Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Korwin nad morzem, pechowy Radek i inne anonimowe opowieści

43 256  
156   21  
Dziś przeczytacie także o egzotycznym prysznicu, trunku na potencję, rozmowie z tatą, papierosach i ciąży oraz obsługiwaniu mężczyzn.

Wakacje w nadmorskim, oblężonym przez zblazowanych turystów miasteczku obfitują w moc atrakcji. Jest tu wszystko – słońce, plaża, gofry, Żabka, wesołe miasteczko, automaty do gier, fryzjer, smażalnie ryb i… Janusz Korwin Mikke. Nie mam zielonego pojęcia, czemu akurat w tym miejscu słynny z kontrowersyjnych wypowiedzi polityk zdecydował się zdobywać elektorat, ale podłączywszy głośnik do agregatu wąsaty „krul” przemawiał do znudzonego tłumu pełzających po deptaku i jedzących jagodzianki turystów. Korwin wybrał sobie naprawdę strategiczny punkt – przy samym wyjściu z plaży, dokładnie na wprost wielkiej pizzerii z ogródkiem.
Początkowo obecność znanego polityka, który w pełnym emocji oratorskim popisie narzekał na niewolniczy system, dupokrację i kulawą służbę zdrowia, wywoływała ciekawość przechodniów i pałaszujących cztery sery na grubym cieście urlopowiczów. Z czasem jednak stało się to dość irytujące. Sytuację jednak rozładowała jakaś pani w średnim wieku, która wyrwawszy panu Januszowi mikrofon rozpoczęła swój monolog:
- Czy chodzi pan do kościoła, proszę pana? Czy Radio Maryja pan słucha? Nie? A trzeba słuchać. I dawać na ofiarę i wpłacać pieniądze na Rydzyka! Dlaczego pan tego nie robi? To wielki skandal, że ludzie nie wspierają swojego Kościoła. Czemu pan tego nie robi?

Korwin-Mikke był wyraźnie zmieszany i nie wiedział, co odrzec. Zgromadzony tłum natomiast śmiał się do rozpuku. Konfrontacja charyzmatycznego polityka z nawiedzoną członkinią rodziny Radyja Em. zapowiadała się ciekawie. Tymczasem nieoczekiwanie nastąpił nagły zwrot akcji.
- Nie podoba się panu to, co mówię? - zapytała kobieta ciągle trzymając mikrofon. – Nie chce pan tego słuchać? Czuje się pan bezradny, bo jakaś baba z głośnikiem gada głupoty i mąci panu spokój?
Mina pana Janusza wskazywała na to, że faktycznie – ma dość namolnej kobiety.
- No, widzi pan? W takim razie niechże pan pozwoli ludziom w spokoju zjeść pizzę! - spuentowała i oddała zmieszanemu „krulowi” mikrofon.

Nawet fakt, że Korwin-Mikke podsumował wypowiedź pani jako „głos wojującego feminizmu-katolickiego”, to nikt nie miał wątpliwości – przypadkowa babka zabrała panu Januszowi cały show!

* * * * *

Przez ostatnie lata sporo podróżowałem po świecie i sporo czasu spędziłem w Tajlandii. Tak około dwóch zupełnie szalonych miesięcy. Miałem w Polsce dziewczynę, której zawsze dotrzymywałem wierności, więc nigdy nie ciągnęło mnie do międzykontynentalnych skoków w bok. Radziłem sobie z tym pod prysznicem. Normalna rzecz. Człowiek czasem musi sobie ulżyć.

Patologia zaczęła się jednak wtedy, gdy na horyzoncie zamajaczyła tropikalna fauna. Spałem wtedy w rozpadającym się hostelu w jakiejś zapyziałej mieścinie w dżungli. Prysznic. Oczywiście, jak zwykle - lodowata woda spływająca do rynsztoku w namiastce kabiny, czyli osłoniętego nędzną ceratą fragmentu podłogi. Całość przykryta dziurawym dachem z falistej blachy. Przycisnęło mnie i musiałem sobie ulżyć. Jakoś tak w połowie wiadomej czynności coś spadło mi na głowę. Myśląc, że to liść, chciałem go zrzucić ręką. Poruszyło się pomiędzy palcami. Pająk. Wielki jak sam sku#wesyn!
Wyskoczyłem z „kabiny”, zaplątawszy się w ceratę. W panice potknąłem się o jakiś ubecko założony kafelek i wyrżnąłem zębami w ścianę. Rozciąłem sobie górną wagę. Polała się krew.

Pomyliwszy przylepioną do mojego ciała ceratę z pająkiem (wielkim jak sam sku#wesyn), histerycznie wrzeszcząc, wybiegłem z łazienki wpadając wprost na leciwą panią woźną, która akurat spokojnie sobie myła podłogę.
Mogłoby się wydawać, że widok zakrwawionego, owiniętego ceratką, drącego się wniebogłosy białasa wymachującego narządem w niepełnym wzwodzie musiał być dla niej szokujący. A tymczasem babcia spojrzała na mnie zupełnie obojętnym wzrokiem i nie przerywając smarowania podłogi mopem warknęła pod nosem:
- Kur#a. Kolejny…

Z hotelu nikt mnie za ten wybryk nie wyrzucił. Okazało się, że średnio raz na dwa tygodnie jakiś golas wylatuje z łazienki po spotkaniu z tutejszym owadem. A to gruba babka z pianą na głowie, a to podstarzały hippis z papierem toaletowym w dłoni i spodniami spuszczonymi do kostek... Takich niedzielnych onanistów, jak ja, też już kilku było. Mimo to wstyd pozostał, więc i tak szybko się stamtąd wyniosłem. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że nikt mnie wtedy nie nagrał. Jako skrajny przykład upadku ludzkiej godności stałbym się prawdziwym memem...

* * * * *

Parę lat temu przywiozłem z pewnego egzotycznego kraju butelkę alkoholu z tropikalnych owoców. Według lokalnych wierzeń taki trunek działa niczym najsilniejszy afrodyzjak. Zresztą sama już nazwa dużo obiecuje. Napój ten zwie się bowiem „Siete veces sin sacar”, czyli dosłownie - „Siedem razy bez wyciągania”. Znaczyłoby to, że po osuszeniu butelki tego cuda mężczyzna będzie zachowywał się niczym nakręcony viagrą królik, który podczas jednego, trwającego całą noc stosunku, będzie szczytował przynajmniej siedem razy!

Przywiozłem to do Polski i następnej nocy, po romantycznej kolacji, przy dźwiękach pościelowej muzyki, razem z wybranką mojego serca wypiliśmy całą butelkę. Napierdzieliliśmy się upiornie. Ona spędziła pół nocy wisząc z głową w sedesie, a ja bełkocząc łaziłem na czworakach po domu, wpadając na meble i wywracając wszystko na mojej drodze.

Nie doszło między nami nawet do jednego zbliżenia. Był za to okropny kac, uczucie głębokiego zażenowania i stan poważnej utraty zaufania do ludowej medycyny.

* * * * *

Parę dni temu mój chłopak, a właściwie to już narzeczony, przyznał się, że od dwóch lat zdradza mnie z rożnymi kobietami. Po długiej rozmowie powiedział mi, że nie jest szczęśliwy w naszym związku i najwyższy czas go zakończyć. Do domu wróciłam całkowicie załamana, rycząc jak wariatka. Mój tata od razu zareagował. Kazał mi się uspokoić, przyjść do salonu i wszystko mu bardzo dokładnie opowiedzieć. Wiedziałam, że chce mnie podnieść na duchu. Staruszek to facet o złotym sercu, ale i dość trudnym charakterze.

Jest ekscentrykiem i czasem jego zachowanie nieco odstaje od normy.
Nie zdziwiło mnie więc, że założył na nos wielkie, słoneczne okulary, usiadł na kanapie koło mnie, wyłączył telewizor rzekł: „Opowiadaj...”. Rozpoczęłam więc mój, przerywany rzewnym szlochem, monolog. Opowiadałam o moim długim związku, o wzlotach i upadkach, o pewnych sygnałach, które zbagatelizowałam i wreszcie o wyznaniu mojego chłopaka, jego zdradach i zerwaniu. Tata co jakiś czas poruszał głową i mówił „Mmmhmmm...”, więc myślałam, że słucha mnie, a jego poważna mina sugeruje, że analizuje wszystko to, co mu opowiadam.

Kiedy wreszcie po ponad 40 minutach skończyłam mój łzawy monolog nastała długa cisza. Patrzyłam na ojca myśląc, że zaraz przytuli mnie i zacznie pocieszać. Nic jednak z tego. Ojciec siedział i patrzył się przed siebie. Po chwili wydał z siebie głębokie chrapnięcie. Tak, kochany tatko usnął pewnie gdzieś w połowie mego wywodu. Okulary założył celowo, żeby nie było mi przykro, jakbym zanudziła go na amen...

* * * * *

Mam pewną koleżankę - Kasię, której poczucie humoru jest wyjątkowo cyniczne. Potrafi z absolutnie poważną mina powiedzieć rzeczy, które mimo że są jedynie żartem, mogą zabrzmieć naprawdę serio. Ostatnio poszłam z nią do supermarketu po jakieś większe zakupy. Kiedy wracałyśmy, przypomniałam sobie, że miałam kupić piwo miodowe dla mojego brata. Na szczęście akurat po drodze mijałyśmy duży sklep z alkoholami i tytoniem.

W środku zaczepiła nas sympatyczna pani hostessa zatrudniona do promowania nowej marki papierosów. Wiadomo – dziewczyna zadaje kilka pytań, a następnie daje klientowi w „prezencie” paczkę fajek. Oczywiście zaczepiła i nas. Uśmiechnięta od ucha do ucha, rozpoczęła recytować swoją formułkę. Zanim jednak zdążyła ją dokończyć, Kasia weszła jej w słowo i z typową dla siebie powagą rzekła:
- Nie, dziękuję. Od lat palę papierosy jednej marki. Jako że teraz jestem w ciąży, boję się, że zmiana tytoniu mogłaby zaszkodzić mojemu dziecku.

Jeszcze nigdy nie widziałam, aby komuś tak szybko zszedł uśmiech z twarzy...

* * * * *

Przez ostatnie dwa lata zastanawiałem się, dlaczego wszyscy moi sąsiedzi są dla mnie tak bardzo oschli i odpychająco wręcz niemili. Cóż, zauważyli, że w ciągu jednego dnia, w różnych godzinach przychodzi do mnie przynajmniej kilku przystojnych, dobrze zbudowanych, zadbanych mężczyzn. Usłyszeli też jęki, które ci wydają podczas gdy ja ich „obsługuję”. Widzieli też, jak wspomniani klienci wychodzą ode mnie zrelaksowani, rozluźnieni i zadowoleni z mojej usługi.
Okazuje się, że cały blok wie już, że jestem męską, homoseksualną prostytutką.

Najwyższy chyba czas wywiesić na drzwiach mojego mieszkania tabliczkę z napisem „Masażysta”. Cóż – jestem fizjoterapeutą wyspecjalizowanym w rozmasowywaniu ciał kulturystów szykujących się do zawodów.

* * * * *

Czasem pech przychodzi w dużym pakiecie z kilkoma „gratisami”. Promocja. W cenie jednego pecha masz ich kilka. Takie szczęście miał mój kumpel Radek. Znalazł się w złym miejscu i o złej porze. Został skopany przez jakiegoś dresa, kiedy szedł sobie wieczorem z pracy do domu. Pół twarzy spuchnięte, przez to wyglądał jak dorodna, ziemniaczana bulwa. I to nie obrana.
Wyglądając jak ostatnie nieszczęście, poszedł czym prędzej do lekarza, aby zaradzić coś na ten upiorny obrzęk. Wyciągnął numerek i wyszedł przed klinikę. Czasu miał dużo, więc usiadł sobie na ławeczce w parku i zapalił papierosa. Podszedł do niego jakiś młody, podpity menel i zaczął domagać się złotóweczki na piwko. Radek powiedział, że nie ma. Żul okazał się niezbyt wyrozumiały i… z zaskoczenia strzelił mu kopniaka prosto w twarz. Dokładnie w opuchniętą i pokiereszowaną jej część.

Lekarz zalecił dwa tygodnie urlopu i zimne okłady. Po trzech dniach kiszenia się w domu, Radek dał się wyciągnąć przez nas na dwór. „Usiądź z nami, wypij piwko, zapomnij o problemach...” - prosiliśmy. Było fajnie. Żal nam się kolegi zrobiło, bo faktycznie jego twarz wyglądała niczym skrzyżowanie arbuza ze szlachetnym obliczem buldoga francuskiego. Jako że dołączył do nas Michał, gość od lat ćwiczący mieszane style walk ulicznych, pół żartem, pół serio zaproponowaliśmy, aby dał Radkowi kilka lekcji samoobrony. I faktycznie pokazał mu parę ciekawych technik blokowania ciosów i zadawania szybkich uderzeń pięścią. Na koniec zaproponował, aby Radek popracował nad rozciąganiem nóg, bo jak to powiedział: „Nie ma nic lepszego niż mocny but prosto w ryj agresora!”. Stwierdziwszy to, wykonał serię popisowych machnięć nogą. Proste, boczne, okrężne, kolanem… Michał machał wściekle kopytem, a my w szczerym podziwie dla jego umiejętności patrzyliśmy z szeroko otwartymi oczami. Kopnięcie szyjne, kopnięcie odwrotne i na koniec – supersilne kopnięcie półobrotowe z wyskoku… prosto w spuchniętą twarz Radka, który zagapił się na sznurówki i nie zauważył, że przez nieuwagę Michał za bardzo się do niego zbliżył.

Radek padł. Musieliśmy go cucić. Teraz przypominał już sino-zieloną purchawkę. Nie miał Michałowi za złe tego przypadkowego ciosu. Przez dwa tygodnie siedział w domu.
W dniu, w którym wrócił do pracy i życia społecznego… ugryzł go szerszeń. Tak – właśnie w tę część twarzy, z której powoli zaczęła schodzić mu koszmarna opuchlizna.

W poprzednim odcinku dlaczego lepiej się nie upijać

31

Oglądany: 43256x | Komentarzy: 21 | Okejek: 156 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało