Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Zmiana po ślubie, pierwszy raz na łyżwach i inne anonimowe opowieści

70 375  
269   92  
Dziś przeczytacie m.in. o najpiękniejszym prezencie i o tym, jak obudzić żołnierza, poczujecie, jak to jest wygrać z dziekanatem oraz dowiecie się, czego czasem brakuje do szczęścia.

#1.


Typowy dzień w pracy. Korpobiznes musi się kręcić non stop. Tłumy klientów walą drzwiami i oknami, czasami się zastanawiam, czy mi by się chciało spędzać wolny czas chodząc po biurach (nie, nie pracuję w sklepie).

Siedzę sobie w świecie wirtualnych pieniążków, gdy nagle wchodzi starsza pani z portierni na dole. Kobiecina zmęczona życiem, ale zawsze bardzo uśmiechnięta. Nie, nie zawsze odwzajemniam jej uśmiech. Czasami po prostu wkurza mnie, że zawraca mi głowę, żeby coś skserować, policzyć, napisać, gdy i tak robota pali mi się w rękach. Patrzę na nią i myślę: "O nie! Znowu będzie mi tyłek zawracała". Pani uśmiechnęła się tylko, a ja najuprzejmiej jak mogłam spytałam się, czy czegoś jej nie potrzeba. Patrzę, a ona mi kładzie czekoladę na blat. Od razu zaczęłam mówić, że nie potrzebuję, że nic takiego nie zrobiłam, a ona tylko: "Bo pani zawsze taka miła dla mnie jest".

Kopara mi opadła. Wiem, ile ta kobiecina zarabia (na taką czekoladę musi pracować prawie godzinę), więc kazałam jej czekać przy biurku i poleciałam na zaplecze. Pamiętałam, że kiedyś opowiadała mi, że ma wnuka. Mój bratanek dziś ma urodziny i miałam dla niego dużego pluszowego misia - niewiele myśląc spakowałam go w firmową torbę i dałam tej pani (chrześniakowi jeszcze zdążyłam coś kupić po pracy). Od razu zaczęła na mnie krzyczeć, że to za drogie itp. Powiedziałam, żeby się nie denerwowała, bo przecież to dla wnuka, nie dla niej. I nagle pojawił się na jej twarzy najpiękniejszy uśmiech na świecie!

Ta czekolada to był chyba najlepszy prezent jaki dostałam - totalnie bezinteresowny i miły (zwłaszcza że wiem, że pani z portierni lekko nie ma).

#2.

Mój tata przez wiele lat był w wojsku - stopień starszy chorąży. W 2002 lub 2003 roku rozwiązano kilka jednostek wojskowych w całej Polsce, między innymi jednostkę, w której pracował tata. W związku z tym, że zwolnili wielu zawodowych żołnierzy, nie dla każdego znalazło się miejsce w innych, działających jednostkach. Mój tata nie miał szczęścia i wylądował na bezrobociu.

Rano. Tata miał w czymś pomóc mamie, a facet jak to facet - lubi czasem pospać. Więc mamuśka wpada do sypialni i stara się go obudzić: "Marek, wstawaj... Marek! Marek, wstań wreszcie...". Jako że tata ma mocny sen, mama mogłaby tak stać nad nim cały dzień. W końcu nie wytrzymała i wrzasnęła: "CHORĄŻY KOWALSKI, BACZNOŚĆ!!!".

W życiu nie widziałam, żeby ktoś tak szybko się obudził i wyskoczył w wyra.

#3.


Sytuacja sprzed paru tygodni. Moja siostra niedawno przeprowadziła się do miasta, w którym studiuję. Świetna sprawa, bo widujemy się często, a kontakt mamy bardzo dobry.

Pewnej soboty umówiłam się ze znajomymi na alkoholizację, ale po skończonym piciu miałam pojechać do siostry (na drugi koniec miasta) na noc. Dzwonię do niej i pytam, czy mam przyjechać od razu do jej mieszkania, czy złapiemy się niedaleko jej znajomych, bo też pech chciał, że siostra umówiła się "na jedno piwko". Stanęło na tym, że mamy się spotkać w jej mieszkaniu...

Czekam więc już zadowolona na nią, ale siostry ni widu, ni słychu. No nic, zadzwonię:
- Gdzie jesteś?
- K***a, w zły autobus wsiadłam. - słyszę.
- Wysiadaj na następnym przystanku, będziemy szukać innego dojazdu.

No okej, plan zacny, ale kontakt nam się urwał na następne 30 min, lekko wystraszona dzwonię znowu:
- Jedziesz już?! - pytam.
- Taaaaak, dwaj panowie mnie podwożą...
W głowie tysiąc myśli, moja siostra to idiotka, z nieznajomymi wsiada do samochodu. Pytam wkurzona:
- Boże, spisałaś chociaż numery? Jak mam cię potem znaleźć, debilko?
Na co siostra rozanielonym wesolutkim głosem do panów z samochodu:
- Hihihihi, panowie siostra pyta, czy spisałam numery.
Nie no, za wiele tego, serce mam w gardle, przed oczami pogrzeb siostry, ale uspokoiła mnie:
- Spokojnie, Olcia, nie martw się, nic mi nie będzie, nie mogę rozmawiać, bo panowie są na służbie.

Dobra, lekko się uspokoiłam, wraca z Panami Bagietami, nie jest źle. Po godzinie w końcu przychodzi cała i zdrowa do domu, pytam kontrolnie: "Z policją do domu wracałaś?". Odpowiedź godna 30-letniej siostry: "Gorzej, młoda, śmieciarką".

#4.

Zeszłoroczna zima, ja lat naście, mój pierwszy raz na łyżwach. Wchodzę na lodowisko. Każda z nóg biegnie w innym kierunku, w dodatku reszta ciała wygina się na wszystkie strony w poszukiwaniu równowagi. W końcu OK. Stanie na lodzie opanowane. Czas na jazdę. Trzymam się barierki. Nie jest źle. A nawet idzie mi coraz lepiej. Wyjeżdżam na środek lodowiska, niech patrzą. Jadę z uśmiechem, że w ogóle jadę, aż tu nagle pojawia się przeszkoda. Jakiś mężczyzna kuca i poprawia łyżwy swojemu dziecku. Jeszcze nie opanowałam sztuki skręcania, trzeba działać inaczej. A nie... hamować też nie potrafię...
Co było robić? Spanikowana wskoczyłam temu facetowi "na barana".

Dobrze, że mamy zdalne nauczanie, bo ten pan uczy w moim liceum i jak się okazało, doskonale mnie pamięta.

#5.


Każdy student wie jak to jest z osobami pracującymi w dziekanacie. Tytuł magistra broniłam kilka lat temu we wrześniu. Na początku września zmieniłam nazwisko z powodu wyjścia za mąż. Udałam się do dziekanatu, by prosić o zmianę nazwiska w Usosie, by na dyplomie widniało już nowe nazwisko.

Tydzień przed obroną zauważyłam, że moje nazwisko zostało przekręcone. Więc dzwonię wyjaśniać tę sprawę - nazwisko poprawione. Po miesiącu po obronie dyplom był gotowy do odebrania. Udałam się szczęśliwa do dziekanatu po odbiór. Kobieta szuka, szuka, w końcu znalazła:
- Proszę, to pani dyplom.
- To nie jest mój dyplom.
- Jak nie jak tak, dane się zgadzają!
- A czy ja wyglądam tak jak na zdjęciu?
- No nie...

Okazało się, że na mój dyplom zostało przyklejone zdjęcie innej dziewczyny.
Po miesiącu idę kolejny raz. Nazwisko - zgadza się. Zdjęcie też. Ale znów nie odebrałam... Dlaczego? Bo zamiast roku obrony 2015 wpisane było 2012. Zdenerwowana wychodzę z dziekanatu, no bo ile można?! Gdy ochłonęłam, zadzwoniłam kolejnego dnia do kierownika dziekanatu ze skargą. Kierowniczka mnie wysłuchała i przeprosiła, obiecała, że zaraz coś będzie w tej sprawie robiła i będzie ze mną w kontakcie telefonicznym. Pół godziny później zadzwonił chłopak, który jest pracownikiem dziekanatu i jest odpowiedzialny za dyplomy. Doszło do tego, iż sam osobiście do domu przywiózł dla mnie dyplom oraz papiery do podpisania.

Czuję się jak Chuck Norris - jestem tak zajebista, że to dziekanat przyjeżdża do mnie.

#6.

Moja babcia i dziadek od zawsze mieszkają na wsi. Mają duże gospodarstwo. Długo mieli trzy krowy. Postanowili sprzedać dwie, jedną sobie zostawić. Niedługo po tym krowa, którą zostawili "zachorowała". Nie chciała nic jeść, pić, ciągle ryczała, była niespokojna. Nie pomogły zastrzyki, leki, badania. Uspokajała się tylko, gdy ktoś był blisko niej.
Po dwóch tygodniach leczenia babcia stwierdziła, że jeżeli uspokaja się, gdy ktoś jest w stajni, to znaczy, że brakuje jej towarzystwa. Postanowiła wypchać ubrania słomą, tworząc ludzika, który stał blisko krowy, na głowie miał kapelusz. Włączyła również radio, które grało w stajni całymi dniami i nocami. Nagle wszystkie choroby przeszły. Krowa zaczęła jeść, pić i szczęśliwie wyzdrowiała.

Morał z tego taki, że każdy do szczęścia potrzebuje mieć kogoś bliskiego.


#7.


Poznałem moją żonę ponad 3 lata temu, zawróciła mi w głowie, po roku się oświadczyłem, po dwóch latach byliśmy już małżeństwem. Zaraz po ślubie coś zaczęło się zmieniać i przestała być tą kobietą, z którą się ożeniłem. Przed ślubem kochaliśmy się codziennie, po ślubie raz, dwa w tygodniu, a ostatnimi czasy raz, czasem dwa w miesiącu, mało tego, stała się tak leniwa w łóżku, że to ja odwalałem całą robotę. Ona leżała i czekała aż skończę i dodatkowo miała pretensje, że ja pierwszy dochodziłem.
Robiłem tak, ponieważ nauczony doświadczeniem, poszedłem po rozum do głowy. Kiedy ona kończyła pierwsza, mówiła, że już nie ma ochoty i szła spać, pozostawiając mnie rozgoryczonego. Żadne proszenie, tłumaczenie, rozmowy, nie pomagały. Chciałem iść z nią nawet na terapię małżeńską. Nie chciała. Nie mówiąc już o tym, że przytyła 10 kg. Nie wygląda jeszcze źle, ma trochę pełniejsze kształty, ale już jest na granicy. Kolejne 5 kg będzie już źle wyglądało.

Nie miałem zamiaru dłużej marnować sobie życia i zdrowia psychicznego. Dałem jej ultimatum - albo wszystko wróci do normy i będzie jak przed ślubem, albo ja sobie znajduję kochankę, bo nie będę tolerował braku seksu w małżeństwie. Jeżeli się nie zdecyduje na żadną z opcji, to chcę rozwodu. Były łzy, krzyki, wyzwiska. Ale swoim wyborem pokazała mi, że ożeniła się ze mną z rozsądku, a to co było przed ślubem było znakomitą grą aktorską.

Mam kochankę. Ona pewnie też kogoś ma. Na chwilę obecną już coraz mniej łączy mnie z własną żoną. Coraz mniej czasu spędzam w domu. Ona doskonale zdaje sobie sprawę, że ja się oddalam i że to kwestia czasu, aż wniosę o rozwód, więc nagle zechciała naprawiać nasze małżeństwo. Nagle znów stała się miła, uczynna, chce się ze mną kochać. Boi się zostać z niczym. Jej problem, bo ja już nie chcę, boję się, że złapie mnie na dziecko. Nie mam zamiaru niczego naprawiać. Podjąłem decyzję i po nowym roku będę chciał rozwodu.
Mam dług wdzięczności wobec rodziców, tylko dzięki ich naciskom podpisaliśmy z żoną rozdzielność majątkową. Ja byłem zaślepiony miłością, a oni trzeźwo patrzyli na to co robię z boku.
8

Oglądany: 70375x | Komentarzy: 92 | Okejek: 269 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało