< > wszystkie blogi

Studniówkowe wspominki

19 stycznia 2008
Zainspirowana tematem aktualnej debaty blogowej postanowiłam powspominać ;). W sumie to byłam na dwóch studniówkach, pierwszy raz jako osoba towarzysząca z moim ówczesnym chłopakiem, a dopiero dwa lata później miałam swoją studniówkę. Obydwie te imprezy odbywały się w zewnętrznych lokalach, więc obraz studniówki w szkole nie jest mi znany. I trzeba przyznać, że może to być kosztowna inwestycja, ale nie musi.
Gdy mój chłopak zaprosił mnie na swoją studniówkę oczywiście się ucieszyłam, jednak niedługo potem wyszły pierwsze problemy. Zapatrywałam się na śliczne suknie w sklepach, jednak koszt jednej przekraczał sporo mój miesięczny fundusz na utrzymanie. Musiałam się więc pogodzić z kupnem materiału za 30 zł i tym co uszyje moja babcia, chociaż muszę przyznać, że sukienka nie była brzydka. Włosy miałam proste, tylko lakierem spryskane, żeby mi się szopa nie zrobiła. Mój chłop w dzień i noc studniówki miał gorączkę w okolicy 39 stopni, więc utrudniało to trochę zabawę, poza tym jego mamusia była w grupie rodziców pilnujących, więc nie mogliśmy przytulanych tańczyć, bo zaraz wąty były :>. A wracając do odstawiania się, to inne panienki (a to same towarzyszące były, bo w tej szkole akurat sami faceci ;)) wyskoczyły właśnie w tych sukniach za parę setek, widać było, że solarium odwiedzały regularnie, fryzury i makijaż robione specjalnie na okazję. Nie wiem ile na to wydały, ale ostatecznie wyglądałam przy nich jak mały szary robaczek. Na moją własną studniówkę to miałam w sumie w ogóle nie iść. Bo po pierwsze znów brakowało mi kasy, a poza tym się właśnie z chłopem rozchodziłam, więc szła bym sama (a moja najlepsza przyjaciółka też z braku kasy i chłopa nie zamierzała iść). Jednak ostatecznie zostałyśmy namówione przez naszą wychowawczynie, a opłatę za nas szkoła zrobiła. Ponieważ nie miałyśmy chłopaków, to poszłyśmy jako para dziewczyn :C. Sukienkę znów miałam częściowo dzięki babci, a w sumie spódnicę z tej poprzedniej, a do tego górę gorsetową mi ojciec kupił (coś koło 100zł to kosztowało). Dla przyjaciółki też babcia moja sukienkę zrobiła. Fryzjerstwo i makijażowanie znów domowe. Chociaż wyszłyśmy strasznie blado (nie odwiedzałyśmy solarium jak wszyscy), to przynajmniej miałyśmy sukienki w miarę oryginalne, a nie jak większość na jeden szablon. Przy okazji narobiłyśmy wstydu na nagraniu, bo skoro przyszłyśmy razem to i tańczyłyśmy razem, nawet wolne kawałki (obściskując się przy tym) :C. Chociaż na knajpę można trochę ponarzekać, bo generalnie picia i jedzenia było mało (tak o połowę co najmniej) i żeby z pragnienia nie uschnąć (nie mówię tu o alkoholu) to już o 23 chłopaki po prostu wyskoczyły do sklepu nieopodal po napoje zwykłe. Ja jeszcze poniosłam straty, bo jakaś głupia... palaczka, mi wypaliła dziurę papierosem w spódnicy, bo musiała tańczyć z fajką :>. Ale w sumie i tak się tam nieźle bawiliśmy, nawet ta moja przyjaciółka, co z góry twierdziła, że się tam zanudzi, stwierdziła, że się cieszy, że się dała namówić. No i fortuny nie wydałyśmy. No ale to było już w sumie 2 lata temu, nie wiem jak się teraz dzieci bawią.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi