Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Blondynka w Gruzji to królowa życia. Może mieć absolutnie wszystko i wszystkich

78 371  
219   63  
Martyna do Gruzji trafiła w wieku 21 lat poprzez wymianę studentów prawa. W 2016 roku założyła tam firmę „Martyna z Gruzji”, której celem jest łączenie podróżników z wyjątkowymi miejscami i ludźmi na mapie Kaukazu. Wypożycza samochody terenowe, organizuje wycieczki i odgania od siebie tamtejszych adoratorów.
Żyjesz i działasz w Gruzji, do której trafiłaś przypadkowo, poprzez wymianę studencką.

Był rok 2013. Nowo otwarte lotnisko w Gruzji, dopiero odbyły się pierwsze loty Wizz Air’a między Polską a Gruzją, więc kiedy pojawiliśmy się w Kutaisi, nie wiadomo było, kto był bardziej zszokowany – czy my Gruzją, czy Gruzja nami. Na pewno gruzińscy mężczyźni byli absolutnie zszokowani taką „dostawą”Słowianek. Każdego dnia na te nasze spotkania „wymianowe” przychodziło ich coraz więcej. To była taka Gruzja jeszcze przed masową turystyką. Bardzo sobie cenię, że mogłam ją taką zobaczyć.

Gruzja to nie jest oczywista destynacja dla młodej dziewczyny, podejrzewam, że Twoi najbliżsi odradzali Ci pomysł osiedlenia się tam?

Moi znajomi myśleli, że zupełnie zwariowałam. Mama do tej pory wypomina mi, że dała mi pieniądze na pierwszy wyjazd do Gruzji. Nie spodziewała się, że wymiana studentów zmieni moje życie. Natomiast chciałam też zaznaczyć, że od zawsze powtarzałam, że nie dam się zaszufladkować w życie w takim typowym, standardowym systemie: praca od ósmej do szesnastej. To jest dla mnie absurd.



Rozumiem twoje podejście, jednak Gruzja to nie jest do końca logiczny wybór, bo raczej przeprowadzasz się tam, gdzie żyje się lżej.

To prawda, ale też musimy sobie powiedzieć, że 21-letnie dziewczyny nie myślą racjonalnie, tylko raczej sercem. Na tym pierwszym wyjeździe poznałam bardzo przystojnego Gruzina, który mnie skutecznie przekonał do tego, że Gruzja to jest raj na ziemi i jedyne słuszne miejsce do zamieszkania.

Czyli zadecydowały sprawy sercowe.

Płomienny romans! (śmiech)

Jak wyglądał proces twojej adaptacji w Gruzji?

Miałam to szczęście, że za pierwszym razem jak pojechałam do Gruzji, podeszłam do tego tak dosyć rozsądnie i od razu zaczęłam rozglądać się za tym, co mogłabym tam robić. Jakimś wielkim szczęściem poznałam Polaka, który prowadził w stolicy Gruzji słynny hostel. Ten mężczyzna zaproponował mi pracę sezonową i dał dosłownie trzy dni na to, żeby się zadeklarować. Stwierdziłam: „Wchodzę w to”. To była najlepsza decyzja mojego życia, bo od tego nawiązała się nasza współpraca, która trwała przez lata. Dzięki temu mogłam poznawać Gruzję w takiej bezpiecznej atmosferze, pod skrzydłami polskiej firmy, więc nikt mnie nigdy nie rzucił na głęboką wodę.


Z drugiej strony 21-letnia dziewczyna, wychowana w Europie, trafiła do konserwatywnego gruzińskiego społeczeństwa.

To była taka mieszanka wybuchowa, kilka skandali odbyło się z moim udziałem. (śmiech) Gruzini są honorowi, ale też zarazem bardzo cwani. Czasem to jest taki honor na pozór, a cwaniakują jeszcze bardziej niż Polacy.

Gruzini są często bardzo żywiołowi, w pierwszym kontakcie niekoniecznie zostaną odebrani pozytywnie.

Gruzję się albo kocha, albo nienawidzi. Albo wraca się z wakacji zakochanym, planując kolejną podróż, albo z takim poczuciem – „Matko Boska, co to właściwie było?!”. Natomiast większość turystów odnajduje się w Gruzji, chociaż pierwsze zderzenie z tą kulturą, szczególnie jazdy na drogach, jest szokujące. Ja pamiętam, że przez pierwszy rok mojego pobytu Gruzini przeprowadzali mnie za rączkę przez ulicę. Możesz to sobie wyobrazić? (śmiech)



Słyszałem, że w Gruzji najbardziej niebezpiecznymi miejscami na drogach są pasy dla pieszych.


Dokładnie, ale to jest niebezpieczne dla dwóch stron, bo piesi stanowią również zagrożenie dla kierowców. Piesi wychodzą na pasy, myślą, że mają wszystko wymierzone, ale w rzeczywistości wygląda to tak, że atakują cię z lewa, z prawa. Czasem jakieś matki ciągną dzieci za ręce, czasem ludzie z wózkiem, czasem pijani Gruzini. Nie wiem, kto jest większym zagrożeniem – piesi czy kierowcy.

Może krowy, które spacerują po autostradach?

Mieszkam w centrum Kutaisi i pod blokiem mam kury, które chodzą sobie swobodnie. Najbardziej szokuje mnie to, że już mnie wiele rzeczy nie dziwi. (śmiech)

Czyli proces adaptacji masz za sobą.

Na to wygląda!

Co było dla Ciebie największym wyzwaniem: odnalezienie się w odmiennej kulturze, czy może bardziej sama komunikacja (Gruzini mają swój własny alfabet – red.)?

Język nigdy nie był problemem, moje towarzystwo władało angielskim, a w sprawach codziennych mogłam używać języka rosyjskiego. Najtrudniejszą sytuacją było to, że w Gruzji pozycja kobiety jest zawsze określana względem mężczyzny, czyli najpierw jest córką, potem jest żoną, a na końcu matką. Z racji tego, że mój tata mieszka na Islandii, nigdy nie miałam takiego męskiego opiekuna formalnego, który mógłby mi nadać odpowiedni status. Zawsze byłam podejrzanym członkiem społeczności, bo nikt nie potrafił mnie umieścić w żadnej ramie. Powinnam być albo panną na wydaniu, którą winien określać i kontrolować ojciec, albo mieć zadeklarowanego narzeczonego, który otoczyłby mnie opieką.

Kolejne problemy pojawiły się kiedy otworzyłaś firmę.

Nagle okazało się, że ja - dwudziestoparoletnia kobieta z Polski, muszę wydawać polecenia i egzekwować ich wykonanie od moich pracowników, a byli to mężczyźni starsi ode mnie. Bardzo wiele osób miało problem z pracą ze mną, jako szefową.



Nie byłaś odbierana jako kobieta sukcesu.


Niewiele osób traktowało mnie poważnie. Myśleli, że albo jestem figurantem podstawionym przez bogatego narzeczonego, albo jestem po prostu dziewczyną wynajętą do tego, żeby być twarzą firmy. Niektórzy myśleli, że ja w ogóle nie mam swoich własnych samochodów, tylko cudze, podnajęte. Taka nieufność była zarówno ze strony Gruzinów, jak i ze strony Polaków mieszkających w Gruzji.

Być może nie rozumieli skąd taka młoda dziewczyna ma środki na drogie samochody terenowe?

Głównym moim źródłem utrzymania jest wypożyczalnia samochodów. Natomiast nigdy nie ukrywałam, że zniknęłam z Gruzji na prawie siedem miesięcy po to, żeby zarobić na pierwsze auta. Pracowałam ciężko na Islandii. Za korony, które przywiozłam, kupiłam samochody, kolejne sprowadziłam. Sprzedałam też w Polsce kawalerkę i kupiłam jeszcze więcej terenówek.

Skąd wiedziałaś, jakie samochody będą potrzebne, by przemieszczać się po bezdrożach Gruzji?

Z doświadczenia. Przyjechałam do Gruzji pierwszy raz w 2013 roku, a firmę założyłam w 2016, więc przez te trzy lata pracy w branży turystycznej widziałam, czego brakuje. Samochody na wynajem w Gruzji były, ale w niedużych ilościach i w fatalnym stanie technicznym.

Sprowadzałaś samochody z USA.

W Gruzji jest kult sprowadzania samochodów z USA. Na każdej ulicy jest Gruzin, który jest zarejestrowany na aukcjach samochodowych w Stanach Zjednoczonych i sprowadza je tutaj sąsiadom i kolegom. Momentem przełomowym dla mojej firmy było to, że zaczęłam spotykać się z mężczyzną, którego firma zajmowała się importem samochodów. On mi pomógł w tych pierwszych zakupach (bardzo dziękuję Dawidku!). Jeśli potrafisz się odnaleźć na aukcjach w Stanach Zjednoczonych, to możesz kupić samochód dwukrotnie taniej, w dobrym stanie technicznym. To jest zdecydowanie lepsze i bezpieczniejsze, niż kupienie gruzińskiego samochodu, bo przypominam, że tutejsi mechanicy to jest koszmar: potrafią włożyć w samochód części, które nie są przystosowane do danego modelu! (śmiech)

Samo otwarcie firmy to był duży wysiłek?

Nie, firmę w Gruzji otwiera się w ciągu piętnastu minut. Jedyne, czego potrzebujesz to albo paszportu, albo dowodu osobistego. Generalnie to jest bardzo przyjemny proces, bo wchodząc do gruzińskiego urzędu, wita cię pani hostessa, która pyta, jak może ci pomóc. Wszystkie sprawy urzędowe załatwiane są szybko i dość tanio.

Specjalizujesz w wypożyczaniu samochodów, ale też planujesz i organizujesz wycieczki.

Mamy w ofercie różne wycieczki, odbywają się z naszymi przewodnikami, żeby nie absorbować już mojego czasu. Mniej więcej cztery razy w roku robię wypady pod swoim przewodnictwem, żeby wiedzieć co się dzieje i nie wypaść z obrotów. Stawiamy na małe wycieczki, maksymalnie dwunastoosobowe. Samochody, gruzińskie bezdroża i taki lokalny klimat, bliżej Gruzinów i ich gościnności. To jest to, o co chodzi w Gruzji.

Ta słynna gościnność jest jeszcze aktualna, w kontekście napływu kolejnych tłumów turystów?

Oczywiście, gruzińska gościnność nie jest tak szeroko dostępna, jak kiedyś. W zeszłym roku mieliśmy dziesięć milionów turystów, a Gruzinów jest trzy miliony, więc fizycznie nikt nie ma w sobie takich pokładów gościnności, empatii czy wolnego czasu, by każdy mógł tej gościnności doznać. Natomiast są jeszcze miejsca, szczególnie na prowincji, które cały czas pielęgnują tę szlachetną tradycję: „gość w dom, Bóg w dom”. Trzeba wiedzieć, gdzie ich szukać. Zasada jest taka, że im dalej od asfaltu, tym bardziej prawdziwa Gruzja.

Słyszałem, że zdarzają się turyści, którzy wiedzą o tej gościnności i mocno jej nadużywają.

To jest niestety plaga. W branży nazywamy to „bieda turystyką” . To są osoby, które chcą żerować na gościnności. Dochodzi do tego, że na forach internetowych wymieniają się informacjami: „W Gruzji wystarczy poprosić na wsi o szklankę wody i wtedy dostajesz całą ucztę i możesz się tam gościć tygodniami”. To prawda, ale trzeba pamiętać, że wyjeżdżając zostawiasz tę rodzinę bez środków do życia. Tutaj jest wiele rodzin, które funkcjonują na zasadzie: jedna świnia i jedna krowa kupiona na rok. I te zapasy muszą im starczyć, żyją bardzo skromnie, o chlebie, serze i pomidorach.

To jak zatem zachować podróżniczy savoir vivre, by Gruzini nie odbierali nas źle?

Zawsze należy wynagrodzić im gościnność, a jeżeli będą się opierać, bo na pewno nikt nie będzie chciał przyjąć pieniędzy, wtedy należy przedstawić im się jako przyjaciel, który chce zainwestować w to domostwo, czyli na przykład mówimy: „No słuchajcie, to kupcie lodówkę, ja wam tutaj zostawię pieniążki, a za rok jak przyjadę, to będziemy kontynuować zabawę”. Trzeba kombinować, albo po prostu wiedzieć, gdzie powiedzieć stop: „Dziękuję, napiję się herbaty, ale nie zostanę z wami tydzień, żeby nie zrujnować waszego budżetu”. Jeżeli płacimy komuś za nocleg - płaćmy mu uczciwie. To znaczy, że jeśli ktoś nam oferuje bardzo tanio kwaterę, to nie wymagajmy od niego, że jeszcze nas poczęstuje winem i kolacją. Jeżeli gospodarze dostaną odpowiednie wynagrodzenie za nocleg, to gwarantuję, że te pieniądze pójdą na to, żeby was ugościć: dostaniecie wino, czaczę (lokalny bimber- red.), kolację, szaszłyki, a na dodatek zyskacie przyjaciół na całe życie.

Nie każdy rozumie, że Gruzja nie jest bogatym krajem.

Gruzja jest krajem bardzo biednym. Przykładowe pensje wyglądają następująco: urzędnik najwyższego szczebla zarabia około 2200 złotych, pani w sklepie na kasie 700 złotych, panie sprzątaczki 450 złotych, a taki podstawowy zasiłek, który otrzymują osoby biedne i na emeryturze wynosi 250 złotych.

A jak to się przekłada na ceny w tym kraju?

I to jest właśnie najbardziej szokujące, bo ceny są takie jak w Polsce, a bywa nawet drożej.

Być może dlatego Gruzini uznawani są za bardzo przedsiębiorczy naród, zawsze szukają jakiejś szansy na zarobek.

To prawda, choć głównie starsza generacja. Oni są zaprawieni w boju lat 90., kiedy Gruzja stanęła na krawędzi biedy.

Mówimy o wyjściu ze Związku Radzieckiego i jego konsekwencjach dla gruzińskiej gospodarki?

Tak. Niestety znakomita większość młodej generacji już tego nie ma. Widać dziesiątki młodych osób, które spędzają życie przy swojej ulicy, rozmawiając ze znajomymi, pijąc piwo i jedząc słonecznik. Ale jest światełko w tunelu, bo powiększa się grono młodzieży, które ma innowacyjne podejście do życia. Głównie w Tibilisi, ale nie tylko. W Gruzji wciąż jest takie „eldorado” dla biznesu, bo jeżeli jesteś pracowity i masz na siebie pomysł, to „sky is the limit”. Jest tutaj bardzo dużo niezagospodarowanych przestrzeni.



Często ci młodzi żyją z całymi rodzinami, ciężko im się odciąć i usamodzielnić.


Tak, bardzo ciężko jest znaleźć pracę, która dałaby młodemu człowiekowi możliwość wynajęcia mieszkania i utrzymania się równocześnie. A drugą stroną tej kwestii jest przywiązanie młodego Gruzina do swojej rodziny. Mam znajomych, którzy mają możliwości finansowe, by się wyprowadzić, ale nie chcą opuszczać starszych rodziców i zostawiać ich z problemami dnia codziennego. Zostawienie owdowiałej mamy samej w domu mogłoby być uznane za akt przeciw swojej rodzinie, przeciw zdrowemu rozsądkowi, przeciw tradycji

Ile kosztuje wynajęcie mieszkania?

Ja w tej chwili mam nowoczesne mieszkanie siedemdziesięciometrowe w Kutaisi (drugie co do wielkości miasto w Gruzji – red.) i płacę 750 złotych.

Niewiele.

Bardzo mało. Z drugiej strony, chcąc wynająć mieszkanie, nie o podobnej wielkości, ale o podobnym standardzie wyposażenia w dobrej dzielnicy w Tibilisi, musiałabym już zapłacić około 2000 złotych miesięcznie. Kupno mieszkania jest trochę tańsze niż w Polsce. Siedemdziesięciometrowe mieszkanie w dobrej dzielnicy w Tibilisi, w stanie surowym to jest koszt rzędu stu tysięcy dolarów. Nie możemy tego porównywać z Warszawą, prawda? Lokum siedemdziesięciometrowe w Kutaisi, w nowym budownictwie kosztowałoby maksymalnie 40 tysięcy dolarów.

Wróćmy do tematów turystycznych: w swoich wpisach na blogu poruszyłaś temat porywania turystów dla okupu.

To już jest bardzo sporadyczne.

Jednak nadal budzi niepokój.

Pamiętam tylko dwa takie przypadki i za każdym razem była to Dolina Truso, czyli miejsce, w którym przebiega nieformalna granica z Osetią Południową, więc za tymi porwaniami stoją Osetyjczycy i nie porywają wszystkich turystów, którzy zajdą do Doliny Truso, tylko tych, którzy przekroczą tę nieformalną górską granicę. Taka sytuacja w ciągu siedmiu lat miała miejsce tylko dwukrotnie. I nie chodzi nawet o okup, ale o tereny sporne, jeżeli turystyka tam nie dotrze, to wtedy Osetyjczycy mają większe szanse na utrzymanie tych terenów, więc to jest raczej taki odstraszacz. Za każdym razem te porwania kończyły się pozytywnie.

Czyli turyści mogą spać spokojnie, a co z kobietami, które narażone są na porwania w celu zamążpójścia?

W generacji osób, które urodziły się w latach 70. to było na porządku dziennym, bardzo dużo rodziców moich znajomych jest w związkach małżeńskich z porwania. Znam parę, która jest małżeństwem z uprowadzenia i to z 2011 roku. Kolega porwał swoją przyjaciółkę, wywiózł ją do siebie na wieś. Po drodze dzwonił do jej taty, do jej brata, mówił: „Słuchajcie, porwałem Annę i bardzo mi przykro, ale ona od jutra będzie moją żoną”. Panna nie miała nic przeciwko, bo to był bardzo przystojny człowiek.

A co w sytuacji, jeśli kobieta miałaby jednak coś przeciwko?

W dzisiejszych czasach może po prostu stwierdzić, że się na to nie zgadza, jednak to też do końca nie załatwia sprawy. Kiedy kobieta jest wywieziona na wieś przez swojego adoratora, to na tej wsi pojawia się przy niej starsza kobieta, najczęściej z rodziny porywacza, która tłucze jej do głowy: „Słuchaj, już żaden mężczyzna nie zechce cię po porwaniu, rodzice nie będą cię chcieli z powrotem w domu. Zobacz, to jest taki przyzwoity człowiek, ma samochód i oczywiście bardzo cię kocha, bo w końcu cię porwał. Lepiej już z nim zostań”.

Siła perswazji.

Współczesny świat zapomina powoli o „tradycji” porwań, kobiety są też mocniej chronione przez prawo, porywaczom grozi odpowiedzialność karna, więc to spory odstraszacz. Dziś jeżeli ktoś cię śledzi, to dzwonisz na policję i adorator trafia do aresztu. Mnie ostatnio ktoś wypatrywał z samochodu. Spaceruję dziesięć kilometrów dziennie i ten człowiek przez dwie godziny tak za mną jechał, aż mi go było szkoda...

Nie bałaś się?

Słuchaj, ja się nie boję, bo jakby mnie ktoś tu porwał, to jedyną formą terroru jest moja reputacja, ale jako Słowianka od razu, z automatu, już na lotnisku mam wątpliwą pozycję, więc co on by mi zrobił? Wywiózł by mnie na wieś, i co dalej? W bierki byśmy grali? Chłopak nie wiedział, kim jestem. Wysłałam zdjęcia jego blach do znajomych i po piętnastu minutach miałam jego imię, nazwisko, adres i dziesięciu Gruzinów gotowych załatwić z nim sprawę po męsku.

Adorowanie przez Gruzinów bywa ponoć bardzo męczące?

Tak. Najbardziej śmiesznym momentem w mojej karierze bycia adorowaną, był przypadek, kiedy w hostelu, w którym pracowałam pojawiła się tajna policja gruzińska. Jeden tajniak mnie zobaczył i z miejsca się zakochał. Robił mi zdjęcia, śledził, pisał na Viberze, na WhatsApp’ie. Wiem też, że miał dostęp do sprawdzania lokalizacji telefonu, więc pojawiał się w różnych miejscach, akurat tam, gdzie byłam ja. Gruzińscy adoratorzy są upierdliwi, zupełnie pozbawieni takiego autokrytycyzmu, więc choćby to był sześćdziesięcioletni taksówkarz, z żoną i dwójką dzieci, ze starym mercedesem, on jest stuprocentowo przekonany, że jest w stanie zaprosić mnie na randkę. No bo dlaczego nie?

Gruzini przekonani są również o przyjaźni polsko-gruzińskiej?

Gruzini nas kochają, kochają Lecha Kaczyńskiego, kochają przyjaźń polsko-gruzińską, kochają polskich turystów. By ta przyjaźń nie minęła, musimy dbać o naszą dobrą reputację. W zeszłym roku mieliśmy kilka przypadków, kiedy osoby polskiej narodowości, uciekały z hosteli bez uregulowania płatności.



Ciekawy jest fakt, że bardzo szanowany jest tam Lech Kaczyński, a z drugiej strony słyszymy o kulcie Stalina. Starsze osoby ponoć lubią wznosić toasty na jego cześć.


Tak, jest kult Stalina, ale to jest margines, może 15% społeczeństwa. Starsi ludzie, którzy mieli mózgi wyprane propagandą za czasów Związku Sowieckiego. Jest też część osób, które sądzą, że Stalin był podły i mordował, ale naród gruziński takiego wodza potrzebował, żeby rosnąć. Na bazarze w Kutaisi pojawiają się portrety Stalina, ale zręczni sprzedawcy po prostu wykorzystują jego postać do tego, żeby turyści zatrzymali się przy ich straganach, i żeby ze zdziwieniem zaczęli pogawędkę, która zakończy się sprzedażą kilku produktów gruzińskich. Trzeba to traktować z przymrużeniem oka.

Z jakiego kraju jest najwięcej turystów?

Najwięcej zawsze było Rosjan. Przyjeżdżają też nasi sąsiedzi z Armenii i Azerbejdżanu, ale często w interesach, więc tutaj trudno ufać statystykom.

A wśród twoich klientów?

Moi klienci są stuprocentowo z Polski, ponieważ moje kanały sprzedażowe są polskojęzyczne. Ogólnie Polacy są tak na dziesiątym miejscu, w pierwszej dziesiątce zagranicznych turystów. Bardzo dużo mamy gości z Bliskiego Wschodu, sporo jest Niemców, otworzyliśmy się mocno na Dubaj.

Po wycieczkach, które organizujesz turyści patrzą na Gruzję już twoimi oczami, z empatią i dużą dozą miłości?

Nie ma jednorazowych wypadów do Gruzji. Jeżeli Gruzja jest „zrobiona” dobrze , to bardzo często jest tak, że goście przyjeżdżają na wakacje i już na Sylwestra są z powrotem. Po chwili dyskutujemy o tym, że trzeba kupić kawałek ziemi i wybudować polskie osiedle, a przynajmniej wypada mieć kawalerkę, bo do Gruzji przyjeżdża się pierwszy raz, a potem kolejny.

Jakiego rzędu pieniądze trzeba mieć, żeby przeżyć fajną przygodę?

Przede wszystkim Gruzja jest na każą kieszeń. Można podróżować budżetowo, jeździć stopem, spać pod namiotem, korzystać z tanich miejsc noclegowych i tanich restauracji. Wtedy te koszty są naprawdę bardzo małe, można przez tydzień wydać tylko 500 złotych. Można też zwiedzić Gruzję na bogato: wynajmować najlepsze samochody, spać w pięciogwiazdkowych hotelach, jeść w najlepszych restauracjach. Aby mieć poczucie, że to była podróż piękna i niezapomniana, trzeba szykować tyle samo gotówki, ile byśmy wydali nad polskim morzem. Porządne tygodniowe wycieczki kosztują u mnie 700 - 800 euro, bez biletów lotniczych. To pozwala na zagospodarowanie tego czasu w sposób piękny i wyjątkowy. Z dobrym przewodnikiem i porządnymi samochodami.

Kawa na ławę


Gruzińskie wino to…?

Saperawi, czyli czerwone wytrawne, robione w tradycyjny sposób w kwevri (gliniana amfora zakopana w ziemi)

Ulubiona potrawa?

Chaczapuri adżarskie

Na randkę z Polakiem czy z Gruzinem?

Chyba już z Polakiem.

W Gruzji denerwuje mnie?

Absolutny brak kultury w parkowaniu samochodów, stawanie na środku ulicy, nie bacząc na to, że właśnie się zakorkowało dwupasmówkę.

Największy stereotyp o Gruzji?

Że jest tania.

Ulubione słowo?

Gemrielia – pyszne!

Ulubione miejsce

Tushetia, czyli region odseparowany od świata, dostępny tylko trzy miesiące w roku, wysokie góry Kaukazu.

Kobieta o blond włosach w Gruzji...?

Królowa życia. Kobieta, która może mieć absolutnie wszystko i wszystkich.

* * * * *
>> Poczytaj tez wywiad z autorką książki o położnej, która w obozie koncentracyjnym Auschwitz odebrała ponad 3000 porodów

* * * * *
Wywiad z Martyną przeprowadził Paweł Kłoda z portalu Rozmowy Do Kawy i po raz pierwszy opublikowany został na Joe Monster.org. Paweł ma talent do rozmów i na pewno to nie ostatni jego wywiad na naszych łamach. Jeśli znacie ciekawe, nietuzinkowe i jednocześnie mało popularne postaci z którymi warto porozmawiać, możecie je polecić w komentarzu lub mailem przez joe@joemonster.org
66

Oglądany: 78371x | Komentarzy: 63 | Okejek: 219 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało