Nareszcie!

14 października 2009
 Jeden z niewielu obszarów, gdzie jesteśmy lepsi.


Temat ten miał się pojawić już dawno, bo było o tym w Japonii dość głośno. Dodatkowo niemal wszyscy dziennikarze w biurze byli strasznie podnieceni zmianą, która miała się dokonać na szczytach władzy. Tak się jakoś złożyło jednak, że na pewien czas temat zaginął w mrokach niepamięci i dopiero szanowny kolega Strzelec raczył mi delikatnie zasugerować, że może napisałbym o polityce w kraju wschodzącego jena.

Co tak poruszyło świadomość mieszkańców Nipponu? Wybory. Po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat, rządząca do tej pory partia LDP (Parta Liberalno-demokratyczna) miała stracić władzę. Ba, konkurencyjna DP (Partia Demokratyczna) miała zdobyć zdecydowaną większość w parlamencie. Nawiasem mówiąc Ci pierwsi uzyskali najgorszy wynik od 1955 roku, czyli od założenia! Japończycy podchodzili do wyborów trochę tak, jak brzmiało hasło Obamy - „Change”. Nie ma bowiem, co ukrywać, że źle się dzieje w państwie samurajów. Gospodarka od wielu lat drepcze w miejscu. Po kryzysie z początku lat 90., Japonia jest obecnie na poziomie sprzed załamania. W tym samym czasie USA urosło 50%. Co więcej, za moment lokalna gospodarka może spać z miejsca drugiego, na które wielki apetyt mają Chiny. Model wzrostu oparty o silny eksport przestał w Japonii przynosić spodziewane efekty. LDP jest tego świadoma, lecz próby jakichkolwiek zmian spełzły na niczym. Konsumpcja na lokalnym rynku nadal drepcze w miejscu. Warto także zauważyć, że DP nie tyle jest fantastyczną alternatywą, co ludzie mieli już dość LDP. Podstawowym hasłem DP jest wypompować pieniądze w gospodarkę, co w kraju, którego dług publiczny wynosi 170% PKB jest przedsięwzięciem co najmniej ryzykownym.

Nie o gospodarce miała jednak być mowa, a o polityce ogółem. W zasadzie to o wyborach. Wszyscy wiemy, jak to wygląda u nas. Ulice obklejone plakatami, twarze polityków niemal wszędzie (boję się otworzyć lodówkę), pełna agitacja, wzajemne oszczerstwa, tryby wyborcze i inne wynalazki. Chodzi o to, żeby było głośno i widocznie. Nikt niemal nie czyta programów. Czasami zastanawiam się, po co politycy w ogóle je piszą, jak i tak rzeczywistym hasłem przewodnim każdej partii jest „patrzcie jacy jesteśmy fajni!” Zresztą może to i dobrze, że nikt nie czyta, bo i z trzymaniem się programu po wygranych wyborach jest raczej kiepsko i naprawdę nie wszystko da się zwalić na koalicjantów.

Wybory zbliżały się i tutaj. Tak przynajmniej wszyscy twierdzili, bo ja nie widziałem żadnych oznak. Zero ulotek, zero agitacji na ulicach, zero wolontariuszy, JEDEN plakat z czyjąś poważną i zatroskaną twarzą. Szok! To tak można? Na spokojnie? Bez błota?! I WYZWISK?! „Dorosła demokracja” - pomyślałem.

W poniedziałek powyborczy szukałem oznak dyskusji w biurze. Przecież właśnie dochodziło do wielkiej zmiany. Partia, która z niewielką przerwą była przy sterach władzy ponad 50 - słownie: pięćdziesiąt - lat, właśnie traciła prawie 200 miejsc z posiadanych 300 (cały parlament to 480).
(Nawiasem mówiąc w kraju liczącym 130 milionów ludzi jest 480 miejsc w parlamencie, a kraj liczący niecałe 40 milionów ma tylko 20 miejsc mniej?! Dostrzegam pewien przerost formy nad treścią w naszym przypadku.)
Szukałem tych oznak i znów nie znalazłem. Japończycy wydawali się niewzruszeni. Przyznaję, że oni ogólnie tak mają, ale w zaistniałych okolicznościach liczyłem na coś więcej. Jakże srogo się zawiodłem.

Zachodziłem w głowę, dlaczego tak się dzieje. Czy to dlatego, że są bardzo dojrzałą demokracją? Czy to przez ich narodowy charakter? Dlaczego tutaj panuje taki spokój?

Szukałem i szukałem, pytałem ludzi, przeglądałem Internet i wreszcie znalazłem odpowiedź. Pomogła w tym także książka „Tokyo Underworld” Roberta Whitinga. Japończycy podchodzą tak spokojnie do wszystkiego, ponieważ... twierdzą, że to i tak niczego nie zmieni. Kieruje nimi poczucie bezsilności. Polityka od dawien dawna jest uprawiana rodzinnie. Nawet obecny premier Yukio Hatoyama, który zapowiada daleko idące zmiany, w tym walkę z nepotyzmem, wywodzi się z rodziny, która od lat pełni ważne funkcje państwowe. Jego dziadek był premierem, a ojciec ministrem spraw zagranicznych. Rodziny folwark!

To niejedyny problem. W Polsce narzeka się na tempo prac w parlamencie. W porównaniu do Japonii to jesteśmy Bugatti Veyron na pustej autostradzie z pedałem gazu wciśniętym w podłogę. Procesy legislacyjne trwają latami, bo wszyscy za wszelką cenę pragną dojść do porozumienia. Tak żeby nikt nie czuł się pokrzywdzony.
Jest jeszcze jakuza. Tak się bowiem składa, że świat polityki jest bardzo mocno powiązany z japońską mafią. Jakiś czas temu pisałem, że choć oficjalnie hazard jest zakazany to jest jedna furtka - pachinko. Wygrane z tych maszyn można zamienić jedynie na nagrody rzeczowe. Jakimś cudem, a to niespodzianka, zazwyczaj niedaleko salonów pachinko znajdują się miejsca, gdzie nagrody rzeczowe można spieniężyć. Takie praktyki dałoby się nawet zakazać. Dziwnym trafem jednak ustawa, która by to regulowała, od dawna nie może powstać.
Jak potężna jest mafia w Japonii? Szacuje się, że prawie 20% tak zwanych „złych długów”, których nigdy nie będzie można ściągnąć, to pożyczki udzielone jakuzie. Oczywiście nie bezpośrednio, ale przez różne podstawione spółki. Jakikolwiek próby odzyskania tych pieniędzy są z góry skazane na porażkę. Paru bankowców przypłaciło to nawet życiem.
Dorzućmy jeszcze do tego obrazu niesamowitą wręcz korupcję. Bardzo często narzekamy na łapówkarstwo w Polsce, w końcu „tylko ryba nie bierze”. U nas jednak nie „kupuje się” przychylności związków zawodowych czy ludzi w lokalnych społecznościach. A tutaj to norma. Wielkie kontrakty budowlane, autostrady w najmniejszych wsiach, mosty prowadzące do nikąd - to wszystko ma zapewnić przychylność odpowiednich grup. Branża budowlana odpowiada za 20% wytwarzanego PKB. Ma zatem potężną siłę przebicia. Coś trzeba zrobić, żeby byli zadowoleni. Zleca się zatem na potęgę różnego rodzaju budowle. Na przykład średni czas życia budynku w Tokio wynosi 17 lat!
Co więcej, u nas nadal żaden szef rządu nie został jeszcze skazany za korupcję i nie wydaje mi się, żeby to się prędko stało. W Japonii natomiast co i rusz pojawiają się oskarżenia o łapownictwo, a premier w latach 1972-1974 Kakuei Tanaka został nawet za to skazany. Przyjął prawie 2 miliony dolarów od Lockheeda za rozstrzygnięcie przetargu na nowe samoloty pasażerskie na korzyść tej właśnie amerykańskiej firmy. Co więcej, cały proces korupcyjny w tym przypadku był pilotowany przez szefów jakuzy!

Podsumujmy - żółwie tempo procesów legislacyjnych, nepotyzm, powiązania z mafią i ogromnych rozmiarów korupcja, która jest niemal przypadłością systemową. Z tych właśnie powodów większość Japończyków nie wykazuje najmniejszych nawet oznak zainteresowania polityką. Idą zagłosować, bo czują się w obowiązku, żeby to zrobić. Nie wierzą jednak, że ich głos ma jakiekolwiek faktyczne znaczenie. Co prawda nastroje są nieco lepsze w związku z obecną zmianą na szczycie, ale pytani mieszkańcy Nipponu powtarzają jak jeden mąż „Zobaczymy, jak to będzie naprawdę.”

W Polsce bardzo często emocjonujemy się wydarzeniami, które mają miejsce na scenie politycznej. Bo nam zależy, bo gdzieś głęboko jednak wierzymy, że to coś zmieni. I w tym jesteśmy o wiele lepsi - my ciągłe mamy nadzieję.

P.S. Chciałbym serdecznie pogratulować Panu Mariuszowi Kamińskiemu za idealny niemal przykład spaprania prowokacji politycznej. Nich książkę napisze. Kiedy usłyszałem o tak zwanej „aferze hazardowej” to mi dość mocno ciśnienie skoczyło, o czym część czytelników doskonale wie. Już niedługo po tym wydarzeniu przeczytałem o jakiejś aferze stoczniowej, a dziś docierają do mnie informacje o dziwnych wydarzeniach w ministerstwie finansów. Ciekawe co będzie jutro, bo na razie z każdym kolejnym oskarżeniem podnosi się suma, jaką może lub mogła na tym stracić Polska.
Pierwsze oskarżenie miało całkiem spory efekt, ale obecnie z każdym kolejnym coraz bardziej się uśmiecham, a i do kwestii tego pierwszego podchodzę spokojnie. Raz by naprawdę wystarczyło, bo teraz wszystko robie się jakieś takie mało wiarygodne. Facet działa jak w amoku i rzuca się, jak mucha zaplątana w pajęczej sieci. Gratuluję!
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi