Jak prawie każdego dnia, czytam z rana newsy. Ostatnio robię to coraz rzadziej bo ilez można? Głównym tematem na wszystkich portalach jest polityka. Jakby nic innego się nie działo. Czasem tylko, na szczęście rzadko, można natknąć się na informacje o jakiejś większej katastrofie. A wracając do wszechobecnej polityki. Ciągłe kłótnie, na własnym podwórku i na świecie. Wszyscy wytykają wszystkim błędy. Każdy krzyczy, coraz głośniej bo jak ktos tego nie robi to nie istnieje. A istnieć chce każdy.
Więc czytam sobie o tym i owym. I coraz bardziej chce mi się rzygać. Może nie dosłownie. Jakoś tak w środku. Bo chciałbym, żeby było normalnie, chciałbym mieć jakiś wpływ na to co mnie otacza. Ale nie chcę krzyczeć bez sensu. A wszelakie próby kulturalnego zwracania uwagi, poparte rzeczowymi argumentami spełzają na niczym. Może nie mam na tyle silnego charakteru, żeby się przebić.
A może po prostu nie chcę się brudzić. To duży dylemat i wewnętrznie jestem rozdarty. Bo z jednej strony chciałoby się miec możliwośc wpływania na to wszystko, ale z drugiej czy to warto? Czy miałbym rzeczywiście jakikolwiek wpływ? Wypadałoby chociaż spróbować. Ale jest to chyba jedyna dziedzina, której się boję.
Kazik śpiewał, że "polityka to tarzanie się w błocie i każdy sie musi ubrudzić." Stuprocentową rację miał pisząc tą piosenkę. I targa mną ten fragment. Zacząć się w tym wszystkim babrać? Czy zachować spokój sumienia i patrzeć na to wszystko z boku, bez możliwości nawet zabrania głosu?
Wypada chyba dla świętego spokoju odciąć się od całego tego zgiełku. Wybudować gdzies na odludziu szałas albo małą chatkę. Uprawiać mały ogródek i zostać pustelnikiem.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą