Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

5 historycznych wydarzeń, które sprawią, że odzyskasz wiarę w ludzkość

48 824  
276   60  
W czasach kiedy cały świat jest świadkiem barbarzyństw, które odbywają się w sercu – wydawać by się mogło – cywilizowanego świata, łatwo stracić wiarę w człowieka. Dlatego też zawsze warto przypominać wydarzenia, które nasz gatunek stawiają w innym świetle i dzięki którym odniesiemy (może nieco naiwne) wrażenie, że jest jeszcze dla nas jakaś nadzieja.

#1. Niemieccy i amerykańscy żołnierze spędzili wspólną Wigilię

Wszystkim znana jest historia wstrzymanych na czas świąt Bożego Narodzenia walk na jednym z odcinków frontu I wojny światowej. Wówczas to brytyjscy i niemieccy żołnierze wyszli z okopów, aby wspólnie zorganizować sobie imprezę i na moment zapomnieć o wojennej pożodze. W znacznie mniejszej skali podobne wydarzenie miało też miejsce w 1944 roku. W czasie bitwy o Ardeny pewna belgijska rodzina ukrywała się w niewielkim drewnianym domku, licząc na to, że tam, na odludziu, uda im się przeżyć w spokoju ostatnie dni grudnia. W domku przebywała żona lokalnego piekarza Huberta Vinckena wraz ze swoimi dziećmi. Pani Vincken zajęta akurat była pieczeniem kurczaka, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Myśląc, że to jej mąż, otworzyła je bez wahania. Ku jej zaskoczeniu zastała za nimi trzech amerykańskich żołnierzy. Jeden z nich był ranny w nogę, a pozostali błagali kobietę o możliwość przenocowania w jej domu. Zgodziła się, mimo że zdawała sobie sprawę z konsekwencji, jakie niesie ze sobą ukrywanie wroga okupujących Belgię Niemców.


Niedługo potem do drzwi domku znów ktoś zaczął się dobijać. Tym razem było to czterech niemieckich żołnierzy – jedyni z oddziału, którzy przeżyli po stoczonej z Amerykanami potyczce. Teraz szukali miejsca, gdzie mogliby ogrzać się i dojść do siebie po ostatnich ciężkich dniach walk. Pani Vincken zaproponowała im schronienie pod warunkiem, że ci zaakceptują też obecność innych gości. Na wszelki wypadek wszyscy żołnierze, na czas pobytu w domu, zgodzili się oddać gospodarzom swoją broń.


Tego wieczora przy wigilijnym stole zasiedli przedstawiciele dwóch wrogich sobie wojsk. Okazało się, że Niemcy mieli ze sobą apteczkę, dzięki czemu udało się opatrzyć rannego jankesa. Fritz Vincken, syn gospodyni, wspominał też po latach o wspólnej modlitwie w intencji końca wojny. Po spędzonej z „wrogiem” nocy niemieccy żołnierze pomogli wykonać dla rannego biesiadnika prowizoryczne nosze i pokazali Amerykanom najszybszą i najbezpieczniejszą drogę do ich bazy. Dzięki pomocy Niemców pani Vincken wkrótce też zlokalizowała miejsce pobytu swojego męża.

#2. Trzech nurków, którzy uratowali miliony ludzi

26 kwietnia 1986 roku miała miejsce katastrofa w czarnobylskiej atomowej elektrowni. Dość szybko na miejsce dotarły ekipy strażaków, którzy narażając swoje życie usiłowali zapanować nad pożarami i rozprzestrzenianiem się oparów. To również oni, często nie zdając sobie sprawy z konsekwencji dotykania skażonych przedmiotów, zakopywali elementy radioaktywnych szczątków elektrowni.


Tymczasem największym problemem była lawa – efekt podgrzanego do ekstremalnej temperatury rdzenia reaktora, który zamieniał piasek, bor i glinę w piekielnie gorącą maź. Ta powoli, ale konsekwentnie, przetapiała się przez kolejne, betonowe poziomy budynku. Na samym dnie znajdowały się zbiorniki z wodą – jeśli piekielnie gorąca masa dotarłaby tam, momentalnie doszłoby do eksplozji i uwolnienia się do atmosfery olbrzymich ilości radioaktywnej pary wodnej. Wykalkulowano, że toksyczna chmura z łatwością pokryłaby znaczną część Europy i doprowadziłaby do śmierci milionów jej obywateli. Prawdopodobnie też tereny skażone przez opary nie nadawałyby się do zamieszkania ani uprawy jakichkolwiek roślin przez setki lat! Nad tym, czy faktycznie doszłoby do termicznego wybuchu, do dziś trwają dyskusje – być może ryzyko było znacznie mniejsze niż wówczas sądzono. Nie zmienia to faktu, że trzeba było działać szybko, aby zapobiec ewentualnej tragedii. W grę wchodziło jedynie szybkie wypompowanie wody ze zbiorników. Zawór trzeba było jednak otworzyć ręcznie, częściowo zanurzając się w radioaktywnym „basenie”. Zadania tego podjęło się trzech nurków.


Wszyscy zdawali sobie sprawę, że będzie to dla nich misja wręcz samobójcza – poświęcenie, które prawdopodobnie kosztować miało ich życie. Dlatego też dostali oni zapewnienie ze strony radzieckich władz o opiece, którą otoczone miały być rodziny nurków po tym, jak ci już umrą (prawdopodobnie w męczarniach). Pewnym utrudnieniem było to, że ekipa nie za bardzo wiedziała, w którym miejscu znajduje się zawór, a jedyna lampa, jaką nurkowie ze sobą mieli, szybko odmówiła posłuszeństwa. Po omacku udało się im jednak dotrzeć do celu, wykonać zadanie, a następnie wydostać się z plątaniny korytarzy. Sama operacja okazała się znacznie bezpieczniejsza niż początkowo przypuszczano – bohaterowie nie zmarli w wyniku choroby popromiennej. Jeden z dzielnych nurków odszedł w 2005 roku na zawał serca, a dwaj pozostali żyją do dziś.


#3. Liechtenstein zaatakowany przez Szwajcarów!

Liechtenstein to małe państewko położone pomiędzy Austrią a Szwajcarią. W 1866 roku, podczas wojny prusko-austriackiej, władze tego kraju wysłały 80 żołnierzy do przełęczy Brennera, gdzie znajdowała się granica pomiędzy Austrią a Włochami, aby nie dopuścić do przedarcia się przez nią włoskich sojuszników Prus. Po zwycięstwie pruskiej armii w bitwie pod Königgrätz i tym samym zakończeniu wojny, żołnierze wrócili do Liechtensteinu w liczbie 81 osób! Podczas swojego pobytu na granicy zaprzyjaźnili się bowiem z pewnym sympatycznym Włochem, który dał się namówić na przeprowadzkę…
To dość znana historia, często przytaczana jako przykład wojennych absurdów. Do innej nietypowej sytuacji związanej z armią Liechtensteinu doszło całkiem niedawno, bo w 2007 roku. Wówczas to 170 szwajcarskich żołnierzy dokonało „inwazji” na ziemie swojego sąsiada. Całkiem przypadkiem – oddział zagalopował się trochę podczas treningu, przekroczył granicę i przeszedł parę ładnych kilometrów, zanim któryś z dowódców zdał sobie sprawę z popełnionego błędu. Wojsko wróciło do swojej bazy, a następnego dnia wystosowano oficjalne przeprosiny za ten karygodny „atak”. Władze Liechtensteinu były ponoć bardzo zdziwione, bo absolutnie nikt nie zorientował się, że doszło do jakiejkolwiek „inwazji”…


#4. Oddział samobójców z Fukushimy

W 2011 roku na skutek trzęsienia ziemi i związanego z nim tsunami doszło do katastrofalnej w skutkach awarii elektrowni atomowej w Fukushimie. Do środowiska przedostała się wówczas skażona woda, która służyła wcześniej do chłodzenia reaktorów. Mimo zagrożenia śmiercionośnym promieniowaniem, w elektrowni pozostało pięćdziesięciu ochotników, którzy uformowali ratowniczą ekipę starającą się na miejscu zredukować skutki tej tragedii.


Zwani „Pięćdziesiątką z Fukushimy” śmiałkowie zyskali światową sławę, a w Japonii uważa się ich za bohaterów. Nieco w cieniu tych osób znajdują się japońscy emeryci, którzy zgłosili się na ochotników do pracy w uszkodzonym obiekcie. Sędziwi Japończycy dość rozsądnie tłumaczą, że rozwój ewentualnej choroby nowotworowej wywołanej ekspozycją na radioaktywne skażenie jest znacznie powolniejszy w przypadku starszego organizmu niż ciała osoby młodej. Firma TEPCO, która jest właścicielem elektrowni, zdecydowanie sprzeciwia się wysyłaniu tam emerytów, a jednak sami zainteresowani mocno naciskają, aby odesłać do domów obecnych pracowników i wyekspediować tam ekipę złożoną z wybranych spośród setek chętnych do pomocy starców. Od paru lat wolontariusze wywierają mocny nacisk na władze USA, aby te przekonały rząd Japonii do spełnienia propozycji gotowych do takiego poświęcenia woluntariuszy. Warto dodać, że samym zainteresowanym bardzo nie podoba się to, że często określa się ich mianem „kamikadze”. Żołnierze ci wykonywali przecież czyjeś rozkazy, podczas gdy japońscy staruszkowie dobrowolnie chcą poświęcić się w swej samobójczej misji.


#5. Josef Gangl – niemiecki dowódca, który oddał życie, walcząc z… Niemcami

Położony w pobliżu austriackiej wsi Itter zamek dostał się w ręce Niemców, którzy zamienili to miejsce w więzienie dla francuskich wojskowych oficjeli. 4 maja 1945 roku, dosłownie cztery dni przed oficjalnym końcem wojny, obiekt ten został wyzwolony przez oddział amerykańskiej piechoty. Radość z odzyskania wolności przez więźniów nie trwała zbyt długo – już następnego dnia zamek zaatakowała dywizja grenadierów pancernych SS, której dowódcy planowali zgładzić wszystkich broniących się jeńców.


Obecni wewnątrz Amerykanie, wraz z francuskimi więźniami, mimo przewagi sił wroga dzielnie bronili się przed szturmem. Pomagało im też kilkunastu niemieckich żołnierzy pod dowództwem Josefa Gangla. Był on majorem Wehrmachtu, który przeszedł na stronę „wroga”. Miał on dobre kontakty w austriackim ruchu oporu, z którym to udało mu się skontaktować i poprosić o pomoc w obronie zamku. W dalszym jednak ciągu siły przeciwnika były zbyt duże.
Gangl wykazał się wybitnym bohaterstwem – własną piersią osłonił przed snajperskimi kulami francuskiego premiera Paula Reynauda, który to od 1942 roku przetrzymywany był przez Niemców w niewoli. Josef uratował życie polityka, ale robiąc to – poświęcił swoje.


Wkrótce szala zwycięstwa przechyliła się na stronę obrońców zamku Itter, kiedy to na ratunek im przyszła amerykańska odsiecz, która to w krótkim czasie skutecznie rozbiła oddziały agresorów i ostatecznie wyzwoliła zamkniętych w fortyfikacji bohaterów.
1

Oglądany: 48824x | Komentarzy: 60 | Okejek: 276 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

26.04

25.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało