< > wszystkie blogi

Przypadki i wpadki

...historii takich jak te jest mnóstwo...

O tym jak nagrywaliśmy film

15 lutego 2015
Zadanie było proste. Mieliśmy nakręcić film z życzeniami dla Cypriana z okazji urodzin. Pewnie łatwiej byłoby kupić dużo wódki i innych trunków wysokoprocentowych po czym razem je wypić. Ale my - ludzie kreatywni i nieszablonowi nie zadowalamy się łatwymi rozwiązaniami. Dodatkową trudność we wspólnym spożywaniu kolejnych litrów żurawinowego Stocka stanowi dzieląca nas i Cypriana odległość. Według pomiarów z Google Maps to 2224 km, przy czym cześć trasy pokonać można wyłącznie wpław, promem lub samolotem. Wszystko dlatego, że Cyprian mieszka na Wyspie. Byliśmy w zeszłym roku na wakacje – gorąco polecam. Nie to co Ibiza, ale darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda.
Na pomysł filmu wpadł Jose, który z Cyprianem mieszka. I jak wpadł (Jose) to zaangażował między innymi nas. Wszystkie nadesłane do niego filmy miał zmontować w jedną całość i dać do obejrzenia Cyprianowi w dzień urodzin na jego nowym tablecie. Prawda, że genialne? Żwawo zabraliśmy się więc do realizacji zadania. Najpierw w sobotę: -GyL, syreno* moja najukochańsza, jadę do was! Będziemy nagrywać ! – w słuchawce oprócz śpiewu skowronków usłyszałam głos Romea. -Romuś… a musimy dzisiaj? Nie musieliśmy, ale i tak przyjechał. Później we wtorek: -Tadziu, Romuś dzwonił wczoraj wieczorem i mówił, że wpadnie dzisiaj do nas, po pracy. Ten film dla Cypriana trzeba nagrać – zakomunikowałam Tadkowi wyłaniającemu się rano z łazienki. Jedno oko nadal miał zamknięte. Mogłabym również przysiąc, że dostrzegłam na jego twarzy resztki śladów po nocnym ślinieniu . -Hrgh, hrgggghh - zacharczał, jak to zwykł charczeć rano. Nie doczekałam się innej odpowiedzi więc wyszłam na autobus linii 6, który zawiózł mnie do pracy. Wieczorem Romek znowu przyjechał a film mimo naszych najszczerszych starań film po raz kolejny nie powstał. We środę poczuliśmy już nóż na gardle. Jose wysłał do Romka wiadomość, która brzmiała mniej więcej tak: „You assholes , you must send me the movie on thursday , kurwa I have to assemble yet”**. Co szybko, przy pomocy 5 słowników polsko-angielskich i Google Tłumacz, przełożyliśmy na: “Kochani, bardzo was proszę, żebyście przysłali mi wasz filmik do czwartku. Dacie radę? Wiem, że dacie – kocham was bardzo i podziwiam”. Jednak i tym razem chęci nie zamieniły się w czyny. Filmu jak nie było, tak nadal nie było, Romek znów przyjechał, a do przeszkód jakie napotkaliśmy zabierając się do realizowania naszego surrealistycznego obrazu można zaliczyć między innymi: nagły atak tsunami, który odciął prąd w Zielonej Górze, głód w Afryce, strajkujących górników, zaginięcie kolejnego malezyjskiego samolotu i nagły wysyp grzybów w lasku nieopodal. Z wyzwaniem postanowiliśmy ostatecznie zmierzyć się w następnego dnia. Czwartkowe popołudnie: -GyL, syreno! Co robisz? Jadę do ciebie. Nagrywamy dzisiaj film! – szczebioczący do słuchawki Romek wyrwał mnie z zadumy. Zastanawiałam się właśnie nad tym, do czego jeszcze oprócz gotowania wody można wykorzystać czajnik elektryczny. Ten który mamy obecnie trochę przecieka. Zaklejanie go gumą do żucia i plasteliną nie dało spodziewanego efektu. Dodatkowo każda kawa i herbata miała posmak plasteliny, albo mięty (to od gum). Na dłuższą metę tak nie można żyć. Może z tego czajnika zrobię doniczkę? -Cześć, chyba muszę przesadzić kwiatki – odpowiedziałam. Musiałam jednak być mało przekonująca, bo Romek natychmiast wyczuł cień wątpliwości w moim głosie: -Kwiatki? Przecież mamy nagrywać… -Tak, wiem… film dla Cypriana – uprzedziłam go, z resztą nie było sensu się sprzeczać. Wytrzymam jeszcze jeden dzień z plastelinową herbatą. Przyjechał więc, po raz kolejny. Na szczęście obyło się bez pisania scenariusza i szycia kostiumów. Chyba, że kostiumami można nazwać papierowe rogi jednorożca, które stworzyłam naprędce. Domyślnie miały to być spiczaste czapeczki urodzinowe. Jednak kiedy każdy założył swoją zamieniliśmy się w stado jednorożców. Zaopatrzyliśmy się również w inne dostępne w naszym domu akcesoria w postaci lampek choinkowych, urodzinowych trąbek – już lekko zdezelowanych i zużytych, moją podziurawioną w odpowiednich miejscach pończochę, która imitowała maskę napadającego na bank przestępcy oraz pluszowego Misia B. Tak przygotowani nakręciliśmy film, trwający 4 minuty. Wszystkie czynności około filmowe – nagrywanie, montaż, powtórki niektórych ujęć i ponowny montaż – trwały łącznie 4 godziny. Obraz wyszedł tak jak wyszedł. Cyprian się ucieszył. Dostał film. A najbardziej podobał mu się tablet. *Przydomek syreny uzyskałam właśnie w zeszłe wakacje podczas pobytu na Wyspie. Chłopców onieśmielał widok mojej przeogromnej tylnej płetwy. **Wiadomość została nadesłana do nas w języku angielskim, bo Jose posługuje się płynnie tym językiem oraz ojczystym hiszpańskim. Jako, że wychowywał się w Ameryce Południowej słyszał zapewne również pojedyncze słowa, a może nawet całe zdania, w języku ajmara i keczua. Do nas zwykł się zwracać po angielsku. Warto dodać, że potrafi również płynnie przeklinać po polsku.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi