< > wszystkie blogi

Makabresko - eroteska

Wrr piorem pisana.

Człowiek pracą znudzony.

22 lutego 2008
Rozwarłem usta jak tylko szeroko się dało. Pokazałem lustru dokładnie całą jamę ustną. Długie ziewnięcie wycisnęło kroplę z mojego praweg oka, która szybko pokonała szorstką drogę do brody, tylko po to, by odkleić się i bezgłośnie roztrzaskać o posadzkę.
W lustrze widziałem twarz człowieka cierpiącego na wyjątkowo silny przypadek 'tomiwisizmu'. Poczucie degrengolady jeszcze bardziej potęgowało we mnie obojętność. Czekałem, aż jednorazówka Wilkinsona sama się podniesie i magiczną mocą prowadzona skosi czarny trawniczek, który wyrósł mi na twarzy przez noc. Nic się jednak takiego nie stało. -Pieprzę... -szepnąłem sam do siebie. Wyciągnąłem pudełeczko z naderwanej kieszeni szlafroka. Zazwyczaj tam było. Białą rurkę, wsadziłem pomiędzy popękane usta i zapaliłem końcówkę. Lubię patrzeć sobie w oczy. Tego ranka mogłem tak stać, drapać się po tyłku i gapić sam na siebie, co chwila wyjmując kolejnego papierosa. Jednak ta słodka sielanka musiała się skończyć, kiedy to usłyszałem budzik. Dzwięk ten oznajmiał, że mam jedyne 20 minut do wyjścia. Po załatwieniu łazienki, przyszedł czas na kuchnię. Nie chodzi bynajmniej o jedzenie czy picie. Chodzi o posiedzenie przez chwilę i obserwację zupełnie pustej ulicy. Dopiero przed szóstą pojawią się pierwsze postacie, bezgłośnie przemieszczające się w szarówce poranka. Jest niedziela, każdy normalny człowiek grzeje dupsko w pościeli, a ja muszę iść do roboty. Przyglądam się przez moment szklance, w której są resztki whisky, którą to z kolei raczyłem się siedząc całą noc na czacie. Odpalam ostatniego przed pracą papierosa. Boże, jak mi się nie chce. Już wiem, że dzisiejszy dzień, będzie się ciągnął w nieskończoność. W końcu gaszę fajkę, piję pół szklanki kranówki, zakładam sutannę i wychodzę. Trzeba owcom wskazać drogę życia.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi