Sponton

14 listopada 2008
Spontaniczne imprezy są jednak zdecydowanie najlepsze

Wybraliśmy się całą grupą do chińskiej knajpy z gatunku „chiński garnek”, taka lokalna odmiana fondue. Fondue traktuje się jednak bardzo często dość ekskluzywnie, choć to tylko garnek roztopionego sera z winem. Wiem, że Gruyer nie jest zwykłym serem, a i wino zazwyczaj jest nieco lepsze niż Zemsta Teściowej, ale jednak z wymaczanych kawałeczków bułki robi się coś podniosłego. Tymczasem w lokalnej wersji stawiają przed Tobą garnek zupy, do wyboru 4 rodzaje – bulion kurczaczy, bulion świński, zupka ostra i zupka czwarta (5 minut próbowaliśmy ustalić, czym jest owa czwarta, ale doszliśmy tylko do tego, że ma w sobie chili). Następnie rusza się ze szczypcami na stół pełen różnych różności – krewetki, kraby, ośmiornice, kulki rybne, kulki mięsne, parówki i inne przerobione mięsa, drób, świeże ryby, wieprzowinka, wołowina, jagnięcina, małże, sałaty różnych rodzajów, kalafior, brokuły, kukurydza, kurze stópki(!), a i tak pewnie zapomniałem o połowie produktów, które na tym stole się znajdują. Wracasz do stołu i stwierdzasz, że bez sensu zmarnowałeś czas na selekcję, bo i tak wszyscy wrzucają wszystko do tego samego gara. Zaczyna się zabawa w wyławianie, poszukiwanie co smaczniejszych kawałków, odróżnianie od siebie mięs (jeden z naszych Hindusów nie zje wołowiny), a przy tym rozmowy o wszystkim i o niczym, bo czekając nad garem, aż wszystko się ugotuje i sącząc zimne piwko, ma się bardzo dużo czasu, który mija niesamowicie szybko. Spędziliśmy chyba dwie godziny w tej knajpce. Polecam wszystkim!

Planem na dalszą część wieczoru było rozejść się do pokoi i grzecznie pójść spać. W końcu czwartek był. Naprawdę był taki plan. Jednak, kiedy już przybyliśmy do hotelu nie do końca udało się nam go zrealizować. Tak jakoś pojawiały się mocne alkohole, a Hindusi stwierdzili, że w zasadzie to polewajmy od serca. W pewnym momencie szklanka była bardziej niż w połowie pełna, a mówimy Ruskim Standardzie. Wzmożona konsumpcja powoduje rozmowy na każdy możliwy temat, czyli oczywiście zeszło na baby! Potem tematy zmieniały się już bez żadnej kontroli. Wreszcie udało się namówić Japończyka, żeby zaśpiewał – robił to zawodowo zanim zaczął pracę w tej firmie. Wszyscy odśpiewali swoje narodowe hymny, nawet stojąc przy tym, jak należy, choć ze szklaneczką w ręku. Na samym końcu zrobiło się już w ogóle wesoło i ciężko powiedzieć, co nas rozbawiło, bo chyba śmialiśmy się z tego, że się śmiejemy. Imprezę dość brutalnie przerwał gospodarz, który nagle zamknął komputer, z którego dobiegały imprezowe dźwięki, po czym zaliczył regularny zgon na wyrku – tego faktu dziś nie pamiętał.

Zresztą poranek w ogóle okazał się ciężki dla Azjatów. Nie byli w stanie nawet wstać, że o utrzymaniu koncentracji w czasie szkoleń nie wspomnę. Europa jakoś spokojnie przeżyła dzień po. Co prawda wujek kac zapowiadał, że może wpadnie z wizytą, ale ostatecznie chyba się rozmyślił.

„Pozytywnego coś, pozytywnego…”

 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi