Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Historia żula, który nie chciał umrzeć

114 672  
457   29  
Było lipcowe popołudnie 1932 roku. Grupa zaprzyjaźnionych mężczyzn okupowała swój ulubiony stolik nowojorskiej knajpy „Marino's”. Panowie, lekko już napruci tanim łyskaczem, od dłuższej chwili przyglądali się odzianemu w łachmany żulowi, który to właśnie zaległ nieprzytomny na ziemi. Jak co dzień, bezdomny Michael Malloy wszedł rano do swojej ulubionej pijalni, aby po kilku godzinach stracić przytomność i zostać wyniesionym na ulicę.

Ten pochodzący z Irlandii menel pił zawsze sam - nie miał przyjaciół ani rodziny. Nikt też do końca nie wiedział, ile ten amator ciężkich trunków ma lat (na pewno miał ich ponad 60). Jako że już dawno barmani przestali mu sprzedawać alkohol na kredyt, pijaczyna łapał się więc okazyjnych fuch - Michael najczęściej zamiatał chodniki lub zbierał walające się po nowojorskich ulicach śmieci. Pewne było jedno - Malloy był już jedną nogą w grobie i siedzący przy stoliku dżentelmeni zastanawiali się, kiedy sympatyczne lumpisko zakończy zgonem jedną ze swoich codziennych eskapad. Może się o to założymy? A może by tak...


Lekko już podpici panowie wpadli na szatański plan, który w błyskawicznym tempie wprowadzili w życie. Wykupili trzy polisy ubezpieczeniowe dla Malloya. Oczywiście nie zrobili tego z troski o zdrowie kloszarda. Dzięki prawnej pomocy przekupionego łapówką urzędnika, mężczyźni, w wypadku śmierci Michaela, mieli dostać 3500 dolarów (co dzisiaj byłoby równowartością 57 tysięcy dolców!). Teraz wystarczyło jedynie sprawić, aby Malloy zapił się na śmierć. Nic prostszego! Panowie oznajmili, że od dzisiaj bar dla niego jest otwarty i chłopina może pić ile dusza zapragnie.


A pragnęła dużo. Odtąd Michael siedział przy barze i pił tak długo, aż nie był już w stanie utrzymać butelki. Wyniesiony z knajpy wracał do niej w ciągu kilkunastu godzin już w drzwiach zamawiając swoją ulubioną „łychę”. W każdym razie - Malloy umierać nie zamierzał. Trzeba więc mu było jakoś pomóc...
Pewnego dnia, kiedy Michael zjawił się w spelunie, barman zamiast „tego co zwykle” podał mu płyn przeciw zamarzaniu. Nieoczyszczony alkohol momentalnie zniknął w przełyku bezdomnego. Ten nie tylko nie zorientował się, że coś tu nie gra, ale i przetarłszy umorusaną brodę zamówił następną kolejkę.


Mężczyźni szybko się naradzili i doszli do wniosku, że trzeba nowy napitek Malloya wzbogacić o jeszcze bardziej zabójcze składniki. Bez większego skutku - żul z jakiegoś powodu nie chciał umrzeć ani wtedy, gdy barman podał mu płyn przeciw zamarzaniu zmieszany z trutką na szczury, ani z końską maścią. Ba! Michael z dziką rozkoszą delektował się nawet i terpentyną. Wypiwszy jej solidną dawkę, ku zaskoczeniu mężczyzn, następnego dnia znów przyczłapywał do baru...


 
Jedyne, czego Malloy jeszcze nie żłopał, to alkohol drzewny. Ten silnie trujący metanol masowo produkowany był od 1923 roku i w ciągu sześciu lat wykończył w samych tylko Stanach Zjednoczonych aż 50 tysięcy osób. Już drinki zawierające jedynie 4% tego alkoholu gwarantowały pijącemu trwałą ślepotę. Te przygotowane dla Malloya zawierały metanolu znacznie więcej. Kloszard jednak nie dał się powalić. Właściwie to nawet całkiem smakowały mu wynalazki serwowane przez barmanów. Grunt, że uderzały w czachę z siłą kowalskiego młota...https://joemonster.org/images/vad/img_28489/c42c0c63282b19e203ddabf25da0e875.jpg
Jeden z mężczyzn planujących zamach na życie Malloya dowiedział się, że jeszcze większą szkodę dla zdrowia może uczynić kombinacja alkoholu drzewnego z przeterminowanymi ostrygami, trutką na szczury i fragmentami nici używanych do zszywania dywanów. Michael serdecznie podziękował za tę smaczną zagryzkę i wrócił do picia swoich zabójczych koktajli.

Pewnego razu nieprzytomnie już pijany kloszard padł na deski baru, robiąc wrażenie śmiertelnie zmęczonego. Gang dybiących na jego życie mężczyzn nachylił się nad powalonym Malloyem. Menel dychał, ale słabo. Panowie postanowili czekając, aż Michael odejdzie do krainy wiecznych łowów, zająć się planowaniem wydania swojej z wielkim trudem zarobionej fortuny. Ich urocze wizje przerwał głos Malloya, który właśnie gramolił się do wstania mamrocząc:

„Panieneszka, mje najelje kapkie szkockiej, psze pani...”


Po tym zdarzeniu zamachowcy doszli do wniosku, że układ trawienny ofiary jest niezniszczalny i trzeba działać inaczej.
Przy najbliżej okazji, gdy Malloy znów padł nieprzytomny z pijaństwa, panowie wynieśli go na dwór. A że był akurat środek zimowej nocy, temperatura przed barem wynosiła -26 stopni Celsjusza. Dżentelmeni zwlekli Michaela do parku i wrzucili w śnieżną zaspę. Dla pewności, jeden z mężczyzn przytaszczył ze sobą wiadro i oblał nieprzytomnego pijaka dwudziestoma litrami wody.


Następnego dnia do knajpy, jak gdyby nigdy nic, przyszedł Malloy i zamówił kolejkę...
Tego już był za dużo. Nie na żarty zirytowani zamachowcy dopadli jak zwykle pijanego bezdomnego, wynieśli w bezpieczne dla nich miejsce i postawili na ulicy. Jeden z delikwentów zasiadł za kółkiem swojego auta i ruszył w kierunku chwiejącego się na nogach Malloya. Dwa razy Michael zdołał odtoczyć się na pobocze. Za trzecim razem samochód rozpędzony do 72 km/h wyrżnął z całym impetem w ofiarę. Pijaczyna wyfrunął w powietrze, kilkukrotnie przekoziołkował i zaległ nieruchomo na drodze. Dla pewności kierowca cofając auto, przejechał po ciele Malloya.


 
Kilka dni później jeden z zamachowców, podając się za wyjątkowo zatroskanego bliskiego kuzyna Michaela, zaczął dzwonić po kostnicach i szpitalach. Nikt jednak nie słyszał o potrąconym przez wehikuł bezdomnym. Również i w gazetach próżno było szukać jakichkolwiek informacji o tragicznym potrąceniu kloszarda... Minęły trzy tygodnie. Drzwi baru otworzyły się i do środka wkuśtykał Michael, wyglądający jedynie odrobinę gorzej niż zwykle. Standardowo zasiadł przy barze i w najlepsze zaczął pić.
 
W końcu się udało. W lutym 1933 roku zniecierpliwieni obrotem spraw "wielokrotnie niedoszli zabójcy" siłą wetknęli do gardła Malloya rurę i wpompowali przez nią potężną ilość gazu ziemnego. W ciągu niecałej godziny Michael przestał wykazywać oznaki życia. Znalezione w jednej z kamienic ciało menela poddano sekcji zwłok, która wykazała, że ten skonał z powodu... zapalenia płuc! Zabójcy nie mieli szczęścia - firma ubezpieczeniowa wypłaciła im tylko 800 dolców, które każdy z nich wydał na zakup eleganckiego garnituru. Mimo to zadowoleni z siebie dżentelmeni zaczęli chwalić się swoim dokonaniem. O wszystkim dowiedziała się policja. Z pięcioosobowej grupy zamachowców tylko jeden trafił za kratki. Reszta zasiadła wygodnie na krzesłach elektrycznych.
 
Źródła: 1, 2, 3

Oglądany: 114672x | Komentarzy: 29 | Okejek: 457 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało