Obcowanie z wysoką kulturą nie odcisnęło w moich wspomnieniach na tyle, żebym dzisiaj potrafiła wymienić chociażby tytuły spektakli, podczas których siedziałam na widowni. Nie czuję się przez to ignorantką. To było w czasach kiedy byłam pryszczatą kluską paradującą w butach z żółwiami ninja (na rzepy) i różowych getrach z gumkami, które zaciągało się na stopy. W sumie nie wiem po co był te gumki… żeby getry się nie podciągały?
Sytuacja zmieniła się na studiach. W akademiku poznałam Zośkę. Pół nocy siedziałyśmy przed laptopem i obejrzałyśmy wszystkie teledyski Justina Timberlake, śliniąc klawiaturę. Drugie pół oglądałyśmy zdjęcia, które wyświetliły się po wpisaniu w wyszukiwarkę tagu „fajne klaty”. Tak zostałyśmy przyjaciółkami. To z Zośką poszłam do teatru po raz pierwszy świadomie – na monodram „Pan Ibrahim i kwiaty Koranu”. I od tamtej pory staramy się regularnie odwiedzać Teatr Lubuski. Mimo, że Justin występuje rzadko, a klaty zielonogórskich aktorów nijak mają się do tych z internetu. Ostatnio podczas poszukiwań końca internetu – bo wierzę w to, że internet ma gdzieś swój koniec – natknęłam się na informacje o tym, że na deski zielonogórskiego teatru powraca spektakl „Nikt nie byłby mną lepiej. Koncert”. Rzecz wydała mi się interesująca z kilku powodów: - tekst w całości napisały kobiety osadzone w więzieniu w Krzywańcu; - bilet kosztował 38 zł (co jest kwotą dość okazyjną); - wyjście do teatru to dobra okazja do tego aby poznać miłość swojego życia (wszak chodzą tam ludzie światowi i obyci – jak ja). Ja i Zośka potrafimy się porozumiewać na odległość. Kiedy sięgałam po telefon, żeby do niej zadzwonić, pisała do mnie SMS-a o treści: „Nikt nie byłby mną lepiej. Koncert. Mam możliwość załatwienia biletów po 10 zł. Wbijamy?”. Telepatia. Postanowiłyśmy wbić (i to wcale nie dlatego, że cena biletu świeciła się w mojej głowie jak neon), więc moja rola miała polegać na zarezerwowaniu miejsc i odebraniu biletów. Poszłam do teatru. W międzyczasie zadzwonił do mnie Borys, który po kilkudniowych bataliach z samym sobą, postanowił mnie poinformować, że wygrała jego kulturalna strona i również chętnie się z nami wybierze. Telefoniczną rezerwacje trafił szlag, bo potrzebowaliśmy już 3 miejsc. -Dzień dobry, przyszłam odebrać bilety na sobotni spektakl, godzina 19, nazwisko GyL. Kobieta siedząca przy kasie postukała długimi czerwonymi paznokciami w klawiaturę. Szybkość pisania z tak bujnie wyposażonymi dłońmi godna podziwu. -Dwa bileciki, proszę... Rząd 4, miejsce 10 i 11. -A czy jest możliwość kupienia trzech biletów obok siebie? Znajomy jednak się zdecydował… -Trzy miejsca, obok siebie… Rząd 9, albo 1. To który będzie? -Yyyyy… Nagle otworzyły się drzwi i do impresariatu wpadł (sic!) Dyrektor Teatru. Wiatr zdmuchnął kasjerce wszystkie luźno leżące kartki z biurka. Rozczochrany Dyrektor Teatru próbował je łapać w powietrzu. -Słucham panią? W czym mogę pani pomóc? – zwrócił się w moją stronę. -Yyyyy… Zastanawiam się który rząd wybrać… -Jaki spektakl? -Nikt nie byłby mną lepiej. Dyrektor Teatru zerknął kasjerce przez ramię. -Pierwszy! No oczywiście że pierwszy! Proszę, trzy bilety! Tyle wyszło z tego mojego zastanawiania. Zapłaciłam i wyszłam. W sobotę, w drodze na spektakl Borys raczył nas swoimi traumatycznymi przygodami, które związane były z jego przebywaniem w pierwszym rzędzie na innym spektaklu. Trauma polegała na tym, że został prawie siłą zmuszony przez aktorów do przemarszu przez scenę. W związku z tym, że Borys najlepiej czuje się w roli obserwatora to było dla niego prawie jak wyjazd do Afryki bez odpowiednich szczepień. Niby fajnie, jednak nie do końca. Udało mi się go jednak przekonać, że nikt, ale to nikt nie może mieć takiego szczęścia i zostać dwa razy wybranym do uczestnictwa w spektaklu. Poza tym to miał być koncert. No i był. Nie przewidziałam tego, że w przerwie pomiędzy utworami Borys zostanie po raz kolejny siłą wyciągnięty na środek sceny i posadzony na krzesełku, a wokół niego będzie biegał facet bez odzienia. Zupełnie nagusieńki. Zośka uznała, że najlepsza scena to ta, gdy Borys z miną z cyklu „Czy ktoś widział mysią dziurę? Na pewno się zmieszczę” patrzy z na tego aktora bez ubrania, który serwuje mu swoje przyrodzenie na plastikowym talerzu. Poza odnowieniem traumy Borysa, spektakl był zjawiskowy. I to nie przez gołego aktora. Świetny tekst. Mocny, zmuszający do refleksji. Świetna muzyka. Zespół Der Father z kosmiczną wokalistką. Świetne aktorstwo. Emocjonalne i prawdziwe. Trzy razy tak. X factor
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi