Pamiętacie te wspaniałe czasy, kiedy to VIVA Zwei kształtowała
nasze muzyczne gusta, a MTV zamiast emitować programy o
nastoletnich, puszczalskich wywłokach w ciąży, serwowała swoim
widzom cieplutką porcję miodnych teledysków? Dziś przypomnimy wam
kilka klasycznych wideoklipów, których wstyd nie znać oraz
podzielimy się z wami paroma ciekawostkami na temat ich powstania.
#1. A-ha „Take on me”
Wszyscy znamy
romantyczną historię komiksowego chłopaka, który wciąga do
swojego rysunkowego świata zafascynowaną lekturą niewiastę z krwi
i kości. Teledysk do największego hitu norweskiej grupy A-ha jest
równie „ejtisowy” co gumy-kulki, walkman czy tapirowany bóbr
Teresy Orlowski. Mało kto wie, że nie był to pierwszy klip, który
powstał do tego numeru. W 1984 roku, czyli paręnaście miesięcy
przed premierą właściwego teledysku, „Take on me” hulało już
po stacjach telewizyjnych w wersji znacznie „biedniejszej”.
Na nowo nakręcone w
1985 roku video do tej kompozycji powstało dzięki rotoskopii, czyli
żmudnego odrysowywania klatek filmu z żywymi aktorami. Aby powstał
cały teledysk trzeba było poświęcić 16 tygodni na ciężką
pracę, której rezultatem było ok. 3000 rysunków składających
się na animację. Teledysk szybko podbił MTV i stał się prawdziwą
trampoliną dla kariery A-ha.
Ciekawostka:
Wokalista grupy - Morten Harket „poderwał” dziewczynę nie tylko
na ekranie TV, ale i w realnym świecie. Przez rok spotykał się on
z Bunty Bailey – aktorką, która zagrała w teledysku do „Take
me on”!
#2. Peter Gabriel
„Sledgehammer”
Wsłuchanie się w
warstwę tekstową kawałka Petera Gabriela pt. „Sledgehammer”
oraz obejrzenie teledysku do tego numeru może nam mocno naruszyć
miłe wspomnienia z dzieciństwa.
Przesycone seksualnymi aluzjami
video do utworu, który traktuje o chędożeniu kiedyś, dla
niewinnego małolata, było prawdziwą rewią kolorowych kształtów,
bajecznych scen i wspaniałych urządzeń stworzonych za pomocą
animacji poklatkowej. Pamiętacie fragment z tańczącymi kurczakami?
Za tę absurdalną wstawkę odpowiadał Nick Park – człowiek,
który dał światu… „Baranka Shauna”! Park stworzył też
„Uciekające kurczaki” oraz filmy z serii „Wallace i Gromit”.
Jako że animacja
poklatkowa wymaga długiej, monotonnej i dość żmudnej pracy, Peter
Gabriel, na potrzeby jednej ze scen, musiał leżeć praktycznie bez ruchu przez 16 godzin pod
taflą szkła, na którym to animatorzy wprawiali w ruch kolejne
elementy scenografii!
#3. Michael Jackson
„Bad”
Nie jest żadną
tajemnicą, że Jackson był zawziętym perfekcjonistą, który
zawsze za punkt honoru stawiał sobie doszlifowywanie swoich dzieł
do granic możliwości. I nie tyczy się to tylko kompozycji, ale też
teledysków, w których występował. Taki na przykład klip do „Bad”
był bardzo zgrabnym wyrazem hołdu dla „West Side Story” –
musicalu z 1961 roku, który zgarnął aż 10 Oscarów! Teledysk jest
w zasadzie 18-minutowym filmem, w którym zagranie postaci lidera
gangu powierzono młodemu Wesleyowi Snipesowi.
Mało brakowało a na
ekranie zobaczylibyśmy w tej roli Prince’a. Artysta ten miał
bowiem wspólnie z Michaelem utwór ten wykonać, jednakże nie
spodobało mu się, że musi wypowiedzieć zdanie „Your butt is
mine!”.
Reżyserem „Bad” był sam Martin Scorsese, który to
na planie filmowym dość mocno ponoć pokłócił się z Jacksonem.
Piosenkarz chciał bowiem mieć jak największą kontrolę nad
przebiegiem prac, a te nachalne próby ingerencji w pewnym momencie
dość wyraźnie zaczęły irytować twórcę „Taksówkarza”.
Ostatecznie obu panów udało się trochę uspokoić i nakręcony za
1,5 miliona dolarów teledysk trafił do muzycznych kanałów
telewizyjnych.
Charakterystyczny
teledysk do tej kompozycji nigdy by nie powstał, gdyby nie brytyjski
program telewizyjny „Spitting Image”. To tam pojawiła się kukła
parodiująca postać Phila Collinsa.
Muzyk był nią ponoć
zachwycony postanowił skontaktować się z jej twórcami - Peterem
Fluckiem i Rogerem Lawem. Pragnął bowiem, aby kukiełkowe
odpowiedniki członków całego zespołu wystąpiły w teledysku do
utworu „Land of Confusion”. Ostatecznie skończyło się na
wykonaniu od nowa nie tylko odpowiedników głównych bohaterów
wideoklipu, ale i całej masy pobocznych postaci – od Ronalda
Reagana aż po Prince’a, Michaela Jacksona, Billa Cosby’ego, czy
papieża Jana Pawła II, który to w teledysku całkiem nieźle
wymiatał na elektrycznym wiośle.
Warto też zwrócić
uwagę na postać Tony’ego Banksa – klawiszowca grupy, który w
teledysku pojawia się w roli kasjera (wyżerającego ciasteczka z szuflady kasy). Ten „wewnętrzny żart”
odnosi się do tego, że muzyk zawsze miał w zwyczaju narzekać na
ceny realizacji kolejnych wideoklipów Genesis. Tym razem miał
prawdziwy powód do dąsów – każda z kukiełek przygotowanych
przez Flucka i Lawa kosztowała 10 tysięcy dolarów!
Mimo że trudno
sobie wyobrazić , aby ktoś inny niż Cyndi Lauper mógł wykonać
ten numer, to w rzeczywistości „Girls Just Want to Have Fun” w rzeczywistości jest utworem Roberta Hazarda, który nagrał go cztery lata
przed słynną w latach 80. piosenkarką. Wersja Lauper nigdy nie odniosłaby wielkiego sukcesu,
gdyby nie teledysk, który swego czasu rządził we wszystkich
stacjach telewizyjnych w większości krajów świata. Patrząc na
ten klip, aż trudno uwierzyć, że powstał on za „marne” 35
tysięcy dolarów. Wszyscy statyści i aktorzy, którzy pojawili się
przed kamerą nie wzięli za swój występ żadnych pieniędzy. Piosenkarska namówiła
członków swojej rodziny (w tym własną matkę), przyjaciół i
kolegów po fachu do pomocy w tym przedsięwzięciu. W rolę ojca
artystki wcielił się słynny zapaśnik - Lou Albano. Lauper później
jeszcze wielokrotnie współpracowała z tym sportowcem, co miało
być katalizatorem powstania serialu animowanego pt. „Hulk Hogan's
Rock 'n' Wrestling”.
W teledysku
gościnnie pojawił się także Eliot Hoffman – prawnik Cyndi. I to
jemu tak naprawdę artystka zawdzięcza najwięcej. Innym klientem
Hoffmana był bowiem Lorne Michaels – twórca Saturday Night Life.
Za namową Eliota, zgodził się on bezpłatnie wypożyczyć ekipie
filmowej warty miliony dolarów, przełomowy – jak na tamte czasy,
sprzęt do cyfrowej obróbki obrazu, za pomocą którego stworzono
(dziś już nieco koślawe) animacje.
Można by sądzić,
że pomysłodawcą przebrania członków zespołu w damskie
fatałaszki na potrzeby teledysku „I Want to Break Free” był
Freddie Mercury, ale w rzeczywistości osobą stojącą za tą wizją
była dziewczyna perkusisty Queen - Rogera Taylora. Polscy fani oglądając to nagranie nie zauważą jednak drugiego dna tego
wideoklipu. Nie mają za to z tym problemu Brytyjczycy, a to dlatego, że
pląsający po ekranie muzycy w damskich kreacjach parodiują
postacie znane z bardzo popularnej (emitowanej od 1960 roku aż do
dziś!) telenoweli „Coronation Street”!
Singiel z „I Want
to Break Free” nie odniósł sukcesu w USA. Czemu tak się stało?
Ano winę za ten fakt ponoszą włodarze stacji MTV, którzy odmówili
emisji tego klipu, najwyraźniej uznając mężczyzn paradujących w
damskich ciuszkach za przykład karygodnej, perwersyjnej
degrengolady.
Podobno Mercury
planował na potrzeby teledysku zgolić swoje wąsy, jednak reżyser
- David Mallet kategorycznie mu tego zabronił tłumacząc, że nie
wyobraża sobie swojego dzieła bez obecności na ekranie tego
szlachetnego elementu wizerunku lidera Queen!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą