To był dzień gorszy niż można sobie wyobrazić.
Depresja zbierała się jak ciężkie chmury, coraz natrętniejsze myśli o samobójstwie, upiorne szepty deszczu podgryzały ostatnie siły obronne, dotąd tak odporna osobowość rozpadała się powoli w niespójne elementy.
I ta samotność! To ostatni, choć nie najmniej ważny element tej nieszczęsnej drogi ku zatraceniu. Nic już nie pozostało - tylko ostateczny krok - w przepaść. W ciemną otchłań. W miłosierną toń.
No tak. Dobrze, że zauważyłem w ostatniej chwili. W świeżo zaparzonej herbacie pływała mucha-samobójczyni. W zasadzie nic by się nie stało, ale nie przepadam za herbatą z wkładką mięsną.
Ja wszystko rozumiem - depresję jesienną, samotność w obliczu muchozolu, kłopot z istnieniem i
Weltschmerz. Ale kto mi teraz zaparzy nową herbatę? Mi się już nie chce.
Czy ta cholerna mucha musiała się utopić przed chwilą właśnie w mojej herbacie?
Niech mnie ktoś przytuli... i herbatę zaparzy oczywiście...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą