Przetrwałam swój pierwszy tydzień na uczelni. W sumie nic strasznego, same wprowadzenia, zapoznawanie się z prowadzącymi i innymi studentami, poznawanie uczelni. W ramach "małego" quizu, który dostaliśmy do zrobienia, zwiedziłam chyba każdy kąt w każdym budynku, ale przynajmniej mniej mi grozi gubienie się w dalszej części studiów. A od poniedziałku już nauka.
Poza tym poczułam się z deka staro, jak nagle się okazało, że fajni faceci (w mniej więcej moim wieku) są zajęci bo są żonaci :>. I chociaż nie raz na jakimś NK mi się przewinęli znajomi ze szkoły, co to już ślub i dzieci, to jakoś teraz mnie to już całkiem walnęło.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą