Znalezienie trupa w miejscu, w którym trupy występować nie
powinny, musi być mało przyjemnym doświadczeniem dla kogoś, kto
na co dzień ze zwłokami nie ma bliższego kontaktu. Niestety nigdy
nie dowiemy się kiedy i w jakich okolicznościach przyjdzie nam
dokonać żywota. Mimo że bardzo chcielibyśmy, aby nasze truchła
nie stały się powodem czyjejś traumy, to Posępny Żniwiarz nie
lubi czekać i czasem potrafi zaskoczyć nas swoją wizytą w
najbardziej nawet dziwnych sytuacjach.
#1. Upiorny element „wystroju” zamku strachu
Czy może być
bardziej przerażające miejsce do spotkania nieboszczyka niż „zamek
strachu”, czyli jeden z obowiązkowych punktów paryskiego
Disneylandu? Cóż za mroczna ironia! W tym właśnie budynku
45-letni pracownik parku rozrywki zmarł, kiedy to został porażony
prądem podczas wymiany żarówki. Mężczyzna, który od 14 lat
zajmował się dbaniem o sprawność urządzeń oraz elektrycznej
instalacji, znaleziony został przez swoich kolegów (na szczęście) zanim na ten makabryczny eksponat natrafiły dzieciaki szukające
wrażeń w „strasznym zamku”. Z całą pewnością miałyby co
wspominać…
#2. Zaginiony
pacjent
W 2017 roku pewien
61-letni mieszkaniec RPA trafił do szpitala, gdzie przeszedł
operację jamy brzusznej. Zabieg przeszedł bez większych
komplikacji i człowiek ten, razem z innymi pacjentami, ulokowany
został w jednej z sal. Kiedy pewnego dnia pielęgniarka poprosiła
wszystkich o opuszczenie pomieszczenia, aby zmienić pościel na
łóżkach i nieco przewietrzyć pokój, dochodzący do siebie po
operacji, obolały mężczyzna dosłownie rozpłynął się w
powietrzu. Przez niemal dwa tygodnie szpitalny personel zastanawiał
się, co się z ich pacjentem stało. Dopiero po tym czasie zwłoki
uciekiniera znalezione zostały w remontowanej akurat przestrzeni tuż pod sufitem jednego z pomieszczeń - w miejscu, do
którego trudno byłoby dostać się sprawnej osobie, a co dopiero
mówić o kimś, kto ledwo ruszał się po operacji. Mimo szczerych
chęci nie udało się znaleźć odpowiedzi na pytanie jak, ani w
jakim celu mężczyzna wlazł tam, gdzie wlazł.
#3. Wyjęty „z
grobu”
Wyobraź sobie, że
jesteś rybakiem i wyciągasz z morskiej toni sieci licząc na to, że
złapało się kilka dorodnych okazów wodnej fauny. Zamiast cieszyć
się okazałym połowem, szybko przekonujesz się, że zamiast opasłej
flądry, wyrzuciłeś na pokład swej łajby niezbyt świeżego
nieboszczyka. Taka właśnie przykra niespodzianka spotkała w 2016
roku pewnego amerykańskiego wilka morskiego. Rybak od razu
zawiadomił policję o swoim śmierdzącym „pasażerze”, a
funkcjonariusze dość szybko poznali tożsamość umarlaka. Był nim
Robert Carnevale – mieszkaniec Rhode Island, który zmarł po walce
ze złośliwym nowotworem. Rodzina spełniła ostatnią wolę
mężczyzny i pochowała go na morzu. Pan Robert nie chciał być
jednak skremowany, więc marynarskim zwyczajem owinięto go w całun
i oddano Neptunowi. Niestety, jak się okazało – nieboszczyk nie
zaznał wiecznego spokoju i sprawił niemały kłopot Bogu ducha
winnemu rybakowi.
#4. Zwłoki w
windzie
W 2017 roku
mieszkańcy i obsługa apartamentowca w Denver skarżyła się
na wyjątkowo paskudny zapach, który z dnia na dzień, coraz
bardziej niósł się po korytarzach budynku. Nieznośny smród stał
się w końcu tak bardzo uciążliwy, że sam manager budynku
osobiście wezwał straż pożarną, aby jej pracownicy pomogli
zlokalizować źródło fetoru. To był dobry pomysł – strażacy
szybko znaleźli winnego. A był nim niejaki Isaak Komisarchik,
82-letni mężczyzna, który utknął w… windzie i tam też dokonał
swego żywota. Nieszczęśnik kilkukrotnie naciskał przycisk
alarmowy. Pracownicy serwisu odpowiedzialnego za prawidłowe
funkcjonowanie wind od razu zjawiali się w budynku i stwierdzali, że
obie działają tak, jak powinny. Nie przyszło im jednak do głowy,
aby sprawdzić trzeciej – oficjalnie wyłączonej z użytku. I to
właśnie tam, przez dobry miesiąc, w samotności rozkładał się
pan Isaak.
#5. To tylko manekin
Elmer McCurdy
prawdopodobnie miał więcej przygód po swej śmierci niż za życia.
Był on przestępcą, który w 1911 roku dokonał śmiałego napadu
na pociąg, aby ukraść 46 dolców i dwie flachy whisky. Niestety,
tyle też był warty jego żywot – niedługo potem Elmer
poczęstowany został kulką z policyjnego pistoletu. Zwłoki bandyty
trafiły do domu pogrzebowego i nikt ich stamtąd nie chciał zabrać,
więc jeden z pracowników zakonserwował nieboszczyka za pomocą
arszeniku, aby później pobierać opłaty od ciekawskich gości,
którzy chcieliby na własne oczy zobaczyć martwego Elmera. „Biznes”
ten kwitł przez cztery lata, aż do dnia, kiedy po zmarłego
upomniał się jego rzekomy brat. Mężczyzna w rzeczywistości nie
był krewnym McCurdy’ego. Facet pracował w cyrku i po prostu
chciał ze zwłok uczynić jedną z atrakcji. Już wkrótce Martwy Elmer przyciągał tłumy, a z czasem nieboszczyk sprzedany
został innemu objazdowemu cyrkowi. Stan zwłok nie był najlepszy i
większość osób była przekonana, że Elmer jest zwykłym
manekinem, upiorną kukłą udającą umarlaka. Przez kolejne dekady
trup wiele razy zmieniał właścicieli, a swe tournée zakończył w
wesołym miasteczku The Pike położonym w Long Beach.
I to właśnie tam w
1976 roku przyjechała ekipa filmowa kręcąca serial „The Six
Million Dollar Man”. Szykując plan zdjęciowy, jeden z jej
członków chciał przesunąć rzekomą kukłę i przez przypadek…
urwał jej ramię. Jako że z kończyny wystawała ludzka kość, czym prędzej wezwano odpowiednie służby. Policji stosunkowo szybko udało się zidentyfikować nieboszczyka i 65 lat po śmierci Elmer
wreszcie trafił do grobu.
#6. Mumia z CSI
W 2006 roku dokładnie w czasie gdy na siódmym piętrze pewnego budynku w Los
Angeles kręcony był odcinek serialu „CSI: New York”, dwa
poziomy niżej do drzwi jednego z mieszkań kolejny już raz dobijał
się manager bloku domagający się od najemcy pieniędzy za czynsz. W końcu wściekły mężczyzna skorzystał z zapasowego zestawu
kluczy i dostał się do środka. Tam odkrył dość przykry widok, jakim z całą pewnością musiało być w połowie zmumifikowane już ciało lokatora. To by wyjaśniało
nieprzyjemny zapach, na który od dłuższego czasu skarżyli się
mieszkańcy trzeciego piętra.
W tej historii dość makabryczną ironią jest fakt, że w momencie odkrycia denata, na
emisję czekał odcinek „CSI: New York”, w którym jednym z
dowodów zbrodni była… mumia.
#7. Nieboszczyk za
lodówką
Czego to się nie
robi, aby tylko na moment wyrwać się z roboty i pozostać poza
zasięgiem wzroku przełożonego? Można na przykład pójść do
ubikacji na dłuższe posiedzenie, albo wyjść na fajkę (albo i
cztery). Larry Ely Murillo-Moncada, podobnie jak kilku innych
pracowników supermarketu w Iowa, miał w zwyczaju wspinać się na
jedną z kilku, niemalże 4-metrowych, lodówek i tam robić sobie
siestę. Pewnego nieszczęśliwego dnia w 2009 roku chłopak nieco
się jednak zagapił i spadł na ziemię. Pół biedy, gdyby zleciał
po stronie korytarza, jednak pech sprawił, że Larry wpadł w
45-centymetrową szczelinę pomiędzy lodówką a ścianą. I tam też
utknął na kolejnych 10 lat.
Czy doprawdy żaden pracownik albo
klient sklepu nie skarżył się na paskudny wręcz fetor dobiegający
z alejki wypełnionej lodówkami? Ależ skarżyli się i to dość
często! Niektórzy nawet zrzucali winę za ten smród na niewłaściwe
warunki sanitarne na stoisku z mięsem, a inni po prostu unikali
robienia zakupów w tym markecie. W 2016 roku market został
zamknięty. Na swój pogrzeb Larry musiał jednak jeszcze poczekać,
bo dopiero trzy lata później jego zwłoki zostały znalezione.
Ciało było w tak złym stanie, że aż sześć miesięcy zajęła
ich identyfikacja.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą