Największe obciachy – 3 granatniki w biurze szefa Policji

#1. Kobieta z prostownicą zablokowała kolej w okolicach Rzymu

Dlaczego pociągi się spóźniają? U nas to zwykle jakieś remonty, czy nagłe zmiany pogody. We Włoszech wystarczyła do tego jedna kobieta z prostownicą do włosów. Młoda kobieta jadąca z Grosseto w Toskanuu do stolicy kraju postanowiła zadbać o fryzurę. Będąc w okolicach Maccarese, czyli już bardzo blisko Rzymu, pociąg musiał się awaryjnie zatrzymać. Na początku nikt nie potrafił ustalić przyczyny alarmu, który spowodował tę sytuację, do pociągu wezwano techników. Wreszcie wyszło na jaw, że alarm i awaryjne hamowanie spowodował dym unoszący się z urządzenia do układania. Mało tego - nie tylko ten pociąg musiał zaliczyć przymusowy postój, ale także inne składy na trasie jadące za nim. Przerwa potrwała około 40 minut, co u nas w sumie nie byłoby żadnym wydarzeniem, ale jak widać tam już coś znaczy.

#2. Poczta Polska sprzedawała podróbki Gucci i Yves Saint Laurent

Śmieszki z tego, co można kupić na Poczcie Polskiej to nie nowość, tam obecnie wchodzi się jak do sklepu spożywczego i drogerii razem wziętych. Zresztą sam mógłbym długo wymieniać, co dostałem dodatkowo w prezencie od mamuśki, która potem mówiła, że ten „pizdryk” to z poczty. Ale teraz pojechali po całości, gdy okazało się, że na wystawie jednej z placówek znalazły się damskie torebki znanych marek. Konkretnie chodzi o takie z logo Gucci i Yves Saint Laurent. Każda w cenie około 100 złotych. O sprawie zrobiło się głośno po tym, jak na Instagramie zwróciła na nią uwagę Katarzyna Daniłko znana jako Pani od jakości. Komunikat w sprawie wydała też Poczta Polska:

Szanowna Pani, tak, jak wspominaliśmy wcześniej produkty Lulu Castagnette są oryginalne oraz posiadają wszystkie niezbędne certyfikaty, natomiast dziękujemy za sygnał dot. innych torebek. Podjęliśmy już działania wyjaśniające. Wina leży po stronie producenta i dystrybutora, który błędnie skierował do części naszych placówek ten niezakontraktowany asortyment. Tych produktów nie było i nie ma w katalogu produktów przeznaczonych do sprzedaży w placówkach i zostały one błędnie do nas skierowane. Będziemy dalej sprawę wyjaśniać z dostawcami. Bardzo dziękujemy za czujność i niezwłocznie wycofujemy ze sprzedaży te produkty, które nigdy nie powinny trafić do naszych urzędów i filii.

Według standardów to nie mogą być nowe oryginały, ponieważ te mają certyfikaty, które można sprawdzić w oficjalnych punktach sprzedaży. W tym przypadku albo są to podróbki albo produkty, które trafiają do outletów z powodu różnych wad.

#3. Kara dla uczniów, którzy wyjdą do WC

Na drzwiach do klasy pojawiła się nietypowa karteczka z ostrzeżeniem dla uczniów. Chodzi konkretnie o jedną ze szkół w Zabrzu i informacją od nauczyciela matematyki, a jej treść to:

Kto na lekcji wyjdzie do ubikacji, rozwiązuje przykład na tablicy. Poza kolejnością.

Za nieprawidłowe wykonanie zadania groziła ocena niedostateczna. Sprawę nagłośniono na profilu TikTok „prawomarcina”, który zareagował na to mówiąc o naruszeniu prawa i dodał:

Po prostu szantażuje ucznia, że zostanie ukarany za realizowanie swoich niezbywalnych praw. Czy ten nauczyciel w ogóle myśli o konsekwencjach? O tym, że być może będzie musiał zapłacić odszkodowanie, jeżeli uczeń nie wyjdzie do toalety i nabawi się choroby pęcherza. O tym, że być może będzie odpowiadał za naruszenie dóbr osobistych takiego ucznia, jeżeli ten (za przeproszeniem) zsika się i upokorzy przed całą klasą.

Dodał także, że nie może to mieć wpływu na ocenę ucznia z przedmiotu i zachowania. Pod nagraniem pojawiły się komentarze dotyczące podobnych praktyk w innych szkołach:

Moja nauczycielka powiedziała, że mogę iść do ubikacji, ale wpisze mi nieobecność.

U mojego syna w 1 klasie szkoły podstawowej dzieci też nie mogą wychodzić do WC. Już robiłam interwencję, bo tak nie może być, ale to wymysł dyrekcji!

U mnie w szkole dyrektor zabronił wychodzić do łazienki. Chyba, że ma się zaświadczenie od lekarza.

#4. 3 granatniki w biurze szefa Policji

O granatniku, który rozwalił biuro szefa komendy słyszał już każdy i tylko tak w skrócie: Komendant Jarosław Szymczyk w grudniu ubiegłego roku wrócił z Ukrainy do Polski z głośnikiem, który po wciśnięciu odpowiedniej kombinacji przycisków okazał się granatnikiem przeciwpancernym. Z najnowszych ustaleń wynika, że to nie były dwa „głośniki”, jak mówiono wcześniej, ale trzy. Także Komenda Główna Policji granatnikami stoi. Trzecia sztuka to ma być pamiątka z poprzedniej wizyty szefa KGP w Ukrainie i miał być pomalowany w kwiatki. Znamy także szczegóły zdarzenia, które opisuje portal RMF24:

Granat nie został wystrzelony w podłogę, a w sufit. Dokonał dużych szkód w gabinecie jednego z naczelników powyżej pokoju komendanta. Zniszczył krzesło i biurko, a potem z niewiadomych powodów nie przebił kolejnego sufitu, wpadł do szafy i nie eksplodował.

Dziura w podłodze u komendanta to wynik działania napędu granatnika. Prokuratura bada także kwestie tego, co działo się po incydencie, jak o tym informowano, a także sytuację w szpitalu, gdzie trafił Szymczyk. Podano wtedy, że wybuchła nieznana przesyłka, a do szpitala wysłano chemików ze Straży Pożarnej. Karetki w związku z tym odesłano w inne miejsca, a to mogło narazić na niebezpieczeństwo pacjentów przebywających w szpitalu w którym nie było karetek.

#5. TVN 24 stwierdził, że transmisja pogrzebu dziecka to dobry pomysł

„Tabloidyzacja mediów” to termin, którego na wydziale dziennikarstwa uczono już prawie 20 lat temu. Opierał się na tym, że prasa zmienia formaty gazet na takie, które są bardziej przystępne do przeglądania. Dlatego też więcej miejsca zajmowały obrazki no i oczywiście to, na co zwracamy uwagę najczęściej, czyli chwytliwe tytuły. Nie jest tajemnicą, że w tabloidach takich, jak Fakt i Super Express najlepiej czytają się tragedie, a „najlepiej”, żeby to była śmierć niewinnego dziecka. Ostatnio na ten sam poziom wszedł też TVN 24, który postanowił przeprowadzić transmisję z pogrzebu dziewczyny, która zmarła w Andrychowie. Zaczęło się od komentarzy:

I rozumiem lokalny portal, którego dziennikarze pójdą na pogrzeb, napiszą, zapalą świeczkę. Tragedia w lokalnej, malej społeczności. Ale ogólnopolski live z pogrzebu? Litości.

Dajcie tej rodzinie spokojnie opłakiwać stratę dziecka. Serio.

Tyle że rodzina ma parcie na szkło, a tvn nie ma wyczucia.

Zrozumienie wyraził Sławomir Jastrzębowski, który był naczelnym Super Expressu w czasach, kiedy „mama Madzi” miała tam sesję zdjęciową na koniu:

Uroczystości pogrzebowe, to uroczystości, w których wspominamy i żegnamy kogoś. Odprowadzamy go do, jak wierzymy my, chrześcijanie, lepszego świata. Udział w takich uroczystościach to przejaw szacunku. Jeżeli media za zgodą rodziny umożliwiają udział, należy to pochwalić

TVN 24 tak komentuje sprawę:

Od początku, jako redakcja, jesteśmy głęboko poruszeni historią Natalii. Szeroko relacjonowaliśmy ją na naszej antenie i w portalu, pozostając w stałym kontakcie z rodziną. W porozumieniu z nią zdecydowaliśmy się także, na relacjonowanie uroczystości pogrzebowych. Za tymi decyzjami stoi nasza wspólna troska o to, by historia Natalii nigdy się nie powtórzyła. Byśmy - wstrząśnięci tą tragedią - potrafili w przyszłości, systemowo i po ludzku, reagować na krzywdę drugiego człowieka. Komunikat zapowiadający transmisję z pogrzebu był niefortunny, za co przepraszam.