Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Pojechałem do Gruzji, by pochodzić po Kaukazie - oto co widziałem i przeżyłem II

28 790  
132   10  
Zobacz, co działo się w poprzedniej części.

Po dość długiej podróży trafiliśmy do mocno strzeżonego ośrodka z bardzo wysokimi masztami, bardzo możliwe, że było to już po rosyjskiej stronie.

Procenty jeszcze nie odparowały, bo w przypływie adrenaliny spożyłem więcej trunków niż zwykle. Normalnie po tej ilości alko poszedłbym grzecznie spać, albo w połowie spożycia poszedłbym spać, co jest bardziej prawdopodobne. Humor mnie nie opuszczał, Czeczen okazał się dobrym kompanem i gadaliśmy całą drogę. Może to trunki spowodowały, że byłem cały czas dobrej myśli.

l_183484979a03663IMG_20180831_131726.jpg

Trafiliśmy do gabinetu rosyjskiego oficera, który zaspany przywitał nas w swoim gabinecie. Z naszej obstawy został tylko Czeczen, który czuł się nader swobodnie w naszym międzynarodowym towarzystwie. Tutaj po raz pierwszy zobaczyłem rosyjskie flagi, portret Putina i szereg olbrzymich map na ścianach. Zostaliśmy zapewnieni, że wszystko będzie dobrze i że rzeczywiście jako zagubieni turyści niebawem wrócimy do domu. Przy dość swobodnej rozmowie prześledziliśmy naszą trasę i zobaczyliśmy dokładnie, gdzie nastąpił błąd.

Ach, gdybyśmy tylko mieli rosyjskie wojskowe mapy...

Sugerowanym przeze mnie rozwiązaniem, czyli odwiezienie na granicę, a my nikomu nic nie powiemy, bo przecież nic się nie stało, starszy poważny pan niestety się nie zainteresował.

l_18344873dbaab7fIMG_20180831_103636.jpg

Posiedzieliśmy jeszcze, pogadaliśmy, ale nic nie wskazywało na to, że nasze położenie jest, delikatnie mówiąc, nie najlepsze. Po jakimś czasie przewieziono nas do siedziby KGB/FSB, gdzie już tak miło nie było. Zostaliśmy poddani krzyżowym przesłuchaniom. Mnie wpierw przesłuchiwał starszy oficer, który dość dobrze znał angielski. Z nim rozmowa wyglądała normalnie. Nie mogłem przestać się nabijać w duchu z portretu Putina, który wisiał w bardzo przestronnym gabinecie. Kojarzycie, jak w latach 90. ktoś, kto chciał podwyższyć swój status, kupował na targu/rynku obraz konia czy pogłowie konia? Te konie były zezowate i miało się wrażenie, że gdziekolwiek się znajdowałeś w pokoju, to ten koń akurat się patrzy dokładnie na ciebie. Z tym Putinem było dokładnie tak. Ciągle zezował, gdziekolwiek się nie znajdowałem w tym pokoju.

Drugie przesłuchanie było robione przez służbistę, młokosa, który na oko mógł mieć 20 lat. On niestety nie rozmawiał po angielsku, więc przydzielono mi za tłumaczkę Czeczenkę, która znała angielski na poziomie pierwszej klasy podstawówki.

l_1834813553d954bsignal_attachment_20.jpg

Potrafiła mi pokazywać swojego smartfona z otwartą stronę Google translate i pytać się, czy dobrze ona tłumaczy przez tego translatora. Ja pełen animuszu śmiałem się z niej, bo strona translatora była kodowana cyrylicą, więc ni cholery nie rozumiałem, co tam jest napisane. Głównym problemem prowadzącego to przesłuchanie małolata było to, żebym utrzymywał się w kadrze, gdyż to przesłuchanie było nagrywane. Niestety ilość alkoholu i zmęczenie powodowało, że miałem tendencję do opuszczania się pod stół. Niemniej cały czas humor mi dopisywał i pytania o to, czy jestem szpiegiem i czy mam broń powodowały u mnie całe salwy niepowstrzymanego śmiechu. Odpowiadałem: pewnie, jestem James Bond, a moja broń to gwizdek!
Wydaje mi się, że nawet mu zagwizdałem, bo przesłuchujący miał dość nietęgą minę, jak obwieszczałem mu te rewelacje.

Jeszcze wtedy wydawało mi się to zabawne, głupie pytania, to i głupie odpowiedzi.

Gdy przyszła kolej na przeszukanie plecaka, wyciągnąłem brudne gacie. Wiecie, w górach z tą higieną nie jest najlepiej. Powyżej 3000 metrów średnia temperatura to 3 stopnie, więc do jeziora nie wejdziesz, przynajmniej w deszczu i wietrze. Wilgotne chusteczki higieniczne raczej poprawiały nasze samopoczucie, niż pozwalały nam się umyć. Po tych brudnych gaciach zniesmaczony młody sołdat zrezygnował z dalszego przeszukiwania plecaka.

Pytał się też o rodzinę za granicą, pamiętam jak mu mówiłem, że nie wiem, czym się zajmuje mój brat, a on nie dowierzał, że jak mogę nie wiedzieć, przecież to twój własny brat. Rozbawiony wyciągnąłem telefon i mówię do niego: masz tu numer, zadzwoń do niego, na pewno powie ci, czym się zajmuje. Trudności w komunikacji oraz bycie na rauszu spowodowały, że całkiem bezboleśnie przeszedłem ten etap.

l_1834812499eded2signal_attachment_20.jpg

Moja towarzyszka nie miała już tyle szczęścia, po pierwsze była trzeźwa, więc jej przesłuchanie było robione na poważnie. Z racji stempli w paszporcie z nieoczywistych turystycznie krajów (np. Iran) próbowano wydobyć z niej informacje dla kogo pracuje i co mieliśmy przeprowadzić w Osetii. Próbowano z niej zrobić szpiona. Tym razem, po raz pierwszy, doskonała znajomość rosyjskiego nie była jej atutem.

Powoli już świtało, kiedy ruszyliśmy w kolejny transport.

Obudzenie się na kacu w celi nie jest nawet w połowie tak zabawne jak na filmach typu Kac Vegas. Obudzenie się na mega kacu w celi, w obcym, a w zasadzie nieistniejącym kraju jest jeszcze mniej zabawne. Ledwo otworzyłem oczy, czułem, jakbym miał piach pod powiekami, a zbyt jasne tego dnia światło dzienne oślepiło mnie na kilka chwil. Udało mi się zlokalizować moją życiową towarzyszkę na sąsiedniej pryczy, co zahamowało na chwilę falę rosnącej paniki.

Niemiłosierny smród starych materacy aż zapychał nos, tak że oddychanie przychodziło z trudem. Zdałem sobie sprawę, że pijaństwo z Osetyjczykami to nie był sen i te całe przesłuchania nie są sprawką zatrutego umysłu. Zacząłem wołać kogokolwiek z "obsługi", nie wiem w jaki sposób dokładnie miałoby mi to pomóc, ale koniecznie chciałem zobaczyć kogoś z drugiej strony krat.

Na korytarzu nie było nikogo.

Ściany były całe wydrapane, przy czym alfabet łaciński należał tam do mniejszości, dominowała cyrylica, alfabet gruziński oraz podobne do gruzińskiego alfabety Kaukazu. W rogu celi była kamera, której czerwone światełko pulsowało rytmicznie. Big Brother odcinek "Koniec Świata". Z celi był widok na korytarz, z którego później osetyjscy żołnierze patrzyli na nas jak na małpy w zoo. Po jakimś czasie nawet pytałem się ich po polsku: "I co się tak, k..., patrzysz?".

Moje długie nawoływania spowodowały szczęk otwieranej zasuwy jednych, a później drugich drzwi, gdyż nasza cela, nie licząc krat zaraz przy wyjściu, posiadała podwójne drzwi. Pojawił się taki chudy, dość sympatyczny sołdat. Towarzyszka tłumaczyła moje pytania, czy wie kiedy nas wypuszczą i gdzie jesteśmy. Oczywiście nie wiedział kiedy i czy nas wypuszczą, ale przynajmniej dowiedzieliśmy się, że jesteśmy w stolicy, w samym Cchinwali.

l_18348149a10850asignal_attachment_20.jpg

Zaprowadził nas do socjalnego pokoju, dał nam jeść i pić. Poprosił, byśmy nikomu nie mówili, że nas tam zaprowadził, bo mógłby stracić pracę. Zasugerował też, żebyśmy telefony schowali głęboko w plecakach, to zwiększymy szanse, że wrócą z nami, jeżeli gdziekolwiek nas wywiozą. Spytał się o naszą walutę, więc dałem mu 10 zł, kiedy usłyszał, że to aż 3 dolary, to stwierdził, że nie może ich przyjąć, powiedziałem, że za kawę i kaszę z chlebem to i tak mało, biorąc pod uwagę okoliczności.

Była sobota, więc wszystkie urzędy były zamknięte, z tego co się dowiedzieliśmy, najwcześniej w poniedziałek będzie coś wiadomo. Niestety służba tego przyjemnego człowieka kończyła się godzinę czy dwie później. Następny strażnik nie był już tak uprzejmy. W zasadzie to nie był uprzejmy w ogóle. Był chyba najgorszym ch..., jakiego spotkaliśmy podczas tego wyjazdu.

l_18348157267bbd7signal_attachment_20.jpg

Oprócz okna na korytarz mieliśmy też okno na podwórko, na którym w zasadzie niewiele się działo. Chociaż pamiętam jeden wiec, gdzie przemówienia były płomienne, jakby nawoływano do wojny, a patetyczna i kiczowata muzyka wzorowana była chyba na hymnie Rosji. Poza tym niewiele, od czasu do czasu przyjeżdżał samochód i liczyliśmy, że każda z osób, która wysiada, przyjeżdża akurat do nas. Niestety, nikt do nas nie przyjeżdżał. Zapewniałem moją dziewczynę, że wszystko będzie dobrze, ale wiedziałem, że może być różnie.

Według prawa międzynarodowego byliśmy na terenie Gruzji, więc nie mogli nas Osetyjczycy wysłać do konsulatu w Moskwie, a stamtąd deportować do Polski, nie mogli nas też przekazać do Gruzji, bo nie byliśmy obywatelami tego pięknego kraju i niestety nie można przekazywać obywateli państw trzecich do innych krajów niż macierzysty. Pamiętałem tyle jeszcze z prawa międzynarodowego, moje przypuszczenia niestety okazały się słuszne. W celi nie było toalety, więc za potrzebą schodziliśmy do podziemi.

Tam dopiero okazało się, że mieliśmy celę de luxe.

Mogliśmy sami zapalać i gasić światło, zamiast drewnianej ławy mieliśmy wojskowe prycze i materace, których nie mieli mieszkańcy piwnicznych cel. Mieli za to światło żarówek 24h na dobę i taką rezygnację w sobie, że nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Nigdy w życiu nie widziałem takiego zrezygnowania i nieszczęścia, jak u tam osadzonych. W piwnicy nie mieli rzecz jasna okien, a tylko zakratowany kwadrat 20x20 cm, z którego cały czas płynęło światło gołej żarówki, oraz uchylane lipo, przez które podawano jedzenie.

My też otrzymaliśmy jedzenie - chleb i wodę do butelek, które mieliśmy ze sobą. Wieczorami otrzymywaliśmy kaszę z jakimiś podrobami. Zarówno chleb, jak i kasza były tak okropne, że trudno je było jeść. Można było też prosić o zupę, czyli to samo, co dodawano do kaszy, tylko mniej kaszy, a więcej wody.

l_1834839f0a8129aIMG_20180829_112655.jpg

Mój żołądek był tak ściśnięty od stresu, że i tak nie mogłem jeść. Pierwszy raz doświadczyłem zamknięcia, pierwszy raz to ktoś inny decydował, kiedy mogę zjeść, zrobić siku. Kraty w oknach wbijały mi się w mózg. Towarzyszka długo spała w dzień, przecież byliśmy cholernie wymęczeni po górskiej wędrówce, ja za wszelką cenę starałem się nie spać w dzień.
Bałem się, że nie będę mógł spać w nocy, a wtedy trudniej będzie mi się pogodzić z myślami.

Próbowałem nawet żartować "zobacz kochanie, teraz to już nie będzie awantur o zmywanie, zobacz jak dbają, żeby każdy zmywał po sobie. Jeżeli dadzą nam się wreszcie umyć, będzie ja w raju". Niestety nie dali nam się umyć przez cały pobyt w tym przybytku. Tylko zęby i twarz, a i to tylko dlatego, że towarzyszka pokazała pazur i po rosyjsku dokładnie wytłumaczyła, co się stanie, jeżeli natychmiast nie zaprowadzą nas do łaźni.

Może i śmierdzieliśmy jak kloszardzi, ale byliśmy razem.

W mojej głowie próbowałem znaleźć jakieś pozytywne strony tej sytuacji. Wymyśliłem, że jeżeli zamkną nas na kilka lat, nauczę się wreszcie rosyjskiego.

l_1834845a316c316IMG_20180830_135828.jpg

Nie pamiętam, którego dnia pobytu, ale pamiętam tę rozmowę z najdroższą - "Najdroższa, nie ma co dalej udawać, życie twoje jest ważniejsze dla mnie niż moje własne i jeżeli wyjdziemy z tej opresji, to może dokonamy legalizacji naszego związku". Nie były to najbardziej romantyczne oświadczyny na świecie, ale biorąc pod uwagę realne ryzyko skończenia w leśnym dole lub w celi, były na pewno szczere i prawdziwe.

W tak ekstremalnych sytuacjach nie ma miejsca na gry i udawanie.

Spędziliśmy kilka ładnych godzin marząc o tym, jak będzie wyglądał nasz ślub i wesele. W śmierdzącej celi, w niewoli, śmialiśmy się do siebie, omawiając szczegóły strojów i listy zaproszonych gości. Mówiłem zupełnie szczerze, że jeżeli zostawią nas w tej samej celi, to może być to i dożywocie.

l_1834846bdec6d50IMG_20180831_184416.jpg

Jeżeli jesteś ciekaw co było dalej - zapraszamy na trzecią, ostatnią część.

7

Oglądany: 28790x | Komentarzy: 10 | Okejek: 132 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

01.05

30.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało