Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Fiesta! Fiesta! - czyli czas na ucztę. Filipiny oczami bojowniczki JM

64 767  
221   19  
Stickyrice pisze: Wyobraźcie sobie krainę, gdzie nigdy nie ma śniegu ani mrozu, a noszenie grubego czerwonego kożucha to absurd. Tak właśnie jest na Filipinach. To zaś oznacza, że Święta Bożego Narodzenia mogłyby być w każdym dowolnym miesiącu. Skoro więc mogą być kiedykolwiek... to czemu nie co tydzień w innym miejscu? I tu dochodzimy do koncepcji fiesty.

Co zostaje z Bożego Narodzenia, jeśli nie ma śniegu i Świętego Mikołaja? Góra jedzenia, morze alkoholu i bardzo, bardzo dużo gości. Każda, najmniejsza nawet wieś ma fiestę przynajmniej raz w roku, a małych wsi jest tu wiele. Zawsze gdzieś jest fiesta. Zawsze są gdzieś ludzie czekający z wielkim prosiakiem, żeby cię nakarmić.

Na naszą pierwszą fiestę zaprosił nas Alan, nasz mentor i kumpel, który mieszka w Biking na Panglao - turystycznej wysepce obok Boholu. Biking wygląda trochę jakby w procesie wzrostu demograficznego kolejni ludzie zaczęli budować domy w środku pola. Dlatego nie ma dróg ani dokładnych adresów, a za to jest labirynt błotnistych ścieżek i krowy pasące się pomiędzy domami. Odwiedzając Biking mam wrażenie, że co najmniej pół wsi to kuzyni Alana, a z okazji fiesty zjechało się jeszcze więcej rodziny. Wszyscy nieco onieśmieleni naszą obecnością, ale też zaciekawieni, pozytywnie nastawieni i gościnni. Ciekawie było zobaczyć całą filipińską rodzinę i dom z wszystkimi dekoracjami. Tradycja fiesty polega na tym, że powinno się odwiedzić znajomych i rodzinę tego dnia i każdy z nich częstuje gości jedzeniem.


Nieodłącznym elementem fiesty jest lechon baboy - pieczony w całości prosiak, którego tajemnica prawdopodobnie tkwi w trawie cytrynowej, którą jest wypchany. Ciekawe jest to, że Filipińczycy najbardziej lubią chrupiącą skórkę i grubą warstwę tłuszczu, która znajduje się tuż pod nią. Są bardzo gościnni, więc właśnie te części prosiaka nakładają mi w dużych ilościach i ciężko wytłumaczyć, że dla mnie najlepsze jest chude mięsko. Po kryjomu oddaję wieprzowe chipsy dzieciakom.

Oprócz prosiaka jest też dużo innej wieprzowiny, wołowiny, mięsa, innego mięsa, jeszcze trochę mięsa i więcej mięsa. A na deser mięso. Jak widać na stole - warzyw brak. Z obecnych na stole moje ulubione to lumpia (coś przypominającego sajgonki) oraz pork menudo (gulasz wieprzowy z warzywami i fasolkami). Oczywiście je się od rana do wieczora.



Jeśli jednak myślicie, że to mięso jest obowiązkowe, to jesteście w błędzie. Królem filipińskiego stołu jest ryż. Na śniadanie, lunch, obiad, podwieczorek i kolację zawsze jest ryż. Gdyby ktoś miał ochotę podjeść pomiędzy posiłkami, to zawsze może wziąć trochę dodatkowego ryżu. Zgadnijcie: co jest zazwyczaj na deser? Biko, bingka lub sticky rice. Jakkolwiek się nazywa oferowany słodycz, to z całą pewnością jest z ryżu. Chcecie zamówić makaron? Oczywiście, że jest! Może być zrobiony z ryżu albo w zestawie z ryżem. A może ziemniaczane puree? Nie ma sprawy. A do tego jeden ryż czy unlimited rice? Ryż z warzywami. Ryż z kurczakiem. Ryż z rybą. Ryż z owocami morza. Ryż z owocami, z lodami, zawinięty w liść. Filipiny to kraj, gdzie w domu może nie być lodówki i łóżek, ale będzie rice cooker i zestaw do karaoke.

Kiedy wczoraj odwiedziłam miejscową stołówkę, pani spojrzała na mnie jakby co najmniej sanepid wpadł z wizytą i odkrył te wszystkie karaluchy i szczurze mięso. Chwilę potem oświadczyła prawie ze łzami w oczach, że zabrakło ryżu i nie mogła się nadziwić, że mimo to chcę kupić jedzenie.


Grabienie ryżu w słoneczny dzień

Po całodniowym obżarstwie to wszystko trzeba popić i to bynajmniej nie wodą. Może być piwo (lokalne, nic specjalnego), rum (kosztuje jakieś 5 zł za litr) z colą (ulubione promocje w supermarkecie: rum gratis do coli oraz druga butelka rumu za darmo) albo tuba. Tuba to wino kokosowe, które ma niepowtarzalny zapach i słodki smak. Polecam je osobom, które lubią mieć kaca żołądkowego i śmierdzieć na kilometr mieszanką octu, bimbru i kokosa.

Ciekawostką jest, że lokalne piwo San Miguel pochodzi z browaru założonego przez hiszpańskiego mnicha, ale na Filipinach. Biedni hiszpańscy turyści zawiedzeni odkrywają, że to jednak nie jest przejaw ich ekonomicznej dominacji i to Filipińczycy eksportują jedno z popularnych piw do Hiszpanii.


Piwo, tuba i szczęśliwi Filipińczycy



Z fiesty u Alana wróciliśmy objedzeni, ze słoikami, ze wspomnieniami i niektórzy z lekkim kacem. Chyba wszyscy mieliśmy dosyć mięsa i ryżu na kilka najbliższych dni.

<<< W poprzednim odcinku

2

Oglądany: 64767x | Komentarzy: 19 | Okejek: 221 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało