Największe obciachy – Ziemkiewicz sugeruje oszustwo wyborcze

#1. Kobieta oburzyła się, bo pierwsza randka była w sieciówce

Cała drama rozegrała się w USA i została uwieczniona przez kobietę, która nie mogła zrozumieć, jak można kogoś zaprosić na randkę do sieciowej knajpy. Na nagraniu, które pojawiło się na Tik Toku widzimy, jak kobieta mówi, że zabrał ją do Cheesecake Factory (ta sama knajpa jest w serialu „Teoria wielkiego podrywu”) i nie ma ona zamiaru wysiąść z samochodu. Zapytana o co jej chodzi odpowiedziała, że to sieciówka i jak można zabrać kogoś wyglądającego jak ona do sieciówki (tak, to ta pani z góry). Później pytał ją w czym problem, a jej zdaniem za mało się poświęcił i był zbyt mało zalotny. On stwierdził, że oczekuje szacunku i współpracy. Po wymianie zdań w samochodzie mężczyzna zdecydował, że odwiezie kobietę do domu.

#2. Policjanci olali napad, żeby zbierać pokemony

Sytuacja miała miejsce w Los Angeles w 2017 roku, kiedy trwał boom na zbieranie pokemonów. Media poinformowały o niej pierwszy raz w zeszłym roku, a teraz pojawiło się nagranie wideo. Policjanci Louis Lozano i Eric Mitchell na nagraniu mówią, że mają nadzieję, że ich Togetic nie ucieknie i muszą jechać pod prąd ulicą jednokierunkową, później widać, jak zawracają w niedozwolonym miejscu i ignorują znak stop. Wszystko to ignorując wcześniejsze wezwanie do napadu rabunkowego w pobliskim sklepie. Ostatecznie po zbadaniu sprawy przez Wydział Spraw Wewnętrznych zostali zwolnieni ze służby.

#3. 3-latek prawie przejechał mamę, która prowadziła bez prawa jazdy

Piątek 13. okazał się jednocześnie pechowym i szczęśliwym dniem dla pewnej 30-latki z Wałbrzycha. Około godziny 13:00 kobieta zajechała pod jeden ze sklepów z 3-letnim dzieckiem. Gdy przechodziła obok samochodu, chłopiec usiadł za kierownicą, przekręcił kluczyk w stacyjce, a auto nagle ruszyło. Przygnieciona prawą stroną samochodu do metalowych barierek chroniących parkingową latarnię kobieta doznała niegroźnych obrażeń. Okazało się, że nie posiada ona uprawnień do prowadzenia pojazdów. Policjanci sporządzili dokumentację procesową, a jej sprawę rozstrzygnie sąd.

PS Zauważyliście, że w piątek 13. o 13:00, 30-latka przez 3-latka?

#4. PiS kupowało polubienia pod wyniki wyborów?

Wybory, wybory i po wyborach. Jak wiemy, Prawo i Sprawiedliwość wygrało je, ale niewiele to da, ponieważ nie będzie miało wymaganej liczby posłów do rządzenia i decydowania o losach państwa. Ciekawą rzecz zauważono w internecie po ogłoszeniu wyników. Na profilu PiS na Facebooku pojawił się wpis o treści „Trzecie wybory parlamentarne z rzędu wygrane przez Prawo i Sprawiedliwość i to przy historycznej frekwencji! Czekamy na oficjalne wyniki PKW!” z załączoną grafiką. Pod nim mamy ponad 12 tys. reakcji, ale interesujące są „łapki w górę”. Tam jadąc trochę w dół na liście można zobaczyć pełno nazwisk brzmiących jak z Azji i opatrzonych zdjęciami kobiet, chyba są to osoby z Tajlandii. Pytanie jest tylko po co? Od dawna mówi się o szkodliwości takich działań, jak kupowanie lajków. Zresztą grafika raczej sama by się rozeszła po sieci. Swojego czasu popularny robił się proceder kupowania rekcji przeciwnikom, aby potem to ujawnić i dyskredytować ich. Co tu się wydarzyło nie wiemy, ale fakt jest faktem.

#5. Ziemkiewicz sugeruje oszustwo wyborcze

Głosowania już pozamiatane, trzeba szukać winnych takich, a nie innych wyników. Najnowszą teorię przedstawił prawicowy dziennikarz Rafał Ziemkiewicz. Zasugerował on, że wyniki mogą nie być dokładne z powodu wydanych kart, które upoważniają do głosowania w dowolnym punkcie po pokazaniu dokumentu tożsamości. Upoważnienie jest jednorazowe i zostaje w komisji, ale jego zdaniem możliwe było, że część osób dostała je i wykorzystała do oddania kolejnych głosów. Sprawa nie byłaby taka prosta do wykrycia. Ponieważ dane z dokumentów są tylko na papierze, a nie wprowadzone do systemu. Sam korzystałem z takiej karty i moja np. nie upoważniała mnie do udziału w referendum, co było ewidentnym błędem, bo pani w komisji lekko zaniemówiła. W komentarzach pojawiła się też sugestia, że można było użyć kolorowych kserokopii, co w sumie wydawałoby się realne, ale miały one hologram. Takich kart wydano około 600 tysięcy. Tylko czy ktoś wierzy w tak zorganizowaną akcję?

Tak opisał to Ziemkiewicz:

Pojawiło się w internecie pytanie o rekordowe 600 tys wyborców, którzy pobrali zaświadczenie uprawniające od głosowania poza miejscem zamieszkania, i obawa, że część z nich mogła głosować wielokrotnie (w czasie naszego krótkiego głosowania z żoną w komisji zjawiły się aż trzy osoby, które chciały się dopisać do listy – nie zostały dopisane, bo żadna nie miała takiego zaświadczenia). Czy nie jest tak, że zaświadczenie trzeba oddać komisji, gdy pobiera się kartę do głosowania, i czy komisje nie są zobowiązane odesłać go potem do centrali wraz z wyjętymi z urny kartami? Poza tym nazwisko i pesel każdego, komu wydano kartę, jest przecież zapisywane, wg przedstawionego dokumentu. Wydaje mi się więc, że jeśli jacyś szczególnie nawiedzeni wyznawcy "jebaćpisu" łazili od komisji do komisji i trafiali na takie, które ich, w przeciwieństwie do mojej, pozwalały im zagłosować po raz kolejny – to PKW powinna to bez trudu wykryć, a takie ewentualne osoby powinny odpowiadać karnie za przestępstwo przeciwko wyborom.

W poprzednim odcinku: Ludzie ze sztabu Mejzy przyłapani na bezprawnym wieszaniu plakatów