Brum brum- dało się słyszeć burczenie brzucha zwielokrotnione echem biegnącym ścianami jaskini. Dobremu słuchaczowi udało by się również usłyszeć chrapanie niknące jednak gdzieś w tym okropnym hałasie.
- Co jest? Do szkoły? Zerwał się mieszkaniec pieczary.
Chwila... mam już parę ładnych lat na grzbiecie, nikt mnie bezkarnie budzić nie będzie. Był to bowiem smok. Ot nic szczególnego: cztery łapy, szyja na niej głowa, ogon, skrzydła, a całość pokryta łuską jak to u smoków bywa. A raczej bywało, bo nasz bohater trochę zaspał i nie zdążył wyginąć.
- To mój własny żołąd się buntuje jorgnął się Stefan (Straszliwy Terrorem Emanujący Feralny Adwersarz Narodów – albo jakoś tak; przydomek nadany mu przez mieszkańców pobliskich ziem).
Trzeba by na popas wylecieć i schrupać coś smakowitego- pomyślał. (Roślinożerność była rzadkością wśród rodu Draków. Stefan nie był jaroszem- lubił mięsko pewnego specyficznego typu.). Właściwie nie jadł już od kilku wieków. Najlepiej jakąś osiemnastoletnią dziewicę. Sen mnie strasznie osłabił, by odzyskać siły potrzebuję dziewicy.
-Kurcze, gdzie jest wyjście. Muszę sobie wszystko przypomnieć. Spenetrowałem jedną wieś, nażarłem się dziewek, zabiłem chłopów, resztę spaliłem.
- He he, ale była zabawa- uśmiechnął się pod wąsem, a raczej czymś przypominającym wąsy. Potem poleciałem w Góry Świętokrzyskie, wlazłem do mojej jaskini i miałem złapać drzemkę. Wejście mi się zawaliło hmm. Pewnie od chrapania.
No nic zaraz jakoś sobie z tym poradzę. Uruchomił infrawizję. (Tak! smoki widzą w ciemnościach). Wejście blokował olbrzymi głaz. Wytężył wszystkie muskuły i począł pchać z całych sił. Kamień ani drgnął.
- Ki diabeł? Jeszcze żaden kamień nie wygrał bezpośredniego starcia ze smokiem! Stefan wciągnął powietrze do płuc, plunął kulą ognia, która każdego rycerza zamieniła by w skwarek i...
- Niech to nawet zadrapania. Z czego to jest zrobione? Mama smoczyca mówiła: „Nie pchaj się w Kieleckie, wygrzeb sobie coś nad Wisłą jak Wawelski, albo leć na stepy jak Żmij”. Może trzeba było posłuchać. Jakie inne mądrości wyniósł z domu. „Jeśli nie dają rady mięśnie trzeba ruszyć głową”. No to do dzieła- wziął potężny rozpęd i z całej pary przedzwonił dyńką w głaz. Coś pękło... Świat mu zawirował przed oczami.
- Cholera oślepłem, a nie chwila, zapomniałem infrawizji wyłączyć. Z przeszkody został pył. Słoneczko pięknie świeciło nad górami.
- Zapowiada się piękny dzień stwierdził smok wydmuchując resztkę piaskowca z nozdrzy.
cdn.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą