Dawid Schwalk kilkanaście lat temu wyjechał za pracą do Wielkiej Brytanii. Założył firmę elektryczną i odniósł wielki sukces. Na obczyźnie ożenił się i został ojcem. Małżeństwo rozpadło się z powodu jego pracoholizmu. Stracił motywację i chęć działania. Któregoś dnia wyjechał do Tajlandii, aby odpocząć. Przypadkiem trafił do buddyjskiego Zakonu Thamkrabok, gdzie niedługo później został… mnichem.
Z dnia na dzień porzucił cały swój dobytek i dotychczasowe życie. Aktualnie przebywa w Tanzanii, gdzie pełni rolę wolontariusza w katolickiej misji "Jestem, by służyć" i w sierocińcu w Dar Es Salaam.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
Jeszcze nigdy nie rozmawiałem
z osobą świętą…
Jeśli chodzi Ci o podejście buddystów do michów, to jest
to bardziej kwestia traktowania niż czci. To, czy ktoś uważa mnie za pięknego
czy brzydkiego, świętego lub nie, to sprawa jego interpretacji. Faktem jest, że
kiedy idę ulicami Tajlandii, Birmy czy Sri Lanki, to ludzie przede mną klękają.
Jeśli siadam na ławce, to wszyscy inni wstają.
Co czułeś, widząc takie reakcje
ludzi?
Na początku było to dla mnie bardzo dziwne, nie byłem
przyzwyczajony do takiej adoracji. Z tym że ludzie nie adorują Dawida, a
mnicha – jako pewien symbol.
Kiedy napisałem do ciebie z
prośbą o wywiad, od razu się zgodziłeś. Dodałeś też, że zdajesz sobie sprawę,
że „takie dziwadła dobrze sprzedają się medialnie”. Ludzie faktycznie
postrzegają Cię jako osobę szaloną, faceta, który być może uległ tymczasowej
modzie na buddyzm?
Faktycznie dostrzegam rosnącą popularność buddyzmu. Ja
nie zostałem mnichem, ponieważ ciągnęło mnie do tej doktryny. Pojechałem do
Tajlandii na dziwki i dobrą zabawę. Chciałem odreagować wszelkie stresy i problemy związane z
prowadzeniem firmy. Spędzałem w niej po kilkanaście godzin dziennie, siedem
dni w tygodniu. W Tajlandii pewien mężczyzna polecił mi odwiedzenie klasztoru Thamkrabok. Twierdził, że pobyt w tym miejscu pozwoli mi
się wyciszyć. Postanowiłem skorzystać z tej możliwości. Poszedłem do zakonu na
trzy dni, po czym postanowiłem przedłużyć ten pobyt do końca urlopu.
Na tym się jednak
nie skończyło.
Tak, zadzwoniłem do kolegów, którzy ze mną
polecieli do Tajlandii, że z nimi nie wracam.
Ta wiadomość
musiała być dla nich szokująca.
Tak było! (śmiech) Miałem o tyle łatwo, że
poinformowałem ich drogą telefoniczną, więc nie za bardzo mogli już na mnie wpłynąć.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
Podobnie swoją
decyzję zakomunikowałeś w firmie, którą prowadziłeś w Wielkiej Brytanii.
Przekazałem pracownikom, że nie wracam i
niech robią z firmą, co chcą.
Z tego co wiem,
wiodłeś bardzo poukładane życie: miałeś rodzinę, dobrze prosperującą firmę,
bezpieczeństwo finansowe. Co spowodowało, że podjąłeś decyzję o izolacji od
świata?
Mój pracoholizm doprowadził do rozpadu
rodziny, rozwiodłem się z żoną. Zarabiałem dużo pieniędzy i wpadłem w konsumpcjonizm.
Najpierw kupowałem to, czego potrzebowała moja rodzina, a kiedy się rozpadła, to na
pocieszenie fundowałem sobie samochody i podróże po świecie. W
końcu poczułem, że już nic nie daje mi satysfakcji.
Czasem zatracamy
się w drodze do sukcesu, nie dostrzegając, że w międzyczasie tracimy to, co
ważne.
Być może, jednak mogę mówić tylko o moim
postrzeganiu rzeczywistości. Dla mnie pogoń za pieniądzem przestała mieć sens.
Zatraciłem się w prowadzeniu własnej działalności. To nie była praca na etat,
tylko orka przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nawet na urlopie musiałem
być pod telefonem. Do tego dochodził ciągły stres.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
Teraz żyjesz
bardzo skromnie.
Nie przeszkadza mi to wcale, dostosowałem
się. Do wszystkiego człowiek się przyzwyczai, do biedy też. Od czterech lat nie
pracuję, a podróżuję po różnych krajach. Byłem w Tajlandii, na Sri Lance, w
Indiach, na Malcie, teraz jestem pół roku w Tanzanii. Wciąż się przemieszczam,
nie mając przy tym zasobów pieniężnych.
Postawiłeś na bezdomność i ubóstwo. Domyślam się, że
byłemu biznesmenowi nie łatwo było się przestawić na takie okoliczności.
To prawda, ale są na to rozwiązania. Jak
jestem w krajach buddyjskich, to zaczepiam się w klasztorach. Wiadomo, tam
życie jest prostsze, choćby ze względu na posiłki, które dostajesz. Dba o to
grupa wiernych, której w zamian odprawiam błogosławieństwa.
Odwdzięczasz się
również drobnymi pracami związanymi z elektryką.
Pracowałem jako elektryk przez dwadzieścia
lat, więc mam fach w ręku. Teraz pomagam w tej kwestii w
Tanzanii. Oczywiście wszystko robię w ramach wolontariatu, nie biorę za to
pieniędzy.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
Jak zatem
opłacasz podróże?
Najczęściej jestem zapraszany, dostaję bilet.
Na miejscu również otrzymuję wsparcie. Ludzie od jakiegoś czasu mocniej otworzyli się na
buddyzm i mnichów. Z tym że bardzo często nie przyjmuję pomocy. Wolę żyć
skromnie.
Cofnijmy się do czasu, kiedy
zostałeś przyjęty do klasztoru w Tajlandii. Podjąłeś się wtedy przestrzegania
ponad dwustu zasad, według których funkcjonują mnisi buddyjscy.
W tym klasztorze było osiem głównych reguł, jakie należy
przestrzegać. Ogólnie mnich powinien przestrzegać 227 zasad Patimokkha.
Należy podkreślić, że część z nich jest „martwa”, dotyczy czasów
przeszłych, a świat bardzo się zmienił.
Jakiś przykład?
Chociażby ubiór mnicha,
który według wytycznych powinien się składać ze zszytych ze sobą różnych kawałków
materiałów. Czasy jednak się zmieniły, dostęp do wszelkich dóbr jest
powszechny, dlatego dla tradycji rozcinamy jednolity materiał na mniejsze
części, a następnie na nowo łączymy.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
A które z zasad głównych były
dla ciebie najtrudniejsze do przyswojenia? Jeden posiłek dziennie, zakaz seksu,
rezygnacja z używek?
Nigdy nie miałem problemu z używkami. Kiedy prowadzi się
firmę, to nie można sobie pozwolić na takie rzeczy. Piłem bardziej na urlopach,
ale też niedużo, bo potem chodziło się na panienki, a jak wiemy, alkohol w
nadmiarze nie pomaga w takich sytuacjach.
Z czym zatem miałeś kłopot?
Z brakiem pieniędzy. Kiedy jesteś wolny finansowo, możesz
wszystko kupić. Nawet ludzi, taka prawda. Nie musisz zabiegać o niczyje
względy. To duża wygoda.
Masz poczucie władzy.
Z tego było mi najciężej zrezygnować. To był duży detoks.
Musiałem zmienić taktykę: zamiast pieniędzy, zabiegać o sympatię ludzi
uśmiechem, życzliwością.
Zmieniła się waluta.
Musiałem się jej nauczyć, ale odpowiada mi dużo bardziej
niż poprzednia.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
Bycie mnichem to twój pomysł
na resztę życia?
Nie planuję do przodu. Chcę przeżyć dzień, jakby
kolejnego miało nie być. Moja dewiza brzmi: plany są po to, żeby je zmieniać.
Kiedy poczułeś, że styl życia
mnicha może być również twoim?
To przyszło z czasem. Nie poszedłem do klasztoru po to,
żeby zostać mnichem, tylko żeby otrzeźwieć od życia, które miałem. Odcięcie
się od wszelkich dóbr, biznesów czy ludzi spowodowało, że poczułem wewnętrzny
spokój. Spodobało mi się to.
Odciąłeś się od świata, ale
co z rodziną, co z synem? Na pewno spotkałeś się z dużą krytyką. Zresztą sporo
ludzi po przeczytaniu tego wywiadu pewnie uzna, że nie postąpiłeś fair wobec
najbliższych i jesteś zwykłym egoistą, bo żyjesz sam dla siebie.
Masz dzieci?
Tak, mam małego synka.
Więc powinieneś mnie zrozumieć. Chciałbyś, żeby syn
poświęcał się dla innych czy żył szczęśliwie i był zadowolony?
To nie jest taka prosta
sytuacja do oceny, to bardzo złożona kwestia.
Moim zdaniem powinniśmy traktować siebie jak własne
dziecko. To jest miłość. Jeśli ktoś mi mówi, że to jest egoistyczne myślenie,
to dla mnie jest idiotą, bo nie kocha sam siebie.
Nie jest zapewne ani radosny, ani szczęśliwy, a to jest
przecież najważniejsze w życiu.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
Nie odpowiedziałeś mi na
pytanie, czy twoje dawne otoczenie popiera twoją decyzję.
Jestem odcięty od świata, kontaktuję się z nim jedynie
poprzez Facebooka, gdzie publikuję posty. Czasem pojawiają się złośliwe głosy.
Jeśli ktoś wypowiada się o mnie bardzo agresywnie czy wulgarnie, to go
zwyczajnie usuwam. Dbam o swój komfort tak, jak w życiu. Przecież nie robię na
co dzień pod siebie, tylko idę do toalety. Podobnie traktuję Facebooka, dbam w
nim o higienę. A jeśli pojawią się jakieś negatywne komentarze pod wywiadem czy
artykułem na mój temat, to nie rusza mnie to wcale, bo ich nie czytam. Druga
sprawa, że w komentarzach ludzie wyrażają samych siebie i to o nich źle
świadczy.
Pytam cię o te kwestie
nieprzypadkowo, ponieważ kiedy przeprowadzam wywiad z indywidualistą, na
przykład z podróżnikiem, to pod rozmową pojawia
się sporo hejtu. Kiedyś taka osoba byłaby idolem wielu
ludzi, dziś często jest odbierana jako głupia, egoistyczna
jednostka.
Tylko dlaczego ludzie tak komentują? To też nie jest tak,
że czasy się zmieniły, tylko w dobie internetu wszystko jest bardziej widoczne.
Wróćmy do kwestii buddyzmu: długo
pracowałeś na zaufanie mnichów, nim stałeś się jednym z nich?
W Tajlandii to są biznesy, a nie klasztory. Tam ludzie z
Zachodu traktowani są jak chodzące bankomaty, dlatego są w zakonach bardzo
pożądani. Nawet kiedy byłem już mnichem, to odwiedzali mnie znajomi z
zagranicy, nie było z tym żadnego problemu, bo przy okazji zostawiali jakieś
datki na klasztor. Nie idealizowałbym tych miejsc w Tajlandii. Sytuacja wygląda
dużo lepiej na Sri Lance, tam nie ma już takiej patologii. Mnichom dużo łatwiej
praktykować buddyzm. Podobnie jest w Indiach, gdzie mnisi są żebrakami i żyją na
ulicy. W Tajlandii, na Sri Lance czy nawet w Birmie mnisi to taka klasa
wyższa.
W jednym z wywiadów
powiedziałeś, że klasztor buddyjski przypomina bardziej psychiatryk niż zakon
chrześcijański.
W zakonie chrześcijańskim poświęcasz się dla Boga, w
buddyzmie go nie ma. W zakonie poświęcasz się sobie, pracujesz nad własnymi
lękami, stresami, przyzwyczajeniami, zachowaniami. Musisz się również
odseparować od rodziny, żeby być wolnym mentalnie. To praca nad swoją psychiką
i duszą.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
Klasztor, w którym zaczynałeś
swoją przygodę z buddyzmem jest
miejscem, w którym leczy się osoby uzależnione. W terapii stosuje się m.in. preparaty ziołowe przygotowane przez mnichów.
To jedno z najbardziej znanych na świecie miejsc do walki
z uzależnieniami. Cały proces terapii jest skomplikowany, wielotorowy.
Ale też podobno bardzo
skuteczny. Miałeś możliwość zobaczenia rezultatów odwyku na własne oczy.
Do klasztoru trafiają osoby, które przeszły wcześniej
inne terapie, oczywiście nieskuteczne w ich przypadku. To dla nich ostatnia
deska ratunku. Myślę, że terapia stosowana w zakonie nie miałaby racji bytu w
Europie.
Dlaczego?
Bo jest brutalna. Nazywa się „Cold turkey” (zimny indyk –
red.). Polega na gwałtownym odstawieniu używek, nie ma okresu przejściowego.
Pacjenci walczą z delirką, bólami mięśni. Nocami dosłownie wyją z cierpienia.
Trzymani są w zamknięciu i często skrępowani przez 7 dni. W Tajlandii nie ma
żadnej ochrony prawnej osób, które decydują się na terapię. Co ważne, osoby po
takim procesie raczej nie wracają do swoich nałogów, mając w pamięci koszmar,
jaki musiały przeżyć. Traumatyczne doświadczenia skutecznie je od tego
powstrzymują.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
Nawet tajlandzkie wojsko
oddaje uzależnionych żołnierzy do klasztoru.
To prawda, ale obecnie następuje powolna degradacja tego
miejsca. Klasztor cieszył się zaufaniem społecznym do 2003 roku, kiedy zmarł jego
założyciel. Mnisi z największymi wpływami walczą ze sobą o majątek i władzę.
Były też przypadki handlu pacjentami.
Czy na degradację takich
miejsc nie ma wpływu nowoczesna technologia? Sam przecież, będąc mnichem,
używasz Facebooka, piszesz posty, robisz zdjęcia w świątyniach. To się trochę
nie
gryzie z miejscem,
w którym człowiek powinien
się wyciszyć i medytować?
Moim zadaniem w świecie Zachodu mamy niewłaściwe
wyobrażenia na temat takich miejsc. Kiedyś zaprosiłem do siebie
trzy osoby, żeby przyjęły święcenia. Próbowałem powiększyć polską
kolonię w klasztorze. Po kilku tygodniach osoby te zrezygnowały, ponieważ
inaczej wyobrażały sobie pobyt w klasztorze. Mnisi są normalnymi ludźmi, a
życie w zakonie to jak życie w akademiku: mieszają się różne charaktery,
pojawiają się konflikty, zdarzają się nawet libacje alkoholowe. Zderzenie z
taką rzeczywistością jest dla niektórych nie do przyjęcia.
Zazwyczaj wyobrażamy sobie
takie miejsca na podstawie zdjęć, artykułów czy filmów.
To tylko medialny wizerunek, który niewiele ma wspólnego
ze stanem faktycznym. Buddyzm to droga środka, nie ma ascetyzmu, nie ma
hedonizmu. Pytanie: gdzie ten środek leży? Środek azjatycki będzie w Europie
odbierany jako skrajny ascetyzm. Wspólną cechą tego założenia jest rezygnacja z
komfortu. Dla przykładu: jako mnich jem jeden posiłek dziennie, i to nie taki,
na który mam ochotę, tylko taki, który otrzymałem.
A co cię najbardziej
zaskoczyło, jeśli chodzi o sytuację „wyobraźnia vs rzeczywistość”?
Idąc do klasztoru buddyjskiego, nie miałem żadnych
wyobrażeń czy oczekiwań. Było mi zdecydowanie łatwiej. Jedyny film związany z
tym tematem, jaki wcześniej widziałem, to „Shaolin
soccer” (śmiech). Dlatego tak łatwo przeszedłem aklimatyzację. Skupiłem się na
walce z moimi słabościami, m.in. z lękiem wysokości, brakiem snu, jednym
posiłkiem dziennie, nieużywaniem pieniądza, czy odseparowaniem się od rodziny.
Odciąłem się od wszystkiego i skoncentrowałem na sobie.
Nie irytowała cię np. walka
mnichów o władzę?
Trochę tak. Klasztor podzielił się na trzy różne frakcje.
Konkurują ze sobą. Poszedłem do jednej z nich, to druga krzywo na
mnie patrzyła. Słowo z„drada” padało co chwilę. Na dłuższą metę jest to
męczące.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
Niewiele ma to wspólnego z
buddyzmem…
Takie są fakty. Muszę jednak powiedzieć, że jestem
wdzięczny klasztorowi za wszystkie nauki. Dzięki nim wiem, jak żyć na ulicy,
wcześniej zupełnie bym sobie z taką sytuacją nie poradził. Obecnie nie mam
oczekiwań co do komfortu, mogę spać na chodniku. Widzę natomiast jakie
ograniczenia mają inni. Mój kolega, który przeszedł ze mną naokoło
Kilimandżaro, miał problem, żeby załatwić się bez toalety. To są przecież
proste sprawy do rozwiązania.
Dzisiejsza moda na buddyzm to
chwilowy trend czy stała tendencja?
Dziś wszystko co buddyjskie jest cool. Wydaje mi się, że
wiele osób używa tego określenia, nie mając do końca o nim pojęcia. Podobna
sytuacja jest z buddyzmem tybetańskim - to nie są przecież nauki Buddy.
Tradycja i kultura tybetańska została przemianowana na buddyzm, jednak zupełnie
się z nim nie zazębia.
Kto zatem jest prawdziwym
buddystą?
Prawdziwy buddysta przede wszystkim przestrzega pięciu
zasad, w skrócie: powstrzymuj się od zabijania, kradzieży, kłamania,
niewłaściwych relacji seksualnych, używek. Wielu mężczyzn w Tajlandii idzie do
klasztoru tylko na jakiś okres czasu. Mają żony, mają dzieci, mają domy, firmy,
ale idą do zakonu, przyjmują święcenia, ubierają szaty i przez kilka miesięcy
są mnichami. Po tym okresie wracają do swojego życia.
Żałowałeś kiedyś swojej
decyzji, miałeś momenty kryzysowe?
Nie.
Muszę ci wierzyć, bo
teoretycznie nie możesz kłamać, ale czy naprawdę nigdy nie obudziłeś się w
środku nocy z myślą: co ja najlepszego zrobiłem? Albo: muszę wrócić do dawnego
życia?
Nie, bo nie chcę do niego wracać. Na pewno nie do
prowadzenia firmy. Jak nauczyłem się żyć bez pieniędzy, to już wiem, że nie są
mi do niczego potrzebne. Jeśli już pojawiają się zwątpienia, to dotyczą one
obranej ścieżki. Dla przykładu lockdown mocno komplikuje moją swobodę. W
zeszłym roku dopadł mnie w małej indyjskiej wiosce. Byłem odcięty od świata, z
tymi wszystkimi zasadami. Trudno było np. o posiłek od ludzi. Zastanawiałem się
wtedy, czy nie przyjąć jakiegoś mniej restrykcyjnego stylu życia mnicha. Ale
ogólnie lubię swoją ścieżkę i zasady, którymi się kieruję. Zawsze mogę też
przestać być mnichem.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
Według tradycji z bycia
mnichem możesz zrezygnować trzy razy.
Niekoniecznie. To tylko wskazanie, nie reguła. Są osoby,
które rezygnowały i po dwadzieścia razy.
Chciałbyś przekonać
czytelników do podążania drogą Buddy?
Każdy podejmuje swoje decyzje i podąża własnymi
ścieżkami. Jedni idą naokoło, inni na skróty. Nic mi do tego. Jeśli ktoś
podejmie taką decyzję, to mogę pomóc: przyjąć święcenia, doradzić klasztor,
porozmawiać z jego przełożonymi. Pomagam ludziom w ich ścieżce buddyjskiej,
natomiast nikomu jej nie narzucam. Mam za to radę dla dziennikarzy, dla ciebie
również.
Słucham.
Malujcie świat w sposób radosny.
To znaczy?
Widzisz, co dzieje się w mediach – wszyscy obrzucają się
błotem. Prawda jest subiektywna, twoja opinia to wyłącznie twoje postrzegania
rzeczywistości, co nie znaczy, że tak faktycznie jest. Dlatego wskazuję, aby
pokazywać świat takim, jakim chciałbyś go widzieć.
Trochę idylliczna wizja.
Wiem, że koncerny mediowe narzucają pewne schematy, ale
zawsze można przemycić trochę światła.
Archiwum prywatne Dawida Schwalka
Przemyćmy zatem trochę
światła na koniec naszej rozmowy. Znasz może jakiś dowcip o mnichach?
Znam, ale one są raczej nieśmieszne dla ludzi
postronnych.
Spróbujmy.
Podczas medytacji jeden mnich pyta drugiego: „Czy ty też nie myślisz o tym, o czym ja nie myślę?.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą