< > wszystkie blogi

czasem cos mi sie przysni lub wydarzy

papier jest cierpliwy. e-papier tez :)

carpe diem i do przodu! :D

19 lipca 2014
spalem. smacznie. cala noc. tylko przez sen slyszalem jakies zle brzeczenie - ale przez opary snu nie pozwolilem sie obudzic, bo chodzil wiatrak w nocy, wiec pewnie nadwyrezony zebem czasu brzeczal kiedy sie krecil - tak mi moja psyche powiedziala i walnela mnie w leb, zebym spal dalej. to spalem...

az nadszedl poranek i dzwiek budzika w komorce. jedno oko sie podnioslo zmeczone, palce bladzily w poszukiwaniu przycisku 'drzemka' - no jak to czasem bywa, dzis dzien pod tytulem 'ciezko wstac, ciezko pracowac i w ogole dajcie mi wszyscy swiety spokoj, a moze wezme urlopu dzien??'

znalazlem przycisk i uciszylem mechanicznego potwora, kiedy do mojego jesteswa zakradl sie ten dzwiek. to bzyczenie uparte, w nocy poznane czesciowo i znegowane. nie, to nie wiatrak. wiatrak radosnie sobie toczyl swoje wiosla w dostepnej mu przestrzeni powietrznej i wytwarzal jedynie dzwieki o nazwie 'spij spokojnie dalej, masz tu moje mruczando-murmurando'.

zaniepokoila sie najpierw moja lewa polkula i otworzylem prawe oko, delikatnie odkladajac uciszony wlasnie telefon na szafke obok lozka...

nadstawilem uszu i uslyszalem - takie nieprzyjemne zupelnie bzzzazz. bzzzazzz.... wlasnie z 'a' w srodku. drugie oko uznalo, ze tez musi sie podniesc, bo jedno nie mialo sily zesrodkowac wzroku na zrodle dzwieku. zrezygnowany poddalem sie ich sugestiom i zaczalem sie budzic, nadstawiajac uszu, by zinterpretowac i zlokalizowac ow nieprzyjemny dzwiek... 

cisza zapadla. ech. to po co sie budzilem?? mialem sie wlasnie odwrocic na drugi bok, gdy telefon mi przypomnial, ze nie wylaczylem budzika tylko wcisnalem opcje 'drzemka' i wlasnie minal na nia czas. szlag. zgubilem 10m spania.

przeciagnalem sie ziewajac i spojrzalem na zegar na scianie - ok, jestem w tempie, w czasie i na swoim miejscu w czasoprzestrzeni, po prostu trzeba wstac, zaparzyc kawe, wlaczyc radio, otrzasnac sie ze snu i wdrozyc procedury gotowosci do pracy...

wiec zaczalem to robic. jedna noga, druga... a potem to juz jakos poszlo :) kawa, mleko, kibelek, papieros, ablucje poranne i... zara, zara, co kurna brzeczy znowu nieprzyjemnie?!!!

wybieglem z lazienki, wylaczylem radio i niepomny zelu do golenia na brodzie zaczalem nasluchiwac i wzrokiem otaczac niewielkie polacie przestrzeni mojej zyciowej, na ktorej sie ostatnio miescilem...

jest! ruch jakis, powiodlem wzrokiem za obiektem, zogniskowalem spojrzenie oczu mych juz obudzonych i ze zdumieniem stwierdzilem, ze to osa... wystartowala z otwartego okna i jakby utartym szlakiem ominela firanke przelatujac nad nia i poleciala przez caly pokoj, ladujac na pudelku tekturowym stojacym na szafie, wlazla do srodka i... i po chwili zaczela sie cala dyskoteka dzwiekow!

w lekkim szoku zbieralem osierocony po nocy umysl by skompletowac wiadomosci jakie posiadalem przypadkiem na temat os samotnych, w ziemi czy innych ciemnych miejscach szukajacych mozliwosci zalozenia gniazda i zastanawiajac sie co mi grozi - bo to nie jest przyjazny owad, a to brzeczenie... to byl zwiastun smierci po prostu, czy jakos tak. nie zaraz, za duzo sie filmow naogladalem, ale i tak paskudnie brzmialo. i co tu z tym fantem zrobic? stalem tak w spodenkach, z nieogolona twarza i czulem jak mi czas ucieka do terminu wyjscia do pracy tepo zastanawiajac sie, czy jak wroce bede mial cale gniazdo os...

ale zaraz, to byla pojedyncza, od tych co kopia w ziemi i jaja skladaja, nie gniazdo - wrocilem do lazienki, wzialem wode po goleniu (90% alkoholu) i postanowilem jej zrobic balange - wlazlem na krzeslo i napsikalem tyle zapachow, ze az mnie w nosie krecilo - i o, cisza nastala ;) postalem chwil pare i wrocilem do ablucji porannych, ogolilem sie, umylem, wlosy uczesa... zaraz. nasluchuje - bzyczy, coraz blizej, 

mimo, ze smrod kolonskiej mnie dobija - moze ja wygonilem z kartonu, ale leci ku mnie - czyzby zadna pomsty?! struchlalem zdziebko, ale po chwili dotarlo do mnie, ze to tylko owad, do cholery... zwinalem recznik w marchewke i zaczalem sie rozgladac ;p no przeciez sie nie poddam!

jest gnida! szuka nowego miejsca na gniazdo - tam gdzie ja i gdzie najmniejsze stezenie smrodku kolonskiego. przez mysl mi przeszlo, ze to fajnie, ze to jednak samotnica z tych co w ziemi dlubia a nie zwiadowca calego szczepu os-zabojcow i nagle reka mi uciekla do przodu a moja marchewa jak nie sypnie na wskros przez sciane gdzie brzeczenie sie odbywalo w tonie 'tu, tu sobie zaloze gniazdo i zloze jaja!' oooo nieeeee, kurna blaszka, nie zalozysz!!!

i cisza. w koncu. tzn. nie do konca, bo wciaz chodzil wiatrak, ale w obawach mych i myslach cisza zapadla i pytanie sie pojawilo 'i co  teraz?' :)

ano nic. zabilem gadzine, dzieci jej nie beda mnie nekaly, a pobrzekiwanie nocne odeszlo do lamusa :) usmiechnalem sie, jaki to madry jestem, ze rozpoznalem gatunek i jaki fajny ze mnie mysliwy - i tak oto zaczal sie moj dzien.

ale jak sie pozniej okazalo, to byl tylko poczatek cudow, problemow i powiklan, polaczonych z zaskakujacymi efektami i konsekwencjami... ot drobnostka zapowiadajaca wieksza walke i automagiczne zwroty akcji - ale o tym opowiem w nastepnej historii, juz niedlugo, jak nie zapomne - a poki co mam jedna mysl godna propagowania: nie trzeba sie bac nieznanego i warto szukac we wlasnym doswiadczeniu nawet skrawkow wiedzy i odrobiny pamieci - by opanowac temat, pozornie obcy i przez to grozny. polej perfumami, zwin reczmnik w marchewe i zalatw problem! :D nawet z niedogolona do polowy twarza - ot, problemy sa po to, by nam urozmaicac zycie - carpe diem i do przodu! :D
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi