Dać się hejterom? Zamilknąć? Machnąć ręką i odpuścić? Czy może
walczyć i nie ustępować? Bo przecież nie zawsze chodzi o wygraną w
potyczce z przeciwnymi poglądami, ale o przetrwanie poglądu, z którym
wychodzimy do walki; bowiem często już samo zaistnienie na forum
dyskusyjnym jest nie lada sukcesem. Być rozważanym to już coś!
Ze świecą szukać takich osób, które od razu - zaraz po rozpoczęciu jakiegoś przedsięwzięcia - zdobywają uznanie i szacunek. No, chyba że jest się geniuszem, lecz trzeba pamiętać, iż jednym z przymiotów geniuszu jest unikalność, jest zatem duże prawdopodobieństwo, że jednak taką umysłowością nie jesteśmy… Można też osiągnąć szybki sukces poprzez znajomości i pieniądze - rzeczy bardziej powszechne od bycia czempionem w danej dziedzinie, ale mimo wszystko nie są one ogólnodostępne.
A może by tak powtarzać sobie do skutku:
Kim jestem? Jestem zwycięzcą! Kim jestem? Jestem zwycięzcą! Kim…?! Oczywiście to ma tyle wspólnego z dążeniem do celu, co ćwiczenia fizyczne odbywane w umyśle - są jakieś tam badania, które mówią, że to działa w minimalistyczny sposób, ale… to nie ma sensu, bo przecież nie o minima chodzi, tylko o maksimum korzyści. Natomiast jest jeszcze
upór, który chyba najczęściej jest fundamentem wszelkich sukcesów.
Właśnie dzięki uporowi, cierpliwości i spokojowi
David Hume* nie przepadł w dziejach historii, a na wielu innych myślicieli wywarł ogromny wpływ. Szkot, podobnie jak Berkeley, napisał wszystkie swe dzieła filozoficzne w dość młodym wieku, które to przeszły bez echa. Ci nieliczni, którzy przeczytali jego prace, z miejsca odrzucili założenia w nich zawarte, przez co nie dane było zapoznać się z nimi szerszemu gronu uczonych. Ale nie odpuścił, postanowił przeczekać. Wrócił do ojczyzny (swą filozofię spisywał we Francji) i zajął się historią, dzięki czemu osiągnął sławę i poszanowanie za pracę
Historia Anglii za Tudorów. Była to trampolina, która wystrzeliła go na orbitę salonowego życia, a przy okazji również i jego dzieła filozoficzne.
A co w nich było zawarte, niech nam opowie sam autor, którego spotkałem kiedy akurat zlatywałem ze schodów kościelnych...
Hume: Żebrak czy dżentelmen? - zapytał, prześwietlając mnie wzrokiem.
Ja: Polak… - stęknąłem podnosząc się z bruku.
H: Ach, czyli coś pomiędzy - wybuchnął śmiechem. - Dokądże pan tak biegł, że aż ze schodów spadł?
J: Już mam dość tego cudacznego Londynu i chyba przyszedł czas powrotu na kontynent… - mówiąc to, otrzepywałem przykurzone ubranie.
H: Mogę pana podwieźć kawałek, bo akurat idę po dorożkę - wskazał laską na stojący nieopodal powóz. - Wybieram się do portu pożegnać mojego znajomka, pewnego Szwajcara, który wraca do Francji.
Oczywiście nie mogłem odmówić. Wchodząc do dryndy zauważyłem, że dorożkarzem jest nie kto inny, ale sam
Marginal**;
jakże wspaniale urządzony jest ten świat, że wszystko tak łatwo się zgrywa ze sobą, pomyślałem.
J: Jak pan wspomina Francję? - spróbowałem przerwać ciszę, kiedy ruszyliśmy.
H: Bardzo złożone pytanie - zadumał się na chwilę. - Wie pan, z jednej strony, poddając się
impresjom, czyli wrażeniom i uczuciom, znalazłem w tym kraju całą paletę doznań; od najgorszych po najlepsze. A jak wiadomo,
z takich to impresji, a raczej przypomnienia o nich, powstają idee.
Z jednego wrażenia czy jednego uczucia powstaje idea prosta. Taką ideą prostą, która utkwiła mi w pamięci z pobytu we Francji, jest pojedynczy kwiat chabru łąkowego rosnący między koleinami ubitego traktu nieopodal wioski La Flèche, gdziem mieszkał.
[Zgodne z faktami - przyp. aut.] Z miejsca zapałałem miłością do tego kwiatka, bo przecież tak bardzo symbolizował moje zmagania z filozofią…
J: Hmmm… Dość intymne przeżycie - nie kryłem zmieszania widząc, że myśliciel nieco odpłynął. - A jak powstają idee złożone?
H: Tak, tak - ocknął się z fantazji. -
Idee złożone powstają z połączenia tych prostych, są to np. idee substancji, jakości czy stosunku.J: Stosunku? - nie wiedziałem, co konkretnie ma na myśli.
H: Stosunki między ideami to po prostu matematyka, proszę pana,
czyli coś pewnego i oczywistego, jak np. kwadrat przeciwprostokątnej (pierwsza idea)
jest równy (stosunek)
sumie kwadratów obu przyprostokątnych (druga idea). I są to twierdzenia niezależne od doświadczenia, w ogóle niezależne od czegokolwiek. Bo choćby nigdzie w przyrodzie nie było trójkątów, to twierdzenie to, podobnie jak i wszystkie inne dowiedzione przez Euklidesa, zachowałyby swą pewność i oczywistość.
J: Czyli są faktami.
H: Bzdura.
Fakty to przeciwieństwo matematyki (stosunków między ideami).
Fakt to tylko zdarzenie, który może już się nigdy nie powtórzyć. Np. dziś słońce wzeszło - to fakt. Ale czy jutro wzejdzie?
Nie da się udowodnić czegoś, co nie nastąpiło.
J: Czyli w przeciwieństwie do matematycznych zasad, fakty nie są trwałe?
H: Zgadza się.
Fakty o rzeczywistości nie są wcale konieczne ani oczywiste, natomiast matematyczne prawdy są konieczne i oczywiste, lecz nie dotyczą rzeczywistości w ścisłym znaczeniu tego słowa. A ta gmatwanina tyle tylko mówi, że żadna z tych metod poznania nie jest wystarczająca. Gdy jednak nie będziemy wychylać się poza
fakty dokonane, to rzeczywiście będziemy poruszać się w obrębie prawdy o rzeczywistości; problem zaczyna się, gdy wykraczamy
poza fakty dokonane np. wnioskując o faktach możliwych; wtedy to już błądzenie.
J: Świat jednak opiera się na faktach, tzw. ogólnych, czyli z góry zakłada, że to słońce jednak jutro też wzejdzie i jeszcze ludzkość się w tym mniemaniu nie pomyliła - zauważyłem.
H: To tylko przyzwyczajenie, nawyk myślowy.
W nauce nie można posługiwać się uogólnianiem kilku wypadków i wnioskowaniu na tej podstawie o następnych. Przypuśćmy, że częstujemy dzieci w szkole cukierkami cytrynowymi. Pierwsze dziesięć małych istotek będzie zadowolonych, bo uwielbia smak cytrynowy, ale czy na tej podstawie należy wnosić, że jedenasta istotka będzie tego samego zdania?
J: W takim razie co takiego prowadzi nas przez życie, że jakoś przemy do przodu w miarę bezkolizyjnie?
H: Instynkt, proszę pana.
Instynkt lepiej niż rozum odgaduje rzeczywistość. Życie i działanie znajdują to, czego teoria ani znaleźć, ani nawet po fakcie uzasadnić nie potrafi.
[Tak wielka waga przypisana do instynktu, będzie miała duże znaczenie u innych myślicieli - przyp. aut.]
J: Co w takim razie według pana mówi nam instynkt o rzeczach materialnych? Berkeley podawał w wątpliwość ich istnienie...
H: Nie zajmuje mnie pytanie, czy rzeczy istnieją, ale
czy mamy rację przyjąć, że istnieją. Według mnie takich racji nie mamy, więc przedmiotem wiedzy nie mogą być.
J: A jak pan postrzega własne „ja”?
H: Zgłębiając siebie, mogę dojść do najmniejszej jeno cząstki, jaką jest pojedyncza impresja. Mogę powiedzieć, że jestem głodny, zakochany, że siedzę w dorożce, że sobie coś wyobrażam; nic więcej.
J: Jakie z tych odczuć jest odczuciem pierwotnym? Mniemam, że egoizm, z racji że mamy możliwość jedynie zgłębianie siebie.
H: Myli się pan. Pierwotnym uczuciem nie jest egoizm, ale
sympatia. Ona jest naturalnym, biologicznym zjawiskiem. Proszę zwrócić uwagę, że nawet własne czyny oceniamy moralnie ze stanowiska sympatii do innych.
J: A co z wiarą, Bogiem?
H: Okupuję stanowisko bezpieczne,
agnostycyzmu, bowiem
religia to nie kwestia wiedzy, ale wiary, więc nikt nie jest zdolny jej dowieść. Ale nie jest też fantasmagorią wymyśloną przez kapłanów i władców dla utrzymania władzy nad tłumem, lecz koniecznym wytworem ludzkiej psychiki.
[Tutaj polemika z deistami. Cechą szczególną było to, że Hume nie bał się atakować sprzymierzonych z empiryzmem nurtów, a nawet sam empiryzm atakował za niewystarczalność - przyp. aut.]
J: Ta fantasmagoria nie wydaje mi się wcale tak całkiem oderwana od rzeczywistości, ale sprzeczał się nie będę, zwłaszcza że już jesteśmy praktycznie na miejscu… - zakończyłem z uśmiechem na ustach, ponieważ powóz zatrzymał się właśnie tuż przy porcie.
Kiedy wychodziliśmy z dorożki podszedł do nas ów Szwajcar, którego miał pożegnać mój rozmówca. Wielkim zaskoczeniem nie będzie jeśli napiszę, że był to
Jean-Jacques Rousseau we własnej osobie.
[Istotnie obaj filozofowie znali się i szanowali, odbyli nawet wspólną podróż z Francji do Anglii, gdzie Hume gościł u siebie Szwajcara, ale dość szybko się pokłócili... - przyp. aut.] Nadchodzący rejs będzie zatem niezwykle barwną podróżą...
*David Hume (1711-1776) - szkocki filozof, historyk, także polityk; jeden z trzech (po Locke’u i Berkeleyu) sławnych empiryków brytyjskich, choć on sam nie był radykalnym jego wyznawcą; sceptycyzm pragmatyczny, naturalizm i pozytywizm również nie były mu obce. Przeciwnik zgłębiania zagadnień metafizyki, co skłoniło go do agnostycyzmu.
**Bojownik @Marginal pod artykułem o Wolterze słusznie zauważył, że jeśli był Locke i Berkeley, to musi być też Hume, który i tak miał się pojawić, ale brawo za uwagę.
Źródła:1.
Badania dotyczące rozumu ludzkiego - David Hume, wyd. Zielona Sowa.
2.
Suma wszystkich instynktów. Hume, nawyk i naturalizacja religii - Tomasz Sieczkowski, repozytorium UŁ.
3
. Problem fundamentu poznania a status etyki: poglądy Davida Hume’a na naturę sądów moralnych - Marcin Pietrzak, repozytorium Bazy Humanistycznej Muzeum Historii Polski w Warszawie.
4.
Historia filozofii, Tom II - Władysław Tatarkiewicz, wyd. PWN.
PS Treść filozofii Hume’a jest bardzo niewdzięczna do przedstawienia w sposób ciekawy i przystępny, ponieważ zajmuje się on bardzo ścisłymi zagadnieniami teorii poznania, przez co mało atrakcyjnymi w ogólności. W czytaniu także jest trudny, momentami ciężki, przez bardzo wąską przestrzeń, w której się porusza; podobnie mają się prace naukowe zajmujące się jego myślami.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą