Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Cytaty gigantów literatury science fiction

31 561  
235   70  
To nie będzie artykuł o biografiach i twórczości wielkich autorów klasycznego okresu SF (choć o jednym i drugim można moim zdaniem napisać fascynujące rzeczy), tylko szybkie spojrzenie do wnętrza ich głów za pośrednictwem cytatów, jakie nam pozostawili... z pewnym opisem sytuacji. To byli niezwykli, dowcipni i bardzo mądrzy ludzie – ich słowa uczą i bawią.

Weźmiemy dziś na tapet tak zwane ABC, a właściwie H+ABC. Trójca... wróć, TRÓJCA gigantów literatury SF z jej złotego wieku. Praktycznie rzecz biorąc, założyciele gatunku w tej formie, w jakiej ją dziś znamy. Klasykę klasyk. A zatem: Asimov, Bradbury, Clarke. Co prawda prawdziwy autorytet w postaci serialu „The Simpsons” orzekł, że lista powinna wyglądać tak: Asimov, Bester, Clarke, ale będę niepokorny i zachowam własne zdanie, zwłaszcza że jest ono mocno oparte o kanon i klasyków. Zresztą nawet wspomniany odcinek („Lisa's Substitute”) wymienia też Bradbury'ego. Ale ponieważ zarówno w pierwotnej postaci tej Wielkiej Trójki (The Big Three), tej jeszcze z lat czterdziestych ubiegłego wieku, jak i w zupełnie nowych wersjach stałe miejsce ma też Heinlein, więc w sumie wbrew pierwszej zapowiedzi, zajmiemy się całą czwórką.

Ponieważ takie listy tradycyjnie omawia się w kolejności alfabetycznej, to my wybierzemy zupełnie przypadkową i mniej więcej odwrotną. W dodatku dzięki temu zakończymy na moim ulubionym Isaacu Asimovie.

Sir Arthur Charles Clarke (1917-2008)


„Sentinel” („Strażnik”), który stał się po wielu latach podstawą słynnego filmu „2001: Odyseja Kosmiczna”, którego Clarke był zresztą współscenarzystą. „Childhood's End” („Koniec Dzieciństwa”), będący jego pierwszym bestsellerem, „Rendezvous with Rama” („Spotkanie z Ramą”) – jedna z najobficiej nagradzanych powieści SF w dziejach, dostała m.in. nagrody Hugo, Nebula, BSFA, Locus. „2010: Odyssey Two” („Odyseja Kosmiczna 2010”), zekranizowana w bardzo dobrym filmie z 1984 roku. Ujmująca i z wartką akcją „Dolphin Island – A Story of the People of the Sea” („Wyspa delfinów”). „A Meeting with Medusa” („Spotkanie z Meduzą”) – antologia z nagrodzonym Hugo opowiadaniem tytułowym. „The Star” („Gwiazda”), pokazująca zupełnie niespodziewaną i poruszającą perspektywę dla jednego z archetypów chrześcijaństwa, to jest Gwiazdy Betlejemskiej. „The Nine Billion Names of God” („Dziewięć miliardów imion Boga”) z bardzo ciekawym pomysłem, chwalona swego czasu przez zwykle bardzo krytycznego Stanisława Lema. Z innym gigantem SF, Isaakiem Asimovem, zawarł tak zwany Pakt Clarke-Asimov. Ale o nim napiszę w części o Asimovie.

Rzadko myślimy, że wciąż jesteśmy stworzeniami morza, które mogą je opuścić tylko dlatego, że od narodzin do śmierci nosimy wypełnione wodą skafandry kosmiczne z naszej skóry.

Jeszcze jako dziecko pasjonował się zbieraniem skamielin, astronomią i czytaniem tanich amerykańskich magazynów z fantastyką. Już w wieku 17 lat został przyjęty do Brytyjskiego Towarzystwa Międzyplanetarnego. Po raptem dwóch latach został jego skarbnikiem, a po wojnie, dwukrotnie, przewodniczącym.

Jestem pewny, że Wszechświat jest pełny inteligentnego życia. Ono po prostu jest zbyt inteligentne, żeby tutaj przylecieć.

Neill Amstrong powiedział: „Należę do milionów osób, zainspirowanych i zachęconych wkładem Arthura C. Clarke'a w literaturę i zaliczam się do jego wielu przyjaciół”. Jego towarzysz z pierwszej misji księżycowej Buzz Aldrin powiedział: „Kulturowy i filozoficzny wkład Artura dla badania kosmosu jest niezmierzony i chcę złożyć podziękowania od wszystkich astronautów Programu Apollo”. Jean-Michel Cousteau orzekł: „Sir Arthur Clarke jest Juliuszem Verne’em kosmosu”. Gene Roddenberry (twórca serii Star Trek) powiedział: „Artur dosłownie uczynił moją ideę Star Trek możliwą”. Tom Hanks nazwał go „być może najbardziej wpływowym pisarzem SF we wszechświecie”. Daniel Goldin, administrator NASA: „Sir Arthur Clarke jest dla mnie inspiracją od czasu, gdy napisał swoje pierwsze książki w latach 40. XX wieku. Dziękuję mu za prowadzenie nas przez XX wiek i do niebios”. I jeszcze Ray Bradbury, jeden z naszych zapowiedzianych kolejnych bohaterów: „Arthur C. Clarke jest jednym z prawdziwych geniuszy naszych czasów”.

Nie ma czegoś takiego jak siła odśrodkowa. To tylko wymysł inżynierów. Jest tylko inercja.

Podczas II wojny światowej służył w RAF jako oficer – instruktor i technik w jednostce radarowej. Odpowiadał m.in. za pierwszy system radarowego naprowadzania samolotów Ground Controlled Approach. Jego jedyna w całym życiu powieść spoza gatunku SF („Glide Path”) opowiadała właśnie o tym doświadczeniu.

Obecnie jestem ekspertem naukowym, co oznacza, że wiem nic o absolutnie wszystkim.

W 1998 roku królowa Elżbieta II uhonorowała go tytułem szlacheckim. Zaś władze Sri Lanki, czyli państwa obejmującego Cejlon, gdzie zamieszkał, przyznały mu najwyższy w tym kraju medal cywilny. Dołączył on do wielu odznaczeń i zaszczytów, które otrzymał za swoje osiągnięcia jako naukowiec, filozof nauki, inżynier i pisarz. Do bardziej oryginalnych należą nazwanie jego imieniem asteroidy, gatunku dinozaura, autostrady, szkół i instytutu technologii, gór na Charonie (księżycu Plutona), rozbłysku gamma z 2008 roku w gwiazdozbiorze Wolarza (który dotarł do Ziemi tuż przed jego śmiercią), a nawet głównego bohatera gry Dead Space.

Moja ulubiona definicja intelektualisty: ktoś, kto został wykształcony ponad swoją inteligencję.

Ustanowił funkcjonującą do dziś i prestiżową nagrodę jego imienia za najlepszą powieść SF, publikowaną w danym roku po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii. Pierwszym zwycięzcą była Margaret Atwood za „Opowieść podręcznej”. Zaś sam Clarke w 1986 roku został ogłoszony Wielkim Mistrzem przez Stowarzyszenie Amerykańskich Pisarzy SF.

Nie wierzę w astrologię. Jestem astrologicznym Strzelcem, a my jesteśmy sceptykami.

Clarke przewidział internet, bankowość elektroniczną i satelity. Słynny Werner von Braun za pomocą jego książki „The Exploration of Space” przekonywał prezydenta Kennedy'ego do poparcia Programu Apollo, czyli wysłania ludzi na Księżyc.

Każdą rewolucyjną ideę można przedstawić w trzech fazach. (1) To niemożliwe. (2) To możliwe, ale niewarte zachodu. (3) Od początku mówiłem, że to świetny pomysł – cytat spopularyzowany przez prezydenta Ronalda Reagana.

Wspierał chorych na polio, ochronę goryli i walkę z rozszerzaniem się wyścigu zbrojeń na kosmos. Jego aktywność zredukowało zdiagnozowanie polio w roku 1962, a w 1988 roku powikłania po tej chorobie posadziły go na ostatnie 20 lat życia na wózku inwalidzkim.

Są dwie możliwości: albo jesteśmy sami we Wszechświecie, albo nie jesteśmy. Obie są równie przerażające.

Po wojnie studiował matematykę i fizykę na King's College w Londynie. Podczas lotów Sojuz oraz Sojuz-Apollo pełnił funkcję telewizyjnego komentatora, tłumaczącego szerokiej publiczności sens, przebieg i szczegóły lotów kosmicznych. Prowadził też inne telewizyjne programy popularnonaukowe, z których najsłynniejszy był chyba „Tajemniczy Wszechświat Arthura C. Clarke'a”. Część dostępna jest do dzisiaj na YouTube.

W przyszłości – wedle niektórych prognoz – Ziemia otoczona będzie pierścieniem podobnym do pierścieni Saturna. Pierścień ten powstanie ze śrub, nakrętek i narzędzi, które uciekną w przestrzeń nieuważnym orbitalnym budowniczym.

W 1945 roku, mając 28 lat, opublikował artykuł, który upowszechnił ideę sztucznych satelitów Ziemi i sposobu ich rozlokowania, oraz orbity geostacjonarnej, czyli takiej, która zapewnia satelicie pozostawanie ciągle nad tym samym punktem na planecie. Dziś orbitę tę nazywa się orbitą Clarke'a, a samego Clarke'a ojcem idei sztucznych satelitów. Jeden z nich, SESAT z 2000 roku, został nazwany jego imieniem.

A oto słynne Prawa Clarke'a:
1. Każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii.
2. Jedyny sposób, by odkryć granicę możliwości, to przekroczyć ją i sięgnąć niemożliwości.
3. Jeśli starszy, uznany naukowiec mówi, że coś jest możliwe, to niemal na pewno ma rację. Jeśli mówi, że coś jest niemożliwe, to prawdopodobnie się myli.

„Teraz rozumiem – powiedział ostatni człowiek” – Arthur C. Clarke, „Koniec dzieciństwa”.

Robert Anson Heinlein (1907-1988)

Robert Heinlein, L. Sprague de Camp i Isaac Asimov w pracy w stoczni marynarki wojennej w Filadelfii, 1944 rok.

„Władcy marionetek” (wzorzec dla fabuły typu „wrodzy kosmici podszywają się za ludzi”), „Drzwi do lata” (jednocześnie futurystyczne, nostalgiczne, romantyczne i postapokaliptyczne), militarystyczni „Starhip troopers” (polska wersja tytułu nie przechodzi mi przez gardło, ale polecam także słynną, pacyfistyczną parodię, czyli „Bill, bohater Galaktyki” Harry'ego Harrisona), mądry i głęboki „Obcy w obcym kraju” oraz „Luna to surowa pani” (o konflikcie między księżycowymi osadnikami i zamordystycznymi władzami Ziemi).

W plebiscycie z 1953 roku został uznany najbardziej wpływowym autorem SF. Był honorowym gościem trzech Worldconów – w roku 1941, 1961 oraz 1976. Zdobył aż cztery nagrody Hugo (czyli te najbardziej honorowe w świecie SF), w komplecie do siedmiu nagród retro-Hugo. Zaś Science Fiction Writers of America wybrała go w 1974 roku swoim pierwszym Wielkim Mistrzem (to nie były jeszcze czasy, kiedy można było dostać to po otrzymaniu raptem jednej Nebuli, o ile jest się kobietą i propagatorką queer).

Heinlein był guru dla libertarian, którzy uwielbiają jego powieści w rodzaju „Obcy w obcym kraju” albo „Luna to surowa pani”. Co pewnie w jakiś sposób się wiąże, był także nudystą.

Poza chłodną aprobatą własnego geniuszu czułem, że jestem człowiekiem skromnym.

Gdy miał zaledwie 3 lata, na niebie pojawiła się Kometa Halleya i skłoniło to Heinleina do – utrzymującego się do końca życia – zainteresowania astronomią. Dobrze się uczył, ale jego oceny pogarszały liczne przewinienia dyscyplinarne.

Trójnożny stołek wiedzy opiera się na historii, językach i matematyce. Wyposażony w te trzy rzeczy możesz nauczyć się czegokolwiek zechcesz. Ale jeśli któregoś z nich ci brakuje, jesteś po prostu kolejnym ciemnym wsiokiem z gnojem na butach.

Przez 5 lat służył we flocie, na lotniskowcu jako oficer od radia i na niszczycielu jako oficer artyleryjski. Już na zawsze wywarło to silny wpływ na jego przyszłą twórczość oraz charakter. Przeszedł do cywila w 1934 roku z powodu gruźlicy, choć jego brat pozostał w siłach zbrojnych i w końcu dosłużył się rangi generała. Po wybuchu wojny zatrudnił się jako inżynier awiacji w stoczni wojennej w Pensylwanii. Wciągnął tam także dwóch innych wielkich pisarzy SF: Asimova i de Campa. Opracowywali między innymi system minimalizujący zagrożenie ze strony japońskich kamikaze.

Istota ludzka powinna umieć zmieniać pieluszki, zaplanować inwazję, zarżnąć wieprza, sterować statkiem, zaprojektować budynek, napisać sonet, prowadzić księgę rachunkową, zbudować mur, nastawić złamanie, pocieszyć umierającego, dawać rozkazy, przyjmować rozkazy, działać w grupie, działać samotnie, rozwiązywać równania, analizować nowe problemy, roztrząsać nawóz, zaprogramować komputer, ugotować smaczny posiłek, walczyć skutecznie, umrzeć bohatersko. Specjalizacja jest dla insektów.

Heinlein trudnił się bardzo różnymi zajęciami: polityką, sprzedażą nieruchomości, wydobyciem srebra. Opracował też projekt łóżka wodnego.

Nigdy nie odwołuj się do lepszej natury człowieka – być może wcale jej nie ma. Zawsze podkreślaj, że masz na względzie jego interes.

Przed wojną był radykalnym liberałem, a przeszedł na pozycje prawicowe wraz ze swoim trzecim małżeństwem. Ściągnęło to na niego niechęć dużej części świata kultury na Zachodzie. Wiele z jego poglądów oceniano jako radykalne. Niektórzy z rozpędu oskarżali go nawet o propagowanie pedofilii albo kazirodztwa. Natomiast konsekwentnie był antykomunistą.

„Kilka lat temu, gdy byłem chory, Heinlein zaofiarował mi swoją pomoc we wszystkim, co mógł zrobić – a my nigdy się nie spotkaliśmy. Dzwonił, by mnie pocieszyć i sprawdzić, jak się czuję. Chciał kupić mi elektryczną maszynę do pisania. Niech go Bóg błogosławi – jednego z nielicznych prawdziwych dżentelmenów na tym świecie” – Philip K. Dick.

Już w latach trzydziestych przewidywał, że w latach sześćdziesiątych nadejdą czasy wielkich strajków i wybuch masowych psychoz, wywołanych zachwianiem systemu tradycyjnej obyczajowości. Jeszcze na rok przed rozpoczęciem Programu Manhattan przewidział z kolei, że prezydent Roosevelt zainicjuje tajny program budowy bomby atomowej, zatrudniwszy naukowców-uciekinierów z opanowanej przez nazistów Europy. Oraz że do 1945 roku USA uzyskają w ten sposób broń zdolną do zniszczenia całego miasta przez pojedynczy samolot.

Z góry, jeszcze podczas II wojny światowej, przewidział i opisał szczegóły znacznie późniejszej doktryny MAD (obustronnie zagwarantowanego zniszczenia) i nuklearny wyścig zbrojeń. Jak to stwierdzili komentatorzy, był pięć kroków przed wszystkimi innymi ludźmi. Co ciekawe, na XXI wiek prorokował powstanie w USA religijnej dyktatury...

Kobiety i koty zawsze będą robić to, co chcą, a mężczyźni i psy powinni się zrelaksować i powoli oswajać się z tą myślą.

Heinlein żenił się trzykrotnie, a każdy jego związek był bardziej długotrwały. Po raz ostatni ożenił się w roku 1948, po czym zamieszkał w stanie Kolorado, w domu zaprojektowanym wspólnie z żoną (oboje byli inżynierami – ona chemikiem i inżynierem rakietowym; we flocie doszła do wyższej rangi niż sam Heinlein). Gdy u niej kłopoty z układem krążenia przerodziły się w przewlekłą chorobę wysokościową, przeprowadzili się z Gór Skalistych do Kalifornii, nad Pacyfik, do kolejnego zaprojektowanego i zbudowanego przez siebie domu – tym razem o okrągłym kształcie – a pod nim wybudowali schron. W latach 1953-54 podróżowali na różnych statkach dookoła świata.

Pokolenie, które ignoruje historię, nie ma przeszłości – ani przyszłości.

Od 1970 roku jego zdrowie zaczęło się wyraźnie pogarszać. Ale nie zaprzestał aktywności. Działał na rzecz systemu oddawania krwi potrzebującym oraz w Obywatelskiej Radzie Doradczej (nie będę się wysilał i podaję dosłowne tłumaczenie), która m.in. zarekomendowała rządowi USA zbudowanie systemu antyrakietowego, który przerodził się w SDI – słynny program Gwiezdnych Wojen. Doprowadziło to do zrujnowania, wcześniej świetnych, stosunków z Arhurem C. Clarke. Patrz cytat z Arthura C. Clarke'a, który już podawałem („Długo mówiłem, że mam nadzieję odnaleźć inteligentne życie w Waszyngtonie”).

„Nikt nigdy nie zdominował świata SF tak jak Bob [Heinlein] uczynił w pierwszych kilku latach swojej kariery” – Aleksiej Panshin.

Opublikował w sumie 32 powieści i 59 opowiadań, nie licząc innych utworów. Na ich motywach powstało 9 filmów, dwa seriale, gra planszowa i liczne audycje radiowe. Najsłynniejszym z tych filmów był „Starship Troopers” z 1997 roku w reżyserii Paula Verhoevena, choć zasłużenie spotkał się on ze zdecydowaną krytyką fanów twórczości Heinleina za odwrócenie stojącej za książką filozofii oraz przedstawienie rządu i armii jako instytucji na wskroś faszystowskich. Choć i tak większość widzów tego nie zauważyła i umknęły jej rozliczne aluzje reżysera. Verhoeven tłumaczył się dziwnie, że przeczytał – i to dopiero po zakupie praw do ekranizacji – jedynie dwa pierwsze rozdziały książki i odłożył ją znudzony. Można sobie wyobrazić reakcję fanów.

Heinlein był pisarzem twardo stojącym na nauce – pisał tak zwane twarde SF. Pewnego razu wraz z żoną siedzieli kilka dni nad opracowaniem matematycznego równania, opisującego szlak rakiety lecącej z Ziemi na Marsa, dlatego że miało się ono pojawić w jednej jego powieści... w jednym zdaniu. To między innymi dlatego kosmonauci lotu Apollo 15 mówili o nim podczas swego pobytu na Księżycu, a na Marsie jest krater Heinlein. Nazywany był Dziekanem pisarzy SF, a są oni często dzieleni na „przed Heinleinem” i „po Heinleinie”. Pisał treści prowokacyjne, nierzadko budzące silne opory w społeczeństwie. Wymyślił i spopularyzował liczne terminy, takie jak „space marine”, „moonbat” albo „nie ma czegoś takiego jak darmowy lunch”.

Żyjesz i uczysz się. Ale nie żyjesz za długo.

Poza wszystkimi swoimi zasługami, Heinlein był też mentorem naszego kolejnego bohatera, Raya Bradbury'ego. I w ten sposób płynnie przejdziemy do autora „451 stopni Fahrenheita” i „Kronik Marsjańskich”.

Ray Bradbury (1920-2012)


Wszechświat krzyknął, że żyje. Jesteśmy jednym z krzyków.

Ray Bradbury urodził się 22 sierpnia 1920 roku. Jego matka była szwedzką emigrantką, zaś ojciec monterem linii telefonicznych. Sam ożenił się w 1947 roku z Marguerite, która była jedyną dziewczyną, z którą kiedykolwiek był na randce i z którą przeżył całe życie, spłodziwszy cztery córki. Gdy przyszła żona pierwszy raz go poznała, tak się w nią wpatrywał (pracowała wówczas jako ekspedientka w księgarni), że podejrzewała, iż zamierza coś ukraść.

Kiedy ludzie pytają cię o wiek (...), mów zawsze, że masz siedemnaście lat i hysia.

Rodzice Bradbury’ego w końcu zamieszkali w Los Angeles. W młodości często jeździł na rolkach po Hollywood w nadziei spotkania gwiazd ekranu lub innych znanych osób. Nigdy nie wyrobił sobie prawa jazdy z powodu słabego wzroku oraz ujrzenia w młodości ciężkiego wypadku drogowego. Dość oryginalnie jak na Los Angeles, do przemieszczania się używał swego roweru ze wsparciem w postaci autobusów oraz taksówek. Jego zdjęcie na rowerze zdobi stronę raybradbury.com, która upamiętnia jego życie i twórczość.

Książki są po to, by nam przypominać, jacy z nas durnie.

Bradbury był wielkim entuzjastą idei bibliotek. Samodzielnie, czytając mnóstwo książek, zdobywał w tych bibliotekach wykształcenie, gdyż nie stać go było na studia. Dużo czytał już od dzieciństwa, na co wpływ miał fakt, że jego dziadek i pradziadek wydawali gazety. Sam pracował, sprzedając je, aby się utrzymać. Gdy już został sławnym pisarzem, to własnymi pieniędzmi wspomagał biblioteki w Kalifornii, by te instytucje uchronić przed zamknięciem w obliczu cięć budżetowych.

W wieku 14 lat zatrzymałem swój wewnętrzny zegar. Kolejnym powodem, dla którego zostałem pisarzem, była ucieczka od beznadziejności i rozpaczy prawdziwego świata i wejście do świata nadziei, który mogłem stworzyć swoją wyobraźnią.

Regularnie zapominał kluczy do swego biura i w końcu zainstalował w nim tajne wejście w postaci przesuwanego panelu.

Jak mógłby pachnieć czas? Kurzem, płaszczem i ludźmi. A jeśli zastanowić się, jak brzmi czas, to szumi on niczym woda płynąca w mrocznej grocie, dźwięczy jak płaczące głosy, huczy jak ziemia, opadająca na drewniane pokrywy trumien, szemrze jak deszcz. A dalej, jak wygląda czas? Jak śnieg padający cicho w ciemnym pokoju, albo może niemy film w dawnym kinie – setki miliardów twarzy, szybujących w dół niczym noworoczne balony, coraz niżej i niżej, w nicość. Tak właśnie pachniał, wyglądał i brzmiał czas.

To fragment jego „Kronik Marsjańskich”, mojej ulubionej książki Bradbury’ego. Choć nie najsłynniejszej – jeszcze słynniejszą była „Fahrenheit 451”. Powyższy cytat nieźle pokazuje charakterystyczny styl tego pisarza, zrodzony z połączenia nostalgii i romantyzmu. Bradbury był mistrzem pióra i w każdym jego utworze można zobaczyć, z jaką lekkością konstruował kolejne zdania. Inny słynny pisarz SF, James Gunn, stwierdził, że Bradbury był „pisarzem, który potrafi upić się słowami”. Warto zainteresować się na przykład książką „Jakiś potwór tu nadchodzi” („Something Wicked This Way Comes”), który pokazuje, w jaki sposób poeta mógłby napisać horror lub dark fantasy.

Nam nie potrzeba spokoju. Potrzeba nam, by nas naprawdę dręczyło coś od czasu do czasu.

Podczas II wojny światowej zgłosił się do wojska, ale nie został przyjęty z powodu słabego wzroku. W ten sposób jako jedyny z opisywanej tu wielkiej czwórki nie zaangażował się osobiście w pokonanie Niemców albo Japończyków. Ale za to przewidział smartwatche, słuchawki douszne z dostępem do internetu oraz inteligentne domy. Angażował się w lepsze planowanie miast i żeby służyły bardziej wszystkim mieszkańcom, a nie tylko elitom.

Każdego ranka wyskakuję z łóżka i wpadam na lądową minę. Mina lądowa to ja. Po eksplozji resztę dnia spędzam na składaniu elementów w całość.

Jego pierwszą wielką pasją były sztuczki magiczne i powiedział potem, że gdyby nie został pisarzem, to zostałby magikiem. Nawet w podeszłym wieku trzymał mnóstwo akcesoriów i lubił prezentować sztuczki magiczne swoim wnukom.

Obłęd to rzecz względna, zależy od tego, kto zamyka kogo w jakiej klatce.

Zaczął pisać w wieku 12 lat. W 1939 roku zaczął wydawać swój fanzin „Futura Fantasia”, zaś dwa lata później napisał swoje pierwsze opowiadanie SF. Ale jako pisarz pierwszy raz zarobkował już w wieku 14 lat, sprzedając dowcip do programu radiowego. Używał później pięciu pseudonimów, stosowanych głównie przy utworach, które były wydawane poza środowiskiem SF, w tak zwanym głównym nurcie. Przez New York Times został zresztą uznany za autora, dzięki któremu dokonało się przeniesienie współczesnego SF do literackiego mainstreamu.

Napisz co tydzień opowiadanie. Nie można pisać 52 złych opowiadań z rzędu.

Bradbury wierzył w zasadę, że trening czyni mistrza. Wszystkim przyszłym literatom polecał pisanie jak najwięcej (i czytanie jak najwięcej). Sam też był bardzo płodnym twórcą. Wydał 36 (!) zbiorów opowiadań, dwa z esejami, 8 tomów poezji, 24 sztuki teatralne i oczywiście 11 słynnych powieści. 14 filmów powstało dzięki jego scenariuszom lub na podstawie jego utworów – nie licząc odcinków seriali telewizyjnych (np. „Strefy Mroku”) albo niezliczonych audycji radiowych. Pierwsza gra komputerowa na podstawie jego twórczości powstała jeszcze w 1984 roku, na Commodore 64.

Nigdy nie słuchałem nikogo, kto krytykował mój gust w zakresie podróży kosmicznych, pokazów pobocznych czy goryli. Kiedy to nastąpi, pakuję dinozaury i wychodzę z pokoju.

Był także rysownikiem i w swoim piwnicznym biurze ciągle coś bazgrał i malował. Szczególnie lubił rysować potwory, koty i diabły. Miał dwa biura i oba były wypełnione niezliczonymi przedmiotami, które uruchamiały jego niespożytą wyobraźnię. Były to zabawki, pluszaki, akcesoria do sztuczek magicznych, komiksy albo figurki. Wnuki Bradbury’ego pamiętały, że wciąż miał on więcej zabawek niż one same. Wśród nich była też głowa pływająca w szklanym słoju, podarowana przez Alfreda Hitchocka.

Ludzie proszą mnie, żebym przewidział przyszłość, a ja chcę tylko jej zapobiec. Jeszcze lepiej, zbudować ją.

Bradbury głęboko niepokoił się narastającą falą politycznej poprawności. Uważał ją za zagrożenie dla wolności wypowiedzi, a nawet za formę kontroli myśli. W 1996 roku w wywiadzie dla „Playboya” powiedział, że przewidział polityczną poprawność już w 1953 roku. Nie miał radykalnych poglądów politycznych, w niektórych okresach popierał republikanów, w innych demokratów, lecz starał się ostrzegać przed zakazem krytyki różnych grup etnicznych i społecznych, wierząc, że prowadzi to do dystopii. Sprzeciwiał się szczególnie politycznej poprawności w edukacji. Mówił, że to wyłącznie kwestia uczenia się i nie wolno „zanieczyszczać jej cholerną polityką”.

Któregoś dnia w księgarni podszedł do mnie dziewięcioletni chłopiec i powiedział: panie Bradbury, zna pan tę swoją książkę, „Kroniki Marsjańskie?”. Powiedziałem, że tak. Odrzekł: strona 92, księżyce Marsa wschodzą na wschodzie. Powiedziałem: tak. Odpowiedział, że nie. Więc dałem mu 10 dolców, żeby go uciszyć.

Nie był naukowcem, ale jego wkład w rozwój naukowy został uhonorowany przez kosmonautów i inżynierów. Jego nazwiskiem nazwano planetoidę (9766) Bradbury, podobnie miejsce na Marsie, na którym wylądował łazik Curiosity otrzymał nazwę Bradbury Landing. Zresztą cyfrowe wydanie jego „Kronik Marsjańskich” trafiło na Marsa w lądowniku Phoenix. Podczas kluczowych momentów misji sondy Mariner 9 na Merkurego i Vikinga na Marsie, zaproszono go do pomieszczenia kontroli misji, zaś podczas przelotów sondy Voyager przy kolejnych planetach Układu Słonecznego brał udział w organizowanych wtedy panelach naukowych. I zaprzyjaźnił się z wieloma astronautami, takimi jak Buzz Aldrin. Został też gospodarzem i współautorem programu telewizyjnego o eksploracji kosmosu, za co otrzymał (zresztą niejedyną w swoim życiu) Nagrodę Emmy.

Telewizor, ta podstępna bestia, ta Meduza, która co noc zamraża miliard ludzi na kamieniu, wpatrując się uważnie, ta Syrena, która wołała, śpiewała i obiecywała tak wiele, a przecież dawała tak mało.

Bradbury był zawsze nie tylko człowiekiem literatury, ale też filmu i telewizji. Za scenariusz filmu „The Halloween Tree” otrzymał Nagrodę Emmy, a za wkład w rozwój przemysłu filmowego w 2002 roku gwiazdę na hollywoodzkiej Alei Gwiazd. Żeby uzupełnić listę ważniejszych zaszczytów, zgarnął on też specjalne wyróżnienie Nagrody Pulitzera, Narodowy Medal Sztuki, francuski Order Sztuki i Literatury, Retro Hugo za „Fahrenheit 451”, a jego imieniem nazwano plac w Los Angeles.

Klasyków obcina się, by ich dopasować do piętnastominutowych audycji radiowych, następnie obcina dalej, by tekst zmieścił się na szpalcie, której przeczytanie zajmuje dwie minuty, a wreszcie wyciska się do dziesięcio- czy dwunastowierszowego streszczenia w słowniku.

Oto kilka wypowiedzi o Bradburym. Steven Spielberg: „Bradbury był moją muzą przez większą część mojej kariery science fiction”. Neil Gaiman: „Krajobraz świata, w którym żyjemy, byłby uboższy, gdybyśmy nie mieli go w naszym świecie”. Margaret Atwood: „Jego wyobraźnia miała mroczną stronę i wykorzystywał w swojej pracy tego mrocznego bliźniaka i jego koszmary, ale światu na jawie przedstawiał połączenie gorliwego, pełnego cudów chłopca i życzliwego wujka – i było to równie realne”. Steven King: „Bez Raya Bradbury’ego nie byłoby Stevena Kinga”.

W literaturze, zarówno SF jak i głównego nurtu, roi się od nawiązań do Raya Bradbury’ego. Na przykład główne miasto marsjańskie w książce „Rzadkie powietrze” znanego dziś pisarza Richarda Morgana (tego od „Modyfikowanego węgla”) nazywa się Bradbury.

Wiesz równie dobrze jak ja, że jestem Nikim, pochodzę Znikąd i zmierzam ku Wieczności z zepsutą latarką zamiast świeczek.

W 1999 roku miał udar, który po trochu uzależnił go od wózka inwalidzkiego, choć aż do roku 2009 był częstym gościem konwentów SF. Zmarł 5 czerwca 2012 roku po długiej chorobie, w podeszłym wieku 91 lat. Prezydent Obama, wcześniej skrytykowany przez Bradbury’ego za skasowanie programu załogowych lotów kosmicznych, po jego śmierci uhonorował go przemówieniem, w którym stwierdził m.in. że „jego talent do opowiadania historii zmienił naszą kulturę i rozszerzył nasz świat”.

Isaac Asimov

Isaac Asimov na tronie

Cały świat może cię znać i cenić, ale ktoś w przeszłości, na zawsze nieosiągalny, na zawsze nieświadomy, wszystko psuje.

Isaac Asimov (Исаак Азимов) urodził się jako Izaak Judymowicz Ozimow między 4 października 1919 roku i 2 stycznia 1920 roku. Dokładna data jest nieznana, ale urodziny obchodził drugiego stycznia. Przyszedł na świat w Pietrowiczach, na pełnym biedy pograniczu rosyjsko-białoruskim. W 1921 roku siedemnaścioro dzieci z jego wsi zachorowało na obustronne zapalenie płuc. Z tej grupy jedynie Isaac przeżył. Nazwisko Asimova pochodzi od rosyjskiego słowa oznaczającego zboża ozime. Jego ojciec był żydowskim młynarzem, który po emigracji do USA (Isaac miał wtedy tylko 3 lata) otworzył sklepik ze słodyczami.

Jedynymi ludźmi, którzy odziedziczyli cokolwiek z tytułu urodzenia, byli wrodzeni idioci.

Asimov nauczył się czytać już w wieku 5 lat i przez całe życie był w pełni dwujęzyczny (angielski oraz jidysz). Był wybitnie inteligentny i został wiceprezesem Mensy, choć niektórych kolegów z tej organizacji przedstawiał jako „dumnych i agresywnych w kwestii swego IQ”.

Jak wymusić pokój? Nie perswazją, to pewne, i nie kształceniem. Jeśli człowiek nie jest w stanie spojrzeć na zjawisko pokoju i zjawisko wojny tak, aby przedłożyć pierwsze nad drugie, to jakie argumenty mogą go przekonać? Cóż może być ważniejszym powodem potępienia wojny niż sama wojna? Jakie popisy dialektyki mają choć dziesiątą część tej siły przekonywania, jaką ma jeden wypatroszony statek ze swym upiornym ładunkiem? Tak więc jest tylko jeden sposób, aby skończyć ze stosowaniem siły – użyć siły.

Podczas wojny zatrudnił się w Eksperymentalnej Stacji Lotniczej Marynarki i pracował m.in. z Robertem Heinleinem nad nowymi systemami uzbrojenia i ochrony. Potem odsłużył wojsko. W 1946 roku na skutek zwykłego biurokratycznego błędu usunięto go z oddziału, który zaledwie kilka dni później wypływał na Pacyfik i wziął udział w testach broni nuklearnej na atolu Bikini.

W Stanach Zjednoczonych istnieje kult ignorancji i zawsze tam był. Napięcie antyintelektualne jest stałym wątkiem wijącym się w naszym życiu politycznym i kulturalnym, podsycanym przez fałszywe przekonanie, że demokracja oznacza, że „moja ignorancja jest tak samo dobra, jak twoja wiedza”.

Sklep ze słodyczami jego rodziców sprzedawał też czasopisma i już dziewięcioletni Isaac zaczął namiętnie pochłaniać magazyny z fantastyką, będąc jedenastolatkiem już sam pisał takie historyjki, a kilka lat później publikował je w prasie. Nie tylko pisał mnóstwo, ale i mnóstwo czytał. Tolkienowskiego „Władcę Pierścieni” przeczytał pięć razy. Studiował zoologię, ale po pierwszym semestrze przeniósł się na chemię, gdyż nie mógł się pogodzić z wykonaniem sekcji bezdomnego kota. Zdobył tytuł magistra z tejże chemii, oraz doktora i honorowego profesora w biochemii. Był liberałem, ale stosunki z innymi liberałami zrujnowało jego poparcie dla elektrowni nuklearnych.

Gdyby mój lekarz powiedział mi, że zostało mi tylko sześć minut życia, nie zamartwiałbym się. Pisałbym trochę szybciej.

Asimov pisał nie tylko dużo, nie tylko szybko, ale i bardzo dobrze. Jego cykl „Fundacja”, pisany od 1942 do 1992 roku i nadal rozwijany przez innych wielkich pisarzy SF, dostał najważniejszą nagrodę w środowisku fantastyki nagrodę Hugo dla najlepszego cyklu SF i fantasy wszech czasów. Słynna jest jego seria „Roboty”. Powieść „Równi bogom” zdobyła nagrody Hugo, Nebula i Locus. Opowiadanie „Nastanie nocy” członkowie stowarzyszenia Amerykańskich Pisarzy SF wybrali najlepszym opowiadaniem fantastycznym w całych dziejach ludzkości. Asimov w sumie uzbierał siedem nagród Hugo i dwie Nebule.

„Asimow to w ogóle nie jest twórczy umysł. Był wykładowcą biochemii, co u nas odpowiada poziomem stanowisku lektora. Naknocił nieprawdopodobne chały. U nas przetłumaczono parę jego najlepszych książek, ale on ich napisał ponad sto. Straszne!” – Stanisław Lem.

Nasz Stanisław Lem chyba nie wiedział, że zdecydowana większość utworów Asimova była książkami popularnonaukowymi o historii, fizyce, matematyce, chemii, astronomii, biologii i technologii. Pisał też scenariusze do filmów, w tym także animowanych. Wśród jego twórczości było 14 książek o historii (zwłaszcza starożytnej), przewodnik po Biblii, książki o literaturze – np. o Szekspirze, kryminały, poradniki, recenzje, limeryki, akademicki podręcznik biochemii i ludzkiego metabolizmu, zbiory dowcipów, książka o seksie oraz autobiografia. Do tego był konsultantem przy serialu „Star Trek” oraz stworzył projekt reformy kalendarza. Książki tego pisarza są przez amerykańskie biblioteki klasyfikowane w 9 na ogółem 10 istniejących działów tematycznych. Asimov miał bardzo rozległe i zróżnicowane zainteresowania. Inny słynny pisarz, Kurt Vonnegut, zapytał go kiedyś: „Jakie to uczucie, wiedzieć wszystko?”. Odpowiedź była krótka: „Nieswojo”.

Czy to nie smutne, że można mówić ludziom, że warstwa ozonowa się wyczerpuje, lasy są wycinane, pustynie stale się powiększają, że efekt cieplarniany podniesie poziom morza o 200 stóp, że przeludnienie nas dusi, że zanieczyszczenie nas zabija, że wojna nuklearna może nas zniszczyć – a oni ziewają i układają się na wygodną drzemkę. Ale powiedz im, że Marsjanie lądują, a oni krzyczą i uciekają.

Asimov świetnie radził sobie w kontaktach z fanami i miłośnikami literatury. Podczas popularnonaukowych prelekcji bądź na konwentach fantastyki przemawiał zawsze cierpliwie, jasno i przyjaźnie. Był idealną osobą czy to do wyjaśniania budowy Układu Słonecznego, czy to do omawiania pisarskiego procesu twórczego.

„Biblia: Różne jej fragmenty, jeśli są właściwie interpretowane, zawierają kodeks postępowania, który wielu ludzi uważa za najlepiej dostosowany do ostatecznego szczęścia ludzkości”. Ale też przy innej okazji: „Biblia, właściwie czytana, jest najpotężniejszą siłą ateizmu, jaką kiedykolwiek wymyślono”.

Choć był Żydem, świetnie poznał chrześcijańską Biblię i w końcu napisał na jej temat przewodnik. Miał bardzo ciekawe poglądy religijne, które można określić jako racjonalne i humanistyczne. Polecam przeczytać na przykład, co mówił o idei piekła. Sprzeciwiał się wielokrotnie przesądom i poglądom pseudonaukowym, choć szanował religie.

„Nigdy nie wybaczą, nigdy nie zapomną i nigdy nie odejdą” – o Izraelu i jego muzułmańskich sąsiadach.

Asimov był krytyczny wobec religijnych Żydów i państwa Izrael. Zresztą sam kiedyś powiedział, że jedyna religia, o której coś wie, to chrześcijaństwo (w tej samej wypowiedzi uznał, że nie da się pisać SF, ignorując religię). Był przekonany, że Żydzi na Bliskim Wschodzie wpędzają się w ślepą uliczkę i że sami stworzyli dla siebie w Izraelu kolejne „żydowskie getto”.

Istoty ludzkie mogą tolerować nieśmiertelnego robota, ponieważ nie ma znaczenia, jak długo trwa maszyna, ale nie mogą tolerować nieśmiertelnej istoty ludzkiej, ponieważ ich własna śmiertelność jest znośna tylko tak długo, jak jest powszechna.

To Asimov upowszechnił termin „robotyka”. Roboty są głównymi bohaterami wielu jego powieści i opowiadań. Ale najbardziej związane są z nim słynne Trzy Prawa Robotyki (potem Asimov dodał do nich czwarte, a właściwie Zerowe Prawo). Wielu upatruje w nich fundamentu dla przyszłego prawa dotyczącego bardziej autonomicznych robotów. Ustawa Kongresu USA wyznaczyła drugi tydzień kwietnia każdego roku jako Narodowy Tydzień Robotyki, cytując, „w uznaniu osiągnięć Isaaka Asimova”.

Mówię ci, że to śmiertelne groźne, kiedy zaczynasz myśleć, że twoja żona może mieć rację.

Z pierwszą żoną, poznaną na randce w ciemno, ożenił się już po pięciu miesiącach znajomości. Ale w 1970 roku rozwiedli się i raptem dwa tygodnie później Asimov ożenił się z Janet, która była nie tylko psychiatrą, ale także pisarką SF.

Niezliczone badania wykazały całkiem jasno, że kiedy szanowany starszy mężczyzna dogaduje się z chichoczącą młodą damą, to nie chichocząca młoda dama jest tak zaczepiona, że czuje się obrażona tą akcją, ale raczej wdowa o granitowej twarzy, stojąca niezauważona u jej boku, kto jest. To ona rzuca obraźliwe uwagi na temat brudnych starców i jest całkiem prawdopodobne, że zaatakuje go parasolką.

Wśród wielu, wielu książek Asimova znalazł się też seks-poradnik „The Sensuous Dirty Old Man”. Na spotkaniach z czytelnikami lub widzami, np. na konwentach, często całował i „szczypał” kobiety za ich zgodą lub bez. Bronił takiego postępowania, mówiąc, że owe kobiety „współpracowały”. Edward Ferman, wieloletni redaktor „The Magazine of Fantasy & Science Fiction” wspominał: „zamiast potrząsnąć dłonią mojej partnerki, potrząsnął jej lewą piersią”. Jednocześnie Asimov uważał się za feministę i bronił homoseksualistów.

Każda istota ludzka żyła za nieprzeniknioną ścianą duszącej mgły, w której nie istniał nikt inny jak on.

Jego nazwiskiem nazwano asteroidę, krater na Marsie, humanoidalnego robota oraz aż cztery różne nagrody literackie. Z Arthurem Clarkiem zawarł w nowojorskiej taksówce tak zwany Pakt z Park Avenue, polegający na tym, że każdy z nich będzie określał się jako drugi najlepszy pisarz SF, ustępując pierwszego miejsca sobie nawzajem.

Całe życie jest symfonią kolejnych strat. Tracisz młodość, rodziców, miłości, przyjaciół, wygody, zdrowie i w końcu życie. Zaprzeczać stracie to tak czy inaczej stracić wszystko, a dodatkowo stracić panowanie nad sobą i spokój ducha.

Był klaustrofilem, jest to przeciwieństwo klaustrofoba. Innymi słowy bardzo lubił małe, zamknięte pomieszczenia. Nigdy nie nauczył się pływać ani jeździć na rowerze, bał się latania samolotem. Podczas operacji w szpitalu zaraził się wirusem HIV i właśnie z powodu AIDS zmarł 6 kwietnia 1992 roku. Niestety.
2

Oglądany: 31561x | Komentarzy: 70 | Okejek: 235 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało