Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Lavinia Fisher, pierwsza seryjna morderczyni w USA – odrobina historii, odrobina legendy, faktyczna śmierć na szubienicy

13 826  
124   4  
Historia zna kilkuset seryjnych morderców, a armia tych potworów jest regularnie uzupełniana. Seryjnych morderczyń jest bardzo mało, ale jednocześnie są one szczególnie skuteczne.
Dużą liczbę ofiar tłumaczy się tym, że bardzo niewiele kobiet cięło nożem, uderzało młotkiem i strzelało. Najczęściej działały po cichu, używając trucizn. Dokładnie tak właśnie działała Lavinia Fisher, pierwsza seryjna morderczyni w historii Stanów Zjednoczonych i pierwsza kobieta stracona na szubienicy.


Pierwsze lata życia Lavinii Fisher owiane są tajemnicą. Uważa się, że urodziła się w 1792 lub 1793 roku w rodzinie inteligenckiej, a nawet arystokratycznej. Jej nienaganne maniery dostrzegał każdy, kto zetknął się z tą kobietą (i przeżył).

Charleston w połowie XIX w.

Nie wiadomo nawet, czy kobieta ta pochodziła z kontynentu północnoamerykańskiego, czy też przybyła jako dziecko z rodzicami z Europy. Nie ma wiarygodnych zdjęć Lavinii. Portret pięknej dziewczyny z papugą autorstwa Joshuy Reynoldsa, który autorzy artykułów często biorą za wizerunek przestępczyni, w rzeczywistości przedstawia Kitty Fisher, która zmarła co najmniej ćwierć wieku przed narodzinami Lavinii.

Jeszcze mniej wiarygodna jest fotografia przedstawiająca dostojną blondynkę w satynowej sukience, często utożsamianą z Fisher. Faktem jest, że fotografie morderczyni nie mogą istnieć, ponieważ powieszono ją prawie 20 lat przed wynalezieniem dagerotypu. Możemy się więc tylko domyślać, jak naprawdę wyglądała.


Po osiągnięciu pełnoletności Lavinia poślubiła młodego mężczyznę, Johna Fishera. Na miejsce zamieszkania nowożeńcy wybrali bogate miasto portowe Charleston w Południowej Karolinie. John miał trochę pieniędzy i małżonkowie otworzyli małą gospodę przy drodze za miastem. Nazywała się Six Mile Wayfarer House, co oznacza „Dom wędrowców na szóstej mili”.

Trudno powiedzieć, na ile dochodowy był interes Lavinii i Johna, ale sądząc po tym, czym się zajmowali, nie pławili się w luksusach, albo ich tryb życia wymagał poważniejszych wydatków niż te, na które mogli sobie pozwolić. Tak czy inaczej, Fisherowie rozpoczęli działalność przestępczą niemal natychmiast po otwarciu hotelu.


Z dokumentów zachowanych w archiwach Charleston wynika, że ludność zamieszkująca okolice miasta zaczęła znikać bez śladu już w 1819 roku. Do lokalnej policji regularnie wpływały skargi, a dwie z nich pochodziły od Lavinii i Johna. Fisherowie skarżyli się, że nieuczciwi goście zniknęli z ich gościnnego hotelu, nie płacąc za nocleg, jedzenie i napoje.

Wkrótce stało się jasne, że w pobliżu Charleston działa gang, który atakuje podróżnych, okrada ich i morduje. Policja okazała się bezsilna w obliczu bezczelnych przestępców i lokalni mieszkańcy sami postanowili rozprawić się z przestępcami. Rolnicy, myśliwi i handlarze z Charleston zorganizowali mały, ale uzbrojony po zęby konny oddział, który stale patrolował niebezpieczny teren.

Okazało się, że wszystkie ataki miały miejsce na stosunkowo krótkim odcinku trasy sąsiadującym z hotelem Fisherów. Lavinia i jej mąż mieli tak nienaganną reputację, że nie byli nawet podejrzewani o dokonywanie przestępstw. W hotelowej knajpie utworzono punkt obserwacyjny, w którym pozostawiono niejakiego Davida Rossa.

Przez kilka dni Ross, któremu kategorycznie zabroniono pić i grać w karty, nudził się przy oknie hotelowej tawerny. Jednak niedługo potem do Six Mile Wayfarer House przybyła hałaśliwa grupa mężczyzn i David wdał się z nimi w bójkę. Mężczyźni dotkliwie pobili Davida, a opuszczając hotel, powiedzieli mu, że jeśli jeszcze kiedyś go tu zastaną, połamią mu wszystkie kości.


Ross podkurował się nieco i mimo tych gróźb wrócił na swój posterunek. Tam czekała na niego właścicielka, pani Lavinia Fisher, która okazała się nie mniej wprawna w walce. Kobieta kilka razy uderzyła głową Davida w szybę, po czym zaczęła go dusić. Mężczyzna cudem wyrwał się i zdołał uciec. Opowiedział swym znajomym o tym, co go spotkało, lecz kumple śmiali się z niego, podejrzewając go o pijaństwo i hazard.

Miejscowy szeryf, który znał małżeństwo Fisherów jako spokojnych i przyjaznych młodych ludzi, również nie pomógł Rossowi. Planował ukręcić łeb całej sprawie, gdy nagle otrzymał oświadczenie od niejakiego pana Johna Peoplesa, szanowanego kupca i abstynenta.

Wystraszony komiwojażer powiedział szeryfowi, że przybył na noc do Six Mile Wayfarer House, ale gospodyni powiedziała, że nie ma wolnych miejsc. Jednocześnie, żeby nie wyjść na niegościnną, Lavinia Fisher nalała gościowi filiżankę herbaty. Ponieważ John Peoples wolał kawę, po cichu wylał napój do doniczki z figowcem, aby nie urazić miłej gospodyni.

Tak wyglądały zajazdy w USA w XIX wieku

Wkrótce kobieta poinformowała kupca, że jeden z gości niespodziewanie wyjechał i zwolnił pokój. Peoplesa umieszczono w małym, schludnym pokoju, wyposażonym jedynie w łóżko, umywalkę i szafkę nocną. Ale Johna zaniepokoiło coś w zachowaniu Lavinii, więc postanowił nie kłaść się do łóżka, tylko zdrzemnąć się na podłodze tuż obok drzwi.

Już po północy drzemiącego gościa obudził zgrzyt i zobaczył łóżko wsuwające się pod podłogę, ściągane w dół jakimś genialnym mechanizmem. Peoples zdał sobie sprawę, że nadszedł czas, aby ratować własną skórę i zostawiając swoje rzeczy, wyskoczył przez okno. Godzinę później pięściami dobijał się do drzwi domu szeryfa, a dwie godziny później przed wejściem do hotelu stała już grupa mężczyzn z bronią.

Relacje z tego, co wydarzyło się później, różnią się. Niektóre źródła podają, że w piwnicy pod hotelem odnaleziono góry zwłok i narzędzi zbrodni. Podobno herbata, bogato aromatyzowana trującą nalewką oleandrową, powodowała utratę przytomności gościa, po czym łóżko zapadało się pod podłogę, gdzie na biedaka czekał z siekierą pan Fisher.


Inni twierdzili, że łóżko po prostu spadało, zrzucając śpiącego na ostre pale, a właściciele jedynie ograbiali zakrwawione ciała. Istniała także wersja romantyczna, według której Lavinia była zbiegłą niewolnicą, a jej mąż był synem zakochanego w niej plantatora, który zorganizował ucieczkę. Peoples odegrał w tym dramacie nieprzyjemną rolę łajdaka – wystąpił w roli szantażysty, chcącego wyłudzić od kochanków pieniądze za milczenie.

Ta historia wydaje się fantastyczna ze względu na fakt, że Lavinia była przecież biała, ale... przed zniesieniem niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych za „czarnego” uważano każdego, kto miał w żyłach przynajmniej kroplę murzyńskiej krwi, a niewolnicą mogła równie dobrze być niebieskooka blondynka, której kiedyś nie poszczęściło się z krewnymi.

Czy to prawda czy nie – trudno dziś powiedzieć, ale wiadomo na pewno, że Lavinia i John zostali aresztowani. W XIX wieku w Stanach Zjednoczonych sąd szybko wymierzał kary, a mordercy mogli zostać skazani i powieszeni już drugiego dnia po aresztowaniu. Liczba ofiar morderczej pary była jednak tak wielka, że postępowanie ciągnęło się tygodniami, a przestępcy prawie uciekli.

Stare więzienie w Charleston

13 września 1819 roku John Fisher skręcił linę z prześcieradeł i ubrań, wyłamał kraty okienne i zszedł na dół, ale Lavinia nie była w stanie powtórzyć tej sztuczki. Podobno potem mąż zapukał do bramy więzienia i poprosił strażników, aby odesłali go do celi żony.

Ostatecznie para została skazana na śmierć przez powieszenie, ale Lavinia prawie uniknęła śmierci. W ówczesnym prawie nie można było skazać na śmierć zamężnej kobiety i morderczyni liczyła na dożywotnie więzienie. Sędziowie jednak znaleźli lukę w prawie – najpierw powiesili Johna Fishera, a potem, skoro Lavinia nie była już mężatką, lecz wdową, powiesili i ją.

Ze śmiercią pierwszej seryjnej morderczyni wiąże się piękna legenda. Zgodnie ze zwyczajem, jeśli ktoś chciał poślubić osobę skazaną na śmierć, wówczas otrzymywała ona ułaskawienie. W dniu egzekucji Lavinia ubrała się w suknię ślubną i spytała zgromadzonych na szafocie gapiów, czy ktoś chce ją poprowadzić do ołtarza. Nie było żadnych chętnych. Ostatnie słowa morderczyni miały brzmieć: „Jeśli ktoś z was ma wiadomość dla diabła, niech mówi, przekażę ją dalej!”.


To raczej tylko bajka – takie przepisy o ułaskawieniu morderców nie istniały, a pani Fisher nie mogła założyć swej sukni ślubnej, choćby dlatego, że w dniu aresztowania jej i jej męża lokalni mieszkańcy spalili ich hotel wraz z całym majątkiem. Ale bez tego zakończenia wszystko wyglądałoby tak banalnie, nieprawdaż?
3

Oglądany: 13826x | Komentarzy: 4 | Okejek: 124 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało