Przekraczanie przestrzeni osobistej przez niektórych podczas stania w kolejce. Nie znoszę, gdy ktoś obcy bezceremonialnie pcha się na mnie.
Zostawianie wózka/koszyka na środku alejki, kiedy się ogląda coś na półce.
Ich obecność.
Jak baba w kolejce za mną popycha mnie tym koszykiem, jakby to miało coś przyspieszyć.
Brak dzień dobry, dziękuję do widzenia.
Rodziny w komplecie... przemieszczające się ławą.
Jak wejdą do sklepu, to myślą, że są wielkimi gwiazdami. A personel sklepu traktują jak swoją służbę. Brak szacunku dla ludzi tam pracujących.
„Ludzie zatory”. Jak spotkają się dwie/dwóch znajome/znajomi i zbierze im się na ploteczki (rozmowę) w ciasnej alejce między półkami i robią zator, więc przeciśnięcie się między nimi czy dostanie się do półki jest utrudnione, a komuś się np. spieszy. Jakby nie mogli pogadać później pod sklepem.
Godzinę by wymieniać. Jedno z najczęstszych... „O, rozwaliłam tutaj trochę pani, ale pani sobie posprząta”.
Poza wymienionymi, nieodkładanie produktów na miejsce. Zwłaszcza tych łatwo psujących się. Idziesz do kasy, a tam szynka wciśnięta gdzieś pomiędzy kinder bueno a snickersa.
Bo przecież trudno zrobić kilka kroków więcej i odłożyć coś z powrotem.
Macanie wszystkich bułek gołymi rękami. Po to są rękawiczki, żeby ich używać. To wkurza mnie najbardziej, a jak jeszcze zobaczę, że ktoś oblizuje te swoje tłuste paluchy, to już całkiem mi się odechciewa. To samo z dyszeniem mi na plecach i zaglądaniem przez ramię. Czasem też próba wepchnięcia się do kolejki, no i oczywiście kaszlanie na produkty tudzież sobie w ręce, a potem macanie winogronek czy bułek, mmmm, jakie pyszne... takie skażone flegmą, buee.
Jak się guzdrzą przy kasie i stoją z wózkiem na środku alejki.
Maratoński bieg do otwartej dodatkowej kasy, ludzie tak przesadzają, że często zostając w miejscu, robię zakupy szybciej niż ludzie, którzy utworzyli jeszcze większą kolejkę, bo uwaga: kasa została otwarta i trzeba tam biec nawet jak się jest drugim w kolejce. Zawsze mnie to będzie denerwowało ze względu na przepychanie, popychanie i po trupach do celu, ale również śmieszyło, ponieważ nagle osoba z końca kolejki jest druga i maratończykom może zagrać na nosie.
Dzieci siedzące w wózkach sklepowych. W środku.
Zostawianie mięsa gdzie popadnie, bo się rozmyślił. Ludzie chyba myślą, że mięso na drzewie rośnie, zero szacunku.
Kasjerki, które skanują na wyścigi, zaś czekają, zanim spakuję zakupy do torby i zapłacę.
Próbowanie winogron, czereśni i innych owoców drobnych. Masakra.
Wybrzydzanie na dziale wędlin po to, by kupić ostatecznie po 3 plasterki najtańszej.
Jak ktoś idzie przede mną i nagle staje i zaczyna patrzeć się w sufit, a ja z całym wózkiem muszę gwałtownie hamować, często nie chcę...
Gdy „kasjerka” rozrywa zgrzewkę napojów.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą