W dzisiejszym odcinku m.in. o tym, do czego Unia Europejska znów chce zmusić producentów smartfonów, ile Facebook jest w stanie zapłacić za twój głos oraz jak szybko ładuje się nowy telefon od Xiaomi.
Portal
Techinsights zajmuje się rozbieraniem telefonów na części i wyliczaniem kosztów komponentów. Tym razem
wzięto na tapet smartfon Xiaomi Mi 10 w konfiguracji 12 GB RAM i 256 GB pamięci wbudowanej.
Cena rynkowa urządzenia wynosi dokładnie 5499 juanów (co w przeliczeniu daje nam jakieś 3080 zł). Koszt komponentów potrzebnych do wyprodukowania smartfona wynosi z kolei…
440 dolarów (co w przeliczeniu daje nam 1727 zł). Nie tak trudno obliczyć więc, że firma na pojedynczym egzemplarzu nie zarabia za wiele. A to jeszcze nie wszystko.
Należy zauważyć, iż
jest to koszt samych części. Do tego wszystkiego trzeba jeszcze dodać koszt produkcji, koszty operacyjne, opłaty patentowe, wszelkie podatki, koszt dystrybucji czy marketingu. Xiaomi ma jednak zupełnie inny model biznesowy niż taki Samsung czy Apple – co przekłada się na konkretny zysk. Smartfony Mi 10 Pro są takim hitem, że sprzedają się dosłownie jak świeże bułeczki.
Xiaomi Mi 10 Pro to bardzo dobry telefon za niewielkie pieniądze. Wśród jego licznych zalet można wymienić m.in. cenę, wyświetlacz oraz baterię. Jej pojemność wynosi bowiem aż
4000 mAh, co może zaimponować. To jednak nie wszystko. Zaimponować może również szybkość bezprzewodowego ładowania telefonu z mocą 40 W.
Xiaomi Mi 10 Pro dzięki superszybkiej ładowarce bezprzewodowej jest w stanie
naładować się do pełna w… 40 minut. Nie wierzycie? Obejrzyjcie poniższe nagranie.
https://youtu.be/0_6FgiZe9QY Oczywiście trzeba w tym miejscu dodać, że
superszybkiej ładowarki bezprzewodowej nie znajdziemy w pudełku z telefonem - trzeba dokupić ją osobno. Czegóż jednak nie robi się dla tak krótkiego czasu ładowania baterii.
Facebook zamierza dopracować swoją technologię rozpoznawania mowy. W tym celu firma planuje
posłużyć się próbkami głosu swoich użytkowników. Na szczęście nie zrobi tego bez ich zgody (nie tym razem!). Zamiast tego użyje swojej apki Viewpoints, aby
umożliwić wybrańcom zarobienie kilku groszy.
Osoby, które zakwalifikują się do programu testowego, będą miały za zadanie nagrać konkretną frazę ("Hey Portal"), a następnie wypowiedzieć imię jednego ze swoich znajomych. Trzeba to będzie powtórzyć dziesięć razy, za każdym razem używając imienia innego znajomego.
W ten sposób użytkownik apki zdobędzie 200 punktów.
Pieniądze z aplikacji można jednak wypłacić dopiero, kiedy uzbieramy 1000 punktów. Za włożony wysiłek
firma zapłaci użytkownikowi całe 5 dolarów (co w przeliczeniu daje nam jakieś 20 zł). Czy znajdą się tutaj jacyś chętni?
Jeśli tak, to niestety muszę was rozczarować.
Facebook nie jest zainteresowany póki co naszymi nagraniami głosów, ponieważ aplikacja Viewpoints nie jest dostępna na terenie naszego kraju.
Facebook nie taki straszny, jak go malują (przynajmniej w niektórych przypadkach). Okazuje się, że
firma Zuckerberga zdecydowała się zrobić coś dobrego dla swoich użytkowników. Ekipa w pocie czoła opracowała
nową aplikację Messenger dla iOS, która powinna mile zaskoczyć użytkowników.
Cóż w niej takiego wspaniałego? Jest czterokrotnie mniejsza (teraz zajmuje tylko 30 MB, a zajmowała 130 MB) oraz dwukrotnie szybsza. Jak tego dokonano?
Programiści zredukowali liczbę linii kodu z 1,7 mln do zaledwie 360 tys. Aplikacja została przez to wprawdzie nieco uproszczona, jednak nie utraciła podobno najważniejszych funkcji.
Jeśli więc korzystacie z produktów marki Apple - macie szczęście! Wasz Messenger będzie niebawem znacznie lepszy.
Dopiero czytaliśmy o przegłosowanej ustawie, w myśl której wszyscy producenci będą zmuszeni używać jednolitych portów ładowania, a już teraz dochodzą do nas kolejne rewelacje! Tym razem dotyczy to baterii w telefonach.
Pracownicy duńskiego portalu
Het Financieele Dagblad dotarli do dokumentów Parlamentu Europejskiego, które zawierały
projekt ustawy, która powinna
ułatwić dostęp do baterii użytkownikom smartfonów. Powód? Dzięki temu ludzie będą zmuszeni rzadziej wymieniać urządzenia na nowe, przez co będą generować mniej elektronicznych odpadów.
Na pewno nie spodoba się to samym producentom, którzy od pewnego czasu wypuszczają na rynek głównie telefony, które nie posiadają już zdejmowalnej tylnej części obudowy, przez co
użytkownik nie ma fizycznego dostępu do baterii. Jeśli więc jego telefon zaczyna działać bardzo krótko na jednym ładowaniu, trzeba wymienić albo telefon, albo baterię. To drugie zwykle średnio się opłaca, więc lepiej po prostu kupić nowy smartfon.
Unia Europejska najwidoczniej chce z tym walczyć, dlatego w myśl rzekomo planowanej ustawy,
dostęp do baterii ma zostać znacznie ułatwiony. Nie cieszmy się jednak przedwcześnie. W tym wszystkim należy pamiętać o kilku istotnych kwestiach. Po pierwsze te informacje nie zostały oficjalnie potwierdzone. Po drugie nawet jeśli to prawda, to
na wejście przepisów w życie przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.
Posiedzenie, na którym ma zostać przedstawiony projekt ustawy, zostało zaplanowane na połowę marca.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą