Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Rasizm, antysemityzm, okrucieństwo wobec zwierząt i... dżihad! - oto bajki i komiksy dla dzieci, które wywołały ogromne skandale

47 528  
122   36  
W czasach, w których szukanie powodu do oburzania się urosło do rangi, napędzanego wielkim wysiłkiem, sportu dla zblazowanych milenialsów i wojowniczych przedstawicieli wszelkich lewoskrzydłowych organizacji, twórcy animowanych bajek dla dzieci stają na głowie, aby polityczna poprawność stanowiła żelazny trzon każdej nowej produkcji, która trafia na ekrany kin i telewizorów. Jeszcze parę dekad temu nikt sobie tym głowy nie zaprzątał. Kreskówka miała być śmieszna i tyle. Co jednak nie oznacza, że kontrowersje z czasem dosięgły także i autorów klasycznych bajeczek.

1. Kaczor Donald to zbol!

Cholerycznemu kaczorowi można wiele zarzucić: samolubność, złośliwość, niekontrolowane wybuchy nerwów, a nawet to, że w czasie II wojny światowej pracował w fabryce niemieckiej broni i zaczytywał się „Mein Kampf”. Kto by jednak pomyślał, że zacznie się wreszcie głośno mówić o ewidentnych brakach w odzieniu Donalda. A wszystko to za sprawą pewnej złośliwej plotki.
W 1977 roku władze Helsinek spotkały się, aby porozmawiać o możliwych sposobach rozwiązania problemu zbyt małego wpływu pieniędzy do miasta, między innymi – z ośrodków kultury. Podczas tego zebrania jeden z konsulów – Markku Holopainen – zasugerował, aby miejskie centra młodzieżowe i biblioteki ograniczyły liczbę kupowanych komiksów z Kaczorem Donaldem na rzecz zwiększenia ilości magazynów sportowych i hobbystycznych.


Pomysł ten znalazł akceptację radnych i został wprowadzony w życie. O ile jednak, na szczeblu lokalnym, takie przedsięwzięcie przeszło niezauważone, to już wymachiwanie „kaczym” orężem podczas wyborów do narodowego parlamentu sprawiło, że Holopainen stał się tematem żartów ze strony mediów. I chociaż polityk zaklinał się, że jego niechęć do komiksów o nerwowym przedstawicielu drobiu ma czysto finansowe uzasadnienie, to już nie było sposobu, aby tę machinę zatrzymać.



Dziś już nie do końca wiadomo, który śmieszek puścił w eter informację o tym, że fiński polityk chciał narodowego zakazu publikacji komiksów o Donaldzie, bo ten żyje w nieformalnym związku z niejaką Daisy i bezwstydnie paraduje bez gaci, ale do dziś wiele osób zaklina się, że w Finlandii disneyowskie kaczki nie są mile widziane.
Co ciekawe – awantura o drobiowy kuper sprawiła, że Donald stał się w Finlandii jeszcze popularniejszy niż wcześniej!

2. Myszka Miki musi umrzeć!

Skoro dostało się opierzonemu nerwusowi, to teraz czas na słynnego gryzonia należącego do tego samego „uniwersum”. Disneyowska mysz od dawna już ma problemy w krajach arabskich, gdzie zwierzęta te uważa się za niehigieniczne. Co rusz jakiś popularny imam nawołuje do odrzucenia amerykańskich zdobyczy kulturowych. A Miki jest przecież czymś na miarę symbolu! I tak na przykład parę lat temu w wielu egipskich szkołach ze ścian zniknęły rysunki z uwielbianą przez dzieciaki myszką, a zastąpiły je obrazy przedstawiające… narodowych męczenników.


Jeszcze większym skandalem okryła się wypowiedź Sheikha Muhammada Munajida – pochodzącego z Syrii religijnego nauczyciela, duchowego przewodnika i twórcy najpopularniejszego na świecie serwisu internetowego dla wyznawców islamu. Słynący z filozoficznych monologów wygłaszanych do swoich słuchaczy Sheikh postanowił wypowiedzieć infantylnemu gryzoniowi prawdziwy dżihad.
„Miki musi umrzeć!” - grzmiał Munajid. Argumentował to w ten sposób: „Jeśli mysz wpadnie do garnka z posiłkiem – gdy jedzenie jest stałe, należy wyrzucić mysz i dotykające ją jedzenie, a jeśli jest płynne – należy wyrzucić całość, ponieważ mysz jest nieczysta. Według islamskiego prawa mysz jest odrażającym, zepsutym stworzeniem!”.


Oliwy do ognia dolał Naguib Sawiris – egipski milioner, który chcąc zadrwić sobie z islamskich uprzedzeń, umieścił na Twitterze obrazek przedstawiający słynnego gryzonia z piękną brodą godną samego Mahometa. Tymczasem obok stała myszka Minnie w hidżabie. Ten niezbyt rozsądny żarcik spotkał się z ogromną falą hejtu, który mógł skończyć się regularnym linczem. Sawiris musiał czym prędzej usunąć swój post i wylewnie przeprosić urażonych islamistów.

3. Antysemickie „Pełzaki”!

„Rugrats”, serial znany u nas pod tytułem „Pełzaki”, był produkcją powstałą dla stacji telewizyjnej Nickelodeon. Twórcy tej kreskówki raczej nigdy nie próbowali prowokować ani tym bardziej nikogo obrażać. A jednak nawet mimo szczerych chęci, udało im się solidnie zadrzeć z poważnym graczem. W 1996 roku w odcinku pod tytułem „A Rugrats Chanukah” przedstawiono historię żydowskiego święta – Chanuki. Jako że większość animowanych serii ma swoje wigilijne wydania, to autorzy „Pełzaków” chcieli być pierwszymi, którzy wykonają podobny gest w stosunku do odbiorców wyznających judaizm.


Chociaż odcinek ten został dość ciepło przyjęty przez widzów, to sporo zamieszania wywołała Liga Antydefamacyjna – największa na całym świecie organizacja walcząca z uprzedzeniami wobec Żydów. Według oburzonych członków ADL, dwie postacie, które pojawiły się na ekranie, ewidentnie wzorowane są na antysemickich karykaturach z niemieckich gazet wydawanych w latach 30. ubiegłego wieku. Ówczesny prezydent Nickelodeon Albie Hecht, który również jest pochodzenia żydowskiego, nie pozwolił sobie w kaszę dmuchać i kazał organizacji spadać na drzewo, sugerując, że zarzuty, które ta wytoczyła, zakrawają o absurd.
I chociaż skandal szybko ucichł, to już dwa lata później kolejna zadyma znowu została wzniecona przez ADL. Tym razem powodem była publikacja pasków komiksowych z „Pełzakami” na łamach amerykańskich gazet w czasie celebracji żydowskiego nowego roku (Rosz ha-Szana).



Lidze Antydefamacyjnej nie podobało się to, że jeden z bohaterów komiksu recytował ważną dla Żydów modlitwę. Prezydentem Nickelodeon nie był już Albie Hecht, a pan zajmujący jego stanowisko, Herb Scannell, nie chcąc pakować się w żadne kłopoty, przyznał się do winy, przeprosił i przysiągł, że już nigdy więcej nie ośmieli się publikować tak bardzo antysemickich treści...

4. Królik Bugs nienawidzi Japończyków!

W czasie II wojny światowej wielu bohaterów bajek dla dzieci stało się elementami ówczesnej propagandy. Zarówno wspomniany Kaczor Donald, jak i marynarz Popeye, a nawet Kapitan Ameryka (który w zasadzie powstał jako narzędzie propagandowego przekazu) obśmiewali wrogów USA. Niestety bardzo często kończyło się to dość niesmacznymi, z dzisiejszego punktu widzenia, atakami o przesłaniu mocno rasistowskim.
W 1944 roku wyemitowany został krótki film animowany pt. „Nips The Hips”, którego protagonista – Królik Bugs – walczy z japońską armią gdzieś na Pacyfiku. Problem w tym, że wszystkie żarty są tu oparte na paskudnych i mało dziś zabawnych stereotypach.


Już od lat 60. wiele organizacji amerykańskich nawoływało do usunięcia z ramówki bajki, w której Japończycy przedstawianie są jako małe, głupiutkie, żółte ludziki z dużymi zębami. Przez długie dekady studio Warner Brothers uparcie broniło się przed rosnącą falą krytyki i dopiero w 1992 roku, pod naciskiem grup obrony praw japońskiej mniejszości, szefostwo tej firmy zdecydowało się wycofać ze sprzedaży nośniki z kompilacjami klasycznych kreskówek, wśród których znalazła się ta „niewygodna” produkcja. 9 lat później, za sprawą Warnera, bajka ta zniknęła też z ramówki Cartoon Network.

5. Tintin – rasistowski Belg w Kongo!

W drugiej połowie XIX wieku belgijski król Leopold II, wmawiając całemu światu pragnienie prowadzenia prac badawczych i charytatywnych, stał się również władcą (a właściwie - posiadaczem) nowo utworzonego Wolnego Państwa Kongo. Jak wiadomo, ten afrykański kraj zamienił się w jedną wielką „plantację kauczuku” oraz miejscem rzezi i niewyobrażalnych okrucieństw wobec lokalnej ludności, którą batami zagoniono do niewolniczej pracy dla ich belgijskiego pana. Koszmar ten trwał przez 23 lata, aż do 1908 roku, kiedy to Leopold przestał rządzić tym państwem. Nie oznacza to jednak, że wyzysk czarnoskórych Afrykańczyków szybko się zakończył. Musiało minąć jeszcze dużo czasu, zanim okrutne praktyki europejskich przybyszów przestały być kontynuowane.
Rany były nadal świeże i bolesne, gdy w 1930 roku do Kongo przyjechał pewien znany belgijski poszukiwacz przygód. Przybył on na kartkach komiksu autorstwa artysty ukrywającego się pod pseudonimem Hergé (Georges Prosper Remi). Tintin, bo o nim mowa, jak to miał w zwyczaju, szybko wpakował się w kłopoty. Dzięki temu powstała kolejna fajna historia z jego udziałem. No właśnie, czy jednak na pewno taka fajna?


Po latach „Tintin w Kongo” zaczął solidnie obrywać od członków organizacji walczących z rasizmem i prawami człowieka. Głównie to za sprawą bardzo stereotypowego przedstawienia Afrykańczyków jako prymitywnych, dobrodusznych, niezbyt mądrych, przypominających duże małpy, a nade wszystko – leniwych ludzi. Hergé zebrał srogie baty za to, że nie zapoznał się z literaturą na temat kolonizacji Kongo i zbrodni tam popełnionych przez Belgów.


Ponadto wielu osobom bardzo nie podobał się fakt gloryfikowania przez autora okrucieństwa wobec zwierząt. Główny bohater zastrzelił kilka antylop i jedną małpę, ukamienował bawoła i wysadził w powietrze nosorożca, wcześniej żywcem wywiercając otwór w jego ciele, aby umieścić tam dynamit. Ukatrupiony został też słoń, dzięki czemu Tintin wszedł w posiadanie jego cennych ciosów...


Po latach Hergé bardzo wylewnie przeprosił mieszkańców Kongo za swoje „głupie i niedojrzałe” zachowanie. W ciągu ostatnich kilkunastu lat „Tintin w Kongo” zniknął z oferty sieci księgarni na całym świecie, więc jest duża szansa, że wkrótce najstarsze wydania tego komiksu osiągną sporą wartość na rynku kolekcjonerskim.


Źródła: 1, 2, 3, 4, 5, 6
11

Oglądany: 47528x | Komentarzy: 36 | Okejek: 122 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało