Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Mój mąż prowadzi nocne życie, nie wiedziałam, że jestem tak pijana i inne anonimowe opowieści

38 265  
245   128  
Dziś przeczytacie m.in. o mężu pracującym w nocy i dbaniu o bezpieczeństwo po powrocie z imprezy, będzie też wart polecenia eksperyment oraz oszukany i nieszczęśliwy mąż.

#1.


Pierwszy raz ze śmiercią zetknęłam się, gdy miałam 12 lat. Zmarł mój ukochany dziadzio. Wszyscy myśleli, że będę płakać i rozpaczać, a ja nie czułam w ogóle smutku. Pamiętam, że czułam ciekawość. To były czasy, gdy od śmierci do pogrzebu ciało leżało w domu, w trumnie. Długo siedziałam przy dziadku i go obserwowałam. Dotykałam jego zimnej skóry, bo ciekawiło mnie, jak ją czuć po śmierci. Robiłam nawet zdjęcia, choć nigdy ich nie wywołałam. Na pogrzebie też nie płakałam. Śmierć po prostu już wtedy była dla mnie czymś normalnym, naturalną koleją rzeczy.

Kilka lat po dziadku zmarła babcia. I znowu nie czułam w ogóle smutku, przyjęłam to ze spokojem. Cała rodzina płakała, a ja myłam i przebierałam babci ciało, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.

Tak samo mam ze zwierzętami. Miałam psa, był moim najlepszym przyjacielem przez 16 lat. Zawsze ze mną spał, razem przeżyliśmy milion pięknych przygód. Gdy zachorował, trafił do lecznicy. Codziennie przy nim siedziałam, gdy leżał pod kroplówką. Trzeba było go uśpić, miał nieoperacyjnego raka wątroby z przerzutami. I znowu nic. Trzymałam go za łapkę, gdy odchodził. Mówiłam do niego i głaskałam. I w ogóle nie było mi smutno. Cieszyłam się, że nie będzie już więcej cierpiał, cieszyłam się, że mogłam mu dać tyle szczęśliwych lat życia.
Miałam też koty, szczury, jaszczurki i króliki. Kochałam je wszystkie, dbałam o nie, miały najlepsze życie jakie tylko zwierzak może mieć, bo zawsze byłam odpowiedzialna, dużo czytałam o ich potrzebach i zapewniałam im najlepsze warunki. Ale gdy umierały, przyjmowałam to ze spokojem i bez smutku.
Nie wiem dlaczego tak mam. Dlaczego śmierć nie wzbudza we mnie smutku. Myślę czasem o śmierci moich rodziców i to też nie wzbudza we mnie emocji, choć bardzo ich kocham i są dla mnie najważniejszymi ludźmi na świecie. Mam tylko nadzieję, że mama umrze pierwsza. Bo wiem, że tata sobie bez niej poradzi, ale mama bez taty już nie.

Choroby i cierpienie wzbudzają we mnie ogromny smutek, ale śmierć nie. Gdy czytam, że jakiś człowiek, dziecko czy zwierzę cierpi, to czuję, jakby serce pękało mi na milion kawałków. Uważam, że jestem bardzo wrażliwa, czasem nawet za bardzo. Potrafię przepłakać całą noc, gdy przeczytam artykuł, że ktoś znęcał się nad psem. Gdy poznałam historię Kamila z Częstochowy, nad którym znęcał się ojczym, płakałam przez cały tydzień. Nie potrafię pogodzić się ze złem, nienawiścią, gwałtem, cierpieniem. Ale śmierć mnie nie boli, wręcz nie rusza. Gdy czytam historię, że ktoś zabił człowieka, dziecko lub zwierzę, ale stało się to szybko i bezboleśnie, to w ogóle nie wzbudza to we mnie emocji.

Chciałabym się dowiedzieć, dlaczego tak mam, bo zdaję sobie sprawę, że nie jest to normalne, a przynajmniej nie powszechne.

#2.

Mój mąż pracuje kiedy chce, ma nienormowany czas pracy i wyszło tak, że najlepiej pracuje mu się w nocy. Od zawsze był nocnym markiem, ale nigdy mi to nie przeszkadzało – często siedziałam sobie z nim. Jednak przyszły dzieci, praca na etat i zaczęło mi przeszkadzać, że mąż gnije do 15. Najgorsze są weekendy, bo mąż snuje się po chacie do 5 rano, często przy tym budząc dzieci, a potem gdy ja idę z nimi na spacer, do zoo czy gotuję obiad, on odsypia. Już wielokrotnie robiłam z tego powodu problem i tłumaczyłam mu, że powinien się przestawić na normalny tryb pracy albo żeby chociaż kończył pracę o 1 czy 2 w nocy, żeby mógł sobie wstać o 9 czy 10. Mówiłam, że mija mu dzieciństwo naszych dzieci i nie będą z nim miały żadnych wspomnień, że i ja nie mam żadnej pomocy od niego, bo w środku nocy nie posprząta, nie ugotuje obiadu, no dosłownie nic. Jedyny plus, że odbiera czasami dzieci ze szkoły, ale to też rzadko. Ja pracuję od 9 do 15:30 i przez to nie mamy czasu dla siebie praktycznie w ogóle. Nie możemy sobie usiąść wieczorem obejrzeć filmu, bo mąż musi pracować. Kiedy mu to wypominam, to twierdzi, że on mi nie broni siedzieć ze sobą i dlaczego ja nie mogę się przestawić na jego tryb życia. Z tym że co to za życie... Okej, dobra, nie neguję, ale ciężko cokolwiek załatwić, nie widuje się rodziny, nic. Męczy mnie to strasznie.

#3.

Wczoraj wróciłam z wesela koleżanki. Kiedy wchodziłam do domu, byłam pewna, że mam tylko lekką fazę. Dopiero mąż mi uświadomił, że jak już siedziałam na klopie, to z automatu zaczęłam szukać pasa bezpieczeństwa...


#4.

Jestem ojcem 9-letniego syna. Zostałem z nim sam, gdy miał rok, po tym, jak moja była żona odeszła z innym. Szybko udało mi się ułożyć życie na nowo. Moja obecna żona matkowała mu do tej pory przez te wszystkie lata i syn nie zna innej matki. Jednak w ciągu ostatnich tygodni przeżyła coś, co wygląda na załamanie nerwowe. Stwierdziła, że dusi się w związku, nie jest szczęśliwa, nie czuje się mamą (choć wychowuje dziecko od ponad 7 lat, a chłopiec zwraca się do niej per mamo) i uczucie się w niej wypaliło, a ona zwyczajnie mnie nie kocha i nie będzie ze mną ze względu na dziecko. Jestem załamany, kazała nam się wyprowadzić z domu, zabrała wszystkie oszczędności. Z tygodnia na tydzień zostałem znów sam z dzieckiem, chociaż jeszcze niedawno powiedziałbym, że tworzymy idealne małżeństwo, które się nawet nie kłóci. Rodzina w szoku, teściowie w szoku, ale ona pozostaje niewzruszona i mówi już o rozwodzie, w dodatku traktuje jak największego wroga. O ile ja sobie z tym jakoś poradzę, o tyle nasz syn każdego dnia pyta, czy rozmawiałem już z mamą i czy możemy wrócić do domu. Choć nowe mieszkanie mu się podoba, to mówi, że bardzo tęskni za mamą. Wieczorami są łzy i wspominanie mamy. Nie wiem jak sobie z tym radzić. Jestem z synem sam w obcym mieście, bez duszy, do której można się odezwać. Chciałbym zwyczajnie się obudzić z tego koszmaru. Wiem, że muszę być silny dla syna, ale skąd czerpać tę siłę? Marzy mi się zwyczajny nudny wieczór, film i rozmowa z kobietą, którą mogę przytulić, i po prostu zasnąć bez bałaganu w głowie.

#5.

Do niedawna widziałam siebie jako osobę, która nie za wiele w życiu robi, jakoś bardzo się nie udziela, nie wychodzi do ludzi itp. I raczej w mojej głowie było to coś, czego nie lubiłam, dołowało mnie to i przygnębiało.
Do czasu, aż napisałam sobie CV.
Znalazłam na jednym portalu wzór, w którym wypełniało się swoje dane w rubrykach, a potem z tego generowało dokument.
Kurde, wyszły mi tego ponad trzy strony! Tego, gdzie pracowałam, co robiłam, co umiem, co lubię...
Muszę przyznać, że fajne to doświadczenie. To nie tak, że teraz jestem z siebie jakoś niesamowicie dumna i odmieniło się moje życie – nie, ale odrobinkę więcej dobrego w sobie zobaczyłam.
Bardzo Wam polecam taki eksperyment. Nawet jeśli nie szukacie teraz pracy ;))

#6.


Czuję się oszukany, zawstydzony i nieszczęśliwy. Dla wielu będzie to błahy powód, ale dla mnie jest bardzo ważny. Otóż zawsze byłem graczem. Grałem od małego, zaczynając od Pegasusa, potem pc, PlayStation 2, PlayStation 3, PlayStation 4, które mam do dziś. Przewijały się też konsole przenośne, gry na telefonie. Zdarzało się zarywać noce, ale nigdy nie spowodowało to, że zaniedbałem obowiązki życiowe czy po prostu życie. Skończyłem studia, mam stałą pracę, miałem normalne związki. Z obecną partnerką w końcu wziąłem ślub. I to właśnie przez nią czuję się oszukany.

Przed ślubem jasno deklarowaliśmy, że każde z nas potrzebuje sfery dla siebie. Nie było z tym problemu. Mało tego, PlayStation 4 kupiłem za wiedzą i bez braku sprzeciwu mojej obecnej żony. Grałem tak, żeby nie kolidowało to z naszym życiem. Po ślubie, a w zasadzie trochę przed, nagle moje granie zaczęło przeszkadzać. Najpierw było ciche wychodzenie z pokoju, potem wzdychanie, wywracanie oczami, potem już wkurwione miny, aż w końcu docinki, teksty typu „co ty, masz 10 lat?”. Próbowałem rozmawiać – byłem ignorowany, próbowałem ustalić, że będę miał tylko piątki wieczór dla siebie na granie nie skutkowało – dalej były sceny. Wskazywałem, że ja się nie czepiam, kiedy ona ogląda seriale, które mnie nie interesują, to twierdziła, że to nie to samo. Nie robiłem o to kłótni, bo wydawało mi się, że nie ma o co. Teraz po kilku latach dopiero uświadomiłem sobie, jak zostałem zmanipulowany. Ona chyba myślała, że ja z tego zrezygnuję, wyrosnę. Kiedy zobaczyła, że nic z tego, zaczęła mi to utrudniać. Doszło do tego, że dla świętego spokoju nie gram już wcale, kiedy ona jest w mieszkaniu, albo tylko chwilę, gdy śpi, a i tak wtedy w popłochu wyłączam konsolę, gdy usłyszę, że się budzi, lub przełączam na tv. Co ciekawe, gdy oglądam do późna TV lub Netflixa, to jej to nie przeszkadza, ale gdy gram i ona to zauważy, czuję wręcz wściekły wzrok na plecach.

Jej nastawienie niech pokaże prosty fakt. Przez wiele lat nie dostałem od niej ani jednej gry, ani jednego gadżetu związanego z graniem. Teraz przy okrągłych urodzinach spytała mnie, co chciałbym dostać, bo ona dostaje pytania, a ona nie wie, co ja bym chciał i co lubię... Przyznam, że wewnętrznie coś we mnie pękło. Czuję, że przegrałem coś, co było dla mnie ważne.
4

Oglądany: 38265x | Komentarzy: 128 | Okejek: 245 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało