Niby świat ten sam, niby wszyscy żyjemy w XXI wieku. A jednak czasem wystarczy kilkaset kilometrów, by przenieść się do całkowicie odmiennej rzeczywistości.
#1. Patologia amerykańskiej armii
Listy o lokalnych osobliwościach nie sposób nie rozpocząć od kraju bodaj najdziwniejszego – a przy tym uważającego samego siebie za lidera we wszystkich możliwych dziedzinach. Okazuje się bowiem, że obecnie aż 71% młodzieży w wieku 17-24 lat nie kwalifikuje się do służby wojskowej. To ogromny odsetek, który – jak zauważają specjaliści – zagraża bezpieczeństwu narodowemu. Co sprawia, że młodzi nie nadają się do wojska? W przeważającej mierze otyłość, ale też brak edukacji oraz kartoteka kryminalna czy historia narkotykowa. Ot, przyszłość Ameryki.
Zbiorowe żywienie w przedszkolach czy szkołach jest dla wielu dzieci prawdziwym darem od losu – ciepły posiłek w ciągu dnia jest niezwykle ważny dla rozwoju młodego człowieka. Niezależnie od tego, jaki by on był – większość z nas wspomina pewnie czasem bardziej, czasem mniej smaczne obiady, zazwyczaj jednak żadne szczególne "rarytasy". Inaczej jest we Francji – tam przedszkolakom podawane są... czterodaniowe obiady z przystawkami. Przesada? Niekoniecznie. We Francji stwierdzono bowiem, zgodnie z tradycją, że jedzenie to nie tylko sposób na uspokojenie burczenia w brzuchu, ale i prawdziwa sztuka. Porządne obiady mają więc na celu nie tylko nakarmienie dzieci, ale też wyrobienie w nich kulinarnych gustów.
Jak można wyobrażać sobie idealny Dzień Ojca? Czas spędzony ze swoją pociechą – na wycieczce do lasu, grzybobraniu, na wędkowaniu? Możliwości jest wiele, teoretycznie owszem. Przy czym akurat Niemcy do tego szczególnego dnia mają zgoła inne podejście. Dzień Ojca to u nich dzień spędzany... tak daleko od dzieci, jak to tylko możliwe. Panowie-tatowie przebierają się w tym dniu w bardzo osobliwe stroje, po czym zaciągają do parków piwo i inne alkohole, by tam oddać się radosnej konsumpcji... aż do utraty tchu, a przynajmniej przytomności. Jeśli ktoś twierdził, że idealny Dzień Ojca nie istnieje, już wie, że był w błędzie.
Patrząc ze zdroworozsądkowego punktu widzenia, data to tylko data. Mimo to wielu z nas obawia się choćby piątku trzynastego, spodziewając się w tym dniu szczególnego pecha. Albo 10 kwietnia... Azjaci z kolei uważają, że pecha przynosi liczba cztery i właśnie jej należałoby – ich zdaniem – unikać za wszelką cenę. Czy ten przesąd pozostaje li tylko przesądem czy rzutuje na coś więcej? Okazuje się, że owszem, a skutki są... fatalne. Dosłownie. Właśnie czwartego dnia każdego miesiąca odsetek ataków serca jest wyraźnie wyższy niż w pozostałych dniach – aż o ponad 7%. Jak się więc okazuje, przesądy potrafią zabijać – może niebezpośrednio, ale coś jest jednak na rzeczy (choć nie wszystkie statystyki zdają się to potwierdzać, ale nie o to przecież w przesądach chodzi).
Kwestie migracji zarobkowych są mocno skomplikowane i pełne sprzeczności... Wystarczy przeanalizować oskarżenia wysuwane regularnie pod adresem imigrantów z "relatywnie mniej rozwiniętych krajów". W jednym zdaniu potrafi się stwierdzić, że są leniwi ORAZ zabierają lokalnym miejsca pracy. W konsekwencji tego narastają krzywdzące stereotypy. Warto wziąć pod uwagę chociażby Meksykanów, którym głównie mieszkańcy USA przypięli łatkę wyjątkowo leniwych, by nie powiedzieć: pasożytów. Okazuje się bowiem, że są wyjątkowo pracowici – spędzając w celach zarobkowych średnio 2255 godzin rocznie. Dla porównania Duńczycy poświęcają pracy "zaledwie" 1410 godzin w ciągu roku. Różnica jest więc ogromna. Polacy również znajdują się w górnej części stawki, przepracowując średnio 1806 godzin rocznie.
Podczas gdy w Polsce zmiany prowadzą w dokładnie przeciwnym kierunku, Argentyna zliberalizowała niedawno prawo aborcyjne. Ale to niejedyne z południowoamerykańskich krajów, które pozwalają swoim obywatelom na wybór zamiast narzucać "jedynie słusznej tradycyjnej wizji świata". Kolejnym jest Brazylia, w której każdy zainteresowany może poddać się operacji korekty płci. Operacji – dodajmy – finansowanej przez państwo, bo uznano, że jest to prawo wynikające bezpośrednio z konstytucji. Oczywiście nie wystarczy w tym celu po prostu wypełnić formularza, trzeba jeszcze poddać się serii badań – zarówno w kwestii zdrowia fizycznego, jak i psychicznego – ale to nie przeszkoda. To etap mający na celu zapewnienie, że licząca na operację osoba jest faktycznie świadoma swojej decyzji.
Człowiek generalnie nie ma wpływu na to, gdzie się urodzi. Później, z czasem może się oczywiście przeprowadzić, ale głupio byłoby wykonywać taki krok wyłącznie ze względu na nazwę miejscowości – niezależnie od tego, jak absurdalna by się wydawała. Podobny dylemat przeżywają mieszkańcy angielskiej wioski Shitterton, która regularnie budzi rozbawienie u turystów. Na rozbawieniu się jednak nie kończy, bo przyjezdni odznaczali się często "lepkimi rączkami" i w ramach pamiątki z odwiedzin mieli zwyczaj zabierać ze sobą znaki informujące o wjeździe do miejscowości. Te ostatecznie, by definitywnie ukrócić szaber, zastąpiono ważącym 1,5 tony kamieniem z wyrytą nazwą. Póki co nikt nie pokusił się jeszcze o jego przywłaszczenie – acz chętnych do zrobienia sobie pamiątkowej fotografii nie brakuje. Nowoczesne problemy – klasyczne rozwiązania.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą