Uliczne jedzenie przeżywa prawdziwy renesans, w tzw. food truckach często skosztować można istnych rarytasów. Gdzieniegdzie jednak można się solidnie przeliczyć – nie tylko jeśli chodzi o jakość serwowanej wołowiny...
#1. Hakarl
W przeciwieństwie do większości specjałów z dzisiejszego menu, islandzki hakarl – przynajmniej w postaci przygotowanej do spożycia – nie wygląda źle. Ot, jak pokrojona w grubą kostkę słonina. Jest tylko od niej znacznie ostrzejszy, a do tego cuchnie amoniakiem i rybą. Nic dziwnego, bo tradycyjny przysmak tej jakże malowniczej wyspy, opisywany nawet w sagach wikingów, to w rzeczywistości na wpół sfermentowane, na wpół ususzone mięso rekina polarnego. Mięso, warto dodać, przed wielomiesięczną „kuracją”, trujące. Hakarl powszechnie wypróbować można, kupując porcję od ulicznych sprzedawców.
#2. Andouillette
Czy wygląd tej oto francuskiej potrawy może nasuwać pewne skojarzenia? I owszem – choć raczej będą to skojarzenia błędne. Co wcale niekoniecznie musi być pozytywne. Ta jakże urocza kiełbasa wytwarzana jest z wieprzowych podrobów, a za jej niezwykle wyrazisty aromat odpowiada… mielona świńska okrężnica. Efekt? Zaiste cuchnący, co zresztą łatwo można sobie wyobrazić. Sęk w tym, że ponoć – zwłaszcza z dodatkiem cebuli i musztardy – andouillette smakuje wyśmienicie. Chętni mogą wypróbować specjału w wielu regionach Francji, najsłynniejsze odmiany pochodzą z okolic Troyes, Lyonu i Chablis.
#3. Oczy tuńczyka
Smutne spojrzenie dobiegające z talerza to dla większości osób wystarczający argument, by zrezygnować z jedzenia. Ale nie dla Japończyków, którzy pod względem kulinarnym nie cofną się przed żadnym ekstremum. Gotowane i doprawione sosem sojowym oczy tuńczyka to w Japonii bardzo popularny przysmak, który dostać można niemal na każdym targu. Smakiem przypominają połączenie jajka na twardo i kalmara, ale zawierają całe mnóstwo kwasów omega–3. Jak by nie, ekhm, patrzeć, jest to więc całkiem zdrowy posiłek. Choć nieco makabryczny zarazem.
#4. Isaw
Jeśli ktoś właśnie nabrał ochoty na szaszłyki, niech jeszcze nie planuje wycieczki do sklepu po składniki – zaraz mu przejdzie. W tym oto znakomitym filipińskim specjale najbardziej jadalny wydaje się… patyk, na którym nabita jest reszta. A co ową resztę tworzy? Drobiowe lub wieprzowe jelita. Ale bez obaw – solidnie umyte z wewnątrz i zewnątrz. No nie wierzycie, że szczerbaty Filipińczyk zachował przy tym najwyższe standardy higieniczne? Z drugiej strony choćby mył je najdokładniej, to jeszcze nie powód, by żywić się zwierzęcym tyłkiem. Na Filipinach uważają jednak inaczej, twierdząc przy tym, że isaw najlepszy jest prosto z rusztu, z dodatkiem chili. Isaw, Iresigned.
#5. Balut
Pozostając jeszcze na moment w smakowitych filipińskich klimatach, nie można zapomnieć o jeszcze jednym tamtejszym specjale. Tzw. balut to z pozoru nic strasznego. No bo co strasznego może być w jajku ugotowanym na twardo? Sednem jest słowo „w”. Zamiast białka i żółtka, którego można by się tam spodziewać, w środku znajduje się… mała kaczka ugotowana żywcem. By przygotować balut jajka przechowuje się przez 20 dni w specjalnych inkubatorach, po czym trafiają do garnka. Metody jedzenia specjału są ponoć dwie – jedni ograniczają się wyłącznie do wypicia „bulionu”, inni zakąszają również „wkładką”.
#6. Ostrygi Rocky Mountain
W dzisiejszych czasach trzeba mocno uważać, bo jedzenie nie zawsze jest tym, za co się podaje. Na przykład na opakowaniu napisane jest, że „kotlet”, a w środku soja i inne chwasty… Podobnie rzecz ma się z popularnymi w Stanach Zjednoczonych ostrygami Rocky Mountain. Nie ma w nich ani śladu ostryg. Są za to… jądra czegokolwiek, co nawinie się pod nóż – byków, bizonów, baranów, świń… Usmażone w głębokim tłuszczu serwowane są – nie inaczej – z ostrym sosem, który pomaga zabić wszelkie wątpliwości konsumującego.
#7. Mopane
Lista najdziwniejszych przysmaków z różnych stron świata nie mogła pominąć Afryki. A zatem oto i ona, na deser. Pożywne, bogate w białko, wapń i żelazo, długie jak dłoń i grube jak cygaro… gąsienice mopane. Wystarczy zgarnąć je z drzewa i ususzyć – gotowe. Można też usmażyć i podać z sosem. Są jednak i tacy, którzy mopane zjadają na surowo. Dla większości jednak gąsienice stanowią codzienną przekąskę. Kupuje się je na kubki na targu i zjada po drodze do domu, zwykle nie zostawiwszy nic na później – tak bardzo Afryka kocha mopane. Przoduje pod tym względem Zimbabwe, ale atrakcyjny smakołyk spotkać można na całym kontynencie, a nawet w Europie, dokąd sprowadzany jest na życzenie ekskluzywnych restauracji.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą