< > wszystkie blogi

Przypadki i wpadki

...historii takich jak te jest mnóstwo...

O zdobywaniu danów, czarnych pasów i najwyższych stopni wtajemniczenia

9 lutego 2015
Od roku zastanawiam się w jaki sposób osiągnąć najwyższy stopień wtajemniczenia wieńczący moją edukację, którą rozpoczęłam w zerówce w wieku lat 6. Zdobycie czarnego pasa, ostatecznego dana i wyższego stopnia wtajemniczenia jest równoznaczne z ukończeniem drugich* studiów magisterskich Zmierzałam do finiszu bez przerw, aż do momentu, kiedy na drodze do celu stanęły mi praktyki.
Nie zwykłe praktyki, lecz te nauczycielskie. Zwykłe praktyki wyglądają tak jak zwykłe praktyki powinny wyglądać. Student zgłasza się do instytucji, w której praktyki się odbywa. Czyli generalnie wszędzie, w zależności od tego na jakie studia delikwent na początku swojej drogi się zdecydował. Dla osób nie posiadających kolejnych danów, w postaci tytułów inżyniera, licencjata, czy magistra śpieszę wytłumaczyć, że zwykłe praktyki studenckie polegać mogą na: parzeniu kawy/herbaty/ziółek**, kopaniu rowów, przekładaniu papierów z kupki na kupkę, czy zapuszczaniu się w nigdy nie odwiedzane przez innych pracowników pokoje, w których piętrzą się olbrzymie stosy zakurzonych dokumentów wymagających posegregowania przez praktykanta. Wszystko oczywiście pod czujnym okiem instytucji, w której praktyki się odbywa, która na koniec przybija pieczątkę w odpowiednim miejscu. Wszyscy się cieszą. Zaliczone. Inaczej sprawa się ma w przypadku praktyk nauczycielskich. Instytucja, w której praktyka się odbywa w tym przypadku nazywana bywa przez bardziej wtajemniczonych szkołą. Tutaj unikamy kopania rowów i przygotowywania kawy. Są za to pot i łzy. Student zostaje regularnie wysyłany na ring. Niejednemu zdarzyło się wrócić z podbitym okiem. Tak więc pod opieką doświadczonego nauczyciela student przeprowadza szereg lekcji. Przeciwnik jest dość sprytny – bo dzieci z reguły są dość sprytne. Wszystko musi zostać zaprotokołowane. Łącznie z tym, kiedy i w jaki sposób nastąpiło powitanie z przeciwnikiem. Punkt po punkcie, całe 45 minut wymiany ciosów. Rozgrzeweczka, walka w grupach, walka solo, szarpanie ze włosy i chwyty niedozwolone w postaci niezapowiedzianych kartkówek, aż do dzwonka. Po czym następuje ocena pracy studenta, a punkty przyznają najlepsi sędziowie - doświadczony nauczyciel, jeszcze bardziej doświadczony dyrektor, sprzątaczka, kucharka i woźny. Wszystko musi się zgadzać. Liczba konspektów i ocen. Wówczas następuje upragnione zwycięstwo. Wokół ringu przechadza się skąpo odziana blond dziewczyna, z tablicą na której widnieje napis „ZALICZONE!”. Pomiędzy zwykła praktyką, a praktyką nauczycielską występuje jeszcze jedna minimalna różnica. Weźmy jako przykład studenta politologii. Miejscem, gdzie usłyszy /zobaczy** on upragnione: „ZALICZONE!” może być: radio, telewizja, gazeta, urząd, stołówka, bar fast food, gabinet medycyny naturalnej, sklep obuwniczy i inne mniej lub bardziej dziwne przybytki. Ważne jest, przytoczenie racjonalnych argumentów w celu uzasadnienia wniosku – czyli na przykład: „Odbywając praktykę w ZOO nabędę niezbędnych do późniejszej pracy umiejętności, czyli karmienie żyraf i pawianów”. Natomiast w przypadku praktyki nauczycielskiej jedynym słusznym miejscem gdzie takowa może się odbyć jest szkoła. Co może się wydawać dość oczywiste. Jednak dla ludzi będących w takiej sytuacji jak ja, taki stan rzeczy jest nie do przyjęcia. I co najgorsze, powinnam za to winić swoją ambicję, bo to ona spowodowała, że kiedy miałam lat 22 wpadłam na pomysł, aby rozpocząć zdobywanie danów z jeszcze jednej dziedziny. Miało mi to zapewnić wikt i opierunek w przyszłości. Tak więc, w wieku lat 25 stanęłam nad przepaścią dosłownie. Przede mną roztaczała się wielka czarna dziura, w którą musiałam wskoczyć. Skończyły się dotacje od rodziców oraz dotacje od państwa – gdyż jak powiedziała Pani z Dziekanatu: „Studentom, którzy już ukończyli jedne studia magisterskie nie przysługuje żaden rodzaj pomocy finansowej. Ani stypendium socjalne, ani naukowe, ani żadne inne. Idę sobie zrobić kawę. Do widzenia”. Podczas spadania w otchłań w desperackim geście zaczęłam machać rękami na prawo i lewo. Łudziłam się, że być może uda mi się w ekspresowym tempie nabyć umiejętność latania. W chwili, kiedy zdałam sobie sprawę, że koniec jest już bliski i że wielkie ptasie skrzydła, które mi wyrastają na plecach były tylko mrzonką, stało się coś zupełnie oczywistego. Znalazłam pracę. Złapałam się jej kurczowo i trzymam do dzisiaj. Problemów z pogodzeniem studiów z pracą nie miałam aż do czasu, gdy na drodze do osiągnięcia ostatecznego dana w postaci drugiego tytułu magistra, stanęły mi praktyki nauczycielskie. Mimo szczerych chęci moich i Doświadczonego Nauczyciela nie udało nam się wypracować wspólnej drogi, którą moglibyśmy kroczyć, mierząc się z kolejnymi przeciwnościami losu. Mogłam wstępować na ścieżkę dopiero w okolicach godziny 16 (bo o tej porze kończyłam pracę), czyli mniej więcej wtedy, kiedy po szkole hulał już tylko wiatr i panie sprzątaczki. Żadnych przeciwników. Niestety nie pomogło nawet zapewnianie, że posiadam swój własny teleport, dzięki któremu mogłabym się przemieszczać z jednego końca miasta na drugi w około 17 sekund. W związku z takim stanem rzeczy podjęłam decyzję o tymczasowym zawieszeniu swoich studenckich obowiązków, na co przystał Pan Dziekan udzielając mi rocznego urlopu. Radość co niemiara. Laba, wolne, nic nie muszę, super, cool. Do sprawy obiecywałam sobie wrócić, jak trochę odpocznę. No i sobie odpoczywałam, aż minął rok. Szybko. Zdecydowanie za szybko – tym bardziej, że w dalszym ciągu nie miałam rozwiązania swojego problemu. Nie udało mi się też zmodyfikować ustawień teleportu, tak aby zaoszczędzić na czasie pomiędzy zmianą końców miasta. Godzina, w której mogę wstępować na szkolną ścieżkę to nadal 16. Jednak, jako że jestem osobą wykształconą i dość inteligentną, która podsiada głowę nie tylko po to, żeby ładnie wyglądać i nosić od czasu do czasu czapkę, wpadłam na rozwiązanie swojego problemu. Aż dziwne, że nie wymyśliłam tego wcześniej. Otóż – wieczorówki to też szkoły. A w wieczorówkach jak sama nazwa wskazuje lekcje odbywają się w weekendy. Byłam dzisiaj na spotkaniu z Jeszcze Bardziej Doświadczonym Dyrektorem w jednej z pobliskich weekendowo-wieczorówkowych placówek. Obiecał, że przyjrzy się mojej sprawie. Czekam więc na pozytywne rozpatrzenie mojego wniosku, w którym wyraziłam chęć odbywania praktyk właśnie w jego szkole. * Drugich, bo pierwsze mam już za sobą. Było fajnie. Kolegów i Mentorów serdecznie pozdrawiam. ** Niepotrzebne skreślić
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi