Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Ameryka skąpana we krwi niewinnych. Dlaczego masowe strzelaniny stały się codziennością

24 989  
160   76  
Zaledwie ok. 4% populacji świata i ponad 70% wszystkich masowych strzelanin, licząc od 1998 roku. To, że z Amerykanami jest coś nie tak, to jedno. Drugie – dlaczego. I dlaczego aż tak.


Na Las Vegas Strip trwał właśnie festiwal muzyczny Route 91 Harvest. 1 października 2017 roku znajdujący się na 32. piętrze hotelu Mandalay Bay zamachowiec otworzył ogień do uczestników imprezy. Wystrzelił z broni automatycznej ponad tysiąc nabojów. Zabił sześćdziesiąt osób, ranił ponad czterysta. Liczba rannych wzrosła wskutek paniki. Salwujący się ucieczką ludzie tratowali się nawzajem, chcąc ocalić życie.

Dlaczego 64-letni Stephen Paddock z Mesquite w stanie Nevada zaczął strzelać? Tego nie wiemy i nigdy się nie dowiemy. Wydarzenia z Las Vegas Strip krwawo zapisały się natomiast w historii USA. To najbardziej tragiczna masowa strzelanina – taka, w której pojedynczy napastnik atakuje grupę – w historii kraju. Wypadałoby chyba dodać: jak dotąd.

Bo nie był to ani pierwszy, ani ostatni przypadek.

Zaledwie rok wcześniej w strzelaninie w klubie nocnym w Orlando zginęło 49 osób. W szkole podstawowej Sandy Hook w 2012 roku – 27. W szkole podstawowej w Uvalde w 2022 – 21.

Na kampusie politechniki w Blacksburg – 32 osoby.

W kościele w Sutherland Springs – 26 osób.

W kawiarni Luby’s w Killeen – 23 osoby.

W Walmarcie w El Paso – 23 osoby.

Lista masowych strzelanin w Stanach Zjednoczonych jest długa – i stale się powiększa. I kolejny raz z rzędu media obiegają nagłówki: „jak dotąd więcej strzelanin w USA niż dni w roku”.

Czy z Ameryką naprawdę jest coś nie tak – a może po prostu przypadki z USA są najgłośniejsze



Zawsze kiedy tylko dojdzie do tragicznych wydarzeń, komentatorzy obwiniają powszechny w Stanach Zjednoczonych dostęp do broni. „Gdyby ludzie nie mieli z czego strzelać, nie strzelaliby”, sugerują proste rozwiązanie skomplikowanego problemu. Rozwiązanie – jak zwykle w tego rodzaju przypadkach – czysto teoretyczne, praktycznie niemożliwe do przełożenia na praktykę. A może jednak to nie dostęp do broni jest winny?

Jest na świecie wiele innych państw, w których broń palna jest powszechna i bardzo łatwo dostępna. Niemal cała Ameryka Południowa to drzemiący w prywatnych rękach arsenał. A jednak z jakiegoś powodu o południowoamerykańskich masowych strzelaninach słyszy się niezwykle rzadko – od 1998 roku odnotowano ich zaledwie dziewięć. Dla ścisłości warto tu chyba przypomnieć, że mowa wyłącznie o działalności „samotnych wilków”. Porachunki gangsterskie czy grupowe starcia zbrojne nie zaliczają się do tej kategorii.

Niezwykle ciekawym przypadkiem są także Filipiny, gdzie przestępczość z użyciem broni palnej jest niemal na porządku dziennym. Incydenty notuje się o kilkadziesiąt procent częściej niż w Stanach Zjednoczonych. Podobnie jednak jak w Ameryce Południowej, na Filipinach masowe ataki stanowią ekstremalną rzadkość.

Skoro więc to nie sam dostęp do broni prowadzi do wzrostu liczby ataków, to może ograniczenie lub wręcz zniesienie prawa do jej posiadania wcale problemu w USA nie rozwiąże?

Aby znaleźć rozwiązanie, trzeba jednak najpierw poszukać przyczyny.

Czym się różnią Stany Zjednoczone od reszty świata – i z jakiego powodu cenę za to płacą niewinne, przypadkowe ofiary



Politycy – w zależności od reprezentowanej przez nich opcji – mają własne teorie wyjaśniające, skąd biorą się masowe strzelaniny w USA. Przeciwnicy broni winią jej dostępność – fakt, że może kupić ją praktycznie każdy niemal na każdym kroku. I dotyczy to nie tylko najprostszych urządzeń do obrony własnej, ale też zabójczej broni maszynowej. Tę ostatnią warto byłoby zapewne mieć na wypadek „apokalipsy zombie”. Na nią jednak się nie zanosi.

Alternatywne „źródła” masowej przemocy w Stanach Zjednoczonych to chociażby brutalne gry komputerowe – zwolennicy dostępu do broni twierdzą, że winna jest nie tyle sama broń, co cała popkultura ogłupiająca społeczeństwo i oddalająca je od szlachetnych wzorców.



Owo oddalenie przejawiać ma się również w rozpadających się rodzinach i wychowywaniu dziecka bez ojca czy odsuwaniu się ludzi od kościoła i religii. Nie sposób powiedzieć jednoznacznie, że żadne z powyższych nie ma związku z amerykańską sytuacją. Wszystkie te zjawiska zachodzą, w mniejszym lub większym stopniu, na całym świecie. Nijak nie tłumaczą więc, dlaczego to właśnie w USA strzelanin jest tak wiele.

Amerykański sen – pełen sukces albo totalna porażka, a pomiędzy nimi nic

Choć od fali wielkich migracji za Atlantyk upłynęło już dużo czasu, nadal dla wielu ludzi to właśnie Stany Zjednoczone są miejscem, w którym można spełnić każde marzenie. Kraj bez barier – wystarczy tylko chcieć i ciężko pracować, a sukces pojawi się wcześniej niż później. Wraz z nim pieniądze, popularność, szacunek. Niejeden imigrant wiarę w cuda przypłacił życiem, a nawet zdrowiem.

Jednak wiara w amerykański sen to domena nie tylko obcokrajowców pragnących zacząć w USA nowe życie. To także marzenie, ale i przekleństwo samych Amerykanów, nieustannie dążących po więcej. Większy dom, nowszy samochód, zieleńszy trawnik, bardziej profesjonalny grill. I mało kto – dopóki nie pojawią się konsekwencje, którym nie sposób dłużej zaprzeczać – zastanawia się, jakim kosztem. Potężne zadłużenie, zerowe bezpieczeństwo finansowe, życie od wypłaty do wypłaty – a kiedy tylko powinie się noga, sytuacja, z której nie ma wyjścia. Skok z mostu pozostaje jedyną rozsądną opcją, do której niektórzy zresztą się uciekają.



W Stanach Zjednoczonych – prawdopodobnie bardziej niż gdziekolwiek indziej na świecie – trzeba odnieść sukces. Inaczej jest się nikim. Ogromna presja nakładana na młodych ludzi odbija się na ich zdrowiu. Ci, którzy znajdują oparcie w bliskich i rodzinie, a także ci, którzy mieli szczęście trafić na sprzyjające okoliczności, mają szansę na wyjście z sytuacji obronną ręką.

Gorzej z tymi, którzy mogą liczyć wyłącznie na siebie – i nie radzą sobie z tym najlepiej. Bez wsparcia, bez przyjaciół, często bez środków pozwalających na godne życie – osuwają się w stronę skrajności.

Do kultu indywidualizmu i religii sukcesu dochodzi jeszcze dostęp do nowych technologii. Każdy ma telefon czy komputer, dostęp do internetu, a to najłatwiejsza droga dostępu do treści, których zwykle nie spotyka się na co dzień w prawdziwym świecie. To droga do tego, by niezadowolony z siebie, wyalienowany ze społeczeństwa „życiowy nieudacznik” wpadł w sidła ekstremizmów i teorii spiskowych. Od pewnego pułapu zaburzeń nie jest wcale trudne uwierzyć, że cały świat jest w zmowie i jedynym sposobem na przetrwanie jest dokonanie aktu przemocy.

Samotność w kraju-raju



Ameryka Południowa różni się od Stanów Zjednoczonych pod względem modelu relacji międzyludzkich. W większości przypadków są one zdecydowanie bliższe. Liczą się grupy – rodziny, przyjaciele, znajomi – a w mniejszym stopniu pojedyncze jednostki. Kiedy ktoś z otoczenia znajdzie się w trudniejszej sytuacji, częściej może liczyć na wsparcie reszty społeczności. Więzy rodzinne i społeczne nie pozwalają mu pogrążyć się w otchłani, na dnie której czekają mordercze żądze. Wyjątki zdarzają się wszędzie – ale ogólne tendencje przekładają się na taki obraz sytuacji, jaki widzimy dzisiaj.

W przypadku Ameryki Południowej znaczenie może mieć również „niższy poziom życia” – większa podatność na zagrożenia ekonomiczne, środowiskowe czy zdrowotne, która wywołuje wśród ludzi poczucie wspólnoty. Większą gotowość do niesienia pomocy aniżeli siania spustoszenia.

We wspomnianych już wcześniej Filipinach szczególnie liczy się honor rodziny. I choć przestępczość jest na wysokim poziomie, to już zaatakowanie i zadanie śmierci grupie niewinnych ofiar okryłoby rodzinę zamachowca hańbą nie do zmycia w jakikolwiek sposób.

Pozostaje wreszcie Europa, w której model życia bliższy jest północno- niż południowoamerykańskiemu. Ale i na Starym Kontynencie liczba masowych strzelanin jest wyraźnie niższa niż w USA. To kwestia ograniczonej w większości przypadków dostępności broni, a już zwłaszcza jej pewnych rodzajów. Pozwolenia na broń – które jest przywilejem, a nie prawem – nie otrzymają też osoby o zachwianej konstrukcji psychicznej.



Stany Zjednoczone ze swoim kultem sukcesu i idealistyczną wolnością pozostają więc na niechlubnym czele zestawienia i nic nie wskazuje na to, aby cokolwiek w tej kwestii mogłoby się w nieodległej przyszłości zmienić. Po pierwsze dlatego, że wszelkie dalej idące pomysły upadają na etapie legislacyjnym. Po drugie dlatego natomiast, że nikt nie zaproponował jak dotąd konkretnego, długofalowego planu. Krzykliwe, doraźne postulaty dobrze brzmią w mediach – a na ulicach, w sklepach, na koncertach czy w dyskotekach giną kolejni ludzie.

Zacząć trzeba by zapewne od rewolucji w systemie wsparcia zdrowia psychicznego. Tylko trudno oprzeć się wrażeniu, że tak skonstruowana „recepta” to jeszcze jedna prosta odpowiedź na skomplikowane pytanie.
16

Oglądany: 24989x | Komentarzy: 76 | Okejek: 160 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało