Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Porównujemy dwóch najlepszych Jokerów: Jacka Nicholsona i Heatha Ledgera

62 087  
178   42  
„Czy tańczyłeś kiedyś z diabłem w bladym świetle księżyca?” – to pytanie skierowane w stronę młodego Bruce'a Wayne'a było dla nastoletnich miłośników komiksów symbolem strachu i zła w Gotham City. Jack Napier – bo tak naprawdę nazywał się wypowiadający te słowa Joker – już od długiego czasu jest postacią całkowicie przejętą przez popkulturę, a ostatnia dekada to prawdziwy wybuch popularności antagonisty z budzącym grozę makijażem.



Są takie role filmowe, które automatycznie łączą się z konkretnym aktorem. Przez wiele lat mówiąc o Jokerze, w głowie widziało się diabolicznie uśmiechniętego Jacka Nicholsona. Mało kto jednak wie, że aktor znany z „Easy Ridera” i „Lotu nad kukułczym gniazdem” dość długo wahał się, czy w ogóle przyjąć tę propozycję. Nicholson dość selektywnie podchodził nawet do kinowych przebojów – odrzucił między innymi propozycję zagrania kapitana Willarda w „Czasie Apokalipsy” (w tę postać wcielił się Martin Sheen) oraz Michaela Corleone w „Ojcu chrzestnym” (niezapomniana kreacja Ala Pacino), nie był też zainteresowany sportretowaniem cierpiącego na bezsenność weterana wojny wietnamskiej w „Taksówkarzu” (na szczęście dla kinematografii wybór padł na Roberta De Niro).

Przez pewien czas pod znakiem zapytania stał też jego udział w pierwszej ekranizacji „Batmana” autorstwa Tima Burtona – do roli Jokera przymierzany był... Robin Williams. Kiedy w końcu Nicholson, po długich wahaniach, jednak zdecydował się na zostanie Jokerem, odstawiony na boczny tor Williams wkurzył się nie na żarty – nie tylko odmówił zagrania Człowieka Zagadki w filmie „Batman Forever”, ale też obraził się na wytwórnię Warner Bros., przez lata konsekwentnie odmawiając ról przez nią proponowanych.

Innymi Jokerowymi propozycjami byli Tim Curry, James Woods czy... David Bowie. I ta ostatnia, chyba najmniej oczywista z opcji, paradoksalnie mogłaby okazać się strzałem w dziesiątkę – wystarczy przypomnieć sobie wokalistę w roli króla Goblinów w „Labiryncie” oraz wymyślne makijaże ze wczesnego etapu kariery Ziggy'ego Stardusta. No, ale dziś już za późno na gdybanie.


Heath Ledger, Joker na miarę XXI wieku, podczas swojej brawurowej roli w „Mrocznym Rycerzu” był znacznie młodszy niż Nicholson – liczył sobie zaledwie 28 lat, co przy przeszło pięćdziesiątce swojego starszego kolegi po fachu już na starcie zaznaczało sporą różnicę w wielu formach ekspresji. Na pierwszy rzut oka widoczny był też zupełnie inny, wprowadzający niepokój, styl kreacji postaci. Grający Alfreda – kamerdynera Bruce'a Wayne'a – Michael Caine, zestawiając obu aktorów przyznał, że Nicholson bardziej przypominał mu klauna, który pomimo dążenia do zła potrafił rozśmieszyć (sam Jack mówił o swoim bohaterze: W Jokerze lubię to, że jego poczucie humoru jest kompletnie pozbawione smaku), natomiast Ledger skierował się w stronę groźnego psychopaty. Inspirujący się „Mechaniczną Pomarańczą” i Sidem Viciousem z Sex Pistols Heath w tworzeniu przerażającej atmosfery był zresztą tak przekonujący, że nawet Caine – aktor z tak ogromnym doświadczeniem – w kontakcie z psychopatyczną Jokerową aurą ze zdenerwowania zapomniał tekstu.

Mafioso w kolorowym garniturze z filmu Tima Burtona to oczytany gość – w scenie mającej miejsce w apartamencie granej przez Kim Basinger Vicky cytował fragment „Kruka” Edgara Allana Poe: „Take thy beak from out my heart” („Zabierz dziób z mojego serca”). Jak przystało na szanującego się ekranowego gangstera, Nicholson zadbał też o odpowiednie wynagrodzenie – za swoją rolę zainkasował 6 milionów dolarów, co na jego ówczesne standardy wynagrodzenia nie było oszałamiającą kwotą, jednak znacznie istotniejszy był zagwarantowany procencik od dochodu, który później spłynął na jego konto – od czasu premiery urósł już do niebagatelnej sumy 100 milionów zielonych! Intrygujący Joker Ledgera to natomiast zakochany w chaosie anarchista, dla którego forsa nie stanowiła zbyt dużego znaczenia – na bank pamiętacie scenę z paleniem piramidy banknotów, będącej dla antagonisty we fioletowym garniturze niczym więcej niż tylko stertą bezwartościowych papierów.


Nicholson bardzo dobrze wspominał wcielanie się w postać Jokera, która pozwoliła mu na dużą dozę kreatywności, często niemożliwą w przypadku mocno ograniczonych scenariuszem ról – choć w tym przypadku zaśmiewający się sardonicznie Jack mógł właściwie być po prostu sobą. A ciekawość dziennikarska dotycząca przedpremierowych doniesień o jego kreacji oczywiście była ogromna – zaproponowano nawet rzecznikowi prasowemu produkcji 10 tysięcy funtów za pierwsze zdjęcia filmowego Jacka Torrance'a z „Lśnienia” w roli umalowanego postrachu Gotham City; skradzione zostały także taśmy, które zawierały około dwudziestu minut materiału z (między innymi) rolą Nicholsona.

Heath podczas przygotowań do „Mrocznego Rycerza” postawił na aktorstwo wcieleniowe – na kilka tygodni zamknął się w pokoju hotelowym, gdzie w samotności mógł przejść całkowitą metamorfozę i emocjonalnie poczuć graną przez siebie postać. Ciarki na plecach wywołuje pamiętnik, który fizycznie zajechany Ledger (dwie godziny snu dziennie w połączeniu z lekarstwami na receptę to raczej kiepski pomysł) stworzył w trakcie swojej transformacji – a szczególnie niepokojące jest niedbale napisane „Bye Bye”, w którym niektórzy doszukują się rzeczywistego pożegnania aktora.



Heath w jednym z ostatnich wywiadów mówił, że prawdopodobnie już nigdy tak dobrze nie będzie bawił się na planie filmowym – z perspektywy czasu te słowa brzmią niczym straszliwe proroctwo. Sam Nicholson po odnalezieniu martwego Ledgera miał zresztą tajemniczo powiedzieć „Ostrzegałem go”. Pośmiertny Oscar (i wiele innych prestiżowych nagród, jak chociażby Złoty Glob) to marne pocieszenie, jednak w tym przypadku można być pewnym, że nie była to nagroda podyktowana głównie smutnymi okolicznościami, a samą niezapomnianą kreacją. Ludzie pokochali tę tajemniczość człowieka znikąd, którego celem jest przede wszystkim sianie chaosu – nie da się zliczyć dziar z najbardziej znanymi cytatami z „Mrocznego Rycerza”: „Why so serious?” czy „I believe whatever doesn't kill you, simply makes you... stranger” znalazło się na skórze milionów przekonanych o swojej wyjątkowości fanów Batmana i tatuaży.

Ledgerowy Joker dosłownie podchodził do wypowiadanego przez siebie hasła „Co cię nie zabije, uczyni cię dziwniejszym” – w końcu okazji do pożegnania się z życiem miał na ekranie całkiem sporo, za każdym razem z opresji wychodząc obronną ręką. Na ogromne brawa zasługuje między innymi słynna scena, w której przebrany za pielęgniarkę Ledger próbuje wysadzić w powietrze szpital – gdy jednak nie udaje się zdetonować wszystkich materiałów, Joker nieco komediowo rozkłada ręce, by za chwilę wśród serii wybuchów zniknąć z miejsca zdarzenia. Pirotechnika na planie rzeczywiście na moment zawiodła – nie przeszkodziło to jednak Heathowi w zaprezentowaniu swojej improwizacyjnej maestrii. Również kompulsywny, nerwowy tik oblizywania ust przez Ledgerowego Jokera pierwotnie wziął się z problemów z odklejającymi się sztucznymi bliznami, jednak aktor potrafił zrobić z tego jeden z najbardziej charakterystycznych gestów swojego bohatera.


Skupiając się na dwóch najpopularniejszych Jokerach, nie można zapominać jednak o innych odtwórcach tej roli. Cesar Romero, który w jednego z najgroźniejszych przeciwników Batmana wcielił się już w serialu z lat sześćdziesiątych, to dziś ucieleśnienie klasyki. W obecnych realiach postać grana przez Romero bawi – komiksowo przerysowany klaun z białym makijażem na wąsach (aktor nie zgodził się na zgolenie swojego charakterystycznego elementu wizerunku) nie budzi strachu, jednak szacunek za pionierstwo pozostał. Doceniony został również Mark Hamill – Luke Skywalker z „Gwiezdnych Wojen” podkładał głos w animowanej serii z lat dziewięćdziesiątych, w jednej z wypowiedzi porównał nawet wcielanie się w Jokera do... roli Hamleta.

Bardzo trudne zadanie miał Jared Leto w „Legionie Samobójców” – nie dość, że od tego aktora powinno wymagać się bardzo dużo (doświadczenie z „Witaj w klubie” czy „Requiem dla snu” podpowiada, jak bardzo Jared jest w stanie wejść w postać), to jeszcze od kreacji jego genialnego poprzednika minęło zaledwie osiem lat. Czy wokalista Thirty Seconds to Mars podołał temu zadaniu? Jest wiele pozytywnych głosów, jednak ortodoksi nie byli zbyt szczęśliwi. W ostatnim czasie objawił się też zupełnie nowy, całkiem niespodziewany Joker: Tommy Wiseau, twórca uznanego za najgorszy w historii filmu „The Room”, podzielił się swoją interpretacją tej postaci. Komentarze pod tym filmikiem to prawdziwe złoto – żeby wymienić chociażby „Wiseau Serious?”, „Heath Ledger is an amateur” czy nawet „Better than Jared Leto”.


Zatem który z Jokerów występujących w Batmanowej franczyzie był lepszy? To pytanie z gatunku wyższości Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem, mamy nad tatą i pizzy nad burgerem – choć wydaje się, że uwspółcześniona wersja Ledgera przekonuje dziś jednak nieco bardziej. Ale zamiast niepotrzebnie zastanawiać się nad kategoriami, po prostu warto jeszcze raz obejrzeć te świetne filmy.

8

Oglądany: 62087x | Komentarzy: 42 | Okejek: 178 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły
Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało