Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

5 zespołów, których reaktywacja niekoniecznie związana była z potrzebą zarabiania

34 484  
153   18  
Wiadomo, że zazwyczaj chodzi o kasę. To właśnie forsa jest zazwyczaj prawdziwym argumentem za tym, aby zespół po długim czasie od swojego rozpadu zjednoczył się, wydał płytę i ponownie zgromadził tysiące osób na stadionowych koncertach. Czasem jednak, oprócz mamony, jest jeszcze to coś. Ta mała iskra, która sprawia, że wszystkie znaki na niebie i ziemi krzyczą wręcz: „Re-a-kty-wa-cja!”.

#1. The Beatles – artysta umarł, ale jego głos nadal tu jest!

Liverpoolska czwórka nadal znajduje się na podium listy najlepiej sprzedających się rockowych zespołów w historii. Między latami 1962 a 1970 Beatlesi aż 20 razy lądowali na pierwszej pozycji amerykańskiego Billboardu, a reedycje płyt tej legendarnej grupy nadal szybko znikają z półek, mimo że od rozpadu kapeli minęło już ponad 50 lat! Zespół rozleciał się wówczas z powodu mocnych napięć między jego członkami. Każdy z nich rozpoczął później karierę solową. Z dużymi zresztą sukcesami. Plotki o ewentualnym zjednoczeniu się muzyków pod szyldem The Beatles krążyły wśród fanów aż do 1980 roku, kiedy to John Lennon został zamordowany przed drzwiami własnego domu.

Słynny, ostatni koncert The Beatles - 1969 r.

Piętnaście lat później formacja reaktywowała się. I to w pełnym składzie! Jak to możliwe? W 1995 roku brytyjska stacja ITV i amerykański kanał telewizyjny ABC wyemitowały serial dokumentalny „The Beatles Anthology”, w którym to pojawili się wszyscy, oczywiście poza Lennonem, Beatlesi. Premierze tego materiału towarzyszyło wydanie, złożonego z trzech płyt, albumu podsumowującego całą karierę grupy. Ku zaskoczeniu fanów wśród znanych numerów zespołu znalazły się całkiem nowe, świeże kawałki wyśpiewane przez wszystkich czterech muzyków! Historia tych kompozycji sięga 1980 roku, kiedy to krótko po śmierci Johna jego ukochana – Yoko Ono – dała Paulowi McCartneyowi taśmy demo z kilkoma utworami, które Lennon planował nagrać w studio. Lata później Paulowi udało się nakłonić Harrisona i Starra do wspólnego zarejestrowania „brakujących” partii.


W ten sposób zapomniane nośniki, które przedwcześnie zmarły artysta po sobie zostawił, doprowadziły do krótkotrwałej, ale jakże symbolicznej reaktywacji legendarnej grupy. Oba premierowe numery The Beatles stały się hitami zachodnich list przebojów.

#2. Led Zeppelin – kiedy zmarłego muzyka zastępuje jego syn

Do rozpadu, wydawać by się mogło, niezniszczalnej konstrukcji niekiedy wystarczy, aby odszedł tylko jeden z muzyków współtworzących zespół. Ta strata sprawia wówczas, że grupa nagle traci werwę, a chemia pomiędzy artystami gdzieś ulatuje.
24 września 1980 roku słynący z dość imprezowego stylu życia perkusista Led Zeppelin John Bonham w ciągu jednego dnia wlał w siebie ponad dwa litry wódki. Trudno się dziwić, że po przyjęciu tak dużej dawki alkoholu artysta zapadł w pijacki „sen”. Towarzysze muzyka zanieśli go do łóżka, licząc na to, że ich kompan także i tym razem pozbiera się do kupy i następnego dnia, z potężnym kacem, wróci do świata żywych. Tak się jednak nie stało – nieprzytomny, napruty jak stodoła John udusił się własnymi wymiotami. Zeppelini rozpadli się. No, powiedzmy – zdarzyło im się w ciągu kolejnych lat reaktywować na potrzeby różnych imprez (wystąpili np. na Live Aid w 1985 roku), jednak jakość tych występów była dość marna. Czuło się, że wraz ze śmiercią Johna zespół stracił całą swoją energię, a charyzma pozostałych artystów mocno przygasła.


Po latach udało się jednak część utraconego scenicznego ducha odzyskać. A wszystko to dzięki Jasonowi Bonhamowi – synowi zmarłego perkusisty, który, można by rzec, na nowo scalił muzyków. Całkiem dobry poziom koncertów z jego udziałem sprawia, że fani ciągle liczą na to, że ich ukochana grupa w pełni zjednoczy się i nagra pierwszy od 40 lat pełnoprawny album studyjny. Całkiem blisko takiego przedsięwzięcia było już w 2008 roku, jednak wokalista – Robert Plant – strzelił wówczas focha i stwierdził, że nie jest tym projektem zainteresowany. Grupa zaczęła wówczas szukać dla niego zastępstwa, ale ostatecznie cały plan szlag trafił. Nadal jednak czekamy…


Tymczasem ducha tej formacji nadal strzeże osoba, która tchnęła go w oryginalny zespół – Jason Bonham to też perkusista „tribute-bandu” Led Zeppelin Evening!

#3. The Police – zjednoczeni przez… granie na weselu

W 1986 grupa złożona ze Stinga, Andy’ego Summersa i Stewarta Copelanda grupa rozpadła się, pozostawiając swoich fanów z pięcioma zaledwie albumami wypełnionymi muzyką z pogranicza rocka, reggae, punka, a nawet jazzu. W tamtym momencie The Police było na szczycie popularności i miało na koncie dziesiątki milionów sprzedanych płyt. Każdy z muzyków poszedł jednak swoją drogą. Sting świetnie poprowadził swoją solową karierę, Summers, oprócz nagrywania własnych albumów, spełnił się jako muzyk sesyjny, a Copeland rozwinął swój talent jako autor autor muzyki filmowej.


Sześć lat po rozpadzie kapeli jej członkowie spotkali się na weselu Stinga. Goście zaproszeni na tę imprezę szybko zorientowali się, że pod jednym dachem znajdują się trzej artyści, którzy niegdyś współtworzyli jeden z największych brytyjskich zespołów. Kiedy więc tylko weselna kapela zeszła ze sceny, muzycy zostali wręcz zmuszeni do występu. Początkowo niezbyt chętni, w końcu ulegli tym namowom i zagrali krótki koncert. Przy okazji udowodnili, że mimo rozpadu The Police, chemia między członkami grupy jest zakonserwowana lepiej niż zamoczony w formalinie ku#as Rasputina.

https://www.youtube.com/watch?app=desktop&v=HqBcdK...

Dziesięć lat później artyści wystąpili przy okazji uhonorowania ich działalności w Rock’n Roll Hall of Fame, a z czasem ruszyli nawet w regularną trasę koncertową, dzięki której zarobili 358 milionów dolarów! Występy reaktywowanego The Police do dziś uznawane są za trzecie najbardziej dochodowe tournée wszech czasów. Czy to jednak oznacza, że grupa nagra wreszcie pierwszy od czterech dekad album? Nie. Formacja znowu się rozpadła, a każdy z muzyków wrócił do swoich obowiązków. Panowie nadal pozostają przyjaciółmi, jednak póki co nie planują wspólnego grania.


#4. Eagles – piekło jednak zamarzło

Mimo że duża część numerów country-rockowej legendy amerykańskiej sceny muzycznej traktuje o luzowaniu się i pokojowym podejściu do życia, to członkowie Eagles skakali sobie do gardeł przez większość trwającej niespełna dekadę kariery swojego zespołu. W 1980 roku podczas koncertu w Long Beach artyści pokłócili się ze sobą na scenie. Prawie doszło wówczas do rękoczynów. Zespół chwilę później rozpadł się. Don Henley, wokalista kapeli, na pytania o ewentualnej reaktywacji miał później w zwyczaju odpowiadać: „Stanie się to w dniu, kiedy piekło zamarznie”.


Trzynaście lat później dawny menadżer Eagles Irving Azoff zebrał największych muzyków ze świata rocka i country, aby nagrać płytę zawierającą covery legendarnej formacji. A że wydawnictwo to potrzebowało teledysku, Azoff postawiwszy wszystko na jedną kartę, oznajmił, że materiał ten nagra z członkami oryginalnej grupy albo w ogóle. Ku jego zaskoczeniu, wszystkich pięciu artystów zgodziło się pojawić przed kamerą. Bawili się przy tym bardzo dobrze. Na tyle dobrze, że niedługo ruszyli w trasę koncertową, a nawet zdecydowali się na rejestrację jednego z występów, wydanego potem jako „Hell Freezes Over” („Piekło zamarzło”). Na pełnoprawny, świeży materiał fani kapeli musieli czekać aż do 2007 roku, kiedy to światło dzienne ujrzał pierwszy od 28 lat album grupy.


#5. Jacksons 5 – niespodzianka z okazji 30-lecia kariery największego z Jacksonów

Jacksons 5 to zespół powstały w 1969 roku z inicjatywy Joe Jacksona – ojca małoletnich artystów, który również zajął się obowiązkami menadżera swoich synów. W 1975 roku formację opuścił Jermaine Jackson, który postanowił się skupić na swojej własnej karierze. Jego miejsce zastąpił wówczas Randy Jackson. W latach 1976-1984 głównym kompozytorem i pomysłodawcą większości utworów grupy był Michael (równocześnie rozwijający się już wtedy solowo). W 1984 roku, czyli dwa lata po olbrzymim sukcesie albumu „Thriller”, wszystkich sześciu Jacksonów nagrało płytę „Victory” – to ostatnie większe wydawnictwo tej grupy, na którym usłyszeć można głos Michaela. Niedługo potem opuścił on grupę.


Siedemnaście lat później doszło jednak do kolejnego spotkania wszystkich braci na jednej scenie. Miało to miejsce przy okazji wielkiej imprezy w Madison Square Garden, celebrującej 30-lecie kariery Michaela Jacksona.

https://www.youtube.com/watch?v=AKncIw1BxYo

Następne muzyczne spotkanie w takim składzie miało już miejsce po śmierci Króla Popu, kiedy to jego bracia nagrali swoje partie wokalne do nieukończonego przez niego utworu – „This is It”. Kawałek ten trafił później do ścieżki dźwiękowej filmu dokumentującego przygotowania Michaela do swojego wielkiego, koncertowego powrotu. Jak wiadomo, projekt ten został przerwany przez nieoczekiwaną śmierć gwiazdy.

Źródła: 1, 2, 3, 4
3

Oglądany: 34484x | Komentarzy: 18 | Okejek: 153 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało