< > wszystkie blogi

Łasucha Fasolkożercy tajny blog

czyli PurkusiaKuchatka małe co nieco

Opowieść samochodowa w odcinkach - młodym dla nauki, starszym dla rozrywki, sobie dla pamięci. (I to jest dopiero długie)

10 listopada 2010
Końcówka października była pechowa dla nas i naszego samochodu.


Zaczęło się od tego, że ktoś wjechał w nasz stojący na parkingu samochód mocno uszkadzając drzwi, po czym jak gdyby nigdy nic odjechał.
Sprawę zgłosiliśmy policji, ta wykonała zdjęcia i założyła sprawę.
Świadek zdarzenia zanotował numery rejestracyjne sprawcy (które przekazaliśmy policjantom) i zgodził się zeznawać, jeśli zajdzie taka konieczność.
Nadal czekamy na informacje o wyniku "czynności wyjaśniających" i mamy nadzieję, że sprawca będzie miał na tyle odwagi cywilnej żeby przyjąć odpowiedzialność za swój czyn.
W przeciwnym wypadku, no cóż, czeka nas poważny wydatek.

Jakieś dwa dni po tym przykrym incydencie odebrałem telefon od żony:
- Koło się zepsuło, powietrze całkiem zeszło...
- Gdzie jesteście? Spokojnie, zjedź gdzieś na bok, już do was jadę. Poczekajcie chwilkę.

Był wieczór, padało. Jechałem na rowerze najszybciej jak mogłem i myślałem o tym co mogło się stać.

Opony były niedawno zmieniane i wymieniono wentyle, może coś zostało źle założone? raczej niemożliwe.
Opona przebiła się na jakimś dziadostwie? Najbardziej prawdopodobne.
Kurcze, auto ciężkie, jeśli jechała bez powietrza to opona na śmietnik. No tak, jednej przecież nie wymienię, trzeba będzie kupić dwie.
A jeśli uszkodziła się felga? O ile nie jechała szybko, to feldze nie powinno się nic stać. W końcu to stalówka, nie żadne delikatne aluminium.

Jestem prawie na miejscu, widzę stojący na chodniku samochód, jadę więc w jego kierunku.
Chwileczkę, to przecież nie nasz.
Zza auta wychyla się jakiś mężczyzna.
- Szuka pan żony? Ona tam dalej stoi.

Dopiero w tym momencie zauważam, że nasz stoi spory kawałek dalej.
Jeszcze dalej, za nim, widzę migające niebieskim światłem "koguty". Oho! Poważniejsza sprawa.

Samochód jest pusty. Przednie koło zmasakrowane nie do uratowania, tylne lekko pogięte ale opona wygląda na całą.
Co tu jest grane? I przede wszystkim gdzie oni się podziali? Coś im się stało?

Dzwonię i po chwili nadchodzą od strony radiowozu. SynekMalinek pokazuje palcem na przód auta i mówi z przejęciem:
- Koło, tata, koło.

Okazało się, że najechali na kompletnie nieoznakowaną wysepkę, która właśnie tego dnia powstała w miejscu przejścia dla pieszych, gdzie jeden pas ruchu rozdziela się na dwa.
Solidną, brukowaną wysepkę z wysokim krawężnikiem.
Jakiś czas przed nimi najechał na nią tamten facet, a po nich jeszcze ktoś.
Nie wiem ilu w sumie kierowców nadziało się na tą "niespodziankę" zanim przybyła policja zabezpieczyła to miejsce, podobno ośmiu.

Nazajutrz mam odebrać notatkę na komisariacie, niestety z powodu ilości zdarzeń drogowych dostaję ją dopiero po weekendzie.

Z notatki wynika, że właściciel firmy został uznany winnym zaistniałych zdarzeń i ukarany mandatem.
Notatka zawiera też jego dane i numer polisy OC w pewnym Towarzystwie Ubezpieczeniowym.

Oddział mieści się niedaleko, więc idę tam od razu. Okazuje się że niepotrzebnie - nie przyjmą zgłoszenia - mam dzwonić na infolinię.

Dzwonie.
Rozmowa jest bardzo rzeczowa, co pokrzepia mnie na duchu bo lubię takie podejście do sprawy - wróży szybkie załatwienie problemu.
Podaję wszystkie wymagane informacje, włącznie z danymi z policyjnej notatki i swoim adresem mailowym. Najważniejsza kwestia - czy decyduję się na naprawę bezgotówkową. Nie mam pojęcia, w końcu nie wiem jakie są szkody i na ile zostaną wycenione.
Na zakończenie słyszę:
- Likwidacją szkody będzie się zajmował oddział XY. Wkrótce skontaktuje się z panem ktoś, w celu ustalenia terminu oględzin.

Nie wiem ile to jest według TU "wkrótce", bo po trzech dniach tracę cierpliwość i idę do oddziału XY.

Wyłuszczam sprawę pani za kontuarem i dowiaduję się że termin oględziny został wyznaczony za tydzień.
Jestem zdziwiony, bo przecież poinformowano mnie że będzie on wcześniej ze mną ustalony telefonicznie. Nie rozumiem też dlaczego oględziny mają się odbyć dziesięć dni po zgłoszeniu szkody, skoro TU informuje na swojej stronie, że odbywają się one niezwłocznie, maksymalnie do siedmiu dni.
Wreszcie, czy nikt nie pomyślał o tym, że może wypadałoby mnie o tym poinformować?

Dostaję odpowiedź, że widocznie nie dało się skontaktować ze mną telefonicznie, bo nie podałem swojego numeru telefonu. Podałem.
Pani sprawdza - faktycznie, w systemie jest mój numer. To ona nie wie. A że dziesięć dni? no a jak ja to sobie niby wyobrażałem? że tak od razu?
Mam czekać. Ona wpisze, że proszę o kontakt przynajmniej na dzień przed oględzinami, żeby umówić się na konkretną godzinę.

Czekam.
Pan rzeczoznawca dzwoni rano, tego samego dnia na który wyznaczono oględziny. Będzie o jedenastej i może poświęcić sprawie piętnaście minut.

Okazuje się być konkretną osobą, więc wszystko załatwiamy sprawnie i szybko. Pierwsza rzecz - czy decyduję się na naprawę bezgotówkową? Nie wiem.
Numer konta na który TU przeleje odszkodowanie? Chwileczkę, jeśli zdecyduję się na opcję bezgotówkową, to po co?
A decyduję się? Nie wiem, bo nie znam wyceny.
No tak, dobrze. Pan zabiera się do robienia zdjęć.

Na koniec informuje mnie, że jeśli zdecyduję się na naprawę bezgotówkową, to może mieć miejsce sytuacja, w której będę musiał wyłożyć jakąś kwotę z własnej kieszeni.
Zwrotu będę mógł domagać się od tego, na kogo zawarta jest polisa.
A może tak być, ponieważ nie wiadomo jakie są szczegóły tej polisy z której będzie likwidowana szkoda - możliwe że ubezpieczony odpowiada za szkody do pewnej kwoty, a dopiero za nadwyżkę ubezpieczyciel.

Jaka może to być kwota? Pan nie wie, bo nie zajmuje się tymi sprawami.
Poza tym, nie wie jakie ubezpieczenie wchodzi w grę - to nie jego "broszka".
Ogólnie, prawdopodobnie jest tak, że im wyższy udział własny, tym niższa składka.
Radzi zadzwonić na infolinię i dopytać się.

Proszę go o wysłanie wyniku wyceny na maila, żebym przynajmniej wiedział "na czym stoję" i mógł podjąć jakieś decyzje.
Dobrze. Wyśle tego samego lub następnego dnia. Piszę mu adres na kartce, w razie gdyby ten podany "zaginął" w systemie.

Czekam bezskutecznie.
W końcu dzwonię na infolinię.
Podaję pani numer sprawy i mówię, że chcę dowiedzieć się na jakim jest etapie. Nie udaje mi się tego dowiedzieć.
W sprawie wyceny pani również nie potrafi mi nic powiedzieć, w zamian pyta czy zdecydowałem się na naprawę bezgotówkową. :mur

Pytam o szczegóły polisy z której będzie likwidowana szkoda - chodzi mi tylko o to, czy ubezpieczony ma przewidziany udział własny i w jakiej wysokości.
W odpowiedzi słyszę, że w tym celu musiałbym podać numer tej polisy przy zgłaszaniu szkody. (?!)
W tym momencie mnie ponosi i wpadam w słowotok.

Skoro pani nie wie z czyjej polisy będzie likwidowana szkoda i nie ma w systemie jej numeru, to w takim razie na jakiej podstawie przyjęli tą sprawę i nadali jej bieg? Może powinienem zadzwonić do innego ubezpieczyciela?
Kończę rozmowę, bo nie widzę sensu jej kontynuowania.
Nie dowiaduję się niczego.

Odczekuję kolejne dwa dni i ponownie idę do oddziału XY.
Pytam, czy jest wycena w sprawie o numerze takim a takim.
Pani (inna tym razem) jest zdenerwowana i mówi mi że nie wie. Oni tym się nie zajmują.
Mam dzwonić na infolinię, a w ogóle to ten oddział nie zajmuje się likwidowaniem szkód komunikacyjnych.

Znów nie rozumiem - przy zgłoszeniu powiedziano mi, że sprawą będzie zajmował się ten oddział.
Ona nie wie co mi powiedziano, może mi udostępnić telefon żebym zadzwonił na infolinię.
Zgoda.

Rozmowa zajmuje chyba ponad pół godziny, ale wreszcie dowiaduję się od pana tego, czego chciałem.
Więcej - pan zgadza się wysłać mi wycenę, więc po raz trzeci podaję swój adres mailowy.

Pytam kiedy dostałbym ją w normalnym trybie i w jaki sposób, pocztą?
Odpowiedź brzmi: nigdy.
To znaczy niedokładnie tak, owszem dostałbym, ale dopiero po otrzymaniu oficjalnej decyzji TU, na specjalny wniosek.

A oficjalnej decyzji TU na razie nie ma. Pan zrobi adnotację że proszę o jak najszybsze jej wydanie.
Czy to pomoże? Tego to on już nie wie. Możliwe że tak.
A w ogóle, to TU ma ustawowe 30 dni na wydanie takiej decyzji.

Zaraz, zaraz, z tego co mi wiadomo to ustawowe 30 dni dotyczy całości postępowania, z zadośćuczynieniem szkody włącznie. Owszem, termin może się wydłużyć ale TU musi podać na piśmie "wiarygodne" uzasadnienie. Inaczej "cykają" odsetki ustawowe.

Nie według procedur TU. Według nich mają oni 30 dni na samo wydanie decyzji.
Dobrze, nie będę się spierał.

W sprawie polisy dowiaduję się, że według umowy kwota udziału własnego ubezpieczonej firmy jest na tyle wysoka, że stanowi około 80% wyliczonej wyceny.
Znaczy to dokładnie tyle, że oddając samochód do warsztatu na naprawę "bezgotówkową" będę musiał zapłacić gotówką prawie całość należności za naprawę, bo TU zapłaci warsztatowi przelewem tylko 20%.
Zwrotu pieniędzy powinienem domagać się od ubezpieczonego.

Od razu przypomina mi się liczba uszkodzonych aut. Wszyscy będą chcieli zwrotu. No to pięknie - jesteśmy w lesie.

No i pozostaje jeszcze kwestia powtórnych oględzin, ponieważ nie wiadomo czy nie zostało uszkodzone zawieszenie i układ kierowniczy. Jeśli tak, to podniesie koszty naprawy i zwiększy udział TU.
Dziękuję za rozmowę.

W drodze do domu zaglądam do pracy sprawdzić pocztę - jest, przysłał.

"Rodzaj szkody: OC ogólne" - w porządku.
Jedna opona zakwalifikowana do wymiany, druga do oględzin - nie komentuję, spodziewałem się tego.
Koszty części pomniejszone o 35% z tytułu "ubytku wartości" - że co?!

"W ocenie Rzecznika Ubezpieczonych w większości sytuacji takie działania zakładów ubezpieczeń, tzn. dokonywanie pomniejszenia kwoty odszkodowania o współczynnik amortyzacji, zwany też czasami urealnieniem na części albo merkantylnym ubytkiem wartości jest nieuprawnione i nie znajduje potwierdzenia w obowiązujących normach prawnych oraz orzecznictwie."

Powinienem zacząć pisać odwołanie od tej wyceny, ponieważ w przypadku likwidacji szkody majątkowej z tytułu odpowiedzialności cywilnej "sprawcy" takie potrącanie jest bezprawne.
Ale nie mogę.
Przecież nie mam oficjalnej decyzji TU.



koniec części pierwszej.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
  • Moje subiektywne poglądy i opinie. Można się z nimi zgadzać albo nie. Obowiązku nie ma. Za jakiekolwiek skutki stosowania w życiu codziennym nie odpowiadam. Ach, bym zapomniał... oczywiście "może zawierać śladowe ilości orzechów". I fasoli.
  • Informuj mnie o nowościach na blogu
  • RSS blogu PurkusKuchatek
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi