W dzisiejszym odcinku za wszystko zaczniemy płacić więcej, razem z policjantami dokonamy niezwykłego odkrycia i naładujemy smartfon od 0 do 100% w rekordowym czasie.
Xiaomi po raz kolejny zaprezentowało bardzo ciekawe
rozwiązanie w kwestii ładowania baterii smartfonów. Tym razem zaprezentowana
przez nich technologia HyperCharge pozwala na zastosowanie ładowarki o mocy do
200 W. Dzięki temu smartfon może zostać naładowany do pełna w zaledwie kilka
minut.
Na filmie widzimy telefon Xiaomi Mi 11 Pro, który jest
ładowany przewodowo ładowarką o mocy 200 W, dzięki czemu naładowanie niemal od
0 do 100% zajmuje zaledwie 8 minut. Jeśli chodzi o bezprzewodowe ładowanie to
HyperCharge pozwala użyć ładowarki o mocy 120 W, dzięki czemu smartfon niemal
od 0 do 100% ładuje się zaledwie 15 minut.
Brzmi to wszystko bardzo imponująco. Pozostaje jedynie
kwestia żywotności baterii. Ten problem pozostawmy jednak producentowi.
Xiaomi niestety nie podało jeszcze żadnych szczegółów
dotyczących ewentualnego wprowadzenia HyperCharge w nowych telefonach. Nie
wiadomo kiedy, nie wiadomo jak i nie wiadomo nawet czy w ogóle. Na dodatkowe
wieści w tym temacie trzeba więc poczekać.
Oczywiście
sprawa dotyczy wszystkich przesyłek spoza Unii
Europejskiej, jednak nie oszukujmy się… zdecydowana większość to przesyłki
właśnie z Chin. O co jednak chodzi? Chodzi oczywiście o dyrektywę dotyczącą
pakietu VAT dla przesyłek e-commerce pochodzących spoza UE.
Jako kraj mamy na to czas do początku lipca tego roku. Prace
obecnie są na etapie Senatu. Senatorowie mają więc 30 dni na wprowadzenie własnych
poprawek, zanim przepis zostanie wprowadzony w życie.
Nowe przepisy dotyczą zasady rozliczania przesyłek o wartości
do 150 euro. Oznacza to więc tylko tyle, że VAT za małe przesyłki będzie
również nakładany przez same platformy sprzedażowe. Czyli koniec kombinowania,
że może towar przejdzie przez granicę i celnicy się nie skapną. Teraz samo AliExpress
czy inne Banggoody będą musiały włączać VAT do ceny produktu.
Czy oznacza to więc koniec tanich zakupów z Chin? Są tacy,
którzy uważają, że tak. Trzeba to jednak rozszerzyć, bowiem sprawa dotyczy nie
tylko zakupów z Chin, ale wszystkich spoza UE – a więc również USA czy Wielkiej
Brytanii.
Być może o tym wiecie, a być może nie wiecie, ale istnieje
coś takiego jak opłata reprograficzna. Jest to opłata uiszczana na rzecz autorów
i twórców w ramach rekompensaty za straty, które ponoszą z powodu kopiowania
ich dzieł. Takie koszta do tej pory ponosili producenci (dobre sobie) i
importerzy magnetofonów, magnetowidów, kserokopiarek, skanerów i innych
podobnych urządzeń.
Trzeba jednak iść z duchem czasu i zauważyć, że przepisy z
2003 roku są już mocno nieaktualne. Należy więc jak najszybciej dowalić
dodatkowe opłaty również w przypadku urządzeń elektronicznych. Można przecież
za ich pośrednictwem kopiować utwory artystów – przynajmniej z takiego
założenia wychodzą rządzący i lobbujący na rzecz wprowadzenia podobnych zmian
sami artyści.
Czego więc już od 1 stycznia 2022 roku będzie również dotyczyć
opłata reprograficzna? Lista jest dość długa:
- Zestaw urządzeń audio lub audio-wideo z funkcją nagrywania
lub odtwarzania nośników zewnętrznych - 4%;
-
Radio z funkcją nagrywania lub odtwarzania nośników
zewnętrznych - 4%;
-
Odtwarzacz audio lub audio-wideo z funkcją nagrywania lub
odtwarzania nośników zewnętrznych - 4%;
-
Inne urządzenie audio lub audio-wideo z funkcją nagrywania
lub odtwarzania nośników zewnętrznych - 4%;
-
Komputer stacjonarny - 4%;
-
Komputer przenośny (w tym laptop, netbook, notebook), tablet
i podobne urządzenia - 4%;
-
Nagrywarka CD, DVD, Blu-ray i podobne urządzenia - 4%;
-
Telewizor z funkcją nagrywania lub odtwarzania nośników
zewnętrznych - 4%;
-
Dekoder telewizji cyfrowej z funkcją nagrywania - 4%;
-
Odtwarzacz wideo lub audio-wideo z funkcją nagrywania lub
odtwarzania nośników zewnętrznych - 4%;
-
Komputerowy nośnik pamięci masowej (dysk twardy, SSD i
podobne nośniki) - 4%;
-
Przenośny elektroniczny nośnik pamięci (pendrive, karta
pamięci i podobne nośniki) - 4%;
-
Zapisywalna płyta optyczna (płyta CD, DVD, Blu-ray i podobne
nośniki) - 4%;
-
Zapisywalny cyfrowy nośnik pamięci wideo (kaseta, taśma i
podobne nośniki) - 4%;
-
Maszyny skanujące albo kopiujące w ilości od 0 do 1 kopii
albo skanów na minutę - 4%;
-
Maszyny skanujące albo kopiujące w ilości od 2 do 99 kopii
albo skanów na minutę - 4%;
-
Maszyny kopiujące albo skanujące w ilości od 100 kopii albo
skanów na minutę - 2%;
-
Czytniki książek elektronicznych e-book, plików PDF i
podobne urządzenia - 2%;
-
Cyfrowe aparaty fotograficzne z niewymienialnymi obiektywami
- 2%;
-
Papier kserograficzny - 1%.
Obok każdego punktu podana została również wysokość stawki.
No to teraz pora na najlepsze. Zdaniem samych artystów my,
jako konsumenci, nie odczujemy w żaden sposób nowej opłaty, ponieważ zostają
nią obarczeni producenci i importerzy elektroniki. Cieszę się, że artyści żyją
w idealnym świecie baśni i bajek i nie pojmują mechanizmów funkcjonowania rynku.
Przecież za każdym razem jest tak, że koszty nowych podatków ponoszą producenci, a nie jest on przerzucany na konsumentów.
Jak więc będzie w rzeczywistości? Eksperci nie mają co do
tego wątpliwości. Opłata zostanie przerzucona na kupujących i sprawi, że 80%
sprzętu elektronicznego znacznie zdrożeje. Co jednak ze smartfonami? Przecież
nie ma ich na liście… No nie ma, ale są tablety „i podobne urządzenia”. Hmm… ciekawe, o co chodzi. Pewnie tylko o czytniki książek, bo przecież smartfony nie
są wcale podobne do tabletów.
Zrzut ekranu pochodzi z programu Hejt Park, w którym gościem był Jaś Kapela (jeden z beneficjentów - a przynajmniej Jasiu sam na to liczy - wpływów z rozszerzonej wersji podatku).
Dobra, to o jakim wzroście cen tutaj mówimy? Wszystko można
sobie samemu obliczyć. Posłużmy się jednak przykładem tabletu, który obecnie
kosztuje 1999 zł. Zakładając, że w ciągu roku nie będzie żadnych wzrostów cen
spowodowanych innymi czynnikami społeczno-ekonomicznymi, to po wprowadzeniu
opłaty reprograficznej za to samo urządzenia zapłacimy już 2079 zł. Choć nie
oszukujmy się… znając realia branży, ta cena będzie wynosić raczej 2099 zł,
ponieważ podane powyżej stawki wcale nie odzwierciedlają realnego przyrostu
cen. To raczej absolutne minimum, z jakim powinniśmy się liczyć.
Bardzo dobrze wyjaśnił to rzecznik prasowy X-komu w
wywiadzie
dla portalu Androic.com.pl.
Nie mamy żadnych wątpliwości, że tak się stanie. Artyści i
przedstawiciele ustawodawcy uważają, że ceny nie wzrosną, bo producenci i sprzedawcy,
w ramach walki o klienta na wolnym rynku, wezmą te koszty na siebie. Problem
tylko polega na tym, że w naszej branży prowizje na sprzętach są bardzo niskie,
z reguły poniżej 10 procent. Opłata reprograficzna w obecnie proponowanej
formule zjadłaby połowę tego, co zarabiamy. W ten sposób nasz biznes przestałby
być opłacalny.
Nie trzeba chyba dodawać, że zdecydowana większość Polaków
nie jest zadowolona ze zmian. Cieszą się jedynie artyści, do których spłyną
dodatkowe pieniądze. Podobno mają one trafić do tych najbiedniejszych, którzy
nie radzą sobie w życiu i nie mogą sprzedać swoich dzieł (bo nikt ich nie chce
kupić…), jednak rzeczywistość jest, jaka jest i pewnie zdobyte w ten sposób
pieniądze zafundują niejedne wczasy na Zanzibarze.
Kopanie kryptowalut w krajach takich jak Iran, Afganistan,
Indie czy nawet Chiny to poważny problem nie tylko dla rządzących, ale też dla
samych mieszkańców. Dlaczego? W takim Iranie na przykład wiele głównych miast
doświadczyło w ostatnim czasie powtarzalnych przerw w dostawie prądu. Nie chodziło
oczywiście o prace konserwacyjne sieci energetycznej, a o problemy w
elektrowniach. Prezydent Iranu twierdzi, że głównej przyczyny należy upatrywać
w suszy i związanej z nią niskiej wydajności hydroelektrowni, jednak kryptowalutowi
górnicy również mają w tym swój spory udział.
W związku z tym Iran postanowił
wprowadzić
tymczasową (trwającą na ten moment 4 miesiące) rezolucję zakazującą wydobycia
kryptowalut takich jak Bitcoin na terenie kraju. Według statystyk irańscy
kopacze odpowiadają nawet za 4,5% ogólnoświatowej kryptowalutowej działalności.
Do nietypowego zdarzenia
doszło ostatnio w Wielkiej
Brytanii. To, co policjanci początkowo mieli za nielegalną uprawę marihuany,
okazało się kopalnią kryptowalut (również nielegalną). Oczywiście samo
wydobywanie Bitcoina wcale nie jest nielegalne (przynajmniej na terenie UK), jednak
kradzież prądu niezbędnego do zasilenia całego sprzętu już może być nielegalna.
Jak jednak stróże prawa wpadli na trop? Na początku dostali
informacje, że pewien budynek jest podejrzanie często odwiedzany przez
podejrzanie dużą liczbę osób. Po późniejszych oględzinach wyszło na jaw, że budynek
posiada wiele kanałów wentylacyjnych, wychodzi z niego sporo kabli, a dodatkowo
emituje bardzo dużo ciepła. Wtedy policjanci byli już pewni! To na pewno
nielegalna uprawa marihuany!
Wielkie musiało być jednak ich zdziwienie, kiedy w
trakcie nalotu na budynek okazało się, że w środku jest sprzęt komputerowy, a
nie substancje zakazane. Cały wysiłek nie poszedł jednak na marne, bowiem
okazało się, że prąd zasilający wszystkie te urządzenia pochodził z
nielegalnego źródła (czyli był po prostu kradziony).
Można więc mówić o niewątpliwym, choć zaskakującym sukcesie.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą