Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Telefon do byłego, rodzinna pamiątka i inne anonimowe opowieści

61 967  
237   26  
Dziś przeczytacie także m.in. o lubiącym podkradać szampon współlokatorze, dyskretnym podsłuchiwaniu rozmów, zamotaniu w chorobie i słodkim nawyku ze studenckich czasów.


#1.

Jakiś czas temu ukradkiem zabrałem mojej dziewczynie jej sygnecik, aby na jego wzór jubiler mógł dopasować pierścionek zaręczynowy. Niestety, w drodze do salonu jubilerskiego zgubiłem go. Teraz miłość mojego życia płacze, bo jest przekonana, że ktoś ukradł jej najcenniejszą pamiątkę rodzinną, która to - jak się okazało - była przekazywana z matki na córkę od dobrych 150 lat. Ja tymczasem mam dwa problemy – gryzące mnie wyrzuty sumienia oraz fakt, że w dalszym ciągu nie wiem jakiej wielkości pierścionek ma przygotować jubiler.

#2.

Mam współlokatora, który regularnie używa mojego szamponu. Aby „zatrzeć po sobie ślady”, po skorzystaniu z niego uzupełnia braki wodą. Robi to tak długo, aż ciecz w butelce jest już całkiem rozwodniona i do niczego się nie nadaje.

Straszliwie mnie to wkurza, bo gość nawet nie zadaje sobie trudu, aby czasem samemu kupić brakujące płyny i zawsze liczy na to, że ja to zrobię. Wówczas kontynuuje swój proceder.

Jakiś czas temu miarka się przebrała. Zorientowałem się, że zużył ponad połowę szamponu, który niedawno kupiłem. Wpadł mi do głowy pewien paskudny pomysł, który postanowiłem zrealizować. Wylałem z butelki większość rozcieńczonego płynu i uzupełniłem go… Ordynarnie naszczałem do środka.

Od dwóch tygodni mój współlokator myje swoją czuprynę mieszanką rozwodnionego szamponu i mojego moczu. Standardowo dolewa wody, abym się nie zorientował. Ja tymczasem równie regularnie wylewam trochę tej mikstury i dodaję „coś od siebie”. Ciekaw jestem kiedy się zorientuje, że coś jest nie tak…

#3.

Wczoraj tak bardzo się opiłam, że zadzwoniłam do mojego byłego faceta i płacząc wyznałam mu miłość i błagałam go o to, żeby przyjął mnie z powrotem. Zrobiłam to na oczach mego obecnego faceta.

Mój eks do mnie nie wrócił, a mój obecny mężczyzna po tej akcji rzucił mnie. Teraz mam kaca, wyrzuty sumienia i straszliwy ból głowy. Nienawidzę alkoholu!

#4.

Przechodzę właśnie anginę ropną. Jak wygląda ta choroba - prawie każdy wie. Brak możliwości powiedzenia jakiegokolwiek słowa bez bólu, gorączka prawie 40 stopni. BRAK OZNAK ŻYCIA JAKICHKOLWIEK.

Z racji tego, że mieszkam sama, zwlokłam się z łóżka o godzinie 1 w nocy i mało żywa powędrowałam do kuchni. Czekając, aż woda się zagotuje, wsypałam zawartość saszetki Fervex do kubka i walnęłam nim kilka razy o blat, aby proszek dobrze się rozprzestrzenił, po czym... Poszłam do drzwi sprawdzić kto dobija się do mnie o tej godzinie.

#5.

Moja mama ma sporo młodszą siostrę - nazwijmy ją Basia. Jest między nimi jakieś 13-14 lat różnicy. Z kolei między mną a Basią tylko 8 lat. Długo mieszkałyśmy razem, nic więc dziwnego, że traktowałam ją jak starszą siostrę, była dla mnie wzorem do naśladowania. Nic też dziwnego, że bardzo fascynowało mnie jej życie towarzyskie.

Była to era telefonów stacjonarnych. Basia starała się zachować chociaż minimum prywatności (co przy mnie było bardzo trudne), więc miała w swoim pokoju taki właśnie telefon. Drugi, ogólnodostępny, był na przedpokoju. Dwa aparaty, jeden numer telefonu.

Historia właściwa:
Basia rozmawia z koleżanką przez aparat w swoim pokoju. Ja podnoszę słuchawkę na przedpokoju i podsłuchuję cichutko jak myszka, żeby nie wyszło na jaw.

Punkt kulminacyjny:
Koleżanka kicha. Ja mówię "na zdrowie".

Grunt to bycie kulturalnym w każdej sytuacji ;)

#6.

Mój chłopak kiedyś chcąc zarobić sobie trochę dodatkowej gotówki postanowił grać na dworcu na ukulele. Ludzie z reguły byli dość życzliwi i doceniali pomysłowość mojego ukochanego, mimo że - jak wiadomo - ukulele to niezbyt wymagający instrument. Jednak pewna starsza pani przebiła wszystkie inne osoby.

Otóż wspomniana wcześniej staruszka dość długo stała i przysłuchiwała się melodii wygrywanej przez mojego chłopaka. W końcu podeszła bliżej i wrzuciła mu do pokrowca 20 zł w banknocie. Kiedy chciał podziękować, starsza pani go uprzedziła i dodała: „Mam nadzieję, że z tych pieniędzy kupisz sobie taką większą gitarę i nie będziesz musiał grać na takiej dla dzieci, bo masz prawdziwy talent!“.

#7.

Pracuję w miejscu, gdzie klient nasz PAN. Dosłownie. Zdarzają się bardzo mili goście, zarówno Polacy, jak i obcokrajowcy. Kiedyś przydarzyła mi się sytuacja, która doprowadziła mnie pierwszy raz do szaleńczej zemsty.

A mianowicie obcokrajowiec był tak chamski, wulgarny, że zwyzywał mnie od najgorszych tylko dlatego, że powiedziałam, że musi zapłacić za pobyt u nas w innym biurze. Później zażądał, bym zamówiła mu taksówkę. Zamówiłam. Najdroższą, jaką tylko znalazłam, za sam przejazd na lotnisko samochodem VIP gość zapłacił trzy moje dniówki. A rzuciłam jeszcze taksówkarzowi, by przejechał dłuższą trasą, ze względu na to, że PAN chce pozwiedzać miasto.

Satysfakcja niesamowita.

#8.

Jakiś czas temu siedziałem sobie w autobusie, szary zwykły człowiek jadący na uczelnię jako student, nie mający dziewczyny i cierpiący z tego powodu. Siedział przede mną "pulchny" chłopak, niezbyt urodziwy. Moje myśli przepełniły się żalem, że on to będzie miał ciężko znaleźć jakąś dziewczynę, ciężej ode mnie. Zrobiło mi się go naprawdę żal i pomyślałem, że gdyby wziął się za siebie, zaczął ćwiczyć, zmienił się, mógłby poznać dziewczynę i być szczęśliwym.

Jechałem parę przystanków z takimi myślami, co śmieszne - sam mam problem ze znalezieniem drugiej połówki, a oceniłem po wyglądzie gościa, którego nigdy nie znałem, wydawał mi się po prostu przegrany życiowo.

W pewnym momencie delikwent wysiadł z autobusu, a na niego czekała piękna dziewczyna, którą pocałował na powitanie i poszli w dal... a ja odjechałem dalej autobusem z takim uczuciem, że nigdy go nie zapomnę. W tamtym momencie zdałem sobie sprawę, że już nigdy nikogo nie ocenię, tylko będę patrzył na swoje życie i na swoje błędy.

#9.

Historia z czasów studenckich, sprzed kilku ładnych lat.

Swoją przygodę z uczelnią wyższą rozpocząłem wyjeżdżając na drugi koniec Polski. Wiadomo, jak to przy takiej wyprowadzce, tym bardziej do akademika, trzeba przemyśleć, co zabrać, by później rodzice pocztą dosyłać nie musieli albo nie kupować w sklepie.
Mama się śmiała, że zabrałem ze sobą pół domu, w tym pół jej kuchni. Ale nie narzekałem, nie musiałem niczego pożyczać.

Za to sam stałem się wypożyczalnią. Żelazko, suszarka na pranie, suszarka do włosów i wiele innych sprzętów. Z racji że zdarzało się to dość często, wprowadziłem opłaty, w zależności od rodzaju i częstości pożyczanej rzeczy. Liczyłem, że zarobioną walutę, czyt. piwo albo czekolady, przehandluję na jakieś przysługi . Ale zapasy rosły, a ja niespecjalnie miałem z nimi co robić. Wprawdzie piwo się piło, ale za czekoladami nie przepadałem, więc zapełniały coraz to nowsze luki w półkach.

Któregoś dnia na akademik wpadła moja koleżanka z grupy, pożyczyć jakieś notatki. I tak od słowa do słowa wyszło, że zaraz jedzie jeszcze do domu dziecka, bo kupiła jakieś słodycze dla maluchów. I wtedy mnie olśniło, co zrobić z tymi łakociami zachomikowanymi w szafkach. Wprawdzie nie zabrałem wszystkiego od razu, ale systematycznie, co jakiś czas, wybierałem się tam, by przehandlować kilka tabliczek czekolady na chwilę uśmiechu dla maluchów.

Ale to nie koniec. Nie wiem jakim cudem, ale większość pożyczających zaczęła mi z czasem przynosić więcej tych czekolad. W końcu się wydało, bo ktoś rozpowiedział, co z nimi robię, to skubańcy postanowili, że o ile sami się z różnych powodów do domu dziecka nie wybiorą, o tyle mogą wesprzeć moją małą "akcję". I tak oto zostałem stałym, cotygodniowym bywalcem domu dziecka w mieście, w którym studiowałem.

Wprawdzie teraz już tam nie mieszkam, bo wróciłem w rodzinne strony, ale za to staram się, w miarę czasu i możliwości, wpadać z małą słodką paczuszką do pobliskiego domu dziecka. Uwierzcie mi, to nie kosztuje zbyt wiele, a widok tych uśmiechniętych, pochłaniających czekolady i inne łakocie twarzy jest bezcenny.

<<< W poprzednim odcinku m.in. nienormowany czas pracy i od czego jest Helmut

7

Oglądany: 61967x | Komentarzy: 26 | Okejek: 237 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało