Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Śmierć i iluzja – Magicy, których kariera zakończyła się spektakularną śmiercią na oczach publiczności

27 005  
137   9  
Każdy szanujący się iluzjonista ma swój popisowy numer. Taki, który wygląda na niebezpieczny i może skończyć się śmiercią artysty. Oczywiście wiadomo, że nie ma tu żadnej magii, a za finalny efekt odpowiadają wcześniej przygotowane rekwizyty, odpowiednie oświetlenie oraz… lata ćwiczeń, które mistrz ceremonii musi poświęcić, aby jego występ sprawił, że widzom paszcze z wrażenia się otworzą. Czasem jednak coś może pójść nie tak i nawet najlepszym specom w tej dziedzinie zdarzają się wpadki. Wpadki, które – bywa i tak – kończą się tragicznie.

#1. Gilbert Genesta – naśladowca Houdiniego, który utopił się w mleku

Nie ma się co dziwić, że ktoś taki jak Harry Houdini szybko znalazł całą masę zapatrzonych w siebie adeptów sztuki iluzji, którzy pragnęli iść w jego ślady. Jednym z nich był Gilbert Genesta. Człowiek ten wręcz kopiował numery swojego idola. A że najlepiej sprzedawały się mrożące krew w żyłach występy, podczas których artysta musiał wydostać się z jakiejś śmiertelnie niebezpiecznej pułapki, to właśnie na zgapianiu takich „fikołków” Gilbert zrobił karierę. W listopadzie 1930 roku występował on na deskach teatru we Frankforcie w stanie Kentucky. Jednym z punktów programu był numer rozsławiony przez wspomnianego Houdiniego. Polegał on na umieszczeniu iluzjonisty w beczce, a następnie zalanie jej mlekiem i szczelne zamknięcie pokrywy. W rzeczywistości sprytny sztukmistrz dawał dyla przez specjalny, ukryty właz. I tak też miało się stać także i tym razem.


Niestety podczas przygotowań do występu nieuważni członkowie ekipy Genesta upuścili beczkę. W wyniku uderzenia uszkodził się mechanizm otwierający tajne drzwiczki, którymi Gilbert miał wydostać się z pułapki. Po trzech minutach od zatopienia nieszczęsnego artysty w zbiorniku wypełnionym zawartością krowich wymion, asystenci showmana zorientowali się, że coś jest nie tak. Kolejną minutę zajęło im zdjęcie wszystkich kłódek, łańcuchów i zabezpieczeń z głównego włazu. Wyciągnięty z beczki Genesta na moment odzyskał przytomność, aby po chwili wyzionąć ducha.

#2. Joe Burrus zakopany żywcem

A skoro już mówimy o wielkim Harrym, to trzeba też wspomnieć i o kolejnym z jego naśladowców. „Amazing” Joe Burros był eskapologiem absolutnie zafascynowanym spuścizną swego idola i w 1990 roku zapragnął uczcić 64 rocznicę śmierci sławnego iluzjonisty popisem, który swego czasu o mało nie wysłał na tamten świat samego Houdiniego. Przypomnijmy – w 1915 roku sławny artysta dał się pochować żywcem w dole o głębokości prawie dwóch metrów. Będąc już zakopanym w swym „grobie”, Harry wpadł w panikę i w ogromnym stresie usiłował wydostać się na powierzchnię, jednak masy obsuwającej się ziemi uniemożliwiały mu to. Po długich minutach walki o życie, iluzjoniście udało się przebić ręką na powierzchnię. Mężczyzna nie był jednak w stanie nic więcej zrobić, bo stracił przytomność. Od śmierci uratowali go wówczas jego asystenci, którzy w porę wyciągnęli go z tej upiornej pułapki.


Po latach Houdini pisał w swym pamiętniku, że „ciężar ziemi zabija”. To szczególnie znamienne stwierdzenie, jeśli weźmiemy pod uwagę to, co stało się z jego, wyżej wspomnianym, idolem. Joe Burros postawił jednak poprzeczkę znacznie wyżej niż jego mistrz. Kazał się zamknąć w szklano-plastikowej trumnie umieszczonej na dnie dołu o głębokości 2,20 metra. Licha trumienka artysty została następnie zasypana piaskiem, gruzem i kamieniami, a na koniec zalana mokrym cementem. Kto mógłby przewidzieć, że ważąca siedem ton masa sprawi, że pojemnik pęknie i nieszczęsny Burros zostanie zamieniony w płaski naleśnik?


#3. Madame DeLinsky jednak nie złapała kuli

Tzw. „łapanie kuli” to jeden z popularniejszych i szczególnie lubianych przez widownię trików, który musi się znaleźć w zestawie numerów każdego szanującego się iluzjonisty. Pocisk wystrzelony w stronę artysty łapany jest przez niego zębami, publika wiwatuje, no i hajs też się zgadza. W zależności od wykonawcy, różne są metody wykonania (i przygotowania) tego występu. Wiadomo, że najprostszym tu rozwiązaniem jest załadowanie broni ślepakami i umieszczenie w ustach gwiazdy kuli, która to zostanie później wypluta na dowód tego, że maestro zdołał ją złapać własnymi zębami. Czasem jednak używa się np. woskowych pocisków. Bywa też, że strzelający umyślnie chybia w swój cel. W historii iluzji zdarzyło się jednak zbyt dużo wypadków będących wynikiem, o ironio, pomyłki przy „chybieniu”.


Na początku XIX wieku europejską karierę zrobiło polskie małżeństwo Delińskich (znanych na obczyźnie jako państwo DeLinsky). W ich wersji numeru z łapaniem kuli na scenę wkroczył sześcioosobowy oddział prawdziwych żołnierzy, którzy na oczach publiki ładowali karabiny i strzelali do Madame DeLinsky. W tym wypadku trik polegał na odpowiednim „rozpakowaniu” pocisków z papierowych osłonek, w których były one umieszczone. Zamiast usunąć jedynie kawałek celulozy, żołnierze mieli uszkodzić same naboje, unieszkodliwiając je. Mimo zapewnień męża o bezpieczeństwie tego triku, jego małżonka nie była do końca przekonana, jednak ostatecznie stanęła przed plutonem egzekucyjnym. Tymczasem jeden ze strzelających było nieco zestresowany występem przed publicznością i można by rzec – włączył mu się autopilot. Załadował więc karabin, tak jak to zwykle robił, a następnie posłał kulę w brzuch kobiety. Żeby tego było mało, pani Delińska była wówczas w ciąży. Ranna, trafiła do szpitala, jednak rana była na tyle poważna, że artystka zmarła po dwóch dniach od tragicznego wypadku.

#4. Arnold Buck dokonał żywota z gwoździem w czaszce

Udokumentowano ok. 15 zgonów w wyniku niewłaściwego wykonania numeru z łapaniem kuli. Ten jednak przypadek jest wyjątkowo spektakularny. Zazwyczaj tragiczny w skutkach błąd jest wynikiem złego przygotowania rekwizytów potrzebnych do tego triku lub – tak jak w omawianym powyżej przykładzie – nieuwagi jednej z osób pomagających magikowi. Tymczasem w 1840 roku Arnold Buck został zamordowany przez pewnego kawalarza. Iluzjonista zaprosił na scenę ochotnika, któremu to następnie wręczył pistolet załadowany ślepakami. Nie zauważył jednak, że pomysłowy śmieszek wsypał do lufy garść gwoździ. Bardzo zdziwiony Buck padł martwy na oczach równie zaskoczonej publiczności.


Bonus: Jak zarobić na tragedii?

Wielka gwiazda świata iluzji lat 20. ubiegłego wieku – czarnoskóry Black Herman – zawsze ściągał na swe występy wielu gapiów. Jako ciekawostkę należy dodać, że w czasach kiedy segregacja rasowa była w niektórych stanach prawnie usankcjonowana, tylko na północy kraju jego publiczność była mieszana. Natomiast kiedy już przychodziło mu pokazywać swoje triki w miastach na południu, robił to tylko dla czarnych widzów. Specjalnością tego showmana była lewitacja, wyjmowanie królików z różnych dziwnych miejsc (nie pytajcie...), uwalnianie się z węzłów zawiązanych przez widzów oraz wykonywanie najbardziej spektakularnego ze swych aktów, czyli „pochowanie żywcem”. Mężczyzna spędzał pod ziemią aż trzy dni, po których był ekshumowany, wyciągany z trumny i reanimowany. Po chwili wprowadzano go na scenę, aby mógł wyjąć skądś królika.


Black Herman nie zmarł w jakiś wyjątkowo efektowny sposób. Żywot swój zakończył na skutek ataku serca. Na wieść o śmierci iluzjonisty wielu jego fanów zareagowało niedowierzaniem. W obieg poszła nawet plotka, że jego pogrzeb będzie niczym innym, jak kolejną wariacją triku z byciem pogrzebanym za życia. Wieść tę miał dość cynicznie wykorzystać jeden z promotorów artysty, który postanowił ruszyć ze sprzedażą biletów na pogrzeb Hermana. Ponoć wiele osób było mocno zwiedzionych, że ich idol jest całkiem sztywny i tym razem wcale nie zamierza powracać do świata żywych...



Źródła: 1, 2, 3, 4, 5
3

Oglądany: 27005x | Komentarzy: 9 | Okejek: 137 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało