Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Wielka księga zabaw traumatycznych CXXXV

24 800  
50   1  
Kliknij i zobacz więcej!Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

SPEŁNIONE MARZENIE

Kiedy miałem 11 lat pojechaliśmy na pierwszą szkolną wycieczkę. Oczywiście tuż przed wyjazdem, mama powiedziała swoje credo" Tylko nic sobie nie zrób", pomyślałem, że zrzędzi i puściłem to mimo uszu. W czasie jednego z postojów, na jakimś zniszczonym starym parkingu, zobaczyłem murek od ogrodzenia. Oczywiście w mojej głowie zaświtał natychmiast pomysł, żeby popisać się przed dziewczętami, więc zaproponowałem konkurs: kto skacząc przez murek doskoczy najdalej. Łatwo się domyślić, że podjąłem pierwszą próbę sforsowania murku. Pierwszą, ostatnią i nieudaną.
Okazało się że na wysokości szyi jest rozpięty drut, którego z daleka nie zauważyliśmy. I w momencie kiedy chciałem przeskoczyć, zahaczyłem szyją o ów drut i z całą siłą uderzyłem plecami o murek. Płakać, rzecz jasna nie mogłem bo wyszedłbym na mięczaka, ale wracając do autokaru szedłem jakoś dziwnie odgięty do tyłu i przez godzinę nie mogłem mówić- przyczyną było zawiśnięcie na chwilę na tym drucie. Kiedy jedna z opiekunek dowiedziała się co się wydarzyło, momentalnie zadzwoniła na pogotowie. Marzyłem wtedy o przejażdżce czymkolwiek, co ma sygnały więc w gruncie rzeczy nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Spełniłem wszak swoje marzenie.
PS. A dziewczyny miały mnie za twardziela.

by wslk @

* * * * *

POKRĘCILI

W czasach kiedy kolorowy telewizor był mi znany tylko z opowieści razem z kumplami odkryliśmy wspaniałą zabawę. Podczas jesiennych porządków zawsze paliło się zeschnięte liście zgrabione przez moją mamę. Samo asystowanie przy ogniu szybko stawało się nudne więc będąc sami bez dorosłych na podwórku postanowiliśmy urozmaicić repertuar efektów pirotechnicznych. Kilka patyków i kawałki folii z worków dało piękny efekt spadających kropli płynnego ognia. Potem dla lepszego efektu zaczęło się machanie kijami. Efekt - płonąca folia na rękach i nogach, przepalone ubrania, 2 tygodnie w opatrunkach i blizny do dziś na prawej ręce i prawej nodze.

by Kalos70

* * * * *

BUDOWA

Jak byłem młodszy (7-8 lat) lubiłem spędzać weekendy u babci. Babcia mieszka w małej wiosce, parę chatek, dużo pól itd. Miałem tam wielu kolegów, graliśmy w piłkę, jeździliśmy na rowerach i ogólnie spędzaliśmy czas tak jak na gówniarzy przystało. Kilkadziesiąt metrów od terenu babci ktoś zaczął budować dom, wykosił małą część poletka, a panowie robotnicy po 0.7l wykopali dziurę na fundamenty lecz nie poczuli się by tą dziurę jakoś oznakować.
Moja wersja: jedziemy w kumplami na rowerach przez wąską dróżkę między polami, wyścig trwa, z wyprzedzaniem ciężko, adrenalina skacze i babcia zawołała na obiad. no to macham babci i krzyczę, że za parę minut będę. Obudziłem się w szpitalu.
Wersja babci: Wpadłem rozpędzony do dołu , szczęśliwie spadłem na piasek, ale na moją niekorzyść zadziałała siła grawitacji, która dotyczy również rowerów. Trzy żebra złamane (kierownicy jeszcze długo za to dziękowałem) i wstrząs mózgu. Babcia mi później wmawiała, że chce ją do grobu wpędzić.

by Bulred @

* * * * *

NITKA

Będąc jeszcze przedszkolakiem (5, może 6 lat) byłem "trochę" upierdliwy dla rodziny. Pewnego razu siostra, chcąc mnie czymś zająć, rozwiesiła nitkę w przedpokoju i poszła oglądać telewizję. Ja, jako hiperaktywny dzieciak oczywiście musiałem tamtędy przebiec. Efekt? Rozcięta szyja, kilka minut wiszenia z głową zaplątaną w nitki i przerażenie siostry, która myślała że mnie zabiła.

by Traffix

* * * * *

KAMYCZKI I KAMIENIE

Mając jakieś 8 lat pojechałem z moim rodzicielem na ryby. Jako, że dla takiego dziecka łowienie ryb to niewiarygodnie nudna zabawa to musiałem znaleźć inną. Wynalazłem zbieranie kamyków które z czymkolwiek mi się kojarzyły. Jedne były podobne do ryb, drugie do łodzi, jeszcze inne do dinozaurów (dziecko ma wybujałą wyobraźnię, nie ma co). Zobaczyłem jakieś 10 metrów ode mnie piękny kamień więc długo nie myśląc pobiegłem do niego (pewnie, ktoś by mógł mi go ukraść), pech chciał, że się przewróciłem. Ale nic, wstałem podniosłem kamień i pobiegłem z powrotem. Kilka sekund później poczułem się słabo i zaczęło mi się kręcić w głowie. Obudziłem się w szpitalu ze szwami na głowie. Jak to dobrze, że rodziciel był na miejscu.

Pewnego razu (mając lat 15 bodajże) wybrałem się na przejażdżkę rowerem po nieczynnym kamieniołomie. Jak wiadomo bez kasku (bo i po co, bez kasku jest lepiej, niebezpieczniej i w ogóle). Był tam około 10-metrowy zjazd w dół po niezłej stromiźnie (jakieś 45 stopni nachylenia), a jako, że już dzień wcześniej po nim zjeżdżałem i nic mi się nie stało to postanowiłem sobie uatrakcyjnić zabawę przez nie używanie hamulców. Pech chciał, że w nocy padał deszcz i zrobił się uskok bo woda wymyła podłoże. Więc jadąc zleciałem z uskoku i uderzyłem przednim kołem o kamień. Rower leży, ja leżę, kciuk połamany, ale trudno, jakoś do domu dojechać trzeba. Wsiadłem więc na rower i jakoś wyjechałem na ulicę. Ludzie trochę dziwnie się na mnie patrzyli ale trudno, pomyślałem, że może jestem trochę brudny z ziemi. Jadę dalej i poczułem wilgoć na twarzy, więc odruchowo przetarłem ręką. Co się okazało ? Że miałem rozciętą głowę na jakieś 3 cm i krew leciała jak z kranu na całą twarz, nic dziwnego, że ludzie patrzyli się na mnie jak na satanistę po zakończonym rytuale zabijania jakiegoś biednego zwierzęcia. Na szczęście zakończyło się tylko nastawieniem złamania kciuka i raną na głowie (do dziś mam bliznę zaraz obok tej "rybnej") chociaż kciuk źle się zrósł i jest krzywy.

by Ballberith @

* * * * *

JAK PECH, TO PECH!

Była połowa stycznia, miałam z 10 lat. Z kumpelą poszłyśmy nad staw. Weszłyśmy na mostek rybacki i rzucałyśmy takimi wielkimi dechami które tam leżały. Koleżanka pewnego razu chciała rzucić ją tak jak się rzuca młotem więc zaczęła się kręcić i deską rzuciła we mnie. Wpadłam do wody, ale na szczęście udało mi się z niej wyjść. Kiedy wracałam zapłakana do domu potknęłam się o kamyk i spadłam z wysokich schodów uderzając głową o kolejny kamień. Rozcięty łuk brwiowy, guzy i rozwalone kolano no i grypa, mogło być gorzej.

by Juguska @

* * * * *

MIŁOŚĆ BRATERSKA

Mój brat, który starszy jest ode mnie niecałe dwa lata, w młodości bardzo często zmieniał zainteresowania. Wędkarstwo, boks, rapowanie, break dance no i rowery. To ostatnie przeszło mu najszybciej. Pewnego pięknego dnia postanowił pogrzebać przy rowerze, jak to na prawdziwego kolarza przystało. Musiało go coś bardzo rozproszyć, gdyż nie dokręcił przedniego koła do widelca. Pozdrawiam brata.
Jeszcze tego samego dnia postanowiłem podjechać do swojego jeszcze wtedy przyszłego gimnazjum, aby spisać sobie książki, jakie musiałem kupić. Wracając, postanowiłem rozpędzić się maksymalnie na chodniku wzdłuż ulicy Afrykańskiej, a jest ona dosyć stroma. Rozpędziłem się, jadę. Przede mną wyjazd z osiedla, ale nic nie jechało. Ja, głupi, postanowiłem się wybić z krawężnika i kawałek sobie przelecieć. Nie był to zbyt dobry pomysł, gdyż w locie moje koło przednie wypadło mi z widelca (pozdrawiam brata) i przejechałem widelcem po betonie. Największy problem nastąpił w momencie, kiedy widelec, szurając po betonie, natrafił na drugi krawężnik. Poleciałem do przodu, już bez roweru, mocno waląc się w głowę przejechałem twarzą po betonie i tyle pamiętam. Ocknąłem się pod drzewem kilka metrów dalej. Okazało się, że jakiś samochód widząc to, zatrzymał się, pomogli mi się pozbierać i odwieźli do domu. Jaki wynik? Połowa twarzy we krwi, tak jak oba łokcie i kolana. Nie wiedziałem właściwie, co się ze mną działo, ale ludzie, którzy mi pomogli myśleli, że nie żyję. Też musiałem śmiesznie wyglądać, gdy wszedłem do domu z rowerem w jednej ręce i kołem przednim w drugiej. Widelec był złamany doszczętnie.
W szpitalu miałem zrobionych kilkanaście zdjęć rentgenowskich, lecz nie wykryto żadnego złamania. Babka powiedziała, że jest to niemal cud.
Teraz, zawsze przed jazdą sprawdzam, czy wszystko jest w prawidłowym stanie. Ten wypadek wcale nie sprawił, że miałem jakąś blokadę psychiczną, żeby dalej nie skakać. Absolutnie. Wziąłem się później za downhill.
Pozdrawiam brata.

by CharlieTM

* * * * *

PUŚCIŁ

Kiedy miałem 6, może 7 lat w każde wakacje jeździliśmy z moim bratem ciotecznym do Babci. Pewnego dnia dorwaliśmy taki wózek towarowy na 2 kółkach-taki do przewożenia walizek, tylko bez walizki. Oczywiście pomysłowe 6-latki nie mogły przepuścić okazji-zaczęliśmy się nim wozić po całym podwórzu, zazwyczaj brat woził mnie bo jest większy i silniejszy. A, że nad swoją siłą nie panował to rozpędził się do takiej prędkości, że zaczęło mi się robić niedobrze. Zacząłem więc wydawać z siebie niekontrolowane krzyki: "Puść! Puść!" (oczywiście chciałem krzyknąć "Stój!!!"). Mojemu braciszkowi nie trzeba było 2 razy powtarzać. 2 metrowa plama krwi na betonie, połowa twarzy zdarta. Do końca wakacji na buźce miałem wielkiego strupa, a właściwie połowa mojej twarzy była jednym ogromniastym strupem... Na szczęście po kilkunastu latach nie ma najmniejszego śladu po tej akcji.

by Greendenck @

* * * * *

PIROMAN

Cała historia wydarzyła się w momencie dziecięcej (podstawówka) fascynacji karbidem, petardami i ogólnie pojmowaną demolką.
Sąsiad mój, z zamiłowania piroman (sfajczył lokalny śmietnik, plac zabawi itp) wygrzebał gdzieś w czeluściach szkolnej biblioteki biblię marzeń dla dzieci czyli książkę "Młody chemik".
W dziele tym cudownym odkryliśmy przepis na petardę domowej produkcji. Składniki bezproblemowo dostępne w każdym gospodarstwie domowym, godzinka dłubania, przesypywania, mieszania i pichcenia i petarda gotowa. Tylko co by tu z nią zrobić, bo na tyle jeszcze wyobraźni mieliśmy, że nie odpalilibyśmy jej w mieszkaniu. Na moje nieszczęście/szczęście mamuśka wparowała po mnie na obiad i musiałem ewakuować się z "laboratorium" do domu. Jakoś tak chyba przy drugi daniu poderwał mnie na nogi straszny grzmot, huk za oknem.
Co się okazało - sprytny kolega zamocował petardę na sznurku, odpalił, siup ją za okno i spuścił ją sąsiadce dwa piętra niżej na balkon. Dzięki kochanej mamusi upiekło mi się i kolega sam musiał przez tydzień szorować i odmalowywać balkon sąsiadki, a jego starzy pokryć koszt wybitych szyb. Jak przychodził do szkoły to tak powolutku siadał na krześle tak go dupsko po laniu bolało.

by Seren1 @

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten linek i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 24800x | Komentarzy: 1 | Okejek: 50 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało