Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Patent na mandaty, ujeżdżanie Marcina i inne anonimowe opowieści

45 506  
272   29  
W dzisiejszym wydaniu przeczytacie m.in. o niezapomnianym dniu w szkole i najmądrzejszej teściowej na świecie, przekonacie się też, co można robić w łóżku i że nadopiekuńczość szkodzi.


#1.

I klasa podstawówki, koniec lekcji, a nikt po mnie nie przyszedł. O 17.00 woźna zamknęła szkołę, a ja dalej tam stałam (rok 1980 to nie te czasy, by się woźna cudzym dzieckiem przejmowała). Postała ze mną chwilę, poklepała po tornistrze, zapewniła, że na pewno moi rodzice zaraz przyjdą i poszła.
Przy szkole mieszkała koleżanka, do której poszłam. Była ze starszym bratem, któremu było wszystko jedno – miał spokój od siostry. Odrobiłyśmy lekcje, pobawiłyśmy się. Już snułyśmy plany, jak idziemy się razem kąpać, spać i rano mamy szkołę po nosem. Po dobranocce wróciła jej mama – omal nie dostała zawału, jak mnie zobaczyła. Odprowadziła mnie do domu, a tam tylko babcia, w szoku. W jeszcze lepszym byli rodzice – każde z nich wróciło niemalże w tym samym momencie.
Jak mogli mnie tak zostawić? Ano mama myślała, że dziś odbiera mnie tata, a tata dokładnie odwrotnie. I żadne po mnie nie przyszło. A babcia? No była na 100% pewna, że jestem z którymś z rodziców. A czemu nie wróciłam sama? Bo miałam 7 lat i wpojone, że małe dziewczynki nie chodzą same po nocach. A był listopad i po 17.00 było ciemno.
Nie mam traumy, nie mam żalu. Ale to jeden z nielicznych dni pierwszej klasy, który pamiętam z detalami.

#2.

W moim mieście jest przystanek i ulica, przez którą ciągle przebiegają ludzie. Policja ich łapie, daje mandaty – OK, to ich praca. Ale to co zobaczyłam ostatnio totalnie mnie zszokowało.
Siedziałam w aucie na parkingu niedaleko owego przystanku i czekałam na syna, który miał przyjechać autobusem. Kilka minut przed przyjazdem autobusu na parking wjechał radiowóz. Jeden z policjantów przebiegł przez tę ulicę (!) i sprawdził rozkład, po czym wrócił do wozu. Gdy podjechał autobus, jeden z pasażerów wyszedł z niego i przebiegł przez ulicę. Policjanci momentalnie do niego podjechali i wlepili mandat...

#3.

Moja teściowa jest najmądrzejszą osobą na świecie – niespełnionym dietetykiem i psychologiem, wstrząsoterapeutą, mistrzynią pulpetów i nieposolonego puree w jednym. Bardzo za nią przepadam, bo przecież taka kobieta to skarb :) Najmilej wspominam chwile, gdy byłam w pierwszym trymestrze ciąży – stałam się jej wtedy ogromnie bliska... Ja od dziecka nienawidzę ryb, gdy próbuję jakąś strawić, czuję się, jakbym żuła muł. A co jest dobre dla kobiety w ciąży? RYBY! Teściowa wzięła sobie to bardzo do serca i próbowała na różne sposoby wprowadzić tego śmierdzącego potwora do mojej diety, nieważne pod jaką postacią. Czasem nawet myślałam, że zwykłe mięso jest gotowa usmażyć na tranie, żeby MI UDOWODNIĆ, ŻE SIĘ DA ZJEŚĆ. Toteż mój mąż był testerem – dawał zielone światło: nie ma obrzydliwości, możesz jeść.

Pewnego dnia tester został przechytrzony. On dostał pulpety z mięsem, a ja... rybne. Biorę kęs, przeżuwam, przeżuwam... iii... takiego pawia nie puściłam nawet po najgorszych juwenaliach, prosto na teściową, która stała nade mną (chyba po przełknięciu chciała mi udowodnić, że DA SIĘ ZJEŚĆ). Uśmiech spełzł jej z twarzy, tak jak resztki mojego śniadania po jej ulubionej satynowej spódnicy :)
Od tej pory teściowa wie co mi w duszy (i kiszkach) gra i nie nakłania do niczego.

PS Nie żałuję :)

#4.

Kiedy byłam w przedszkolu, miałam pewnego kolegę. W tym okresie bardzo się do siebie zbliżyliśmy i zostaliśmy przyjaciółmi. Pewnego dnia leżeliśmy obok siebie na leżakach, zaproponował mi zabawę w mamę i tatę. Ja uwielbiałam się bawić, a wiedziałam, że z nim będzie fajnie, więc zgodziłam się. Ale był pewien warunek – musieliśmy pójść do łazienki. Dla mnie to nie był żaden problem, więc poszliśmy. Zabawa miała wyglądać w ten sposób, że on siedział na kibelku, a ja na nim skakałam. Byłam trochę zaskoczona, ale co tam. Po kilku minutach skończyliśmy, bo znudziło mi się skakanie po nim i wróciliśmy na swoje leżaki. Kiedy wróciłam do domu, przypomniała mi się owa zabawa i zaproponowałam ją mamie... Mamuśka była w niezłym szoku, że znam „takie zabawy” i zapytała, czy widziałam ją w domu. Oczywiście zaprzeczyłam i ogłosiłam z zadowoleniem, że z Marcinem się w takie coś bawiłam. Mama w jeszcze większym szoku, ojciec się śmieje, a ja chcę się bawić. Ostatecznie mama się ze mną nie pobawiła, ja byłam obrażona, a tatuś cisnął bekę.
A ja dopiero po latach zorientowałam się, w co chciałam się bawić...

PS Marcin dowiedział się o tej zabawie, jak tatuś wrócił z zagranicy i bawił się z mamusią :'))

#5.

Pewnego ranka, po wspaniałej i upojnej nocy, mój kochany postanowił pójść do kuchni i ugotować coś fajnego. Ja zostałam w łóżku. Po chwili zawołałam go, aby przyszedł do mnie, bo nie mam dość i chcę z nim jeszcze coś porobić ;)

Przyniósł mi miskę, nożyk i worek ziemniaków :D

#6.

Czytałam tu wiele historii z dzieciństwa, gdy byliście albo śmieszni, niegrzeczni, wpadaliście na głupie pomysły, albo ktoś was wkręcał. Ja natomiast żyłam z dala od rówieśników, przyklejona do szyby i tęsknym wzrokiem wpatrywałam się, jak dzieci w moim wieku bawią się przed domem. Całe moje dzieciństwo spędziłam u babci i dziadka. Jestem im wdzięczna, że poświęcili mi tyle czasu i wychowywali, gdy rodzice byli w pracy, ale ich miłość do mnie czasem przeradzała się w nadopiekuńczość. „Tego nie rób, bo zrobisz sobie krzywdę”, „Tego nie rób, bo syn sąsiadki ciotki wujka Staszka tak się zabił” i milion innych okropnych opowieści, jak mi się wolno bawić, a jak nie. Dzieci po pewnym czasie przestały się do mnie odzywać, gdy zobaczyły, z jakim dziwolągiem się zadają, a babcia była w siódmym niebie, kiedy widziała, jak „asertywnie” potrafię odmówić głupiej zabawy.
Lata mijały, w połowie podstawówki wyprowadziłam się z rodzinnego miasta i kontakt z babcią i dziadkiem trochę się osłabił. I do tamtego momentu myślałam, że życie tak wygląda – bez spotkań, bez zabaw z innymi. Siedzenie w domu i wyglądanie przez okno. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że dzieci z mojej nowej klasy oprócz kontaktów w szkole utrzymują ja poza szkołą.

Teraz mam 29 lat, kocham moją babcię i dziadka, ale przez to wszystko jestem panicznie nieśmiała i mam żal, że nigdy nie nadrobię tamtych lat.

#7.

Jestem kosmetologiem z długoletnim doświadczeniem. Odkąd pamiętam zawsze rodzina, a zwłaszcza ta damska jej część, prosi o porady lub diagnozy. Ogólnie, co ja mogę powiedzieć, gdy ktoś siedzi w makijażu przy przygaszonym świetle? No nie za dużo. Tłumaczyłam to wszystkim ciotkom, że zapraszam do mnie do gabinetu na bezpłatną konsultację. Tam mogę ewentualnie doradzić i pomóc. Żadna oczywiście nigdy nie przyszła, a pytania o diagnozę nadal trwały. Pewnie wiecie jak to jest, gdy po pracy ktoś usilnie próbuje z wami rozmawiać na ten temat. No nie chce się. Ja po pracy też nie chcę o niej za dużo myśleć, a zwłaszcza podczas jakichś rodzinnych imprez. A ciotki potrafiły przynosić nawet własną pielęgnację i pytać, czy to aby na pewno dobre.

Pewnego razu wkurzyłam się już i na imprezę rodzinną wzięłam lampę Wooda, lampę z lupą i ogólnie kilka innych przydatnych artefaktów. Po kolei każdą zmywałam i ustalałam błędy w pielęgnacji, w diecie, problemy skórne, rozmieszczenie i głębokość zmarszczek... Ogólnie wszystko bardzo kompleksowo. W końcu miały to, czego chciały. Poświęciłam na to cztery godziny, każdej rozpisałam plan zabiegowy, z zaznaczeniem, że nie musi tego robić nawet u mnie (coby nie było, że naciągam na kasę).

Wszystkie ciotki, kuzynki itp. obraziły się śmiertelnie, chyba dlatego, że im nie powiedziałam, że skórę to mają fantastyczną, a „Biały Jeleń” to najlepsze oczyszczanie twarzy. Masakra po prostu. Nigdy nie widziałam, żeby były tak niezadowolone. Wytykałam im wszystko, co zauważyłam, każdą najmniejszą bruzdę, najmniejsze naczynko. Plany zabiegowe wstępnie kosztowały po 20 tysięcy, a jeszcze mówiłam, że to może być mało. Oczywiście we wszystkim była duża przesada.

Skutek? Nikt mi już kremów nie przynosi, nie pyta się, czy aby dałoby się usunąć tę zmarszczkę, czym się różni botoks od wypełniacza itp. W końcu mam spokój.

W poprzednim odcinku m.in. wpadka w pociągu oraz sprytny nauczyciel

7

Oglądany: 45506x | Komentarzy: 29 | Okejek: 272 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało